niedziela, 29 grudnia 2013

F.S.T.F.I.L. (Five Steps To Falling In Love)

 Paring: SeKai
Bohaterowie: Sehun, Kai, LuHan, Tao, Miki(zmyślona postać), Kris, Suho, D.O (Suho jest ciemnowłosy, D.O czerwonowłosy, byli wspomnieni tylko po kolorach włosów)
Typ: oneshot, romans, AU, komedia, fluff
Ostrzeżenia: Brak

No więc muszę zacząć moja kolejną pozbawioną sensu przedmowę, w której to ponarzekam jak to zjebałam tego ficzka. Nie ukrywam, ze chyba najbardziej lubię to robić xD A jednak będzie odmiana. Powiem wam, że osobiści jestem zauroczona tym opowiadaniem, a najbardziej końcówką. Ogólnie miał być to ficzek opublikowany już hohoho czasu dawno temu, ale jak wspomniałam przy CHC mój Word zaczął się buntować i myślałam, że straciłam bezpowrotnie całą moją pracę, a tu jednak się okazało, że jednak przetrwał on tą burzę braku współpracy i zaraz macie poznać jego treść! Wystarczyło, ze dopisałam szybko końcówkę i sprawdziłam. Od razu przepraszam jak będą błędy, ale moja kochana beta naleśnik uznała, że wierzy w moje umiejętności pisania poprawnie ortograficznie. Jest już prawie północ, a ja tak pisze i piszę, Dodam tego fanficka dopiero jutro, czyli tak na prawdę dzisiaj, bo przecież czytacie to w niedzielę, czyli będzie jako dzisiaj ... okej nie ważne. Najbardziej martwi mnie fakt, ze kolory włosów nie są z tego samego okresu czasu. Tak, to jest mój największy problem tym ficzku. Tak możecie już się śmiać. Ale na prawdę nie mogłam zrezygnować z tego żeby Sehun nie miał różowych włosów, bo to przezwisko jest takie słodkie i gdybym je usunęła to moje życie straciłoby sens i tak dalej. Pierdu pierdu. Pamiętam, że jak go pisałam za pierwszym razem to miał on być z dedykacją dla kogoś, ale na prawdę teraz gdy próbuję sobie o tym przypomnieć, to w mojej głowie pojawia się wielka pustka, więc dedykuje go wam wszystkim. Wszystkim moim obserwatorom, którzy jednak kliknęli ten przyciski mimo tych nieporównywalnie niskich umiejętności jeżeli weźmie się i porówna moją twórczość z kogoś innego. Tak, więc miłego czytania. A okładkę wykonała bere tak dawno temu, ze myślę, że ona sama tego nie pamięta xD

     ☮☮☮

Oh Sehun znajdował się w parku dla skejtów, w którym właśnie miejscowi popisywali się swoimi umiejętnościami. Dochodziła kolej chłopaka na pokaz swojego talentu. J. ego fanki, które nie mogły już się pomieścić w środku, piszczały i życzyły mu powodzenia. Nie musiały. Przecież i tak był najlepszy. Nie, różowowłosy nie był zbyt zadufany w sobie. Po prostu jeżeli przez twoje życie przewinie się zbyt dużo osób mówiących, że jesteś perfekcyjny, dziwne by było nie myśleć w taki sposób. Ale najważniejsze, że nikt nie miał mu tego za złe. Każdy wiedział, że to właśnie Oh jest mistrzem w tym fachu. Przynajmniej innego nie znali.
Gorąco uderzało w chłopaka tak, że wydawał się jakby na pół przytomny. Szybko analizował poprzednie występy aby wiedzieć co pokazać by zadziwić ludzi, a na dodatek żeby nikt go nie przebił. Właśnie to dzięki tej umiejętności – szybkiemu przetwarzaniu danych – został okrzyknięty przez wszystkim za najlepszego w mieście.
Lekko potrzepał głową i przeczesał swoje włosy z szelmowskim uśmiechem. Jechał po wygraną. Bo przecież jak już raz się coś zdobyło, to nie powinno się tego tak łatwo oddawać
Odepchnął się. Wywołując parę omdleń zmierzał ku pierwszemu przystankowi. Z każdym kolejnym jego popisy były bardziej cudowne i dopracowane, a wszyscy musieli przyznać, ze jest bardzo dobry. Zbliżał się do ostatniego punktu, który miał zaszokować wszystkich. Miał być nie do przebicia. No właśnie, MIAŁ.
Krzyki, ryk, huk, tysiąc migających chwil przed oczami i zapłakane twarze. To tylko zdołał zobaczyć różowowłosy chłopak zanim stracił przytomność.

