niedziela, 29 grudnia 2013

F.S.T.F.I.L. (Five Steps To Falling In Love)

 Paring: SeKai
Bohaterowie: Sehun, Kai, LuHan, Tao, Miki(zmyślona postać), Kris, Suho, D.O (Suho jest ciemnowłosy, D.O czerwonowłosy, byli wspomnieni tylko po kolorach włosów)
Typ: oneshot, romans, AU, komedia, fluff
Ostrzeżenia: Brak

No więc muszę zacząć moja kolejną pozbawioną sensu przedmowę, w której to ponarzekam jak to zjebałam tego ficzka. Nie ukrywam, ze chyba najbardziej lubię to robić xD A jednak będzie odmiana. Powiem wam, że osobiści jestem zauroczona tym opowiadaniem, a najbardziej końcówką. Ogólnie miał być to ficzek opublikowany już hohoho czasu dawno temu, ale jak wspomniałam przy CHC mój Word zaczął się buntować i myślałam, że straciłam bezpowrotnie całą moją pracę, a tu jednak się okazało, że jednak przetrwał on tą burzę braku współpracy i zaraz macie poznać jego treść! Wystarczyło, ze dopisałam szybko końcówkę i sprawdziłam. Od razu przepraszam jak będą błędy, ale moja kochana beta naleśnik uznała, że wierzy w moje umiejętności pisania poprawnie ortograficznie. Jest już prawie północ, a ja tak pisze i piszę, Dodam tego fanficka dopiero jutro, czyli tak na prawdę dzisiaj, bo przecież czytacie to w niedzielę, czyli będzie jako dzisiaj ... okej nie ważne. Najbardziej martwi mnie fakt, ze kolory włosów nie są z tego samego okresu czasu. Tak, to jest mój największy problem tym ficzku. Tak możecie już się śmiać. Ale na prawdę nie mogłam zrezygnować z tego żeby Sehun nie miał różowych włosów, bo to przezwisko jest takie słodkie i gdybym je usunęła to moje życie straciłoby sens i tak dalej. Pierdu pierdu. Pamiętam, że jak go pisałam za pierwszym razem to miał on być z dedykacją dla kogoś, ale na prawdę teraz gdy próbuję sobie o tym przypomnieć, to w mojej głowie pojawia się wielka pustka, więc dedykuje go wam wszystkim. Wszystkim moim obserwatorom, którzy jednak kliknęli ten przyciski mimo tych nieporównywalnie niskich umiejętności jeżeli weźmie się i porówna moją twórczość z kogoś innego. Tak, więc miłego czytania. A okładkę wykonała bere tak dawno temu, ze myślę, że ona sama tego nie pamięta xD

     ☮☮☮

Oh Sehun znajdował się w parku dla skejtów, w którym właśnie miejscowi popisywali się swoimi umiejętnościami. Dochodziła kolej chłopaka na pokaz swojego talentu. J. ego fanki, które nie mogły już się pomieścić w środku, piszczały i życzyły mu powodzenia. Nie musiały. Przecież i tak był najlepszy. Nie, różowowłosy nie był zbyt zadufany w sobie. Po prostu jeżeli przez twoje życie przewinie się zbyt dużo osób mówiących, że jesteś perfekcyjny, dziwne by było nie myśleć w taki sposób. Ale najważniejsze, że nikt nie miał mu tego za złe. Każdy wiedział, że to właśnie Oh jest mistrzem w tym fachu. Przynajmniej innego nie znali.
Gorąco uderzało w chłopaka tak, że wydawał się jakby na pół przytomny. Szybko analizował poprzednie występy aby wiedzieć co pokazać by zadziwić ludzi, a na dodatek żeby nikt go nie przebił. Właśnie to dzięki tej umiejętności – szybkiemu przetwarzaniu danych – został okrzyknięty przez wszystkim za najlepszego w mieście.
Lekko potrzepał głową i przeczesał swoje włosy z szelmowskim uśmiechem. Jechał po wygraną. Bo przecież jak już raz się coś zdobyło, to nie powinno się tego tak łatwo oddawać
Odepchnął się. Wywołując parę omdleń zmierzał ku pierwszemu przystankowi. Z każdym kolejnym jego popisy były bardziej cudowne i dopracowane, a wszyscy musieli przyznać, ze jest bardzo dobry. Zbliżał się do ostatniego punktu, który miał zaszokować wszystkich. Miał być nie do przebicia. No właśnie, MIAŁ.
Krzyki, ryk, huk, tysiąc migających chwil przed oczami i zapłakane twarze. To tylko zdołał zobaczyć różowowłosy chłopak zanim stracił przytomność.

     ☮☮☮

Nie mógł otworzyć oczu. Coraz wyraźniej czuł wiatr na swojej twarzy, słońce oświetlające ją oraz dźwięk głosu innych ludzi. Chociaż gdyby zastanowić się dłużej wolałby tego nigdy nie słyszeć i żyć w przekonaniu, że to wszystko to tylko stare bajki bez żadnego sensu.
-Tt-o niemożliwe – zaczęła jakaś dziewczyna
-Nie tylko ty tak uważasz – tak samo przerażony jak ona chłopak poparł jej wniosek
-A co mu powiemy? – teraz Sehun był niemal pewny, że chodzi o niego, a on jak ostatni ciul nie może nawet odsunąć tych żaluzji w postaci powiek, które opadały na jego gałki oczne
-Prawdę. I tak by się dowiedział – ta dziewczyna chyba racjonalnie myślała. Wiadome przecież, że oczekiwał samej prawdy, zero kłamstw
-Gdyby pominąć ten jeden pewny szczegół, którym jest deskorolka, to prawda nie byłaby tak trudna do przedstawienia.
Co. Czekaj. Deskorolka.
-Nie możemy udawać, że jego deskorolka nie została zabrana … zabrana przez czarnych.
Jakby po nagłym przypływie energii szybko podniósł się do góry z szeroko otwartymi oczami. Koło niego byli Tao, Luhan i Miki. Wszyscy byli jego przyjaciółmi. Był jeszcze Baekhyun, ale tego gdzieś wywiało. Najprawdopodobniej był na randce z ChanYeolem, ale kogo to obchodziło w tym momencie.
To ostatnie zdanie było najbardziej koszmarne jakie kiedykolwiek usłyszał w życiu. Jego deskorolka, z którą spędził każde zawody została zabrana. Jeszcze jakby winowajcami były szalone fanki. Można by to było odzyskać, ale w tym przypadku … nawet największe szczęście nie pomogłoby w tej sytuacji. Czarni … Jedyne co o nich było wiadomo to legendy. Nigdy nie byli uznani za prawdziwych. Straszono nimi tylko młodych skejtów, którym zaczynało odbijać. Nikt nigdy ich nie widział. Cali ubrani na czarno, na deskorolkach, rujnują dnie innym czerpiąc z tego energię do życia. Spotkanie z nimi to była natychmiastowa śmierć, a z własnej woli najgorszym samobójstwem.
-Co tu się stało? – zapytał Oh łapiąc się za obolałą głowę
Jego pytanie obiło się głuchym echem po obecnych. Wszyscy mieli skamieniałe twarze i najwyraźniej nie mieli zbyt dużej ochoty o tym mówić. Różowowłosy chłopak wyraźnie obdarzył każdego z nich badającym spojrzeniem oczekując odpowiedzi. Jednak kiedy jej nie uzyskał wstał i strzepnął z siebie piach aby wyglądać w miarę normalnie.
-Jeżeli nie chcecie mówić, to może zapytam się którejś z tych dziewczyn – pomachał w stronę jednej z grupek dziewczyn, które zaczęły piszczeć, że szczęścia. Chociaż nie wiadomo było czy to z faktu, że zwrócił na nie uwagę, czy tego, ze się ocknął.
-Wiesz … oppa… to nie jest dobry pomysł – Miki zacisnęła usta w wąską linię i pośpieszyła pozostałą dwójkę do wstania – Lepiej będzie jak stąd pójdziemy. Może buble tea? – uśmiechnęła się zachęcająco i nawet nie czekając na odpowiedź pociągła go za sobą w stronę wyjścia nie zwracając uwagi na resztę.
Miejscowa kawiarenka z tym napojem była bardzo przyjemna. Ściany były w kolorze karmelu, a na nich wisiały różne zdjęcia. Za ladą stały dwie uprzejme Koreanki, które doradzały klientom pewnie w sprawie wyboru. Luhan miał smak taro, Sehun i Miki czekoladowe, a Tao postanowił się cieszyć sokiem pomarańczowym w kartoniku z księżniczkami Disneya. Kiedy Oh zdał sobie sprawę, że już nie ma ponad połowy bubble tae, a jeszcze nikt się nie odezwał znowu obdarzył wszystkich obecnych wzrokiem, którym chciał namówić resztę do współpracy i szybkiego wyjaśnienia sprawy. No bo ile można się dopominać o tak głupią rzecz. Kiedy to już po raz kolejny spotkał się z jakże wyczuwalną zlewką odsunął od siebie kubek i znużony postanowił sam zacząć.
-Powiecie mi coś w końcu? Bo ten czas mogę wykorzystać na to aby ktoś inny mi to opowiedział.
Pozostała trójka tylko spojrzała na siebie ukradkiem. Różowowłosy postanowił to zignorować i dalej wpatrywał się w nich oczekując jakiegokolwiek wyjaśnienia.
-Sehun-ah …
Czyli pierwszą osobą, która postanowiła go odwieść od wszelkich prób wyciągnięcia informacji od nich był najstarszy.
-Hyung – przewrócił oczami w stronę Luhana – Teraz zastanawiam się kto w tym towarzystwie uderzył się w głowę. Czy to byłem ja, czy cała wasza trójka – wskazał na każdego z nich palcem – To chyba najnormalniejsza rzecz na świecie aby wyjaśnić komuś co tak właściwie się stało.
-Oppaaa. Ale my sami praktycznie nie wiemy co się stało.
Oh tylko podparł brodę na rękach i głośno westchnął.
-Wiecie … nie zamierzałem tego robić – uśmiechnął się do siebie – Ale nie zostawiacie mi wyboru. Słyszałem waszą rozmowę. Teraz możecie mi wszystko wyjaśnić.
Jego wyznanie nie przyniosło oczekiwanego skutku. Myślał, ze ułatwił im robotę i od razu zaczną mu tłumaczyć wszystko. Sam wiedział, ze początki są trudne i potrzeba czasami zachęty i motywacji aby coś zrobić.
-Miki. Sama mówiłaś, że należy mi powiedzieć prawdę.
Z ust brunetki wyleciało tylko krótkie „oppa”. Ten natomiast zignorował to mówiąc dalej.
-Mówiliście coś o czarnych. Tak. Chodzi mi tu o tych którzy niszczą nam reputację.
Ich twarze wyraźnie pobladły jakby wiedzieli o czym teraz powie chłopak.
-No i mówiliście coś o mojej desce – i nagle szyderczy uśmieszek zszedł z jego twarzy - Czekaj, co. Się. Stało. Z. moją. Deską? – o mało co nie wykrzyczał tych słów, a twarze jego towarzyszy były tak blade, że sam duch by się ich przestraszył.
-Ech … Sehun – tym razem zaczął Tao mocno ściskając swoje ręce – Tak jakby Ci ją zajebali …
-Możecie powiedzieć, że to moje fanki? …
-Tak, Sehun-ah. Twoja deska została zabrana przez fanki.
Niecałą sekundę później Luhan dostał kuksańca w ramię.
-Sam prosił … - odparł chińczyk masując bolące miejsce
-Oppa – dziewczyna pomachała mu przed oczami – Jeżeli nas słyszałeś to dobrze wiesz, że zabrali ją ci … czarni,
-Tyle. To. Wiem. – odparł jakby uświadamiał im największą oczywistość – Mi chodzi o to jak do tego doszło.
-Oppa. Tobie też mam przywalić – przewróciła oczami dziewczyna, która już najwyraźniej odzyskała zmysły – Czy tak trudno się domyślić co takiego się stało?
-Tak – wysyczał plując jadem w jej stronę co ona zignorowała tym samym ruchem co wcześniej
-Czyli to ja mam mu powiedzieć? – spojrzała na kamienne twarze Tao i Luhana – Boże. Chłopaki. Z wami gorzej niż z dziećmi. Oh Sehun słuchaj uważnie, bo więcej już nie powtórzę – różowowłosy lekko rozszerzył oczy słysząc swoje imię z ust Miki. Zwracała się zawsze do niego „oppa”, że aż w pewnym czasie myślał, że po prostu zapomniała jak miał na imię jej kolega – Kiedy to właśnie na twój widok i na to jakie to wspaniałe rzeczy wyczyniałeś piszczały fanki nagle do skejt parku dostali się czarni i zwykle w ciebie wjechali. Naprawdę nie poczułeś, ze ktoś Cię pcha oppa? Kiedy już byłeś na ziemi, to po prostu wzięli sobie deskę i odjechali dalej w swoją stronę.
-Nikt ich nie zatrzymał? – prychnął w jej stronę
-Gdyby normalnie korzystali z wejścia to by tak było. Ale oni po prostu przeskoczyli przez najniższą, tą metrową, część ogrodzenia.
-Czyli kiedy to ja właśnie jeździłem przyszli sobie tu czarni aby tak po prostu zapierdolić mi moją deskę, która jest im potrzebna do niczego?
-Oppa! Ale przynajmniej ciesz się, że nic Ci się nie stało. Deskę można kupić!
To był zupełny absurd. Pomińmy już sam fakt, że pokazali się czarni. Mieli to być skejci, którzy swoją pasję łączyli z bójkami, przestępstwami i dużą ilością zakazanych rzeczy takich jak dragi. Krótko mówiąc byli to ludzi, z którymi lepiej było nie mieć nic do czynienia. Ważniejsze było to, że po nic im była używane deska, na dodatek stara. Sam już jej nie używał. No może nie do końca. Była to jego pierwsza deska i zawsze kiedy chodziło o coś ważnego, to na niej właśnie popisywał się przed wszystkimi. Jedni mają szczęśliwe ubrania, inni naszyjniki, a Oh Sehun ma deskorolkę. Przecież każdy ma swoje dziwactwa. Właściwie fakt, że osoby, które zazwyczaj się nie ujawniają i biorą komuś deskę, która już prawie nie nadaje się do użytku był śmieszny. Jeszcze wtedy chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że to był bardzo dobrze przemyślany ruch. Jego przemyślenia przerwał nagle głos Tao, który uświadomił wszystkim jakimi są idiotami.
-No właśnie. Dobrze, że mu się nic nie stało … ale tak naprawdę chyba nie mamy pewności i teraz powinniśmy być w szpitalu, a nie na buble tea. To tylko takie bardzo malutkie stwierdzenie.