     ☮☮☮

Nie mógł otworzyć oczu. Coraz wyraźniej czuł wiatr na swojej twarzy, słońce oświetlające ją oraz dźwięk głosu innych ludzi. Chociaż gdyby zastanowić się dłużej wolałby tego nigdy nie słyszeć i żyć w przekonaniu, że to wszystko to tylko stare bajki bez żadnego sensu.
-Tt-o niemożliwe – zaczęła jakaś dziewczyna
-Nie tylko ty tak uważasz – tak samo przerażony jak ona chłopak poparł jej wniosek
-A co mu powiemy? – teraz Sehun był niemal pewny, że chodzi o niego, a on jak ostatni ciul nie może nawet odsunąć tych żaluzji w postaci powiek, które opadały na jego gałki oczne
-Prawdę. I tak by się dowiedział – ta dziewczyna chyba racjonalnie myślała. Wiadome przecież, że oczekiwał samej prawdy, zero kłamstw
-Gdyby pominąć ten jeden pewny szczegół, którym jest deskorolka, to prawda nie byłaby tak trudna do przedstawienia.
Co. Czekaj. Deskorolka.
-Nie możemy udawać, że jego deskorolka nie została zabrana … zabrana przez czarnych.
Jakby po nagłym przypływie energii szybko podniósł się do góry z szeroko otwartymi oczami. Koło niego byli Tao, Luhan i Miki. Wszyscy byli jego przyjaciółmi. Był jeszcze Baekhyun, ale tego gdzieś wywiało. Najprawdopodobniej był na randce z ChanYeolem, ale kogo to obchodziło w tym momencie.
To ostatnie zdanie było najbardziej koszmarne jakie kiedykolwiek usłyszał w życiu. Jego deskorolka, z którą spędził każde zawody została zabrana. Jeszcze jakby winowajcami były szalone fanki. Można by to było odzyskać, ale w tym przypadku … nawet największe szczęście nie pomogłoby w tej sytuacji. Czarni … Jedyne co o nich było wiadomo to legendy. Nigdy nie byli uznani za prawdziwych. Straszono nimi tylko młodych skejtów, którym zaczynało odbijać. Nikt nigdy ich nie widział. Cali ubrani na czarno, na deskorolkach, rujnują dnie innym czerpiąc z tego energię do życia. Spotkanie z nimi to była natychmiastowa śmierć, a z własnej woli najgorszym samobójstwem.
-Co tu się stało? – zapytał Oh łapiąc się za obolałą głowę
Jego pytanie obiło się głuchym echem po obecnych. Wszyscy mieli skamieniałe twarze i najwyraźniej nie mieli zbyt dużej ochoty o tym mówić. Różowowłosy chłopak wyraźnie obdarzył każdego z nich badającym spojrzeniem oczekując odpowiedzi. Jednak kiedy jej nie uzyskał wstał i strzepnął z siebie piach aby wyglądać w miarę normalnie.
-Jeżeli nie chcecie mówić, to może zapytam się którejś z tych dziewczyn – pomachał w stronę jednej z grupek dziewczyn, które zaczęły piszczeć, że szczęścia. Chociaż nie wiadomo było czy to z faktu, że zwrócił na nie uwagę, czy tego, ze się ocknął.
-Wiesz … oppa… to nie jest dobry pomysł – Miki zacisnęła usta w wąską linię i pośpieszyła pozostałą dwójkę do wstania – Lepiej będzie jak stąd pójdziemy. Może buble tea? – uśmiechnęła się zachęcająco i nawet nie czekając na odpowiedź pociągła go za sobą w stronę wyjścia nie zwracając uwagi na resztę.
Miejscowa kawiarenka z tym napojem była bardzo przyjemna. Ściany były w kolorze karmelu, a na nich wisiały różne zdjęcia. Za ladą stały dwie uprzejme Koreanki, które doradzały klientom pewnie w sprawie wyboru. Luhan miał smak taro, Sehun i Miki czekoladowe, a Tao postanowił się cieszyć sokiem pomarańczowym w kartoniku z księżniczkami Disneya. Kiedy Oh zdał sobie sprawę, że już nie ma ponad połowy bubble tae, a jeszcze nikt się nie odezwał znowu obdarzył wszystkich obecnych wzrokiem, którym chciał namówić resztę do współpracy i szybkiego wyjaśnienia sprawy. No bo ile można się dopominać o tak głupią rzecz. Kiedy to już po raz kolejny spotkał się z jakże wyczuwalną zlewką odsunął od siebie kubek i znużony postanowił sam zacząć.
-Powiecie mi coś w końcu? Bo ten czas mogę wykorzystać na to aby ktoś inny mi to opowiedział.
Pozostała trójka tylko spojrzała na siebie ukradkiem. Różowowłosy postanowił to zignorować i dalej wpatrywał się w nich oczekując jakiegokolwiek wyjaśnienia.
-Sehun-ah …
Czyli pierwszą osobą, która postanowiła go odwieść od wszelkich prób wyciągnięcia informacji od nich był najstarszy.
-Hyung – przewrócił oczami w stronę Luhana – Teraz zastanawiam się kto w tym towarzystwie uderzył się w głowę. Czy to byłem ja, czy cała wasza trójka – wskazał na każdego z nich palcem – To chyba najnormalniejsza rzecz na świecie aby wyjaśnić komuś co tak właściwie się stało.
-Oppaaa. Ale my sami praktycznie nie wiemy co się stało.
Oh tylko podparł brodę na rękach i głośno westchnął.
-Wiecie … nie zamierzałem tego robić – uśmiechnął się do siebie – Ale nie zostawiacie mi wyboru. Słyszałem waszą rozmowę. Teraz możecie mi wszystko wyjaśnić.
Jego wyznanie nie przyniosło oczekiwanego skutku. Myślał, ze ułatwił im robotę i od razu zaczną mu tłumaczyć wszystko. Sam wiedział, ze początki są trudne i potrzeba czasami zachęty i motywacji aby coś zrobić.
-Miki. Sama mówiłaś, że należy mi powiedzieć prawdę.
Z ust brunetki wyleciało tylko krótkie „oppa”. Ten natomiast zignorował to mówiąc dalej.
-Mówiliście coś o czarnych. Tak. Chodzi mi tu o tych którzy niszczą nam reputację.
Ich twarze wyraźnie pobladły jakby wiedzieli o czym teraz powie chłopak.
-No i mówiliście coś o mojej desce – i nagle szyderczy uśmieszek zszedł z jego twarzy - Czekaj, co. Się. Stało. Z. moją. Deską? – o mało co nie wykrzyczał tych słów, a twarze jego towarzyszy były tak blade, że sam duch by się ich przestraszył.
-Ech … Sehun – tym razem zaczął Tao mocno ściskając swoje ręce – Tak jakby Ci ją zajebali …
-Możecie powiedzieć, że to moje fanki? …
-Tak, Sehun-ah. Twoja deska została zabrana przez fanki.
Niecałą sekundę później Luhan dostał kuksańca w ramię.
-Sam prosił … - odparł chińczyk masując bolące miejsce
-Oppa – dziewczyna pomachała mu przed oczami – Jeżeli nas słyszałeś to dobrze wiesz, że zabrali ją ci … czarni,
-Tyle. To. Wiem. – odparł jakby uświadamiał im największą oczywistość – Mi chodzi o to jak do tego doszło.
-Oppa. Tobie też mam przywalić – przewróciła oczami dziewczyna, która już najwyraźniej odzyskała zmysły – Czy tak trudno się domyślić co takiego się stało?
-Tak – wysyczał plując jadem w jej stronę co ona zignorowała tym samym ruchem co wcześniej
-Czyli to ja mam mu powiedzieć? – spojrzała na kamienne twarze Tao i Luhana – Boże. Chłopaki. Z wami gorzej niż z dziećmi. Oh Sehun słuchaj uważnie, bo więcej już nie powtórzę – różowowłosy lekko rozszerzył oczy słysząc swoje imię z ust Miki. Zwracała się zawsze do niego „oppa”, że aż w pewnym czasie myślał, że po prostu zapomniała jak miał na imię jej kolega – Kiedy to właśnie na twój widok i na to jakie to wspaniałe rzeczy wyczyniałeś piszczały fanki nagle do skejt parku dostali się czarni i zwykle w ciebie wjechali. Naprawdę nie poczułeś, ze ktoś Cię pcha oppa? Kiedy już byłeś na ziemi, to po prostu wzięli sobie deskę i odjechali dalej w swoją stronę.
-Nikt ich nie zatrzymał? – prychnął w jej stronę
-Gdyby normalnie korzystali z wejścia to by tak było. Ale oni po prostu przeskoczyli przez najniższą, tą metrową, część ogrodzenia.
-Czyli kiedy to ja właśnie jeździłem przyszli sobie tu czarni aby tak po prostu zapierdolić mi moją deskę, która jest im potrzebna do niczego?
-Oppa! Ale przynajmniej ciesz się, że nic Ci się nie stało. Deskę można kupić!
To był zupełny absurd. Pomińmy już sam fakt, że pokazali się czarni. Mieli to być skejci, którzy swoją pasję łączyli z bójkami, przestępstwami i dużą ilością zakazanych rzeczy takich jak dragi. Krótko mówiąc byli to ludzi, z którymi lepiej było nie mieć nic do czynienia. Ważniejsze było to, że po nic im była używane deska, na dodatek stara. Sam już jej nie używał. No może nie do końca. Była to jego pierwsza deska i zawsze kiedy chodziło o coś ważnego, to na niej właśnie popisywał się przed wszystkimi. Jedni mają szczęśliwe ubrania, inni naszyjniki, a Oh Sehun ma deskorolkę. Przecież każdy ma swoje dziwactwa. Właściwie fakt, że osoby, które zazwyczaj się nie ujawniają i biorą komuś deskę, która już prawie nie nadaje się do użytku był śmieszny. Jeszcze wtedy chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że to był bardzo dobrze przemyślany ruch. Jego przemyślenia przerwał nagle głos Tao, który uświadomił wszystkim jakimi są idiotami.
-No właśnie. Dobrze, że mu się nic nie stało … ale tak naprawdę chyba nie mamy pewności i teraz powinniśmy być w szpitalu, a nie na buble tea. To tylko takie bardzo malutkie stwierdzenie.

Chyba nie dziwi was fakt jaki duży ochrzan dostali od brata BaekHyuna, który był lekarzem, że nie przyprowadzili Sehuna od razu. Na samym początku zaczął wychwalać swojego brata, zdecydowanie kochał go za bardzo, że zacytuję: „Gdyby Baekki nie był tylko na randce to na pewno zachowałby trzeźwy umysł i od razu zadzwonił do mnie”. Na samym końcu stwierdził, że na szczęście wszystko w porządku, ale nie zapomniał wspomnieć, że oni wszyscy kiedyś pozabijają się na tych deskorolkach jak będą jeździć bez kasków, oczywiście nie tak jak jego brat. Tylko gdyby wiedział, że jego ‘jakże wspaniały i cudowny’ brat ściąga go z głowy gdy tylko wjeżdża do skejt parku …
-Oppa na pewno wszystko w porządku? – Zaczęła wyć Sehunowi za uchem dziewczyna niczym pies
-Przecież lekarz powiedział, ze wszystko w porządku. Nie martw się – pogładził ją po głowie
-Oppa, ale mi chodzi o twój stan psychiczny – strzepnęła jego rękę z głowy
-Miki … - zaczął Luhan – Przecież to, że zabrali mu deskę wcale nie znaczy, że musi trafić do psychiatryka – puknął ją w głowę
-Oppa. Nie mówiłam chyba do ciebie – syknęła i sprzedała mu kuksańca ale teraz już w drugie ramię – Oppa, na pewno wszystko dobrze? – teraz zwróciła się już do truskawkowego chłopaka
-Tak jak mówił ‘oppa Luhan’ – specjalnie podkreślił te dwa wyrazy aby dać do zrozumienia dziewczynie, że to całe oppa tu oppa tam jest wyraźnie denerwujące. Niestety ona chyba nie załapała o co chodzi. A potem się dziwi, że jak powie oppa do któregoś z nich, to cała czwórka głowi się do kogo było to skierowane – to, że ktoś wziął moją własność nie znaczy, że popadnę w depresję – powiedział to tak aby dalej nie drążyła tematu, bo ona tylko wiedziała o tym, że to tak jakby szczęśliwy amulet. Ach … dziewczyny przecież zauważają takie szczegóły.
-Ja na waszym miejscu najbardziej przejmował się inną rzeczą – dodał Tao, który już był jakiś dziwny od kiedy tylko Oh się ocknął.
-Niby czym?
-Jeżeli czarni już raz się pojawili, to mogą pojawić się znowu. Do tego raczej większość jest przerażona tym, że nas odwiedzili i pewnie boi się, że oni też staną się ofiarami tak jak ty dzisiaj Sehunni.
-Tao, czy ty raz możesz nie myśleć o tych najgorszych rzeczach? – jęknął Luhan łapiąc się za głowę.
-Czyli też o tym jak bardzo jesteście głupi? – chyba nic dziwnego, że czerwona na twarzy Miki przyłożyła mu butem prosto w krocze.

         ☮☮☮

Od minionego wydarzenia minęły już dwa tygodnie. Przez pierwsze dni rzeczywiście wszyscy byli trochę przestraszeni zaistniałą sytuacją, ale po chwil wszystko nabrało starego wyglądu, a tamten dzień stał się już odległą przeszłością w umysłach większości nastolatków. Każdy był szczęśliwy. Sierpień był naprawdę ładny, więc chłopacy oraz kilka dziewczyn mogło całymi dniami poddawać się dawce swojego ulubionego zajęcia. Jednak pośród nich wszystkich Oh Sehun pełnią szczęścia nie mógł się cieszyć. Jego jazda szła mu coraz gorzej i zauważyli to wszyscy. Jednak stwierdzili, że to wina wypadku i choć namawiali go do tego aby zrobił sobie przerwę, ten tylko machał głową w ramach protestu i dalej próbował powrócić do dawnej formy. Jednak jak bardzo by ćwiczył z głowy nie mógł wyrzucić jednej rzeczy. Mianowicie chodziło o to, że bez swojej starej deski czuł się nago. Po prostu jakby zgubił coś ważnego. Jego pogorszenie więc wynikało z tego, że po prostu stracił swój amulet szczęścia i z każdą chwilą chciał go odzyskać coraz bardziej. Po prostu nie mógł się skupić na niczym innym jak na tym, że już po prostu nie ma. Dla Sehuna ta rzecz była podstawą całej drogi, którą przeszedł, a ona tak nagle zniknęła. Nic więc dziwnego, że prawie nagle wszystko runęło w dół co w praktyce oznacza zmianę prawie wszystkiego o sto osiemdziesiąt stopni.
-Oppa. Usiądź. Nie jesteś skupiony i zaraz wywrócisz się tu do tyłu.
-Aishh. Miki. Wiem co robię.
-Nie oppa. Aż taka głupia nie jestem by uwierzyć w historyjkę typu „szok powypadkowy”. Wiem, że po prostu wolałbyś aby ta deska leżała u Ciebie w pokoju, no ale nie wszystko idzie po naszej myśli.
-Przecież to nie o to cho…
-Nie spieraj się ze mną – zafuczała mu nad głową popychając go na ławkę – I tak w końcu wyjdzie na moje, czy tego chcesz czy nie.
-Miki. Nie mam dziesięciu lat. Poradzę sobie sam.
-Nie, nie, nie – pokręciła przecząco głową – Posiedzisz sobie na ławce dopóki nie zapomnisz o swoim przywiązaniu do tego kawałeczka drewna. Kiedy Cię takiego widzę to myślę, że byłbyś w stanie zabić za tą deskę.
Dość przykry był fakt, że nie pomyliła się z tym aż tak bardzo.
-Aish! Nie opowiadaj głupot! – wywrócił oczami
-Jeszcze raz wywrócisz oczami, a … - zatrzymała się jakby wymyślając idealną zemstę po czym przymrużyła oczy dodając – nieważne.
-Czyli mogę dalej wywracać oczami? – zaśmiał się
-Oh Sehun – powiedziała surowo – Mógłbyś kiedyś choć raz wziąć coś na poważnie. Siedzisz jak tuman i rozpaczasz, że zajebali Ci deskę.
-Nie rozpaczam – syknął w jej stronę
-No i już widać, ze poruszam wrażliwy temat – zaśmiała się czochrając mu włosy
-Ech. Nie ważne czy coś zrobię, czy nie. Po pierwsze nic z tego nie wyjdzie, a rozwiązanie samo do mnie nie przyjdzie.
Brunetka na chwilę zastygła patrząc się w coś za nim. Po czym głośno przełknęła ślinę i uśmiechnęła się blado.
-A może jednak i przyjdzie … a raczej przyjedzie.
-Co? – zapytał się i odwrócił do tyłu po czym odskoczył w tył z piskiem
Jakiś metr od niego stało trzech chłopaków. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby cali nie byli ubrani na czarno. Wysoki blondyn stojący na lewo popatrzył się na niego z ukosa, ten po prawej z bordowymi włosami wyglądał jakby przyciągnięto go tu siłą. Tylko ten z czarnymi włosami sprawiał najbardziej przyjazne wrażenie. Albo jako jedyny starał się nie przestraszyć jeszcze bardziej różowowłosego.
- Oh Sehun prawda? – zapytał się zachęcająco chyba chcąc aby truskawkowy blondyn się trochę rozluźnił
- Nie widzisz? – warknął ten wysoki – Średniego wzrostu, wygląda jakby ktoś na głowie rozpuścił mu lizaka, ma przyćmioną twarz, wygląda jakby wszystko pojmował z opóźnieniem … - widocznie miał jeszcze więcej uwag na temat wyglądu Oh, ale uciszył go wzrokiem bordowowłosy.
- A wy kim jesteście? – zapytał się ignorując to co wcześniej usłyszał i chyba pierwszy raz pożałował, że zrobił sobie wakacyjny lekko różowy kolor na głowie
- Ah, nie musisz tego wiedzieć – uśmiechnął się ten pierwszy– i tak się więcej nie spotkamy. Zapewne chciałbyś odzyskać deskorolkę?
- Zapewne tak – syknął w jego stronę
- W takim razie. Przyjdź na ten adres jutro w południe – uśmiechnął się tajemniczo – Sam – na to słowo jego twarz automatycznie zmieniła się na taką, która mówiła, ze w innym razie tego bardzo pożałuje.
- A co się stanie jeżeli nie przyjdę? – podniósł jedną brew w górę – Po drugie czarodziejem nie jestem. Adresu nie wyczaruję.
- Kris, kurwa – zerknął w jego stronę ciemnowłosy, a blondyn automatycznie wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę, zwinął ją w kulkę i rzucił do Sehuna – Tego to już nie wiem – mruknął i szybko odjechał razem z pozostałą dwójką
Patrząc na adres od razu stwierdził, że czeka go jakże przyjemna wycieczka na drugi koniec miasta. Nie wiedział właściwie, czy go tam nie pobiją, wezmą organy. Głośno przełknął ślinę i jeszcze raz uważnie popatrzył się na odjeżdżającą trójkę. Mocno zacisnął pięści próbując złapać normalny oddech.
- Chyba nie zamierzasz tam iść – pisnęła przerażona dziewczyna
- Oczywiście, że nie.

I chociaż powiedział, że nie zamierza nigdzie iść to jednak wlókł się metrem na podany adres. Z zewnątrz wyglądał na bardzo opanowanego, ale w środku wyglądało to całkiem inaczej. Miał potworne zawroty głowy, a na dodatek mocno pulsowała z nerwów. Czuł się jak plama na asfalcie, po której przejeżdżają kolejne samochody. Z trudem nie tracił równowagi, a jego myśli kłębiły się po głowie nawet nie dając się dokładnie przeanalizować. Jego serce biło o wiele za szybko, a sam jego właściciel myślał, że zaraz wypadnie mu z piersi. Może i tak było by lepiej, bo to ono sprawiło, że zignorował wszystkie swoje myśli i jak głupi postanowił jednak udać się w miejsce z kartki. A właśnie tego od niego oczekiwano.
Aby choć trochę się rozluźnić przyglądał się ludziom, którzy stali w pobliżu. Wszyscy zdawali się mieć własne problemy. A jego osoba w ogóle ich nie obchodziła. Co przecież ciekawego mogło być w nastolatku, który według nich miał idealne życie. Wiele by dali aby się z nim zamienić choć na jeden dzień. Zapracowane życie totalnie ich wyniszczało.
Kiedy o jego uszy obiła się nazwa, którą mocno starał się zapamiętać wcześniejszego dnia, szybko podbiegł do najbliższego wyjścia i opuścił pojazd. Jego nogi zrobiły się jak z waty kiedy skręcił w pierwszą uliczkę. Wiedział, że nie dzieliło go od celu podróży dużo czasu. Zdawał sobie sprawę, że za kolejnym zakrętem będzie już na miejscu. Miał jeszcze 10 minut, więc zwolnił tempo i starał się uspokoić. Chociaż myślenie o tym, co ma się zaraz zdarzyć nie mogło go przecież uspokoić.
I w końcu stanął przed brzoskwiniowym domem z dość dużym gankiem. Sehun myślał, że trafi do jakiegoś opuszczonego budynku … Przez głowę przemknęła mu myśl, że piwnica tego domu może skrywać jakieś narzędzia tortur. Szybko zapomniał o tym i przycisnął dzwonek przy bramce. Po jakiejś minucie ukazał mu się zaspana postać w brązowych włosach. Na jego widok wyraźnie się ożywił i z uśmiechem otworzył mu bramkę.
-Jestem Kim Jongin, ale mówią mi Kai –uśmiechnął się zagadkowo
-A ja Sehun – odpowiedział mu po chwili chociaż wiedział, że nie było to konieczne.
-Ahhh … wiem o tym. Przecież nie sprawiam sobie tyle trudu aby zabrać deskorolkę przypadkowej osobie.
-A teraz mógłbyś mi ją łaskawie oddać? – zapytał od razu nie chcąc wchodzić do środka.
-Nie po to Ci ją zabierałem aby tak od razu oddać – jego usta uformowały się w prostą linię, lecz szybko wróciły do uśmiechu – Wejdź do środka.
Oh Sehun naprawdę nie chciał tego robić. Czuł, że w środku czeka go coś niezbyt przyjemnego. I rzeczywiście miał rację. Jedyny powód dlaczego przystał na propozycję Kaia to to, że już tu był i nie mógł się wycofać. Chłopak zaprowadził go do swojego pokoju. Jego pokój wcale nie różnił się zbyutnio od jego własnego. Łóżko, biurko, parę plakatów, szafa, telewizor. Przeciętny pokój jak każdego.
-Więc chcesz ją odzyskać? – zaczął się uśmiechać sam do siebie
-Gdybym nie chciał to by mnie tu nie było.
Chłopak starał się nie oszaleć. Źle zrobił, ze tu wszedł. Doskonale to wiedział. Z każdą sekundą coraz bardziej chciał uciec, wrócić do domu i zjeść czekoladę. Wszystko stawało się dla niego dziwne, pomieszane i po prostu głupie. Wiedział, że później bardzo oberwie … od wszystkich. O ile w ogóle wyjdzie stąd. Jakoś. Może zwieje niepoturbowany. Co się oszukuję. Pewnie za chwilę z szafy wyjdą jego koledzy. Stawało się to jeszcze bardziej prawdopodobne gdyż Kai zbliżał się do niej wywołując ciarki na plecach u wystarczająco już spanikowanego różowowłosego. Jedyne co Sehun zdążył zrobić zanim ten ją otworzył, to głośne przełknięcie śliny i parę kroków w tył.
-Czemu wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć? – zapytał dość rozbawiony Jongin stojąc przed nim
Oh lekko potrząsł głową aby wrócić do rzeczywistości i nie stracić równowagi. Przed nim stał Kai z jego własną deskorolką w rękach z miną jakby zobaczył najśmieszniejszą rzecz na świecie. Jego oczy momentalnie się rozszerzyły na widok swojej własności. Miał ochotę zabrać ją wybiec z tego domu i najlepiej wyprowadzić się na drugi koniec kraju aby tylko ponownie go nie spotkać. Jak bardzo chorym na umyśle trzeba być aby ukraść komuś deskorolkę.
-Jest twoja prawda? – wskazał na rzecz Kai chociaż doskonale wiedział, że należała do blondyna.
Sehun tylko pokiwał głową.
-Więc co mam zrobić abyś mi ją oddał? – zapytał się po chwili ciszy