Chyba nie dziwi was fakt jaki duży ochrzan dostali od brata BaekHyuna, który był lekarzem, że nie przyprowadzili Sehuna od razu. Na samym początku zaczął wychwalać swojego brata, zdecydowanie kochał go za bardzo, że zacytuję: „Gdyby Baekki nie był tylko na randce to na pewno zachowałby trzeźwy umysł i od razu zadzwonił do mnie”. Na samym końcu stwierdził, że na szczęście wszystko w porządku, ale nie zapomniał wspomnieć, że oni wszyscy kiedyś pozabijają się na tych deskorolkach jak będą jeździć bez kasków, oczywiście nie tak jak jego brat. Tylko gdyby wiedział, że jego ‘jakże wspaniały i cudowny’ brat ściąga go z głowy gdy tylko wjeżdża do skejt parku …
-Oppa na pewno wszystko w porządku? – Zaczęła wyć Sehunowi za uchem dziewczyna niczym pies
-Przecież lekarz powiedział, ze wszystko w porządku. Nie martw się – pogładził ją po głowie
-Oppa, ale mi chodzi o twój stan psychiczny – strzepnęła jego rękę z głowy
-Miki … - zaczął Luhan – Przecież to, że zabrali mu deskę wcale nie znaczy, że musi trafić do psychiatryka – puknął ją w głowę
-Oppa. Nie mówiłam chyba do ciebie – syknęła i sprzedała mu kuksańca ale teraz już w drugie ramię – Oppa, na pewno wszystko dobrze? – teraz zwróciła się już do truskawkowego chłopaka
-Tak jak mówił ‘oppa Luhan’ – specjalnie podkreślił te dwa wyrazy aby dać do zrozumienia dziewczynie, że to całe oppa tu oppa tam jest wyraźnie denerwujące. Niestety ona chyba nie załapała o co chodzi. A potem się dziwi, że jak powie oppa do któregoś z nich, to cała czwórka głowi się do kogo było to skierowane – to, że ktoś wziął moją własność nie znaczy, że popadnę w depresję – powiedział to tak aby dalej nie drążyła tematu, bo ona tylko wiedziała o tym, że to tak jakby szczęśliwy amulet. Ach … dziewczyny przecież zauważają takie szczegóły.
-Ja na waszym miejscu najbardziej przejmował się inną rzeczą – dodał Tao, który już był jakiś dziwny od kiedy tylko Oh się ocknął.
-Niby czym?
-Jeżeli czarni już raz się pojawili, to mogą pojawić się znowu. Do tego raczej większość jest przerażona tym, że nas odwiedzili i pewnie boi się, że oni też staną się ofiarami tak jak ty dzisiaj Sehunni.
-Tao, czy ty raz możesz nie myśleć o tych najgorszych rzeczach? – jęknął Luhan łapiąc się za głowę.
-Czyli też o tym jak bardzo jesteście głupi? – chyba nic dziwnego, że czerwona na twarzy Miki przyłożyła mu butem prosto w krocze.

         ☮☮☮

Od minionego wydarzenia minęły już dwa tygodnie. Przez pierwsze dni rzeczywiście wszyscy byli trochę przestraszeni zaistniałą sytuacją, ale po chwil wszystko nabrało starego wyglądu, a tamten dzień stał się już odległą przeszłością w umysłach większości nastolatków. Każdy był szczęśliwy. Sierpień był naprawdę ładny, więc chłopacy oraz kilka dziewczyn mogło całymi dniami poddawać się dawce swojego ulubionego zajęcia. Jednak pośród nich wszystkich Oh Sehun pełnią szczęścia nie mógł się cieszyć. Jego jazda szła mu coraz gorzej i zauważyli to wszyscy. Jednak stwierdzili, że to wina wypadku i choć namawiali go do tego aby zrobił sobie przerwę, ten tylko machał głową w ramach protestu i dalej próbował powrócić do dawnej formy. Jednak jak bardzo by ćwiczył z głowy nie mógł wyrzucić jednej rzeczy. Mianowicie chodziło o to, że bez swojej starej deski czuł się nago. Po prostu jakby zgubił coś ważnego. Jego pogorszenie więc wynikało z tego, że po prostu stracił swój amulet szczęścia i z każdą chwilą chciał go odzyskać coraz bardziej. Po prostu nie mógł się skupić na niczym innym jak na tym, że już po prostu nie ma. Dla Sehuna ta rzecz była podstawą całej drogi, którą przeszedł, a ona tak nagle zniknęła. Nic więc dziwnego, że prawie nagle wszystko runęło w dół co w praktyce oznacza zmianę prawie wszystkiego o sto osiemdziesiąt stopni.
-Oppa. Usiądź. Nie jesteś skupiony i zaraz wywrócisz się tu do tyłu.
-Aishh. Miki. Wiem co robię.
-Nie oppa. Aż taka głupia nie jestem by uwierzyć w historyjkę typu „szok powypadkowy”. Wiem, że po prostu wolałbyś aby ta deska leżała u Ciebie w pokoju, no ale nie wszystko idzie po naszej myśli.
-Przecież to nie o to cho…
-Nie spieraj się ze mną – zafuczała mu nad głową popychając go na ławkę – I tak w końcu wyjdzie na moje, czy tego chcesz czy nie.
-Miki. Nie mam dziesięciu lat. Poradzę sobie sam.
-Nie, nie, nie – pokręciła przecząco głową – Posiedzisz sobie na ławce dopóki nie zapomnisz o swoim przywiązaniu do tego kawałeczka drewna. Kiedy Cię takiego widzę to myślę, że byłbyś w stanie zabić za tą deskę.
Dość przykry był fakt, że nie pomyliła się z tym aż tak bardzo.
-Aish! Nie opowiadaj głupot! – wywrócił oczami
-Jeszcze raz wywrócisz oczami, a … - zatrzymała się jakby wymyślając idealną zemstę po czym przymrużyła oczy dodając – nieważne.
-Czyli mogę dalej wywracać oczami? – zaśmiał się
-Oh Sehun – powiedziała surowo – Mógłbyś kiedyś choć raz wziąć coś na poważnie. Siedzisz jak tuman i rozpaczasz, że zajebali Ci deskę.
-Nie rozpaczam – syknął w jej stronę
-No i już widać, ze poruszam wrażliwy temat – zaśmiała się czochrając mu włosy
-Ech. Nie ważne czy coś zrobię, czy nie. Po pierwsze nic z tego nie wyjdzie, a rozwiązanie samo do mnie nie przyjdzie.
Brunetka na chwilę zastygła patrząc się w coś za nim. Po czym głośno przełknęła ślinę i uśmiechnęła się blado.
-A może jednak i przyjdzie … a raczej przyjedzie.
-Co? – zapytał się i odwrócił do tyłu po czym odskoczył w tył z piskiem
Jakiś metr od niego stało trzech chłopaków. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby cali nie byli ubrani na czarno. Wysoki blondyn stojący na lewo popatrzył się na niego z ukosa, ten po prawej z bordowymi włosami wyglądał jakby przyciągnięto go tu siłą. Tylko ten z czarnymi włosami sprawiał najbardziej przyjazne wrażenie. Albo jako jedyny starał się nie przestraszyć jeszcze bardziej różowowłosego.
- Oh Sehun prawda? – zapytał się zachęcająco chyba chcąc aby truskawkowy blondyn się trochę rozluźnił
- Nie widzisz? – warknął ten wysoki – Średniego wzrostu, wygląda jakby ktoś na głowie rozpuścił mu lizaka, ma przyćmioną twarz, wygląda jakby wszystko pojmował z opóźnieniem … - widocznie miał jeszcze więcej uwag na temat wyglądu Oh, ale uciszył go wzrokiem bordowowłosy.
- A wy kim jesteście? – zapytał się ignorując to co wcześniej usłyszał i chyba pierwszy raz pożałował, że zrobił sobie wakacyjny lekko różowy kolor na głowie
- Ah, nie musisz tego wiedzieć – uśmiechnął się ten pierwszy– i tak się więcej nie spotkamy. Zapewne chciałbyś odzyskać deskorolkę?
- Zapewne tak – syknął w jego stronę
- W takim razie. Przyjdź na ten adres jutro w południe – uśmiechnął się tajemniczo – Sam – na to słowo jego twarz automatycznie zmieniła się na taką, która mówiła, ze w innym razie tego bardzo pożałuje.
- A co się stanie jeżeli nie przyjdę? – podniósł jedną brew w górę – Po drugie czarodziejem nie jestem. Adresu nie wyczaruję.
- Kris, kurwa – zerknął w jego stronę ciemnowłosy, a blondyn automatycznie wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę, zwinął ją w kulkę i rzucił do Sehuna – Tego to już nie wiem – mruknął i szybko odjechał razem z pozostałą dwójką
Patrząc na adres od razu stwierdził, że czeka go jakże przyjemna wycieczka na drugi koniec miasta. Nie wiedział właściwie, czy go tam nie pobiją, wezmą organy. Głośno przełknął ślinę i jeszcze raz uważnie popatrzył się na odjeżdżającą trójkę. Mocno zacisnął pięści próbując złapać normalny oddech.
- Chyba nie zamierzasz tam iść – pisnęła przerażona dziewczyna
- Oczywiście, że nie.

I chociaż powiedział, że nie zamierza nigdzie iść to jednak wlókł się metrem na podany adres. Z zewnątrz wyglądał na bardzo opanowanego, ale w środku wyglądało to całkiem inaczej. Miał potworne zawroty głowy, a na dodatek mocno pulsowała z nerwów. Czuł się jak plama na asfalcie, po której przejeżdżają kolejne samochody. Z trudem nie tracił równowagi, a jego myśli kłębiły się po głowie nawet nie dając się dokładnie przeanalizować. Jego serce biło o wiele za szybko, a sam jego właściciel myślał, że zaraz wypadnie mu z piersi. Może i tak było by lepiej, bo to ono sprawiło, że zignorował wszystkie swoje myśli i jak głupi postanowił jednak udać się w miejsce z kartki. A właśnie tego od niego oczekiwano.
Aby choć trochę się rozluźnić przyglądał się ludziom, którzy stali w pobliżu. Wszyscy zdawali się mieć własne problemy. A jego osoba w ogóle ich nie obchodziła. Co przecież ciekawego mogło być w nastolatku, który według nich miał idealne życie. Wiele by dali aby się z nim zamienić choć na jeden dzień. Zapracowane życie totalnie ich wyniszczało.
Kiedy o jego uszy obiła się nazwa, którą mocno starał się zapamiętać wcześniejszego dnia, szybko podbiegł do najbliższego wyjścia i opuścił pojazd. Jego nogi zrobiły się jak z waty kiedy skręcił w pierwszą uliczkę. Wiedział, że nie dzieliło go od celu podróży dużo czasu. Zdawał sobie sprawę, że za kolejnym zakrętem będzie już na miejscu. Miał jeszcze 10 minut, więc zwolnił tempo i starał się uspokoić. Chociaż myślenie o tym, co ma się zaraz zdarzyć nie mogło go przecież uspokoić.
I w końcu stanął przed brzoskwiniowym domem z dość dużym gankiem. Sehun myślał, że trafi do jakiegoś opuszczonego budynku … Przez głowę przemknęła mu myśl, że piwnica tego domu może skrywać jakieś narzędzia tortur. Szybko zapomniał o tym i przycisnął dzwonek przy bramce. Po jakiejś minucie ukazał mu się zaspana postać w brązowych włosach. Na jego widok wyraźnie się ożywił i z uśmiechem otworzył mu bramkę.
-Jestem Kim Jongin, ale mówią mi Kai –uśmiechnął się zagadkowo
-A ja Sehun – odpowiedział mu po chwili chociaż wiedział, że nie było to konieczne.
-Ahhh … wiem o tym. Przecież nie sprawiam sobie tyle trudu aby zabrać deskorolkę przypadkowej osobie.
-A teraz mógłbyś mi ją łaskawie oddać? – zapytał od razu nie chcąc wchodzić do środka.
-Nie po to Ci ją zabierałem aby tak od razu oddać – jego usta uformowały się w prostą linię, lecz szybko wróciły do uśmiechu – Wejdź do środka.
Oh Sehun naprawdę nie chciał tego robić. Czuł, że w środku czeka go coś niezbyt przyjemnego. I rzeczywiście miał rację. Jedyny powód dlaczego przystał na propozycję Kaia to to, że już tu był i nie mógł się wycofać. Chłopak zaprowadził go do swojego pokoju. Jego pokój wcale nie różnił się zbyutnio od jego własnego. Łóżko, biurko, parę plakatów, szafa, telewizor. Przeciętny pokój jak każdego.
-Więc chcesz ją odzyskać? – zaczął się uśmiechać sam do siebie
-Gdybym nie chciał to by mnie tu nie było.
Chłopak starał się nie oszaleć. Źle zrobił, ze tu wszedł. Doskonale to wiedział. Z każdą sekundą coraz bardziej chciał uciec, wrócić do domu i zjeść czekoladę. Wszystko stawało się dla niego dziwne, pomieszane i po prostu głupie. Wiedział, że później bardzo oberwie … od wszystkich. O ile w ogóle wyjdzie stąd. Jakoś. Może zwieje niepoturbowany. Co się oszukuję. Pewnie za chwilę z szafy wyjdą jego koledzy. Stawało się to jeszcze bardziej prawdopodobne gdyż Kai zbliżał się do niej wywołując ciarki na plecach u wystarczająco już spanikowanego różowowłosego. Jedyne co Sehun zdążył zrobić zanim ten ją otworzył, to głośne przełknięcie śliny i parę kroków w tył.
-Czemu wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć? – zapytał dość rozbawiony Jongin stojąc przed nim
Oh lekko potrząsł głową aby wrócić do rzeczywistości i nie stracić równowagi. Przed nim stał Kai z jego własną deskorolką w rękach z miną jakby zobaczył najśmieszniejszą rzecz na świecie. Jego oczy momentalnie się rozszerzyły na widok swojej własności. Miał ochotę zabrać ją wybiec z tego domu i najlepiej wyprowadzić się na drugi koniec kraju aby tylko ponownie go nie spotkać. Jak bardzo chorym na umyśle trzeba być aby ukraść komuś deskorolkę.
-Jest twoja prawda? – wskazał na rzecz Kai chociaż doskonale wiedział, że należała do blondyna.
Sehun tylko pokiwał głową.
-Więc co mam zrobić abyś mi ją oddał? – zapytał się po chwili ciszy

-Chuj, dupek, debil, popierdoleniec, suka, dziwka, psychol, dziwak,zjeb – słowa te rzucał Sehun w stronę stojącego przy drzwiach Kaia.
Chłopak jakby nigdy nic machał do niego z beztroskim uśmiechem na ustach.
-Zadzwoń do mnie mój lizaczku – rzucił szybko, gdy Oh z frustracją trzaskał furtką
Nie odwracał się, nie chciał patrzeć na ciemnowłosego i starał się wymazać jego istnienie z własnych myśli. Jedyną pocieszającą rzeczą był fakt, że w jego rękach znajdowała się jego osobista deska. Lekko przygryzł usta, gdy przypomniał sobie, co musiał przejść, by ją zdobyć.
„A teraz powiedz, że ...”
-Stop!- krzyknął nie zwracając uwagi na ludzi, czując że jego serce właśnie wali jak szalone

-Podzielmy twoją deskę na pięć części …
-Nie! - krzyknął różowłosy nie pozwalając dokończyć wypowiedzi swojemu wrogowi
-Posłuchaj mnie do końca lizaczku.
-Nie nazywaj mnie lizaczkiem!
-Twoje włosy mówią co innego – popatrzył na czubek głowy Sehuna i lekko się zaśmiał – Nie rozwalę twojej deski. Przyjmijmy, że kółka to cztery części, a drewno to jedna. W sumie mamy pięc.
-I co w związku z tym?
-Och, zaczynasz być irytujący lizaczku, zaraz zamkniemy tą twoją buzię – zignorował pytające spojrzenie młodszego i kontynuował – Po prostu musisz wykonać pięć zadań aby ją odzyskać.
-A co jeżeli nie?
-Bum – Kai pokazał rękami jak jego deskorolka dzieli się na dwie części. Widząc przygryzającego usta gościa dodał – Pierwsza rzecz będzie prosta. Złap mnie za rękę lizaczku. Na dziesięć sekund.
Oh popatrzył na niego zaskoczony. Myślał, że ciemnowłosy zacznie kazać mu wykonywać tysiąc przysiadów, pompek i jakieś inne trudne do wykonania czynności, a on tak po prostu powiedział mu, ze ma wziąć jego dłoń w swoją. Myślał, że kiedy w końcu to zrobi Jongin zacznie się śmiać z jego łatwowierności.
Dla gospodarza mógłby być to przyjemny czas. Tak jak w każdym przesłodzonym romansidle. Kiedy to z podkładem delikatnej muzyki dłonie kochanków stykają się nieśmiało aby potem połączyć się w jeden mocny uścisk. Delikatnym podkładem muzycznym do ich sytuacji było głośne, obijające się o ściany liczenie chupa chupsa do dziesięciu.
Kai lekko przygryzł usta, gdy dziesięć sekund dobiegło końca, a Sehun puścił jego dłoń.
-Widzisz lizaczku. Chyba nie było to takie trudne?
-Pośpiesz się – warknął jakże przyjaźnie chłopak w jego stronę – Co ty robisz? - zapytał zaskoczony, gdy Kim zaczął pokazywać swoim zgrabnym palcem na policzek.
-Och, dziewico orleańska pocałuj mnie tam gdzie Ci pokazuje – syknął w stronę różowowłosego, gdy ten nie zrozumiał jakie było jego kolejne zadanie.
Młodszy przez chwilę się zawahał, jednak przypomniał sobie, że często robił to z Luhanem, BaekHyunem, Miki, a nawet Tao, że szybko złożył lekki pocałunek na zimnym policzku Kaia.
Kolejny uśmiech zwycięstwa zagościł na twarzy chłopaka, gdy ten poczuł delikatne usteczka na swojej twarzy. Szybko też zagościło na niej niezadowolenie, gdy nawet nie minęła sekunda, a Oh odsunął się od niego niczym porażony prądem. Czas. Zapomniał mu powiedzieć ile to ma trwać.
-Co następne? - zapytał zadowolony z siebie Sehun pocierając o siebie ręcę.
I właśnie wtedy Kim postanowił użyć drugiej wersji, tej która była o wiele gorsza niż pierwsza. Chociaż sam lizaczek nie widział o tym, to promieniował on aurą pewności siebie, którą gospodarz postanowił zniszczyć.
-Teraz pocałuj mnie w usta – zaśmiał się – Na dziesięć sekund – dodał szybko przypominając sobie o wcześniejszej pomyłce.
-Co? - usta jego gościa lekko się otworzyły, a kiedy zrozumiał co usłyszał zaczął piszczeć – Ty geju! Ty chuju!
-Tak, jestem chujem. Tak samo jak ty. Chyba, że pan Oh Sehun ma nam do zaprezentowania coś innego również ciekawego. Może powinienem kazać ściągnąć Ci spo...
Kai nie zdołał dokończyć, bo uciszyły go lekko drżące usta chłopak przyklejone do tych jego. Chociaż nigdy nie było to dla niego coś niezwykłego, Jongin, nagle prawie stracił równowagę w nogach. Przez samo zetknięcie warg lizaczka z jego wyczuł, że ten ma niesamowity potencjał. Potencjał, który on sam musi wykorzystać, a na dodatek nie pozwolić go poznać nikomu innemu.
-Pieprz się Kai – syknął, gdy po trochę dłuższym niż dziesięć sekund czasie, oderwał się od niego.
Próbował się nie rumienić. Nie wychodziło mu to chyba widząc uśmiech Jongina. Różany chłopak pierwszy raz całował się z kimś w usta. Możecie pomyśleć, ze to dziwne, ze chłopak nie bronił swojego pierwszego pocałunku, ale, chociaż nie chciał się to tego przyznać, nie przeszkadzało mu to aby Kim był jego pierwszym partnerem. Był on dobrze zbudowany, wysoki i przystojny.
-Oh, lizaczku, jeżeli tak bardzo tego chcesz to mogę zmienić następne zadanie na to – puścił w jego kierunku oczko patrząc jak na policzki Sehuna wyskakują kolejne czerwone plamy.
-Zamknij się – Oh chciał powiedzieć to z jadem, który wypalił by oczy gospodarzowi, natomiast z jego ust wypłynął nieśmiały dźwięk.
-Czas na przedostanie zadanie. Cieszysz się? Już jesteś jedną nogą po drugiej stronie rzeki.
-Skończ z tymi nietrafionymi porównaniami.
-Aish! Lizaczku. Weź z tego trochę przyjemności.
-Nie, dzięki – szybko okłamał go chłopak zaciskając usta w oczekiwaniu na kolejny pomysł gospodrza.
-Teraz podkręcimy trochę gazu – uśmiechnął się po raz kolejny dzisiejszego dnia – Moje usta są spragnione gorącego francuskiego pocałunku.
-Też na dziesięć sekund? - Jęknął z nadzieją w głosie Sehun wiedząc, że już doszedł za daleko by się wycofać.
-Nie żartuj lizaczku! Zabawmy się teraz przynajmniej parę minut.
Nie przeciągając zbytnio czasu Oh popchnął Jongina w stronę ściany i pochylił jego głowę aby ułatwić sobie zadanie. Myśląc o tym jakim dużym idiotom jest zaczął muskać usta Kaia za każdym razem pogłębiając pocałunek. Kai aż gotował się na myśl, że oddał gościowi pałeczkę dominacji w tej sprawie, ale wiedział, że tylko ułatwił by zadanie swojemu chupa chupsowi kiedy to on przejąłby inicjatywę. Po chwili pomyślał, że ten jeden raz nikomu nie zaszkodzi biorąc pod uwagę fakt, że każdy następny raz będzie znajdował się pod jego przywództwem. Do tego Oh-Mistrz-Se-Całowania-Hun okazał się bardzo dobry w swojej robocie sprawiając Jonginowi niesamowitą rozkosz.
Natomiast pan nieszczęście z trudem starał się utrzymać na nogach, które były niczym galaretka. Czuł, ze trząsł się na boki, jednak jego towarzysz nic nie zauważał albo po prostu lizaczek zmyślił tą rzecz. Był na siebie zły wiedząc jak jego serce mocno obija się o klatkę piersiową, a mózg starał się wmówić, że podoba mu się zaistniała sytuacja. Powoli odchodząc od zmysłów przygryzł dolną wargę Kaia zaczynając badając jego jamę ustną własnym językiem. Po niedługiej chwili mięsień mówienia ciemnowłosego zaczął namietną walkę z młodszym nie pozwalając mu na jej wygranie.
Ciężki oddech odbijał się po pokoju kiedy dwójka kochanków oderwała się od siebie. Jeden był całkowicie zażenowany zaistniałą sytuacją, drugi natomiast zadowolony i zaskoczony umiejętnościami swojego partnera.
„Widać, że nie tylko w jeździe na deskorolce jesteś dobry. Zapewne byłbyś też dobry w innym ujeżdżaniu … Przestan Jongin, bo śmiertelnie przestraszysz swojego lizaczka” Pomyślał zdając sobie sprawę, ze zostało ostatnie zadanie do przestawienia:

-A teraz powiedz, że mnie kochasz.  


Ah, czy oni nie są słodcy? Tak na końcu dodam, że tak strasznie polubiłam ten świat (a raczej postać Tao, która w końcu jest taka ... fajna), że może jak będę mieć wolną chwilkę (i wenę oczywiście, a tej zawsze za mało) to napisze kontynuację tego ficzka aby pokazać jak potoczą się dalej losy tej dwójki. Do tego Kai wyszedł na całkiem miłego. Wy to nie wiecie jaki to on tam naprawdę jest xD Tylko Sehun ma to szczęście :3 Postanowiłam też, że może wtedy dodatkowo rozwinę relację wspomnianego BakeYeola, a może nawet oni będą głównymi bohaterami, a o powyższej dwójce najmłodszych tylko wspomnę. Bo przecież czym więcej fluffów tym lepiej :3 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Christmas Hot Chocolate Part 1

Paring: KaiBaek
Bohaterowie: Kim Jongin (Kai), Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kim Junmyeon (Suho), Wu Yifan (Kris), Huang Zitao (Tao), Yumi&Yuri (bohaterki stworzone na potrzeby opowiadania)
Typ: AU, romans, fluff, szkolne
Ostrzeżenia: czasami występują przekleństwa

Jezusie Krisusie.