-Chuj, dupek, debil, popierdoleniec, suka, dziwka, psychol, dziwak,zjeb – słowa te rzucał Sehun w stronę stojącego przy drzwiach Kaia.
Chłopak jakby nigdy nic machał do niego z beztroskim uśmiechem na ustach.
-Zadzwoń do mnie mój lizaczku – rzucił szybko, gdy Oh z frustracją trzaskał furtką
Nie odwracał się, nie chciał patrzeć na ciemnowłosego i starał się wymazać jego istnienie z własnych myśli. Jedyną pocieszającą rzeczą był fakt, że w jego rękach znajdowała się jego osobista deska. Lekko przygryzł usta, gdy przypomniał sobie, co musiał przejść, by ją zdobyć.
„A teraz powiedz, że ...”
-Stop!- krzyknął nie zwracając uwagi na ludzi, czując że jego serce właśnie wali jak szalone

-Podzielmy twoją deskę na pięć części …
-Nie! - krzyknął różowłosy nie pozwalając dokończyć wypowiedzi swojemu wrogowi
-Posłuchaj mnie do końca lizaczku.
-Nie nazywaj mnie lizaczkiem!
-Twoje włosy mówią co innego – popatrzył na czubek głowy Sehuna i lekko się zaśmiał – Nie rozwalę twojej deski. Przyjmijmy, że kółka to cztery części, a drewno to jedna. W sumie mamy pięc.
-I co w związku z tym?
-Och, zaczynasz być irytujący lizaczku, zaraz zamkniemy tą twoją buzię – zignorował pytające spojrzenie młodszego i kontynuował – Po prostu musisz wykonać pięć zadań aby ją odzyskać.
-A co jeżeli nie?
-Bum – Kai pokazał rękami jak jego deskorolka dzieli się na dwie części. Widząc przygryzającego usta gościa dodał – Pierwsza rzecz będzie prosta. Złap mnie za rękę lizaczku. Na dziesięć sekund.
Oh popatrzył na niego zaskoczony. Myślał, że ciemnowłosy zacznie kazać mu wykonywać tysiąc przysiadów, pompek i jakieś inne trudne do wykonania czynności, a on tak po prostu powiedział mu, ze ma wziąć jego dłoń w swoją. Myślał, że kiedy w końcu to zrobi Jongin zacznie się śmiać z jego łatwowierności.
Dla gospodarza mógłby być to przyjemny czas. Tak jak w każdym przesłodzonym romansidle. Kiedy to z podkładem delikatnej muzyki dłonie kochanków stykają się nieśmiało aby potem połączyć się w jeden mocny uścisk. Delikatnym podkładem muzycznym do ich sytuacji było głośne, obijające się o ściany liczenie chupa chupsa do dziesięciu.
Kai lekko przygryzł usta, gdy dziesięć sekund dobiegło końca, a Sehun puścił jego dłoń.
-Widzisz lizaczku. Chyba nie było to takie trudne?
-Pośpiesz się – warknął jakże przyjaźnie chłopak w jego stronę – Co ty robisz? - zapytał zaskoczony, gdy Kim zaczął pokazywać swoim zgrabnym palcem na policzek.
-Och, dziewico orleańska pocałuj mnie tam gdzie Ci pokazuje – syknął w stronę różowowłosego, gdy ten nie zrozumiał jakie było jego kolejne zadanie.
Młodszy przez chwilę się zawahał, jednak przypomniał sobie, że często robił to z Luhanem, BaekHyunem, Miki, a nawet Tao, że szybko złożył lekki pocałunek na zimnym policzku Kaia.
Kolejny uśmiech zwycięstwa zagościł na twarzy chłopaka, gdy ten poczuł delikatne usteczka na swojej twarzy. Szybko też zagościło na niej niezadowolenie, gdy nawet nie minęła sekunda, a Oh odsunął się od niego niczym porażony prądem. Czas. Zapomniał mu powiedzieć ile to ma trwać.
-Co następne? - zapytał zadowolony z siebie Sehun pocierając o siebie ręcę.
I właśnie wtedy Kim postanowił użyć drugiej wersji, tej która była o wiele gorsza niż pierwsza. Chociaż sam lizaczek nie widział o tym, to promieniował on aurą pewności siebie, którą gospodarz postanowił zniszczyć.
-Teraz pocałuj mnie w usta – zaśmiał się – Na dziesięć sekund – dodał szybko przypominając sobie o wcześniejszej pomyłce.
-Co? - usta jego gościa lekko się otworzyły, a kiedy zrozumiał co usłyszał zaczął piszczeć – Ty geju! Ty chuju!
-Tak, jestem chujem. Tak samo jak ty. Chyba, że pan Oh Sehun ma nam do zaprezentowania coś innego również ciekawego. Może powinienem kazać ściągnąć Ci spo...
Kai nie zdołał dokończyć, bo uciszyły go lekko drżące usta chłopak przyklejone do tych jego. Chociaż nigdy nie było to dla niego coś niezwykłego, Jongin, nagle prawie stracił równowagę w nogach. Przez samo zetknięcie warg lizaczka z jego wyczuł, że ten ma niesamowity potencjał. Potencjał, który on sam musi wykorzystać, a na dodatek nie pozwolić go poznać nikomu innemu.
-Pieprz się Kai – syknął, gdy po trochę dłuższym niż dziesięć sekund czasie, oderwał się od niego.
Próbował się nie rumienić. Nie wychodziło mu to chyba widząc uśmiech Jongina. Różany chłopak pierwszy raz całował się z kimś w usta. Możecie pomyśleć, ze to dziwne, ze chłopak nie bronił swojego pierwszego pocałunku, ale, chociaż nie chciał się to tego przyznać, nie przeszkadzało mu to aby Kim był jego pierwszym partnerem. Był on dobrze zbudowany, wysoki i przystojny.
-Oh, lizaczku, jeżeli tak bardzo tego chcesz to mogę zmienić następne zadanie na to – puścił w jego kierunku oczko patrząc jak na policzki Sehuna wyskakują kolejne czerwone plamy.
-Zamknij się – Oh chciał powiedzieć to z jadem, który wypalił by oczy gospodarzowi, natomiast z jego ust wypłynął nieśmiały dźwięk.
-Czas na przedostanie zadanie. Cieszysz się? Już jesteś jedną nogą po drugiej stronie rzeki.
-Skończ z tymi nietrafionymi porównaniami.
-Aish! Lizaczku. Weź z tego trochę przyjemności.
-Nie, dzięki – szybko okłamał go chłopak zaciskając usta w oczekiwaniu na kolejny pomysł gospodrza.
-Teraz podkręcimy trochę gazu – uśmiechnął się po raz kolejny dzisiejszego dnia – Moje usta są spragnione gorącego francuskiego pocałunku.
-Też na dziesięć sekund? - Jęknął z nadzieją w głosie Sehun wiedząc, że już doszedł za daleko by się wycofać.
-Nie żartuj lizaczku! Zabawmy się teraz przynajmniej parę minut.
Nie przeciągając zbytnio czasu Oh popchnął Jongina w stronę ściany i pochylił jego głowę aby ułatwić sobie zadanie. Myśląc o tym jakim dużym idiotom jest zaczął muskać usta Kaia za każdym razem pogłębiając pocałunek. Kai aż gotował się na myśl, że oddał gościowi pałeczkę dominacji w tej sprawie, ale wiedział, że tylko ułatwił by zadanie swojemu chupa chupsowi kiedy to on przejąłby inicjatywę. Po chwili pomyślał, że ten jeden raz nikomu nie zaszkodzi biorąc pod uwagę fakt, że każdy następny raz będzie znajdował się pod jego przywództwem. Do tego Oh-Mistrz-Se-Całowania-Hun okazał się bardzo dobry w swojej robocie sprawiając Jonginowi niesamowitą rozkosz.
Natomiast pan nieszczęście z trudem starał się utrzymać na nogach, które były niczym galaretka. Czuł, ze trząsł się na boki, jednak jego towarzysz nic nie zauważał albo po prostu lizaczek zmyślił tą rzecz. Był na siebie zły wiedząc jak jego serce mocno obija się o klatkę piersiową, a mózg starał się wmówić, że podoba mu się zaistniała sytuacja. Powoli odchodząc od zmysłów przygryzł dolną wargę Kaia zaczynając badając jego jamę ustną własnym językiem. Po niedługiej chwili mięsień mówienia ciemnowłosego zaczął namietną walkę z młodszym nie pozwalając mu na jej wygranie.
Ciężki oddech odbijał się po pokoju kiedy dwójka kochanków oderwała się od siebie. Jeden był całkowicie zażenowany zaistniałą sytuacją, drugi natomiast zadowolony i zaskoczony umiejętnościami swojego partnera.
„Widać, że nie tylko w jeździe na deskorolce jesteś dobry. Zapewne byłbyś też dobry w innym ujeżdżaniu … Przestan Jongin, bo śmiertelnie przestraszysz swojego lizaczka” Pomyślał zdając sobie sprawę, ze zostało ostatnie zadanie do przestawienia:

-A teraz powiedz, że mnie kochasz.  


Ah, czy oni nie są słodcy? Tak na końcu dodam, że tak strasznie polubiłam ten świat (a raczej postać Tao, która w końcu jest taka ... fajna), że może jak będę mieć wolną chwilkę (i wenę oczywiście, a tej zawsze za mało) to napisze kontynuację tego ficzka aby pokazać jak potoczą się dalej losy tej dwójki. Do tego Kai wyszedł na całkiem miłego. Wy to nie wiecie jaki to on tam naprawdę jest xD Tylko Sehun ma to szczęście :3 Postanowiłam też, że może wtedy dodatkowo rozwinę relację wspomnianego BakeYeola, a może nawet oni będą głównymi bohaterami, a o powyższej dwójce najmłodszych tylko wspomnę. Bo przecież czym więcej fluffów tym lepiej :3 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Christmas Hot Chocolate Part 1

Paring: KaiBaek
Bohaterowie: Kim Jongin (Kai), Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kim Junmyeon (Suho), Wu Yifan (Kris), Huang Zitao (Tao), Yumi&Yuri (bohaterki stworzone na potrzeby opowiadania)
Typ: AU, romans, fluff, szkolne
Ostrzeżenia: czasami występują przekleństwa

Jezusie Krisusie.

Tak wróciłam do was po jakichś 4 miesiąca. Przepraszam, ze dodaję tylko jedną część, ale serio nie skończyłabym tego do jutra. Do tego czajniczek namówił mnie do zrobienia dwóch części. Szczerze to pisałam dla was wcześniej ficzka, ale komputer się zbuntował i usunął. Cały ficzek dedytkuje Julce <3 Do tego przepraszam, ze będą błędy, ale nie chciałam już torturować naleśnika o sprawdzanie. Plus przepraszam, ze znowu coś zjebałam :') Tak więc miłego czytanie xD 


☮☮☮

Był piękny grudniowy wieczór. Śnieg lekko pruszył dookoła i osiadał na parkowych ławkach. W oczy rzucały się przepiękne świąteczne dekoracje …
Zacznijmy od początku.
Śnieg nakurwiał jakby Mikołaj właśnie doszedł. Białe przekleństwo wpadało mi w oczy powodując, że nic nie widziałem i osiadało na mnie, roztapiając się, przez co wyglądałem jak pies, który właśnie wyszedł z wody. Denne Bożo Narodzeniowe ozdoby świeciły zbyt mocno, przez co rozpływały mi się przed oczami. Wciąż lecące z głośników Last Christmas przebijało się nawet przez moje słuchawki, które i tak działały już na największej głośności. Z trudem próbowałem przebić się przez śniegowe zaspy i w duchu przeklinałem ludzi, którzy są odpowiedzialni za odśnieżanie.
Celem tej jakże trudnej podróży było dotarcie do przepysznego automatu z gorącą czekoladą. Jedni w zimie mają obsesję na punkcie mandarynek, drudzy na punkcie czekolady, a trzeci na punkcie tego i tego. Akurat napój z TEGO właśnie automatu był najlepszy. Walka ze śniegiem i mrozem była niczym w porównaniu ze smakiem i rozkoszą, którą mnie obdarzał.
W końcu zauważyłem, że zza rogu wyłania się podłużne pudło z przyklejonym plakatem z mikołajem pijącym kawę. No tak. Bo to niby przyciągnie ludzi. Nie ważne. Czym mniej osób, tym więcej czekolady dla mnie.
Kiedy w końcu dotarłem do niego zacząłem grzebać swoim zmarzniętymi dłońmi pieniędzy po kieszeniach. No tak. Jestem na tyle mądry by zapomnieć rękawiczek. Po chwili znalazłem drobne i z radością wrzuciłem je do dziurki. Pomińmy fakt, że musiałem robić to kilka razy, bo niewdzięczny automat nie miał najmniejszego zamiaru ich przyjąć. Gdy w końcu to zrobił z wielką radością przycisnąłem cyfry, które utworzyły numer 69, a to on oznaczał gorącą czekoladę. Minutę później maszerowałem już z uśmiechem przez chodnik ogrzewając sobie ręce i oglądając witryny sklepów.
Świeta nigdy mnie nie irytowały (oprócz śniegu) ani zbytnio nie podniecały. Traktowałem je jako miły przeskok od rzeczywistości, w którym można było poudawać i przez chwilę uwierzyć, ze ludzie są mili i z chęcią Ci pomogą i obdarzą miłością. Gdyby ktoś powiedział mi to cztery miesiące temu z pewnością bym go wyśmiał, a teraz lekko pokiwał głową i uśmiechnął się wzajemnie. Atmosfera świąt i te sprawy, które pokazują, że faceci są nawet bardziej kapryśni od dziewczyn.
Wibrujący telefon przerwał moją słodką chwilę, a dźwięk jaki temu towarzyszył oznaczał, ze dzwonił nie kto inny jak moja mama:
- Baekhyun, o której będziesz w domu?
- Nie wiem – odburknąłem tak aby przekazać jej, że nie mam ochoty teraz z nią rozmawiać
- To może inaczej – powiedziała, tak jakby nie wyczuła nic dziwnego w moim tonie – Będziesz na kolacji?
- Nie sądzę. A nawet jeśli tak to nie jestem głodny. Tylko o to Ci chodziło?
- Umm, nie. Przed chwilą przyszła do mnie sąsiadka i chciała się zapytać, czy nie mógłbyś dać korepetycji z matematyki jej córce.
- Zastanowię się – odparłem
Czy kiedykolwiek wcześniej mówiłem jak wielkim jestem fajtłapą? Chyba nie. No więc opisując wam to w skrócie. Potknąłem się o wystającą płytkę, pokazałem piękny taniec próbowania złapać równowagi i w wielkim stylu runąłem do przodu rozlewając moją czekoladę. Mniejszy problem gdybym rozlał ją na chodnik, na kwiatka, na dziecko, na kobietę, na mężczyznę, na auto, na wszystko, ale ja oczywiście musiałem rozlać ją na krocze jakiegoś ciemnoskórego nastolatka. Poprawka. Jego karnacja była dość ciemna. Na początku na jego twarzy było widać zaskoczenie, które w szybkim tempie zmieniło się w złość. I wtedy mój mózg wydał jedno polecenie: Biegnij.
Pędem ruszyłem przed siebie spychając z drogi i wywołując oburzenie u ludzi. Wiedziałem, że nieznajomy podążał za mną, bo słyszałem krzyki w stylu: „Zatrzymaj się krasnalu”. Nie byłem aż tak n i s k i, że musiał tak za mną wołać. Czułem, że jak mnie złapie, to następnego dnia w wiadomościach będzie krążyć informacja o niezidentyfikowanych zwłokach znalezionych w pobliżu lasu, ups.
Po chwili pojawiła się idealna szansa na pozbycie się swojego ogona. Za parę metrów znajdował się skręt w tą ulicę. Tak. W tą ulicę. W tą ulicę z wyprzedażami świątecznymi, gdzie 1,5 metrowego dmuchanego mikołaja można było kupić za cheeseburgera z McDonalda. Nikt o zdrowych zmysłach się tam nie pakował, chyba że był naprawdę bardzo zdesperowany i pragnął tanich świątecznych ozdób. Wprawdzie ja ich nie pragnąłem, ale byłem bardzo zdesperowany na punkcie zgubienia kolegi biegnącego za mną, więc bez chwili zastanowienia wkroczyłem w tłum ludzi i z wielkim trudem starałem się przepchnąć przez tą masę.
Po 10 minutach dotarłem na drugi koniec i zadowolony z siebie przystanąłem starając się złapać oddech. Nie trwało to długo, bo po paru sekundach spotkałem jakże zdenerwowany wzrok i lekko kpiący uśmieszek:
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, misiaczku – warknął, a ja spanikowany zacząłem biec dalej.
Jeżeli nie utknął w tej masie ludzi to nie miałem pomysłu w jaki inny sposób mógłbym się go pozbyć. Jedynym jak na razie wyjściem było uciekanie, dopóki mój prześladowca nie odpuści. Skręcałem w każdą możliwą uliczkę, tworzyłem istne labirynty do przejścia, a i tak miałem wrażenie jakbym tylko tym dodawał mu sił i ochoty na złapanie mnie i przerobienie w kupkę mięsa. Danie się złapać zdecydowanie byłoby najgorszą rzeczą jaka przytrafiła by mi się dzisiejszego dnia.
Uciekałem już tak długo, że nawet nie zauważyłem kiedy biegłem już zupełnie sam, nie ścigany przez nikogo. Było to dla mnie takie duże zaskoczenie, że jeszcze przez chwilę ruszałem szybko nogami aby przekonać się, że to co widzę, to prawda. Kiedy już byłem pewny, że nie nikt za mną nie podąża rzuciłem się na zaspę, pod którą, jak miałem nadzieje, znajdowała się ławka. Wspomnijmy jeszcze raz o tym jakim to jestem szczęściarzem i o tym, że żadnej ławki nie było, a ja po uszy wpadłem, a raczej rzuciłem się na ponad metrową kupę śniegu.
No pewnie. Bo od czego ma się mózg.
Kiedy już wygrzebałem się ze śniegu i doprowadziłem do w miarę normalnego stanu poszukałem miejsca, w którym miałem pewność, że jest miejsce do siedzenia. Wpadłem do jakiejś małej i przytulnej restauracji, w której zamówiłem ciepłą herbatę i frytki. Byłem przemarznięty, głodny i zły. Zły na siebie, że potrafię wylać gorącą czekoladę na kogoś. Szczerze to nie zbyt bardzo przejmowałem się plamą na spodniach nastolatka, lecz faktem, że coś tak pysznego musiało się zmarnować. Kiedy zauważyłem, że zbliża się 21 postanowiłem wrócić do domu.
Znowu przytoczę fakt jak to bardzo utalentowany jestem. Na pewno pamiętacie jak byliście w przedszkolu i parę razy przyszedł do was policjant. Rozmawialiście o różnych sytuacjach i jak należy w nich postępować. Nie brać cukierków, nie wsiadać do samochodów, nie wpuszczać do domu. Tak sytuację, które w 99% pewnie nam się nie przydarzą. Ale nie odbiegając od tematu. Pamiętacie co należało zrobić jak ktoś Cię śledzi. Chyba każdy wie, że powinien iść w stronę odwrotną niż dom. Oczywiście zastosowałem to. Pomińmy tylko fakt, że kiedy przeczytałem tabliczkę z nazwą ulicy zrozumiałem, że nie mam pojęcia gdzie się znalazłem.
Na nic zdało się chodzenie po przystankach i czytanie rozkładów jazdy. Nocny już mróz dawał o sobie znać, a trzymanie rąk w kieszeniach kurki już nie wystarczało. Prawie w ogólnie nie miałem czucia w dłoniach, a były one czerwone jak nos Rudolfa. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że muszę skorzystać z pomocy osoby, od której tak bardzo nie chcę tego robić. Z wielkim trudem wykręciłem numer i przyłożyłem telefon do ucha. Nerwowo kręciłem się podczas słuchania bip bip bip. Odebrał na ostatnim sygnale. Normalne.
- Cześć. Potrzebuję pomocy.