Tak wróciłam do was po jakichś 4 miesiąca. Przepraszam, ze dodaję tylko jedną część, ale serio nie skończyłabym tego do jutra. Do tego czajniczek namówił mnie do zrobienia dwóch części. Szczerze to pisałam dla was wcześniej ficzka, ale komputer się zbuntował i usunął. Cały ficzek dedytkuje Julce <3 Do tego przepraszam, ze będą błędy, ale nie chciałam już torturować naleśnika o sprawdzanie. Plus przepraszam, ze znowu coś zjebałam :') Tak więc miłego czytanie xD 


☮☮☮

Był piękny grudniowy wieczór. Śnieg lekko pruszył dookoła i osiadał na parkowych ławkach. W oczy rzucały się przepiękne świąteczne dekoracje …
Zacznijmy od początku.
Śnieg nakurwiał jakby Mikołaj właśnie doszedł. Białe przekleństwo wpadało mi w oczy powodując, że nic nie widziałem i osiadało na mnie, roztapiając się, przez co wyglądałem jak pies, który właśnie wyszedł z wody. Denne Bożo Narodzeniowe ozdoby świeciły zbyt mocno, przez co rozpływały mi się przed oczami. Wciąż lecące z głośników Last Christmas przebijało się nawet przez moje słuchawki, które i tak działały już na największej głośności. Z trudem próbowałem przebić się przez śniegowe zaspy i w duchu przeklinałem ludzi, którzy są odpowiedzialni za odśnieżanie.
Celem tej jakże trudnej podróży było dotarcie do przepysznego automatu z gorącą czekoladą. Jedni w zimie mają obsesję na punkcie mandarynek, drudzy na punkcie czekolady, a trzeci na punkcie tego i tego. Akurat napój z TEGO właśnie automatu był najlepszy. Walka ze śniegiem i mrozem była niczym w porównaniu ze smakiem i rozkoszą, którą mnie obdarzał.
W końcu zauważyłem, że zza rogu wyłania się podłużne pudło z przyklejonym plakatem z mikołajem pijącym kawę. No tak. Bo to niby przyciągnie ludzi. Nie ważne. Czym mniej osób, tym więcej czekolady dla mnie.
Kiedy w końcu dotarłem do niego zacząłem grzebać swoim zmarzniętymi dłońmi pieniędzy po kieszeniach. No tak. Jestem na tyle mądry by zapomnieć rękawiczek. Po chwili znalazłem drobne i z radością wrzuciłem je do dziurki. Pomińmy fakt, że musiałem robić to kilka razy, bo niewdzięczny automat nie miał najmniejszego zamiaru ich przyjąć. Gdy w końcu to zrobił z wielką radością przycisnąłem cyfry, które utworzyły numer 69, a to on oznaczał gorącą czekoladę. Minutę później maszerowałem już z uśmiechem przez chodnik ogrzewając sobie ręce i oglądając witryny sklepów.
Świeta nigdy mnie nie irytowały (oprócz śniegu) ani zbytnio nie podniecały. Traktowałem je jako miły przeskok od rzeczywistości, w którym można było poudawać i przez chwilę uwierzyć, ze ludzie są mili i z chęcią Ci pomogą i obdarzą miłością. Gdyby ktoś powiedział mi to cztery miesiące temu z pewnością bym go wyśmiał, a teraz lekko pokiwał głową i uśmiechnął się wzajemnie. Atmosfera świąt i te sprawy, które pokazują, że faceci są nawet bardziej kapryśni od dziewczyn.
Wibrujący telefon przerwał moją słodką chwilę, a dźwięk jaki temu towarzyszył oznaczał, ze dzwonił nie kto inny jak moja mama:
- Baekhyun, o której będziesz w domu?
- Nie wiem – odburknąłem tak aby przekazać jej, że nie mam ochoty teraz z nią rozmawiać
- To może inaczej – powiedziała, tak jakby nie wyczuła nic dziwnego w moim tonie – Będziesz na kolacji?
- Nie sądzę. A nawet jeśli tak to nie jestem głodny. Tylko o to Ci chodziło?
- Umm, nie. Przed chwilą przyszła do mnie sąsiadka i chciała się zapytać, czy nie mógłbyś dać korepetycji z matematyki jej córce.
- Zastanowię się – odparłem
Czy kiedykolwiek wcześniej mówiłem jak wielkim jestem fajtłapą? Chyba nie. No więc opisując wam to w skrócie. Potknąłem się o wystającą płytkę, pokazałem piękny taniec próbowania złapać równowagi i w wielkim stylu runąłem do przodu rozlewając moją czekoladę. Mniejszy problem gdybym rozlał ją na chodnik, na kwiatka, na dziecko, na kobietę, na mężczyznę, na auto, na wszystko, ale ja oczywiście musiałem rozlać ją na krocze jakiegoś ciemnoskórego nastolatka. Poprawka. Jego karnacja była dość ciemna. Na początku na jego twarzy było widać zaskoczenie, które w szybkim tempie zmieniło się w złość. I wtedy mój mózg wydał jedno polecenie: Biegnij.
Pędem ruszyłem przed siebie spychając z drogi i wywołując oburzenie u ludzi. Wiedziałem, że nieznajomy podążał za mną, bo słyszałem krzyki w stylu: „Zatrzymaj się krasnalu”. Nie byłem aż tak n i s k i, że musiał tak za mną wołać. Czułem, że jak mnie złapie, to następnego dnia w wiadomościach będzie krążyć informacja o niezidentyfikowanych zwłokach znalezionych w pobliżu lasu, ups.
Po chwili pojawiła się idealna szansa na pozbycie się swojego ogona. Za parę metrów znajdował się skręt w tą ulicę. Tak. W tą ulicę. W tą ulicę z wyprzedażami świątecznymi, gdzie 1,5 metrowego dmuchanego mikołaja można było kupić za cheeseburgera z McDonalda. Nikt o zdrowych zmysłach się tam nie pakował, chyba że był naprawdę bardzo zdesperowany i pragnął tanich świątecznych ozdób. Wprawdzie ja ich nie pragnąłem, ale byłem bardzo zdesperowany na punkcie zgubienia kolegi biegnącego za mną, więc bez chwili zastanowienia wkroczyłem w tłum ludzi i z wielkim trudem starałem się przepchnąć przez tą masę.
Po 10 minutach dotarłem na drugi koniec i zadowolony z siebie przystanąłem starając się złapać oddech. Nie trwało to długo, bo po paru sekundach spotkałem jakże zdenerwowany wzrok i lekko kpiący uśmieszek:
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, misiaczku – warknął, a ja spanikowany zacząłem biec dalej.
Jeżeli nie utknął w tej masie ludzi to nie miałem pomysłu w jaki inny sposób mógłbym się go pozbyć. Jedynym jak na razie wyjściem było uciekanie, dopóki mój prześladowca nie odpuści. Skręcałem w każdą możliwą uliczkę, tworzyłem istne labirynty do przejścia, a i tak miałem wrażenie jakbym tylko tym dodawał mu sił i ochoty na złapanie mnie i przerobienie w kupkę mięsa. Danie się złapać zdecydowanie byłoby najgorszą rzeczą jaka przytrafiła by mi się dzisiejszego dnia.
Uciekałem już tak długo, że nawet nie zauważyłem kiedy biegłem już zupełnie sam, nie ścigany przez nikogo. Było to dla mnie takie duże zaskoczenie, że jeszcze przez chwilę ruszałem szybko nogami aby przekonać się, że to co widzę, to prawda. Kiedy już byłem pewny, że nie nikt za mną nie podąża rzuciłem się na zaspę, pod którą, jak miałem nadzieje, znajdowała się ławka. Wspomnijmy jeszcze raz o tym jakim to jestem szczęściarzem i o tym, że żadnej ławki nie było, a ja po uszy wpadłem, a raczej rzuciłem się na ponad metrową kupę śniegu.
No pewnie. Bo od czego ma się mózg.
Kiedy już wygrzebałem się ze śniegu i doprowadziłem do w miarę normalnego stanu poszukałem miejsca, w którym miałem pewność, że jest miejsce do siedzenia. Wpadłem do jakiejś małej i przytulnej restauracji, w której zamówiłem ciepłą herbatę i frytki. Byłem przemarznięty, głodny i zły. Zły na siebie, że potrafię wylać gorącą czekoladę na kogoś. Szczerze to nie zbyt bardzo przejmowałem się plamą na spodniach nastolatka, lecz faktem, że coś tak pysznego musiało się zmarnować. Kiedy zauważyłem, że zbliża się 21 postanowiłem wrócić do domu.
Znowu przytoczę fakt jak to bardzo utalentowany jestem. Na pewno pamiętacie jak byliście w przedszkolu i parę razy przyszedł do was policjant. Rozmawialiście o różnych sytuacjach i jak należy w nich postępować. Nie brać cukierków, nie wsiadać do samochodów, nie wpuszczać do domu. Tak sytuację, które w 99% pewnie nam się nie przydarzą. Ale nie odbiegając od tematu. Pamiętacie co należało zrobić jak ktoś Cię śledzi. Chyba każdy wie, że powinien iść w stronę odwrotną niż dom. Oczywiście zastosowałem to. Pomińmy tylko fakt, że kiedy przeczytałem tabliczkę z nazwą ulicy zrozumiałem, że nie mam pojęcia gdzie się znalazłem.
Na nic zdało się chodzenie po przystankach i czytanie rozkładów jazdy. Nocny już mróz dawał o sobie znać, a trzymanie rąk w kieszeniach kurki już nie wystarczało. Prawie w ogólnie nie miałem czucia w dłoniach, a były one czerwone jak nos Rudolfa. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że muszę skorzystać z pomocy osoby, od której tak bardzo nie chcę tego robić. Z wielkim trudem wykręciłem numer i przyłożyłem telefon do ucha. Nerwowo kręciłem się podczas słuchania bip bip bip. Odebrał na ostatnim sygnale. Normalne.
- Cześć. Potrzebuję pomocy.

/Kai POV

Niedzielne popołudnie mogłoby być całkiem miłe. Oczywiście jeżeli sobotniego wieczoru nie zniszczył Ci jakiś krasnal wylewając na ciebie gorącą czekoladę, a potem uciekając ci sprzed nosa. Gdybym tylko miał czas … Nieważne. Sama wzmianka wczorajszej sytuacji wyprowadzała mnie z równowagi i chyba każdy to zauważył. Ale najbardziej irytował mnie śmiech Yuri z dzisiejszego poranka kiedy to spotkałem ją w studiu Wu Yifana.
„- Kris, Kris, Kris – biegała w kółko gorzej niż dziecko z ADHD – Słyszałeś to?
Chłopak tylko podniósł się znad sztalugi i obdarzył ją spojrzeniem, które oznaczało, że ma kontynuować.
- Wiesz o tym, że wczoraj Kai miał mi pomóc wybrać prezent na święta dla mojego chłopaka?
- Torturowałaś go o to przez miesiąc aż się nie zgodził …
- Zrozum, że się spóźnił!
- To nic nowego.
- Aish! Wu Yifan. Wysłuchaj mnie choć raz do końca! Spóźnił się, bo – jej twarz zrobiła się cała czerwona i widać było, że ledwo powstrzymuje śmiech – bo … jakiś chłopak rozlał na niego gorącą czekoladę, a on zaczął go gonić i na dodatek nie złapał – zaczęła dusić się ze śmiechu na sofie.
Nie myślcie sobie, że tak po prostu pozwoliłem jej to powiedzieć. Goniłem za nią cały czas, łapałem ją, próbowałem przytrzymywać jej usta swoją ręką, ale ona i tak jak małpa za każdym razem wywijała się z mojego uścisku i uciekała przede mną dalej opowiadając tą jakże cudowną historię.
Yuri zdecydowanie była dziwna. Trzymała z bandą chłopaków, których każdy wolałby uniknąć. A gdyby lepiej się temu przyjrzeć to raczej dyrygowała i kierowała nami jak lalkami barbie. Była ona słodką dziewczyną i totalnie do nas nie pasowała. Na pierwszy rzut oka. Była to prawdziwa manipulantka i oszustka w jednym. Jej marzeniem było zostać aktorką jednak jej rodzice, lekarze, chcieli aby poszła w ich ślady.
Wu Yifan. Mój prawdziwy autorytet. Zawsze go słucham i robię co każę. Wiem, że ma rację i chyba z tego to wynika. Jest dość zimny. Prawie w ogóle nie okazuje uczuć. Prawie, bo gdy jest przy Tao czasami zastanawiam się czy nie wstępuję w niego inny człowiek. On natomiast chciał zostać malarzem.
No i Tao. Chłopak Krisa. Nie ma słów, którymi mógłbym go opisać tak aby nie oddać jego buto tępiej natury. Wystarczy chyba tylko wspomnieć o tym, że pragnął zostać projektantem mody. Choć nie zbyt wierzyłem, by jego „cuda” komukolwiek się spodobały.
- Czy ty właśnie prychnąłeś? Na mnie? - rzuciłem oskarżycielskim tonem w stronę Krisa od którego do moich uszów dotarł dość oczywisty znak
- Tak – rzucił niedbale i powrócił do swojego zajęcia.
Nie byłem pewny na kogo jestem w tym momencie bardziej wściekły. Na Yuri za wyciąganie zbędnych rzeczy na wierzch, czy na Wu Yifana za jego zbyt wielką obojętność.”
- Znowu myślisz o tym … czekaj … jak on miał na imię … a tak, o tym Krasnalu?
Chyba zapomniałem wspomnieć, że niedzielne popołudnie może by miłe jeżeli nie towarzyszy Ci Tao.
Tak, zdecydowanie to jest podstawa.
Jego osoba wyprowadzała mnie z równowagi. Jego sposób bycia obrzydzał, a samo zachowanie szokowało. A najbardziej zastanawiał mnie fakt jakim cudem ktoś jego rodzaju mógł tak działać na Krisa. Czy był on aż tak mądry, że potrzebował kogoś głupiego aby jakoś się nie wyróżniać w tłumie. Nie wiem. I nie chcę wiedzieć.
Nie dość, że temperatura spadła już dawno poniżej zera, to jeszcze musiałem wysłuchiwać jego gdakania, które wywoływało u mnie nieprzyjemne drżenie. Na prawdę nie mogłem zrozumieć jak jeszcze nie dotarł do niego fakt, że nie bawię się w swatkę i nie mam ochoty wysłuchiwać jego kłopotów dotyczących Krisa. Najwyraźniej myślał, że mina w stylu: „odpierdol się ode mnie człowieku” znaczy „opowiesz mi o tym przy naszej ulubionej kawie”, bo celem naszej podróży była właśnie ulubiona kawiarnia blondyna.
- I co ty na to powiesz? - popatrzył na mnie z nadzieją w oczach
Nie słuchałem go. Czułem się szczęśliwszy nie wiedziałem, co mówił wcześniej. Teraz wystarczyło dać podstawową wymówkę.
- Jeszcze raz pomyśl o tym, czy nie przesadziłeś – odrzekłem nieco obojętnie.
Dzięki temu do końca naszej podróży zamknąłem mu buzie na kłódkę i wprawiłem jego umysł w rejs po morzu myśli, przez co mogłem choć na chwilę odpocząć przygotowując się na paplaninę Tao przy kawie.
Kawiarenka ta była bardzo sympatyczna. Znajdowała się ona w dość dużym białym budynku na jednej z najruchliwszej ulic. W ciemnobrązowych oknach wisiały czerwono zielone ozdoby i lampki świąteczne, które przyciągnęłyby do siebie nawet osobę, która nienawidzi tego czasu. W środku znajdowało się dość dużo okrągłych stolików z czterema krzesłami, co było niezbędne zważając na ilość klientów, która odwiedzała to miejsce prawie o każdej porze dnia i nocy. Nic dziwnego, bo ceny w niej nie były przesadzone, a czas spędzało się w niej naprawdę przyjemnie.
Pierwsze co zrobił Tao, gdy weszliśmy to było poszukanie wolnego miejsca. Kiedy tylko zauważył wolny stolik rzucił się na niego niczym lew na swoją ofiarę i wesoło mi pomachał gdy już wygodnie rozsiadł się na swoim krześle. Oczywiście to moim zadaniem było stanie w jakże przyjemnej kolejce, w której co chwilę ktoś się przepychał. Już miałem skierować się w stronę kolejki, gdy moją uwagę przykuła biało czarna czapka panda. Uśmiechnąłem się lekko, bo kojarzyła mi się z Tao. Jednak moja mina zmieniła się całkowicie gdy zobaczyłem jej nosiciela. W obu rękach trzymał czerwony kubek i wnikliwie czytał coś w swoim telefonie. Chwile stałem i wpatrywałem się w niego i już miałem ruszyć, gdy ten nagle podniósł głowę i jego wzrok skierował się prosto na mnie.
Na początku zdawało się jakby nie przypominał sobie kim jestem. Natomiast po chwili jego oczy się rozszerzyły, a on pośpiesznie zostawił kubek oraz chwycił telefon z blatu i zaczął przeciskać się przez tłum ludzi do wyjścia na ogród. Zacząłem kierować się za nim i chwile po nim wyszedłem na zewnątrz, lecz brązowowłosego chłopaka już nie było. Na marne rozglądałem się w około, bo czarno biała czapka ani razu nie migła mi już przed oczami. Zrezygnowany wróciłem do kolejki i z już gotową kawą podszedłem do stolika. Rozsiadłem się wygodnie i przyłożyłem kubek do ust, dając mojemu towarzyszowi znak, że nie mam zamiaru odpowiadać mu na żadne pytania.
Ten krasnal. Znowu mi uciekł.