/Kai POV

Niedzielne popołudnie mogłoby być całkiem miłe. Oczywiście jeżeli sobotniego wieczoru nie zniszczył Ci jakiś krasnal wylewając na ciebie gorącą czekoladę, a potem uciekając ci sprzed nosa. Gdybym tylko miał czas … Nieważne. Sama wzmianka wczorajszej sytuacji wyprowadzała mnie z równowagi i chyba każdy to zauważył. Ale najbardziej irytował mnie śmiech Yuri z dzisiejszego poranka kiedy to spotkałem ją w studiu Wu Yifana.
„- Kris, Kris, Kris – biegała w kółko gorzej niż dziecko z ADHD – Słyszałeś to?
Chłopak tylko podniósł się znad sztalugi i obdarzył ją spojrzeniem, które oznaczało, że ma kontynuować.
- Wiesz o tym, że wczoraj Kai miał mi pomóc wybrać prezent na święta dla mojego chłopaka?
- Torturowałaś go o to przez miesiąc aż się nie zgodził …
- Zrozum, że się spóźnił!
- To nic nowego.
- Aish! Wu Yifan. Wysłuchaj mnie choć raz do końca! Spóźnił się, bo – jej twarz zrobiła się cała czerwona i widać było, że ledwo powstrzymuje śmiech – bo … jakiś chłopak rozlał na niego gorącą czekoladę, a on zaczął go gonić i na dodatek nie złapał – zaczęła dusić się ze śmiechu na sofie.
Nie myślcie sobie, że tak po prostu pozwoliłem jej to powiedzieć. Goniłem za nią cały czas, łapałem ją, próbowałem przytrzymywać jej usta swoją ręką, ale ona i tak jak małpa za każdym razem wywijała się z mojego uścisku i uciekała przede mną dalej opowiadając tą jakże cudowną historię.
Yuri zdecydowanie była dziwna. Trzymała z bandą chłopaków, których każdy wolałby uniknąć. A gdyby lepiej się temu przyjrzeć to raczej dyrygowała i kierowała nami jak lalkami barbie. Była ona słodką dziewczyną i totalnie do nas nie pasowała. Na pierwszy rzut oka. Była to prawdziwa manipulantka i oszustka w jednym. Jej marzeniem było zostać aktorką jednak jej rodzice, lekarze, chcieli aby poszła w ich ślady.
Wu Yifan. Mój prawdziwy autorytet. Zawsze go słucham i robię co każę. Wiem, że ma rację i chyba z tego to wynika. Jest dość zimny. Prawie w ogóle nie okazuje uczuć. Prawie, bo gdy jest przy Tao czasami zastanawiam się czy nie wstępuję w niego inny człowiek. On natomiast chciał zostać malarzem.
No i Tao. Chłopak Krisa. Nie ma słów, którymi mógłbym go opisać tak aby nie oddać jego buto tępiej natury. Wystarczy chyba tylko wspomnieć o tym, że pragnął zostać projektantem mody. Choć nie zbyt wierzyłem, by jego „cuda” komukolwiek się spodobały.
- Czy ty właśnie prychnąłeś? Na mnie? - rzuciłem oskarżycielskim tonem w stronę Krisa od którego do moich uszów dotarł dość oczywisty znak
- Tak – rzucił niedbale i powrócił do swojego zajęcia.
Nie byłem pewny na kogo jestem w tym momencie bardziej wściekły. Na Yuri za wyciąganie zbędnych rzeczy na wierzch, czy na Wu Yifana za jego zbyt wielką obojętność.”
- Znowu myślisz o tym … czekaj … jak on miał na imię … a tak, o tym Krasnalu?
Chyba zapomniałem wspomnieć, że niedzielne popołudnie może by miłe jeżeli nie towarzyszy Ci Tao.
Tak, zdecydowanie to jest podstawa.
Jego osoba wyprowadzała mnie z równowagi. Jego sposób bycia obrzydzał, a samo zachowanie szokowało. A najbardziej zastanawiał mnie fakt jakim cudem ktoś jego rodzaju mógł tak działać na Krisa. Czy był on aż tak mądry, że potrzebował kogoś głupiego aby jakoś się nie wyróżniać w tłumie. Nie wiem. I nie chcę wiedzieć.
Nie dość, że temperatura spadła już dawno poniżej zera, to jeszcze musiałem wysłuchiwać jego gdakania, które wywoływało u mnie nieprzyjemne drżenie. Na prawdę nie mogłem zrozumieć jak jeszcze nie dotarł do niego fakt, że nie bawię się w swatkę i nie mam ochoty wysłuchiwać jego kłopotów dotyczących Krisa. Najwyraźniej myślał, że mina w stylu: „odpierdol się ode mnie człowieku” znaczy „opowiesz mi o tym przy naszej ulubionej kawie”, bo celem naszej podróży była właśnie ulubiona kawiarnia blondyna.
- I co ty na to powiesz? - popatrzył na mnie z nadzieją w oczach
Nie słuchałem go. Czułem się szczęśliwszy nie wiedziałem, co mówił wcześniej. Teraz wystarczyło dać podstawową wymówkę.
- Jeszcze raz pomyśl o tym, czy nie przesadziłeś – odrzekłem nieco obojętnie.
Dzięki temu do końca naszej podróży zamknąłem mu buzie na kłódkę i wprawiłem jego umysł w rejs po morzu myśli, przez co mogłem choć na chwilę odpocząć przygotowując się na paplaninę Tao przy kawie.
Kawiarenka ta była bardzo sympatyczna. Znajdowała się ona w dość dużym białym budynku na jednej z najruchliwszej ulic. W ciemnobrązowych oknach wisiały czerwono zielone ozdoby i lampki świąteczne, które przyciągnęłyby do siebie nawet osobę, która nienawidzi tego czasu. W środku znajdowało się dość dużo okrągłych stolików z czterema krzesłami, co było niezbędne zważając na ilość klientów, która odwiedzała to miejsce prawie o każdej porze dnia i nocy. Nic dziwnego, bo ceny w niej nie były przesadzone, a czas spędzało się w niej naprawdę przyjemnie.
Pierwsze co zrobił Tao, gdy weszliśmy to było poszukanie wolnego miejsca. Kiedy tylko zauważył wolny stolik rzucił się na niego niczym lew na swoją ofiarę i wesoło mi pomachał gdy już wygodnie rozsiadł się na swoim krześle. Oczywiście to moim zadaniem było stanie w jakże przyjemnej kolejce, w której co chwilę ktoś się przepychał. Już miałem skierować się w stronę kolejki, gdy moją uwagę przykuła biało czarna czapka panda. Uśmiechnąłem się lekko, bo kojarzyła mi się z Tao. Jednak moja mina zmieniła się całkowicie gdy zobaczyłem jej nosiciela. W obu rękach trzymał czerwony kubek i wnikliwie czytał coś w swoim telefonie. Chwile stałem i wpatrywałem się w niego i już miałem ruszyć, gdy ten nagle podniósł głowę i jego wzrok skierował się prosto na mnie.
Na początku zdawało się jakby nie przypominał sobie kim jestem. Natomiast po chwili jego oczy się rozszerzyły, a on pośpiesznie zostawił kubek oraz chwycił telefon z blatu i zaczął przeciskać się przez tłum ludzi do wyjścia na ogród. Zacząłem kierować się za nim i chwile po nim wyszedłem na zewnątrz, lecz brązowowłosego chłopaka już nie było. Na marne rozglądałem się w około, bo czarno biała czapka ani razu nie migła mi już przed oczami. Zrezygnowany wróciłem do kolejki i z już gotową kawą podszedłem do stolika. Rozsiadłem się wygodnie i przyłożyłem kubek do ust, dając mojemu towarzyszowi znak, że nie mam zamiaru odpowiadać mu na żadne pytania.
Ten krasnal. Znowu mi uciekł.

/BaekHyun POV

Całą niedziele przesiedziałem w domu. Miałem dziwne wrażenie, że gdziekolwiek tylko wyjdę, nawet wyrzucić śmieci, spotkam chłopaka z ciemną karnacją. Przez ostatnie dwa dni z pewnością wyrobiłem sobie kondycję oraz pomysłowość. Bo wymyślanie jak najkrótszej i najbardziej ruchliwej drogi do domu nie było łatwym zadaniem. Nie dałem się namówić nawet pokusom mojej młodszej siostry, która zaproponowała mi wyjście na lodowisko, tylko dlatego aby rodzice pozwolili jej zostać dłużej. Mając tyle wolnego czasu na spokojnie zastanowiłem się nad tym co zaproponowała mi mama w piątek wieczorem, gdy do mnie zadzwoniła. Wprawdzie nie wspominała już ani razu o tym, ale przecież wiedziała, że odpowiem jej dopiero po dokładnym przemyśleniu sprawy. Toteż żadne namawiania nie przechyliły by szali zwycięstwa dla niej.
Nigdy nie dawałem korepetycji. Wprawdzie moje oceny były bardzo dobre, a nauka matematyki przychodziła mi z łatwością, lecz nigdy nie uczyłem nikogo innego, ani nie robiłem nic z tym związanego. No oprócz sprawdzania prac domowych mojej siostry. Po prostu ja zgarnąłem cały talent naukowy, a ona … cóż … naprawdę świetnie rysowała przez co chodziła do szkoły artystycznej. Przyznajmy sobie rację. Kto od malarza będzie wymagał obliczania skomplikowanych układów równań. Jednak wracając do tematu. Córka sąsiadów była trzy lata młodsza ode mnie. Zawsze chwalono jej zdolności humanistyczne, jednak matematyka już nie raz powodowała możliwość nie przejścia do następnej klasy. Do tego wielkimi krokami zbliżały się święta, a akurat w tym roku miało to być wielkie spotkanie rodzinne akurat w naszym domu. Wszystkie bacie, dziadkowie, wujkowie, ciocie, kuzyni, kuzynki … Na prawdę przydałoby się trochę pieniędzy na prezenty pod choinkę. Nie raz już słyszałem opowieść jak to wszyscy ciężko pracują aby podarować choćby małego aniołka. Na samym końcu stwierdziłem, że mogę spróbować. O ile dobrze pamiętałem mama wspominała kiedyś, że ma potrwać do końca grudnia, a że ciężko znaleźć w tym czasie korepetytora, sąsiadka zwróciła się z tym do nas.
***
W poniedziałek prawie zaspałem. Mój budzik się nie włączył, ale dzięki temu, że tata wracając z łazienki zauważył, że nadal śpię, postanowił mnie obudzić. Dlaczego to zrobił? Tak bardzo szczęśliwe okazało by się dla mnie gdybym zaspał i spóźnił się na pierwszą.
Śnieg pruszył rano naprawdę mocno przez co prawie nic nie widziałem. Dlatego też podróż do szkoły na nogach nie uśmiechała mi się zbyt bardzo, a wizja samego siebie przewracającego się na zakrytym przez biały puch lodem wywoływała negatywne uczucia. Byłem jeszcze nieprzytomny, na polu wiało i było zimno. Autobus wydawał się w tym momencie największym i najlepszym wynalazkiem człowieka, który chronił przez zimową pogodą.
Akurat środek lokomocji przybył na przystanek kiedy do niego przyszedłem. I chyba była to jedyna szczęśliwa rzecz, która tego dnia się wydarzyła.

Dalej zaspany próbowałem przejść przez szkolny korytarz. W poniedziałki rano był on najbardziej zawalony z wiadomego powodu. Przyjaciółki ściskające się po dwóch dniach rozłąki, dalej śpiący ludzie wlokący się z niezbyt dużym entuzjazm przez środek oraz parę osób, które czuły się w miarę dobrze i próbowały przejść istny labirynt aby w miarę niepobijanym dostać się do swojej klasy.
Czułem się jak tysiąc nieszczęść w jednym. Moje włosy były mokre od śniegu, zresztą jak całe ubranie. Do tego szkoła nie ogrzała się jeszcze zbyt dobrze przez co moje dłonie były całe zimne. Mokry, zimny i zaspany próbowałem w spokoju dotrzeć do klasy.
Jednak zapomniałem o moim największym problemie. Gdziekolwiek wyjdę musi być on.
Nagle ktoś zastąpił mi drogę. Myślałem, że było to przypadkowe, lecz kiedy chciałem spróbować ominąć przeszkodzę znowu zostałem zablokowany. Zanim podniosłem głowę usłyszałem sztucznie miły głos przesiąknięty jadem:
- Witaj krasnalu. Jak to się mówi? Do trzech razy sztuka.
I nagle wszystko potoczyło się w szybkim tempie. Chłopak złapał mnie za marynarkę, a ja pobudzony jak po dużej dawce kofeiny w niewyobrażalnie dziwny sposób wyplątałem się z niej pozostawiając górną część mundurka w jego uścisku. I w taki właśnie sposób zafundowaliśmy naszej szkole poranny wf. Ja uciekałem, on mnie gonił. Oboje potrącaliśmy mnóstwo osób przez co większość wybudziła się ze swojego pięknego snu. Jakimś cudem dotarłem do klatki schodowej wiedząc, że jak tylko wejdę piętro wyżej znajdę się już prawie w mojej sali, w której jak miałem nadzieje, nic mi nie zrobi. W zwariowanym tępię zacząłem wspinać się po schodach, czując, że chłopak tym razem nie odpuści i będzie mnie gonił dopóki mnie nie złapie. Już widziałem drzwi od mojej klasy, gdy nagle poczułem silny pociągnięcie za rękę. Byłem pewny, że chłopak mnie dopadł, a moje życie w postaci pasztetu jest coraz bliższe.
Nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia gdy poczułem, ze ktoś chowa mnie za swoimi plecami. Po chwili rozległ się miękki głos, który należał do ChanYeola:
- Baekki, coś nie tak? - zapytał wnikliwie badając wzrokiem postać mojego prześladowcy
Zanim zdążyłem w ogóle przyswoić co powiedział do mnie ten wielkolud usłyszałem ten sam przesiąknięty jadem głos, który mnie powitał.
- Słodko, Baekki porozmawiajmy.
- Oh – z moich ust wydobył się cichy jęk przerażenia, by byłem niemal pewny, że rozmowa w jego słowniku oznacza przerobienie na pasztet.
- Przesuń się – chłopak zmierzył ChanYeola zimnym spojrzeniem, które na wielkoludzie nie zrobiło wrażenia
- O czym chcesz z nim rozmawiać? - zapytał spokojnie
- Baekki? Kai? - ich rozmowę przerwał miły dziewczęcy głos
Cała nasza trójka zwróciła głowę w stronę, z którego pochodził głos. Stała tam Yuri. Koleżanka mojej siostry oraz wysoki przystojny blondyn. Kai, bo najwyraźniej chłopak miał tak na imię, zamierzał coś powiedzieć, ale zanim jakaś głoska wydobyła się z jego ust wysoki blondyn przemówił głosem jeszcze spokojniejszym i naturalnym głosem niż ChanYeol
- Jongin, przestań – i ruszył dalej przed siebie, a dziewczyna z chwilą opóźnienia ruszyła za nim.
Brunet przygryzł tylko usta i rzucił moją marynarkę w stronę wielkoluda obdarzając nas ponurym spojrzeniem, po czym ruszył za powyższą dwójką pozostawiając w lekkim odstępie od nich. Na prawdę w tym momencie miałem wrażenie jakbym w piątek wieczorem kupując gorącą czekoladę otworzył swoją własną puszkę nieszczęścia, a zdawałem sobie sprawę, że to wszystko to tylko początek.