/BaekHyun POV

Całą niedziele przesiedziałem w domu. Miałem dziwne wrażenie, że gdziekolwiek tylko wyjdę, nawet wyrzucić śmieci, spotkam chłopaka z ciemną karnacją. Przez ostatnie dwa dni z pewnością wyrobiłem sobie kondycję oraz pomysłowość. Bo wymyślanie jak najkrótszej i najbardziej ruchliwej drogi do domu nie było łatwym zadaniem. Nie dałem się namówić nawet pokusom mojej młodszej siostry, która zaproponowała mi wyjście na lodowisko, tylko dlatego aby rodzice pozwolili jej zostać dłużej. Mając tyle wolnego czasu na spokojnie zastanowiłem się nad tym co zaproponowała mi mama w piątek wieczorem, gdy do mnie zadzwoniła. Wprawdzie nie wspominała już ani razu o tym, ale przecież wiedziała, że odpowiem jej dopiero po dokładnym przemyśleniu sprawy. Toteż żadne namawiania nie przechyliły by szali zwycięstwa dla niej.
Nigdy nie dawałem korepetycji. Wprawdzie moje oceny były bardzo dobre, a nauka matematyki przychodziła mi z łatwością, lecz nigdy nie uczyłem nikogo innego, ani nie robiłem nic z tym związanego. No oprócz sprawdzania prac domowych mojej siostry. Po prostu ja zgarnąłem cały talent naukowy, a ona … cóż … naprawdę świetnie rysowała przez co chodziła do szkoły artystycznej. Przyznajmy sobie rację. Kto od malarza będzie wymagał obliczania skomplikowanych układów równań. Jednak wracając do tematu. Córka sąsiadów była trzy lata młodsza ode mnie. Zawsze chwalono jej zdolności humanistyczne, jednak matematyka już nie raz powodowała możliwość nie przejścia do następnej klasy. Do tego wielkimi krokami zbliżały się święta, a akurat w tym roku miało to być wielkie spotkanie rodzinne akurat w naszym domu. Wszystkie bacie, dziadkowie, wujkowie, ciocie, kuzyni, kuzynki … Na prawdę przydałoby się trochę pieniędzy na prezenty pod choinkę. Nie raz już słyszałem opowieść jak to wszyscy ciężko pracują aby podarować choćby małego aniołka. Na samym końcu stwierdziłem, że mogę spróbować. O ile dobrze pamiętałem mama wspominała kiedyś, że ma potrwać do końca grudnia, a że ciężko znaleźć w tym czasie korepetytora, sąsiadka zwróciła się z tym do nas.
***
W poniedziałek prawie zaspałem. Mój budzik się nie włączył, ale dzięki temu, że tata wracając z łazienki zauważył, że nadal śpię, postanowił mnie obudzić. Dlaczego to zrobił? Tak bardzo szczęśliwe okazało by się dla mnie gdybym zaspał i spóźnił się na pierwszą.
Śnieg pruszył rano naprawdę mocno przez co prawie nic nie widziałem. Dlatego też podróż do szkoły na nogach nie uśmiechała mi się zbyt bardzo, a wizja samego siebie przewracającego się na zakrytym przez biały puch lodem wywoływała negatywne uczucia. Byłem jeszcze nieprzytomny, na polu wiało i było zimno. Autobus wydawał się w tym momencie największym i najlepszym wynalazkiem człowieka, który chronił przez zimową pogodą.
Akurat środek lokomocji przybył na przystanek kiedy do niego przyszedłem. I chyba była to jedyna szczęśliwa rzecz, która tego dnia się wydarzyła.

Dalej zaspany próbowałem przejść przez szkolny korytarz. W poniedziałki rano był on najbardziej zawalony z wiadomego powodu. Przyjaciółki ściskające się po dwóch dniach rozłąki, dalej śpiący ludzie wlokący się z niezbyt dużym entuzjazm przez środek oraz parę osób, które czuły się w miarę dobrze i próbowały przejść istny labirynt aby w miarę niepobijanym dostać się do swojej klasy.
Czułem się jak tysiąc nieszczęść w jednym. Moje włosy były mokre od śniegu, zresztą jak całe ubranie. Do tego szkoła nie ogrzała się jeszcze zbyt dobrze przez co moje dłonie były całe zimne. Mokry, zimny i zaspany próbowałem w spokoju dotrzeć do klasy.
Jednak zapomniałem o moim największym problemie. Gdziekolwiek wyjdę musi być on.
Nagle ktoś zastąpił mi drogę. Myślałem, że było to przypadkowe, lecz kiedy chciałem spróbować ominąć przeszkodzę znowu zostałem zablokowany. Zanim podniosłem głowę usłyszałem sztucznie miły głos przesiąknięty jadem:
- Witaj krasnalu. Jak to się mówi? Do trzech razy sztuka.
I nagle wszystko potoczyło się w szybkim tempie. Chłopak złapał mnie za marynarkę, a ja pobudzony jak po dużej dawce kofeiny w niewyobrażalnie dziwny sposób wyplątałem się z niej pozostawiając górną część mundurka w jego uścisku. I w taki właśnie sposób zafundowaliśmy naszej szkole poranny wf. Ja uciekałem, on mnie gonił. Oboje potrącaliśmy mnóstwo osób przez co większość wybudziła się ze swojego pięknego snu. Jakimś cudem dotarłem do klatki schodowej wiedząc, że jak tylko wejdę piętro wyżej znajdę się już prawie w mojej sali, w której jak miałem nadzieje, nic mi nie zrobi. W zwariowanym tępię zacząłem wspinać się po schodach, czując, że chłopak tym razem nie odpuści i będzie mnie gonił dopóki mnie nie złapie. Już widziałem drzwi od mojej klasy, gdy nagle poczułem silny pociągnięcie za rękę. Byłem pewny, że chłopak mnie dopadł, a moje życie w postaci pasztetu jest coraz bliższe.
Nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia gdy poczułem, ze ktoś chowa mnie za swoimi plecami. Po chwili rozległ się miękki głos, który należał do ChanYeola:
- Baekki, coś nie tak? - zapytał wnikliwie badając wzrokiem postać mojego prześladowcy
Zanim zdążyłem w ogóle przyswoić co powiedział do mnie ten wielkolud usłyszałem ten sam przesiąknięty jadem głos, który mnie powitał.
- Słodko, Baekki porozmawiajmy.
- Oh – z moich ust wydobył się cichy jęk przerażenia, by byłem niemal pewny, że rozmowa w jego słowniku oznacza przerobienie na pasztet.
- Przesuń się – chłopak zmierzył ChanYeola zimnym spojrzeniem, które na wielkoludzie nie zrobiło wrażenia
- O czym chcesz z nim rozmawiać? - zapytał spokojnie
- Baekki? Kai? - ich rozmowę przerwał miły dziewczęcy głos
Cała nasza trójka zwróciła głowę w stronę, z którego pochodził głos. Stała tam Yuri. Koleżanka mojej siostry oraz wysoki przystojny blondyn. Kai, bo najwyraźniej chłopak miał tak na imię, zamierzał coś powiedzieć, ale zanim jakaś głoska wydobyła się z jego ust wysoki blondyn przemówił głosem jeszcze spokojniejszym i naturalnym głosem niż ChanYeol
- Jongin, przestań – i ruszył dalej przed siebie, a dziewczyna z chwilą opóźnienia ruszyła za nim.
Brunet przygryzł tylko usta i rzucił moją marynarkę w stronę wielkoluda obdarzając nas ponurym spojrzeniem, po czym ruszył za powyższą dwójką pozostawiając w lekkim odstępie od nich. Na prawdę w tym momencie miałem wrażenie jakbym w piątek wieczorem kupując gorącą czekoladę otworzył swoją własną puszkę nieszczęścia, a zdawałem sobie sprawę, że to wszystko to tylko początek.

Dzisiaj miała się odbyć moja pierwsza lekcja z córką sąsiadki. Byłem dość spokojny, bo była to miła kobieta, a o jej córce też słyszałem dużo pochlebnych opinii. Na dodatek miałem tylko zobaczyć z czym sobie najbardziej nie radzi.
Ubrałem się w zwykłe jeansy i podkoszulek oraz zarzuciłem kurtkę na ramiona. Mama wspominała, że Pani Lee prosiła abym czuł się swobodnie, bo dzięki temu i ja i YuMi lepiej będziemy ze sobą współpracować.
Podszedłem pod białe drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Nie minęło nawet dziesięć sekund nim drzwi rozchyliły się, a w nich pojawiła się moja sąsiadka.
- Baekhyun! - powiedziała z szerokim uśmiechem i zaprosiła mnie do środka
- Dzień dobry – ukłoniłem się i wszedłem do środka 
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam jak twoja mama powiedziała, że zgodziłeś się pomóc YuMi z matematyką – mówiła prowadząc mnie do salonu – Napijesz się czegoś zanim YuMi zejdzie na dół?
Pokręciłem tylko głową na znak, że nic nie potrzebuję i grzecznie usiadłem na białej sofie. Po chwili zauważyłem schodzącą na dół dziewczynę. Miała dość jasną cerę i duże brązowe oczy. Długie włosy w tym samym kolorze miała spięte w kucyka. Ciepłym głosem przywitała się ze mną oraz przedstawiła, bo chociaż nasze mamy były bardzo dobrymi znajomymi my sami nigdy się nie poznaliśmy.
- W czym dokładnie mam Ci pomóc? - zwróciłem się do niej
- Gramtyka, oppa - powiedziała dość nieśmiało – A najbardziej z obliczaniem pola powierzchni i objętości stożka, walca i kuli.
- Myślę, że jak zaczniemy omawiać od podstaw, to kiedy do tego dojdziemy nie będziesz miała jakichś szczególnych trudności.
Omawianie od podstaw może wydawać się stratą czasu, ale w matematyce błędy popełniane są w bardzo łatwych rzeczach i najczęściej w rzeczach, które są oczywiste, jak podstawy. Nie raz zdarzyło się komuś pomylić wzór na pole koła z wzorem na długość okręgu. Chociaż bardzo dobrze wiemy, który służy do czego, z powodu pośpiechu wykonujemy głupie błędy, z których później można się tylko śmiać.
Zaczęliśmy od takich rzeczy jak punkty, kąty czy figury płaskie. Dobrze sądziłem, że od tego powinniśmy rozpocząć naszą pracę, bo nastolatka plątała wszystko ze sobą starając się przypomnieć sobie definicję poszczególnych pojęć. A bez znajomości niektórych nie możliwe jest zrozumienie matematyki.
Przed tym jak wyszedłem poleciłem dziewczynie aby przed każdymi zajęciami powtarzała, to co przerobiliśmy wcześniej aby w razie jakichkolwiek niepewności omówić to jeszcze raz.

Nikt nie lubił wtorków. No dobrze, chyba tylko ja nie lubiłem wtorków. W ten oto dzień tygodnia mieliśmy lekcje wychowania fizycznego, a ja za sportem (przynajmniej w szkole) nie przepadałem. Zupełnie odwrotnie było z ChanYeolem, który już od rana potrafił tylko zastanawiać się nad tym co będziemy robić na tych zajęciach.
- Baekki! Dlaczego nigdy się nie cieszysz? - Powiedział chłopak, gdy na kolejne jego przypuszczenia dotyczące tej lekcji odpowiadałem: „możliwe” lub „nie wiem”
- Nie wiem z czego się cieszyć. Znów będziecie latać za piłką jak małpy.
- No właśnie! Wspólna rywalizacja Baekki!
- Mów co chcesz, ale i tak nie zmienię zdania, że lekcje z Panem Jung są nudne i beznadziejne.

- Nudne i beznadziejne.
Te słowa wyszeptał mi ChanYeol do ucha kiedy to mój ukochany wuefista oznajmił, że będziemy grać w zbijaka z inną klasą. Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że w grupie przeciwników znajdował się Kim Jongin. Czułem, że w najlepszym wypadku skończę z kilkunastoma sinkiami na ciele, jeżeli, w którymś momencie nie postanowi zrobić ze mnie dobrego pasztetu.
Mimo mojego skomlenia aby nauczyciel pozwolił mi usiąść na ławce i być tylko obserwatorem, w tym momencie stałem na boisku zupełnie sam, a Kai podrzucając piłkę w powietrze szczerzył się do mnie przepowiadając moje cierpienie. Mocno przełknąłem ślinę zastanawiając się jakim cudem znalazłem się w takim położeniu. Bo to chyba byłoby za dziwne, że przeciwna drużyna tak po prostu celowała piłkami we wszystkich oprócz mnie.
Z przeciwnej strony boiska dochodziły do mnie krzyki, które dopingowały Jongina, a od moich kolegów z klasy słyszałem dość marne próby spróbowania zachęcenia mnie do złapania piłki, ba, do zbicia mojego przeciwnika z boiska. Czułem, że prędzej czy później w końcu dostanę, a z drugiej strony, że próba złapania piłki skończy się bardzo boleśnie. Czułem się jak w dramatach greckich. Każda decyzja, którą podejmę kończyła się nieuchronną śmiercią już przerobieniem na pasztet.
Podjecie decyzji przyszło wcześniej niż się spodziewałem, bo w momencie, w którym Kai w końcu rzucił piłką w moją stronę, a ja spanikowany zacząłem biegać z jednego końca na drugi co jakiś czas piszcząc gdy broń chłopaka prawie otarła się o mnie.
Jednak szczęście musi kiedyś być po mojej stronie. Nie mogłem uwierzyć kiedy zobaczyłem, że czerwona kulka turla się powoli na mojej stronie, co oznaczało zdobycie piłki bez potrzeby jej łapania. Nie wiem czy to prawda, czy tylko mój mózg się przegrzał, ale w momencie kiedy kucnąłem i już prawie wziąłem piłkę do rąk, ta przyspieszyła i znalazła się za linią przy nogach Jongina.
- Mam nadzieję, że nie będzie za bardzo bolało – powiedział z sarkazmem
Słyszałem okrzyki zwycięstwa przeciwnej klasy, pomruki niezadowolenia mojej, wołanie ChanYeola bym uciekał, a ja tylko zamknąłem oczy czekając na śmierć. Jednak zamiast tego jedyne co usłyszałem to dzwonek i moce uderzenie piłka o podłogę salo gimnastycznej.
Kiedy otworzyłem oczy zauważyłem turlającą się obok mnie piłkę oraz już oddalonego ode mnie chłopaka. Po chwili znalazł się przy mnie ChanYeol pytając, czy wszystko w porządku i czy nie muszę iść do higienistki?
- Wszystko okej – powiedziałem to tak jakbym starał się zapewnić o tym samego siebie
- Dobra robota BaekHyun – poklepało mnie po ramieniu parę osób – Może i nie wygraliśmy, ale też nie przegraliśmy.
Właśnie wtedy pierwszy raz cieszyłem się, że lekcji W-Fu nie spędziłem na ławce patrząc jak wszyscy uganiają się za piłką tylko sam w tym uczestniczyłem. Chociaż moją aktywność można było zaliczyć od uciekania przed piłką.

2/3

niedziela, 11 sierpnia 2013

Sam to powiedziałeś

Paring: SeKai
Bohaterowie: Sehun, Kai, LuHan, Chen, Tao, Kris, wspomnienie o całym EXO
Typ: oneshot, romans, AU, komedia, smut
Ostrzeżenia: Na końcu opowiadania jest scena +18, ale i tak wiem, ze będziecie ją czytać. Do tego pojawiają się przekleństwa i akty złości wyładowywane na śmietnikach, więc osoby o słabych nerwach i kochające śmietniki są proszone o opuszczenie strony lub psychiczne przygotowanie.

Po jakże długim czasie w końcu do końca zmęczyłam tego fan ficka. Abym nie zapomniała, że obiecałam, że moja pierwsza dedykacja będzie dla @bearjonqin. Ogólnie jestem nim załamana. Przedobrzyłam go w chuja :) Do tego zboczona scena mi nie wyszła. Ogólnie wszystko jest pokręcone. Jak wczoraj wracał samochodem to się załamałam co ja napisałam. BOŻE. Mam nadzieję, ze długość was nie przerazi. Więc zapraszam.


Kim Jongin. Człowiek noszący pseudonim Kai był osobą, u której słowa „nie” i „tak” były prawie nieodwołalne. Nie można jednak zaprzeczyć, że jeżeli coś nie podobało się jego osobie chociaż w jednym procencie, to pomyślne wcielenie tego w życie graniczyło z cudem. Oczywiście, kiedy miało to dotyczyć jego własnej egzystencji. Jeżeli miał brać w czymś udział, to musiało to w pełni odpowiadać jego zachciankom, które zresztą co chwilę się zmieniały. Dlatego też konfrontacja z nim była istnym samobójstwem. Przynajmniej wszyscy tak myśleli.
    Oh Sehun. Jego pomysły były beznadziejne i ani razu nie trafiały w gust Jongina. A te plany zawsze uwzględniały jego osobę w dużej mierze, bo jakby Sehun mógł zapomnieć o swoim chłopaku? Jednak nigdy nie usłyszał od Kaia słowa nie. Każdy, nawet najbardziej głupi pomysł, Kai starał się wykonać. Jakim cudem? Jak to się stało? No miłość się stała. Chyba nawet sam Oh nie wiedział, jak działa na swojego partnera, który zawsze wygodny i dumny porzucał to wszystko tylko po to, aby on był szczęśliwy.
    Lecz cierpliwość Jongina nie mogła przecież trwać wiecznie. Właśnie o tym myślał Kai, siedząc i pustym wzrokiem wpatrując się w Sehuna, który zawzięcie i wyraźnie podniecony tym, co mówił, starał się namówić go na swój nowy pomysł. Naprawdę chłopak wierzył, że da radę znieść wszystko po tym, jak pewnego dnia Oh zaproponował, aby zrobił przed nim striptiz. Nigdy, no nigdy, nie spodziewał się, że do głowy blondyna może wpaść pomysł, w którym nawet jeden punkt nie odpowiadałby ideałom bruneta.
    Nic też dziwnego, że po dosyć czasochłonnym monologu odpowiedzią Kaia, pierwszy raz w życiu na pomysł jego chłopaka było wielkie, szare i puste „nie”.
    Jednak zanim sam Jongin zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, oczy Sehuna rozszerzyły się do niepojętych rozmiarów i w urywku sekundy zagościły w nich łzy. Zanim głos całkowicie mu się załamał, dał radę tylko cicho zapytać:
    - Dlaczego?
    Ton jego głosu tak uderzył w Kaia, iż sam nie wiedział, czy jest smutny, czy zły. Poczuł się, jakby nagle jego serce przeszyło milion strzał. Tak właśnie działał na niego Oh Sehun. Jego serce pokryte było warstwą lodu, której nikt nie potrafił skuć nawet największym poświęceniem, natomiast on jednym dotknięciem mógł zamienić wszystko w wielką kałużę wody. Nienawidził tego, a zarazem kochał. To samo czuł do swojego chłopaka. Chyba najbardziej intrygował go sam fakt, że blondyn tak na niego działał. Jak nikt nigdy wcześniej i prawdopodobnie nigdy później, bo zamierzał pozostać z Sehunem do końca.
    Roztargnienie przejęło jego myśli. Wszystko w jego głowie nagle zaczęło zmieniać miejsce i przechodzić z jednej strony na drugą tworząc dwie grupki, które miały przedstawiać dlaczego jest zły, a dlaczego smutny. Tak jak w filmach, gdy pojawiają się dwie postacie: anioł i diabeł, siadają na ramionach niezdecydowanego i kuszą go, aby zrobił to, co oni uważają za słuszne. Właśnie w takie dwie postacie zamieniły się w jego myśli. Jedna mówiła, że powinien się wstydzić za to, co zrobił, a druga, że postąpił prawidłowo i zgodnie ze swoją zachcianką jak miał to w zwyczaju.
    Jako pierwsza swą przemowę zaczęła ta dobra, która uważała, iż Jongin jest bardzo nie dobry dla swojego chłopaka. Przecież Kim zawsze się zgadzał na jego prośby i kochał oglądać to, jak jego chłopak jest szczęśliwy. Nawet podczas spełniania tych wszystkich pomysłów, z każdą chwilą coraz bardziej je lubił. Lecz nigdy tego przed samym sobą nie przyznał. Do tego zawsze na nie przystawał, więc dlaczego teraz nie mógł? Dlaczego właśnie teraz miał zawieść swojego chłopaka, który wyraźnie wszystko przestudiował i dużo czasu spędził nad tym, aby idealnie zaplanować cały pomysł. Nigdy nie okazywał tak wielkiej radości w związku z tym, co wymyślił, więc na pewno marzył o tym aby stało to się prawdą. Widać było, że Oh Sehun po prostu nie dawał rady tego ukryć, mimo, iż włożył w to wszystkie siły. Wszystkie pokłady szczęścia, które posiadał wylewały się z niego litrami, a płomyki nadziei w jego oczach nawet na chwilę nie zdawały się gasnąć.
    Lecz czym bardziej podobało się coś blondynowi, tym bardziej odpychało to Kaia. Po prostu dwa totalne przeciwieństwa. Do tego przecież Kim wiedział, że gdyby on sam zaproponował Sehunowi aby coś zrobili, to nawet jeśli jego chłopak panicznie się tego bał i brzydził, to i tak z wielkim uśmiechem zgodziłby się na jego pomysł. Bo dla niego najważniejszym było spędzanie ze sobą czasu i poznawanie siebie bardziej, a forma tego była tylko dodatkiem, który miał im to uprzyjemnić.
    Dlatego właśnie miał tak wielkie wyrzuty sumienia, bo największym dla niego skarbem było to, że mógł być z nim. Jego ukochany po prostu chciał aby czas, który przeznaczą na to spotkanie, był wykorzystany jak najlepiej.
    Lecz kiedy jego serce miękło, to druga postać, ta zła, postanowiła o sobie przypomnieć. Przecież byłoby zbyt pięknie, gdyby jednak cała bajka skończyła się dobrze, bez jakichkolwiek problemów.
    Przecież zgadzał się na wszystko. Nigdy nie wyraził słowa sprzeciwu na plany blondyna. Nie wszystko musiało mu się podobać i nie każda rzecz interesowała. Jego chłopak też mógłby się z tym liczyć i pomyśleć o tym, co on myśli zanim zajmie się planowaniem czegoś. Dlaczego to on zawsze miał się poświęcać i robić wszystko tak, jak to chciał Oh Sehun? Nigdy nie zapytał się wcześniej, czy by mu to pasowało. Nigdy nie zapytał się, czy to on nie ma jakiegoś pomysłu. Przecież nie jest bezmózgą maszyną i też są rzeczy, które chciałby zrobić ze swoim chłopakiem, a także mogliby kiedyś pomyśleć nad czymś razem, co nie jest szkolnym projektem nad którym mieli pracować we dwójkę. 
    Parę razy jeszcze obie strony zabierały głos, na powrót mieszając się w jedno, aby utrudnić wybór brunetowi. On tylko na chwilę zerknął na blondyna, którego twarz wyrażała dużo bólu. Serce Kaia znowu czuło, że jego osoba zachowała się okropnie.
    - Sehun-ah… - chłopak wyciągnął rękę, aby położyć ją na głowie blondyna, lecz ten pośpiesznie odwrócił ją w bok, jakby zaczął uważać, że biała ściana toalety, przy której siedzieli na ławce, to w tym momencie najciekawszy widok.
    To był właśnie pierwszy błąd, jaki popełnił młodszy. Kai już gotowy był wyprzeć się poprzednich słów, aby tylko znowu zobaczyć ucieszonego blondyna, lecz jego gest nie dość, że zrobił wielkie wrażenie na brunecie, to jeszcze zmienił jego nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. Przecież nic nie może pójść gładko i idealnie. Tak jak w każdym filmie to diabełek przejął dowodzenie. Kai natychmiastowo pozbył się zdziwienia, a na jego twarz wyszedł szyderczy uśmiech, który Sehun dobrze znał. Uśmiech, który towarzyszył Jonginowi kiedy ten wyjaśniał, jak owy pomysł jest beznadziejny prawie każdej jednostce, która coś mu zaproponowała. On sam jednak nigdy nie stanął z nią twarzą w twarz i w tej właśnie chwili czuł się kompletne przerażony, bo doskonale wiedział, że Kai, nawet jednym słowem, mógł w tej odsłonie zgasić argumenty "za" jego przeciwnika.
    - Więc pytasz dlaczego? – prychnął, a w jego oczach zapaliły się płomyki. Sehun wyparłby się całego pomysłu raz dwa, tylko był zbyt oszołomiony tym, co zobaczył. Tą miną, której nigdy nie widział, nawet jak gasił nadzieje osoby z najbardziej fatalnym pomysłem. Natomiast sam Jongin czuł się swobodnie. Jakby wszystko, co w nim się kłębiło, miało zostać uwolnione. Bo ile razy przecież może postępować tak samo. Jego cierpliwość nie była wieczna. - Przecież nie zawsze będę miał ochotę na wszystko, co wymyślisz – dodał bardzo naturalnym tonem, akcentując słowo „wszystko” jakby miało ono otworzyć blondynowi oczy na świat oraz dać mu do zrozumienia, że to wszystko to właśnie jego wina.
    - Mógłbyś chociaż łaskawie powiedzieć co Ci się w tym nie podoba i razem moglibyśmy to zmienić – przygryzł usta i zacisnął pięści. Nie miał zamiaru przegrać tej walki.
    Sam Kai tylko głośno zaśmiał się w środku i spod lekko przymkniętych oczu popatrzył na zaciśnięte usta Sehuna, które akurat w tym momencie musiały go kusić tak bardzo. Szybko przeniósł wzrok na jego twarz i wyprostował się z szelmowskim uśmiechem, aby zadać cios poniżej pasa.
    - Jeżeli mam być szczery, to wszystko – ostatnie słowo powiedział tak wolno i wyraźnie, że jego znaczenie jeszcze bardziej dobiło blondyna.
    Jeśli chcielibyście porównywać, kto był bardziej zdenerwowany, to nie wiem, czy by wam się udało. W jednym i drugim z każdą sekundą gotowało się coraz bardziej, aż dziwne, że jeszcze nie eksplodowali. Oh przypuszczał, że został porażony prądem, bo to, co przed chwilą usłyszał przeszło przez niego całego, wywołując tym samym niemały wewnętrzny wstrząs.
    Nie mógł uwierzyć, iż jego chłopak z taką łatwością, swobodą i brakiem zainteresowania mógł wypowiedzieć to słowo na „w”, które sprawiło, że aż zaniemówił z wrażenia. Przecież on myślał nad tym od miesiąca. Dokładnie analizował wszystko czegokolwiek dowiedział się o swoim chłopaku, każdą uwagę i najmniejszy szczegół zapisując na kartce. Potem przeszukiwał internet, siedząc nawet całą noc i psując wzrok, aby znaleźć coś, co najbardziej będzie pasowało Jonginowi. Wszystko dokładnie sprawdzał i oceniał, żeby było idealnie. Chciał sam znaleźć dla niego świetny pomysł. Taki przynajmniej obrał sobie cel. Jedyną z tych wszystkich wspólnych chwil, którą będą zawsze miło wspominać. A jednak ten debil z mordą jak koń (czyt. Kai) miał czelność powiedzieć mu „nie” i „wszystko” na cały jego monolog, w którym przedstawił mu to, co zaplanował z dużą dokładnością.
    - Co ja sobie myślałem? Tobie zawsze nic się nie podoba – syknął prawie plując jadem wokoło.
      I tu Sehun zrobił drugi błąd.
    - Zawsze? – Kim podniósł jedną brew do góry, jakby oczywiste było to, jak bardzo jego chłopak się myli, a swoją jakże ciekawą ideę wytłumaczył mu osobiście, bo on sam nie ma ochoty na jej pojmowanie.
    - Nawet jeśli się zgodzisz, to zdajesz się nieobecny, jakby w ogóle Cię nie obchodziło spędzanie razem czasu. Jakby to była dla Ciebie istna katorga, że tylko musisz przebywać w moim otoczeniu.
    Blondyn popełnił trzeci i jakże nieodwracalny błąd.
    Sehun sam nie wiedział, jak bardzo Kai się dla niego poświęca i jak całe swoje zainteresowanie, nawet gdy nie ma już siły, poświęca na to, aby jak najwięcej czerpać z bycia razem. Sam Jongin nie wiedział, czy ma wstać i pójść do domu, czy kontynuować tą żałosną rozmowę, w której jego ukochany starał mu się udowodnić, że cały pomysł jest idealny, a on ma niepotrzebne wąty.
    - Czy teraz próbujesz mi powiedzieć, że nie interesuję się tobą i spędzam z tobą czas na odwal się? – zapytał tak, jakby nie mógł zrozumieć tego, co wcześniej usłyszał.
     Natychmiastowo usłyszał odpowiedź, która nie ukrywam zrobiła na nim ogromne wrażenie:
    - Tak.
    To jedno krótkie słowo dobiło Jongina tak, jak Sehuna wyraz „nie”. Teraz zastanawiał się, czy młodzieńcowi nie rzuciło się coś na mózg albo jeszcze gorzej - przed przyjściem tutaj spadł i dotkliwie uderzył się w głowę.
    - Czy mógłbyś to jeszcze raz powtórzyć, bo wydaje mi się, że mam problemy ze słuchem – warknął w stronę blondyna.
    - Spędzasz ze mną czas na odwal się, żebym tylko był zaliczony i nie robił problemu – odpowiedział całkiem spokojnie udając, że nie zrozumiał sarkazmu i złości, które wychodziły z ust Kaia podczas ostatniej wypowiedzi.
    - Może jeszcze mi powiesz, że jestem z tobą tylko dla seksu – prychnął.
    Teraz miał już pewność, że Sehunowi spadła w drodze na tą ławkę jakaś wielka szyszka na głowę. Jedyne czego mu brakowało to popcorn, bo każde kolejne słowo wypowiedziane przez jego chłopaka wydawało się coraz większą komedią.
    - Sam to powiedziałeś – odparł chłodno Oh, wiercąc spojrzeniem brunetowi dziurę w brzuchu.
    Rozległa się długa cisza.
    Kai nigdy nie pomyślałby, że Sehun może tak uważać. Nie mógł sobie wyobrazić, że taka myśl kiedykolwiek przeszła mu po głowie. Gdyby ktoś powiedział mu, że jego ukochany może mieć jakiekolwiek wątpliwości dotyczące uczucia, jakie dzieliło ich dwoje, z pewnością wpisałby tą osobę na czarną listę, a na dodatek zaśmiał się bezczelnie w twarz. Kropelki potu zaczęły spływać po jego czole, bo nie dość, że mocno świeciło słońce, to jeszcze on sam gotował się od środka. Taka podwójna dawka gorąca powinna być śmiertelna.
    Natomiast Sehun nie mógł uwierzyć, że Kai był z nim tylko dla uspokajania swoich potrzeb. Jego oczy rozszerzały się z każdą chwilą coraz bardziej, kiedy wszystko, co miał w głowie coraz bardziej pchało go do uwierzenia, że jego Jongin i ich wielka miłość to stek kłamstw, który tylko miał uwieść biednego blondyna i zamknąć w klatce. To, jak się nim ostatnio nie interesował. Sehunowi wydawało się naprawdę, że chłopak męczył się w jego towarzystwie. Że przestał go kochać albo już nie potrafił udawać. Wszystko plątało się w jego głowie, a na wierzch wyciągnął tylko te kilka wspomnień, kiedy brunet mógł naprawdę nie być nim zainteresowany (ani żadną rzeczą w jego otoczeniu) nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Po prostu w tym momencie był święcie przekonany, że jego rola w tym związku to dmuchana lalka do pieprzenia Jongina.
    - To jeżeli uważasz, że jestem z Tobą… - przerwał, jakby nie pewny tego, co chce powiedzieć - …jestem z Tobą tylko dla seksu, to dlaczego ze mną nie zerwiesz? – powiedział chłodno i sztywno nie wierząc, że Oh byłby w stanie posunąć się aż do tego. Wierzył, że to było tylko chwilowe załamanie odmową i zaraz wszystko powróci do normy.
    - Widać, że jeszcze potrafisz powiedzieć coś mądrego. Chyba nie muszę tego powtarzać, abyś zrozumiał – prychnął do niego i gwałtownie wstał z ławki porywając swój sweter, który obok niego leżał. Jedyne co pozostało Jonginowi to wpatrywanie się w znikającą sylwetkę jego eks. Jeszcze wtedy, przez krótką chwilę, nie przejął się tym co się wydarzyło.