Dzisiaj miała się odbyć moja pierwsza lekcja z córką sąsiadki. Byłem dość spokojny, bo była to miła kobieta, a o jej córce też słyszałem dużo pochlebnych opinii. Na dodatek miałem tylko zobaczyć z czym sobie najbardziej nie radzi.
Ubrałem się w zwykłe jeansy i podkoszulek oraz zarzuciłem kurtkę na ramiona. Mama wspominała, że Pani Lee prosiła abym czuł się swobodnie, bo dzięki temu i ja i YuMi lepiej będziemy ze sobą współpracować.
Podszedłem pod białe drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Nie minęło nawet dziesięć sekund nim drzwi rozchyliły się, a w nich pojawiła się moja sąsiadka.
- Baekhyun! - powiedziała z szerokim uśmiechem i zaprosiła mnie do środka
- Dzień dobry – ukłoniłem się i wszedłem do środka 
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam jak twoja mama powiedziała, że zgodziłeś się pomóc YuMi z matematyką – mówiła prowadząc mnie do salonu – Napijesz się czegoś zanim YuMi zejdzie na dół?
Pokręciłem tylko głową na znak, że nic nie potrzebuję i grzecznie usiadłem na białej sofie. Po chwili zauważyłem schodzącą na dół dziewczynę. Miała dość jasną cerę i duże brązowe oczy. Długie włosy w tym samym kolorze miała spięte w kucyka. Ciepłym głosem przywitała się ze mną oraz przedstawiła, bo chociaż nasze mamy były bardzo dobrymi znajomymi my sami nigdy się nie poznaliśmy.
- W czym dokładnie mam Ci pomóc? - zwróciłem się do niej
- Gramtyka, oppa - powiedziała dość nieśmiało – A najbardziej z obliczaniem pola powierzchni i objętości stożka, walca i kuli.
- Myślę, że jak zaczniemy omawiać od podstaw, to kiedy do tego dojdziemy nie będziesz miała jakichś szczególnych trudności.
Omawianie od podstaw może wydawać się stratą czasu, ale w matematyce błędy popełniane są w bardzo łatwych rzeczach i najczęściej w rzeczach, które są oczywiste, jak podstawy. Nie raz zdarzyło się komuś pomylić wzór na pole koła z wzorem na długość okręgu. Chociaż bardzo dobrze wiemy, który służy do czego, z powodu pośpiechu wykonujemy głupie błędy, z których później można się tylko śmiać.
Zaczęliśmy od takich rzeczy jak punkty, kąty czy figury płaskie. Dobrze sądziłem, że od tego powinniśmy rozpocząć naszą pracę, bo nastolatka plątała wszystko ze sobą starając się przypomnieć sobie definicję poszczególnych pojęć. A bez znajomości niektórych nie możliwe jest zrozumienie matematyki.
Przed tym jak wyszedłem poleciłem dziewczynie aby przed każdymi zajęciami powtarzała, to co przerobiliśmy wcześniej aby w razie jakichkolwiek niepewności omówić to jeszcze raz.

Nikt nie lubił wtorków. No dobrze, chyba tylko ja nie lubiłem wtorków. W ten oto dzień tygodnia mieliśmy lekcje wychowania fizycznego, a ja za sportem (przynajmniej w szkole) nie przepadałem. Zupełnie odwrotnie było z ChanYeolem, który już od rana potrafił tylko zastanawiać się nad tym co będziemy robić na tych zajęciach.
- Baekki! Dlaczego nigdy się nie cieszysz? - Powiedział chłopak, gdy na kolejne jego przypuszczenia dotyczące tej lekcji odpowiadałem: „możliwe” lub „nie wiem”
- Nie wiem z czego się cieszyć. Znów będziecie latać za piłką jak małpy.
- No właśnie! Wspólna rywalizacja Baekki!
- Mów co chcesz, ale i tak nie zmienię zdania, że lekcje z Panem Jung są nudne i beznadziejne.

- Nudne i beznadziejne.
Te słowa wyszeptał mi ChanYeol do ucha kiedy to mój ukochany wuefista oznajmił, że będziemy grać w zbijaka z inną klasą. Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że w grupie przeciwników znajdował się Kim Jongin. Czułem, że w najlepszym wypadku skończę z kilkunastoma sinkiami na ciele, jeżeli, w którymś momencie nie postanowi zrobić ze mnie dobrego pasztetu.
Mimo mojego skomlenia aby nauczyciel pozwolił mi usiąść na ławce i być tylko obserwatorem, w tym momencie stałem na boisku zupełnie sam, a Kai podrzucając piłkę w powietrze szczerzył się do mnie przepowiadając moje cierpienie. Mocno przełknąłem ślinę zastanawiając się jakim cudem znalazłem się w takim położeniu. Bo to chyba byłoby za dziwne, że przeciwna drużyna tak po prostu celowała piłkami we wszystkich oprócz mnie.
Z przeciwnej strony boiska dochodziły do mnie krzyki, które dopingowały Jongina, a od moich kolegów z klasy słyszałem dość marne próby spróbowania zachęcenia mnie do złapania piłki, ba, do zbicia mojego przeciwnika z boiska. Czułem, że prędzej czy później w końcu dostanę, a z drugiej strony, że próba złapania piłki skończy się bardzo boleśnie. Czułem się jak w dramatach greckich. Każda decyzja, którą podejmę kończyła się nieuchronną śmiercią już przerobieniem na pasztet.
Podjecie decyzji przyszło wcześniej niż się spodziewałem, bo w momencie, w którym Kai w końcu rzucił piłką w moją stronę, a ja spanikowany zacząłem biegać z jednego końca na drugi co jakiś czas piszcząc gdy broń chłopaka prawie otarła się o mnie.
Jednak szczęście musi kiedyś być po mojej stronie. Nie mogłem uwierzyć kiedy zobaczyłem, że czerwona kulka turla się powoli na mojej stronie, co oznaczało zdobycie piłki bez potrzeby jej łapania. Nie wiem czy to prawda, czy tylko mój mózg się przegrzał, ale w momencie kiedy kucnąłem i już prawie wziąłem piłkę do rąk, ta przyspieszyła i znalazła się za linią przy nogach Jongina.
- Mam nadzieję, że nie będzie za bardzo bolało – powiedział z sarkazmem
Słyszałem okrzyki zwycięstwa przeciwnej klasy, pomruki niezadowolenia mojej, wołanie ChanYeola bym uciekał, a ja tylko zamknąłem oczy czekając na śmierć. Jednak zamiast tego jedyne co usłyszałem to dzwonek i moce uderzenie piłka o podłogę salo gimnastycznej.
Kiedy otworzyłem oczy zauważyłem turlającą się obok mnie piłkę oraz już oddalonego ode mnie chłopaka. Po chwili znalazł się przy mnie ChanYeol pytając, czy wszystko w porządku i czy nie muszę iść do higienistki?
- Wszystko okej – powiedziałem to tak jakbym starał się zapewnić o tym samego siebie
- Dobra robota BaekHyun – poklepało mnie po ramieniu parę osób – Może i nie wygraliśmy, ale też nie przegraliśmy.
Właśnie wtedy pierwszy raz cieszyłem się, że lekcji W-Fu nie spędziłem na ławce patrząc jak wszyscy uganiają się za piłką tylko sam w tym uczestniczyłem. Chociaż moją aktywność można było zaliczyć od uciekania przed piłką.

2/3