***


Tydzień później.


    W szatni roznosił się zapach męskiego potu. Oczywiści nikt go nie lubił, ale po wyczerpującym treningu zapach ten stawał się prawdziwą dumą. Co chwila trzaskały szafki i drzwi, a po całym pomieszczeniu roznosiły się wrzaski, szum wody z łazienek, rozmowy i łkania tych dla których obecny dzień był beznadziejny. Kai spokojnie wycierał swoje włosy białym ręcznikiem, głęboko oddychając i podśpiewując sobie piosenkę Taylor Swift. Jednak jego beztroskie chwilę przerwał ktoś, kto położył mokrą rękę na jego ramieniu wywołując dreszcz.
     - Pośpiesz się i pogadaj z nim na spokojnie.
    - Tao – Kai obrócił się na pięcie i obdarował chłopaka błagalnym spojrzeniem – Nie będę rozmawiał z kimś, kto najwyraźniej uważa mnie za zwykłą dziwkę – zaśmiał się i położył mu swój ręcznik na ramionach.
    Przez cały tydzień owa dwójka rozwodników unikała siebie niczym ognia i każdy swój ruch planowała tak aby omijać tego drugiego najbardziej jak mogła. W ten oto sposób, oboje nie widzieli siebie na oczy przez ten czas, ciesząc się rezultatem ich starań. Gdyby na poważną rozmowę poświęcili choć jedną dziesiątą tych godzin, które zmarnowali na plany omijania siebie nawzajem, to ich związek stałby się niepodważalnie nierozwiązywalny. Jednak owa dwójka była tak bardzo uparta, a żadna ze stron nie potrafiła odpuścić. Bo oboje czuli, jakby to ich najbardziej urażono i to oni byli najbardziej poszkodowani, a ten drugi nie ma w ogóle racji, a jego argumenty są wyssane z palca. Właśnie chyba tylko pod tym względem obaj byli do siebie podobni. Zawsze to oni uważali, że są ofiarami, co w konfrontacji kończyło się wieczną niezgodą.
     - Zachowujecie się jak dzieci – poklepał go lekko po policzku – Przedszkole to jedynie 200 metrów do przodu i skręt w prawo. Idealnie byście się tam razem nadali.
    - To on zachowuje się jak dziecko. Chyba nie zamierzasz mnie umoralniać Zitao? – zaśmiał się Kim, pakując swoje rzeczy to torby.
    - A właśnie, że tak – opadł ciężko na ławkę – Bo ktoś to powinien w końcu zrobić. Myślałem, że po paru dniach weźmiesz się w garść i jak trochę ochłoniesz, pójdziesz z nim porozmawiać. Widocznie z każdym dniem twój upór rośnie w górę proporcjonalnie z mniemaniem o sobie.
    Kai jedynie zareagował na to prychnięciem i nie zamierzał przerwać swojego wcześniejszego zadania, jakim było pakowanie butów i stroju. Nie widział też potrzeby słuchania kazań Tao, który na siłę próbował zeswatać go ponownie z Sehunem. Wszystko ma swój początek i koniec. Nie miał co rozpaczać nad jednym końcem tylko przygotowywać się na następny początek, aby nie zakończył się tak, jak ten wcześniejszy. Przed wyjściem jeszcze tylko parę razy przetarł włosy ręcznikiem aby nie były one całkowicie mokre jak znajdzie się na zewnątrz.
    Huang natomiast tylko przewrócił oczami zastanawiając się, jakim cudem z każdym dniem jego kolega stawał się coraz bardziej dziecinny. Przecież to przechodziło ludzkiego pojęcię, jak bardzo Kai uważał, że wszystko jest winą Sehuna, a ten natomiast, że winowajcą jest Jongin. To wydawało się bardziej głupie i skomplikowane niż "Moda na Sukces" we wszystkich sezonach razem wziętych. Do tego zamknięty w sobie Kai nie powiedział mu za wiele o tym, co się wydarzyło, więc on sam prawie nic nie mógł zdziałać. Jednak próbował nakłonić go do krótkiej rozmowy, podczas której napięcie między nimi chociaż trochę by się rozluźniło. Nie oczekiwał przecież, że po jednym spotkaniu znowu powrócą do tego co było, ale planowanie przejścia z jednej sali do drugiej tylko, aby nie spotkać drugiego i nawet nie krycie się z tym to była chyba lekka przesada.
    Jak na dźwięk gwiazdka Tao zaczął dreptać za Jonginem z dalszą myślą uświadamiania mu jego głupoty, kiedy ten ledwo co podniósł swoją torbę. Nikt za to nie spodziewał się widoku, który dwóch chłopaków ujrzało w chwili otworzenia drzwi od szatni. Podparty o ścianę stał nie kto inny, jak Sehun ze słuchawkami na uszach podśpiewując sobie piosenkę, która właśnie leciała w jego odtwarzaczu mp3. Na jego twarzy malował się uśmiech i widać było, że na kogoś czekał.
    Jednak szybko znikł, gdy w drzwiach, na które patrzył ukazał się nie kto inny, a koń Kai, którego Oh nie miał ochoty ani zamiaru oglądać. Szybko odwrócił wzrok w druga stronę dogłębnie uświadamiając Jonginowi, że to nie jego się spodziewał i zaczął bardzo uważnie studiować swój telefon i dotykową klawiaturę. Kai natomiast obarczył go pełnym pogardy spojrzeniem i skierował się w stronę wyjścia, nawet nie zwracając uwagi na blondyna, co wyglądało tak, jakby ta dwójka się nie znała, a co dopiero odbywała jakieś bardziej intymne stosunki sam na sam.
       Tylko oni tak na prawdę wiedzieli co się z nimi działo i nie mieli zamiaru pokazywać tego reszcie społeczeństwa.
    Sehun zagotował się w środku, a jego mózg przestudiował kilkanaście możliwych scenariuszy tego spotkania i tekstów, jakie będzie mógł wypowiedzieć, tak, aby szybko zniechęcić Jongina do jakichkolwiek konwersacji z nim. Starał się nie zwracać uwagi na to, jak bardzo pociągająco wyglądał Kai w jeszcze lekko mokrych włosach i obojętnym spojrzeniu, które aż korciło, aby się na niego rzucić i zatrzymać jego wzrok na sobie na chociaż parę sekund. Starał się też nie martwić o to, że Jongin nie zawiązał sznurówek swoich butów i w każdym momencie mógł jedną nogą nadepnąć na kawałek materiału i wywrócić się nabijając sobie sinikia. Starał się też nie wyobrażać, jak nic nie wyrażające teraz usta w zabójczym uśmiechu szepczą mu całkiem sprośnie słówka do ucha, które w skrócie przedstawiają to, co będzie się działo, kiedy nikogo nie będzie wokół nich. Starał się, ale przecież było to niemożliwe.
    Natomiast Kai pragnął nie zwracać uwagi na idealne ciało blondyna, ubranego w luźną koszulkę i dżinsowe spodenki przed kolano. Wcale, ale to wcale nie pragnął zerwać z niego wszystkich ciuchów i poczekać aż ten grzecznie wyglądający chłopak będzie się pod nim wił i całkiem głośno wymawiał jego imię. Wcale nie był zazdrosny o to, że uśmiech, jaki posyłał w swoją stronę nie był wywołany oczekiwaniem na niego. I wcale nie martwił się, jak ten totalny głupek sam będzie wracał do domu po nocy, jeżeli dopiero o tak późnej porze zamierzał się z kimś spotkać. I wcale nie miał ochoty rozjechać walcem osoby, która miała zamiar położyć łapska na jego ukochanym. Wcale nie kręciło go to, jak zgodnie ze swoim nawykiem wystawiał język i oblizywał usta, na widok czego niejedna dziewczyna i chłopak oddaliby wszystko co mają, aby choć na małą chwilę mieć tego, jakże przystojnego i seksownego chłopca wyłącznie dla siebie. I wcale nie irytował go fakt, że pogardliwie zarzucał swoją grzywką na jego widok. Wręcz przeciwnie. Był całkowicie szczęśliwy, że ruch, który wykonał blondyn był całkowicie przeznaczony jemu. Bo przecież każdy kochał, jak coś, co praktycznie należało (w tym wypadku miało) należeć do Jongina, robiło coś wyłącznie dla niego.
    Ale żaden z nich nawet przed sobą nie potrafił się przyznać, że myślał o tych rzeczach. Oboje zapewniali się, że to spotkanie w ogóle nie zrobiło na nich wrażeni, oraz ich wewnętrzne uczucia niczym nie różniły się od tych, które pokazali na zewnątrz.
    Nie minęło nawet parę sekund nim Tao szepnął mu do ucha jak tylko znaleźli się za zakrętem:
       - Nawet najlepiej opracowane plany nie zawsze się sprawdzają.
    Po tych słowach tylko się zaśmiał w ten swój typowy sposób i pobiegł przed siebie.
   
    Kai był całkiem spokojny kiedy wracał do domu. To nic, że po drodze rozwalił dwie skrzynki na listy, przewrócił eleganckim wykopem chyba z dziesięć śmietników i przywalił śmietankowym lodem na patyku komuś w przednią szybę. On sam powiedziałby, że jest rozkojarzony, albo że na treningu nie dostał należytego wysiłku i sam musi zapewnić sobie rozrywkę. Tak naprawdę tylko Jongin wiedział, dlaczego zachowuje się w ten sposób. Ale szzzzz… to tajemnica.
    W jego głowie ciągle miotały się dwie rzeczy. Samotny Sehun stojący na korytarzu był pierwszą z nich. Zapewne myślał, że Kai wyszedł trzydzieści minut wcześniej jak zazwyczaj, ale tym razem trening się przedłużył. Tego Oh nie przewidział. A druga rzeczą było obmyślanie w jaki sposób rozjedzie walcem, którego nie wie skąd weźmie, osobę, która umówiła się z jego blondynkiem. Tym jego małym, bezbronnym i słodkim chłopakiem (właściwie eks). Za każdym razem, jak tylko przyłapał się na myśleniu o samej osobie byłego partnera (i walcu), to starał się kontynuować podśpiewywanie piosenek Taylor Swift, lecz jego głowa nie dała mu się omotać i cały czas wracała do tego o czym starał się zapomnieć. Sam Kim próbował sobie wmówić, że przecież może sobie chodzić gdzie chce… Z kim chce… I jego to wcale nie obchodzi. Przecież nie byli już ze sobą i nie powinno obchodzić go, co w wolnym czasie robi jego eks. Lecz mógł tak sobie tylko myśleć, ponieważ w głębi duszy sądził coś całkowicie innego. Jakby porównać jego obecny nastrój z tym z innego normalnego dnia, to wywracanie skrzynek na listy i śmietników byłoby zwykłym zrywaniem kwiatka, a nie wandalicznym czynem. 
    Z jego oczu wylewała się zazdrość, jego usta układały się w cienką linię, która oczywiście wyrażała zazdrość. Cały wyraz jego twarzy i postawa wyrażały wielką zazdrość w kierunku tego nieszczęśnika, który miał skończyć pod walcem. Jego pięści zaciskały się pod wpływem złości, która była wynikiem złych emocji, jakie się w nim kłębiły. Nie mógł zrozumieć jakim prawem jego chłopak ma czelność spotykać się z kimś innym, niż on sam. Przecież był jego. I tylko jego. Do tego ten uśmiech na twarzy. Kai gdyby dostał wehikuł czasu, to na pewno cofnąłby się o to kilkanaście minut, by zerwać mu siłą ten wyszczerz z buźki. Jak jego chłopak mógł tak reagować na myśl o spotkaniu z kimś innym, ba, jak mógł się umówić przed drzwiami do szatni. Miejscu, gdzie to oni prawie zawsze się spotykali… A może on przewidział to, że trening się przedłuży i specjalnie tam czekał. Aby pokazać mu, jak fajnie żyje mu się bez niego…
    I nagle kolejny kosz poleciał do przodu, zdecydowanie ustanawiając nowy rekord Jongina w kategorii: „Czas przelotu kopniętego śmietnika”.
    To w takim razie co stało na przeszkodzie, by pokazać sojowemu eks jak to zajebiście żyje mu się bez niego? Po treningach nie musiał go odprowadzać do domu, nie musiał marnować swojego czasu na spacery i spotkania. Po prostu mógł gnić przed komputerem, jak pierwszej klasy nolife i popijać coca colą tony popcornu oraz chipsów. A jakby zachciało mu się coś pieprzyć… Dmuchana lalka chyba nadal leżała gdzież na strychu. Wystarczyło ją tylko wygrzebać. Nie musiał słuchać narzekań na niego. Nie musiał być punktualny. Róbta co chceta proszę państwa.
    Niestety próby myślenia o zaletach bycia singlem nie były aż tak interesujące, aby nie powrócić do rzeczy, które najbardziej interesowała bruneta w całej tej sprawie. Jaki chuj lub dziwka mógł lub mogła umówić się z jego chłopakiem. Z kimś kto już od dawna w stu procentach należał do niego. Do niego! Chyba niektórzy naprawdę nie nauczyli się w przedszkolu znaczenia słów: moje, nasze, wspólne, twoje. Bo Oh Sehun był jego. Jego i nikogo więcej. A chyba większość miała wyraźne problemy ze zrozumieniem tak banalnego słowa. Do tego, czy ten ktoś dobrze zajmie się jego słodkim blondynem? Czy da mu się najeść, napić, czy odprowadzi go do domu, bo przecież było przed dziewiątą, a nawet jak na czerwiec zmrok zbliżał się już wielkimi krokami i młodszy o takiej porze powinien raczej wracać do domu, niż z niego wychodzić.
    Do tego ogarnął go smutek, bo to nie Kai, tylko WITD (Wstaw imię tej dziwki) będzie to robił. To oni razem będą się śmiać i rzucać sobie nawzajem do otwartych buziek popcorn. I mieć niewyobrażalne napady śmiechu, kiedy choćby jeden wyląduje na trawie. To oni razem będą oglądać gwiazdy i to WITD będzie pokazywał Sehunowi gwiazdozbiory na niebie. Jak to się kurwa stało, że to WITD, a nie on sam będzie to robić.
    - Chrzanić wszystko.
    To było jedyne stwierdzenie, jakim mógł opisać to Kai, nie dostając kolejnego ataku kurwicy, bo zaraz to nie tylko śmietniki będą latały w około.
    Aby chociaż trochę ochłonąć i oderwać się od rzeczywistości, włożył słuchawki do uszu i puścił muzykę tak, by zagłuszyła nawet jego myśli, bo przecież o to mu chodziło. Do tego puścił jakiś ciężki kawałek i zademonstrował ostatniego kopniaka na koszu swojej sąsiadki.

    Gdybyście teraz chcieli porównywać Kaia podczas powrotu do domu do tego, który właśnie pluskał się w wannie pełnej bąbelków, to na pewno pomyślelibyście, że ten oto chłopak cofnął się w rozwoju o ładnych kilka lat. Otóż, z wielkiej wanny prawie wylewała się woda, a osobnik o imieniu Jongin był cały pokryty pianą. Chyba dla każdego najbardziej relaksującą rzeczą jest gorąca kąpiel, w której jedyne o czym się myśli, to sen i to jak bardzo jest człowiekowi gorąco.
    Mijała minuta za minutą, a brunet tylko coraz bardziej cieszył się z wysokiej temperatury wody, w jakiej siedział. To było chyba nawet lepsze, niż wszelkie dragi, bo nie miało przykrych skutków ubocznych.
    …
    A może jednak… Kai nigdy nie pomyślałby, że okalająca go rozkosz zginie w czasie, kiedy postanowi się osuszyć. Na początku zwaliła się na niego fala niezadowolenia, wynikająca z nieprzyjemnego zimna, które okryło jego ciało, zastępując relaksujący gorąc. Drugim atakiem była myśl, że zapomniał o czymś ważnym. Bowiem jego umysł nadal nie kontaktował na tyle dobrze, aby dokładnie przeanalizować to, co działo się przed kąpielą. Dopiero, gdy spojrzał na zegarek wiszący nad łóżkiem, a godzina wyraźnie zbliżała się do dziesiątej w nocy, to to, o czym chciał na jak najdłużej zapomnieć wróciło ze wzmożoną siłą.
    Kai nie był ani zły, ani zazdrosny, ani smutny, ani zgorzkniały. Po prostu zaczął się martwić. Martwić o Sehuna. Do tej pory, gdy wychodził gdzieś sam, a miał wrócić później, zawsze gdy był już w domu, wysyłał mu sms „Szczęśliwie zakończony dzień. Słodkich snów <3”. A był pewny, że gdy ten z nim zerwał, nie zamierzał mu napisać o tym, że już jest w domu.
    I wtedy w jego głowie narodził się pomysł, który chyba każdy uważałby za popaprany. Ale to, jak bardzo martwił się o blondyna przerastało wszystkie granice rozsądku. Jedyne co się pałętało po jego głowie to pytanie, czy Oh jest bezpieczny i czy na pewno osoba, z którą się spotkał nie zamierzała zrobić mu krzywdy. To był właśnie sposób, w jaki Sehun działał na niego. Że on, opanowany Kai, który zawsze wiedział co robić i zawsze był zdecydowany, nagle tracił głowę i nie mógł nawet racjonalnie myśleć. Nigdy nie zamierzał tego przyznać, nawet przed osobą, która była tego powodem. Dlatego też z każdą sekundą jego głowę coraz bardziej rozsadzało od środka. Kim Jongin postanowił ubrać się z powrotem i wyruszyć w poszukiwania za blondynem. Nie obchodził go fakt, iż nawet nie ma pewności, czy gdzieś wyszedł. Po prostu musiał się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Nawet, jakby miał przetrząść całe miasto.
    Nic więc dziwnego, że niecałe dziesięć minut później był ubrany w ciemne rurki i pierwszy lepszy t-shirt. Mamie powiedział, że wychodzi na noc do Tao, aby się na martwiła i wsunął adidasy na nogi. Postanowił zacząć od centrum miasta. Najbardziej prawdopodobne było to, aby Sehun poszedł razem ze swoim towarzyszem do miejsca, gdzie nie brakuje rozrywek i każdy znajdzie zajęcie dla siebie. Była to idealna przestrzeń do spędzenia piątkowej nocy. Oczywiście, aby nie marnować czasu, zaczął biec, a podczas tego od początku dogłębnie przemyślał wydarzenia mające miejsce ostatniego tygodnia.
    Sehun tłumaczył mu swój jakże idealny plan na spędzenie razem czasu. Najwidoczniej był bardzo podekscytowany swoim pomysłem i uważał, że to strzał w dziesiątkę… Jednak się mylił. Ale Kai sam nie wiedział, co mu tak nagle odwaliło, aby powiedzieć nie swojemu chłopakowi i zniszczyć mu wszelkie nadzieje. Można by to po prostu tłumaczyć beznadziejnym humorem Jongina tamtego dnia, ale byłyby to tylko puste wymówki. Jedyne do czego miał pewność to to, że tego dnia kompletnie spieprzył sprawę i ani trochę nie starał się współpracować. Po prostu powiedział nie, jakby odpowiadał komuś innemu, niż blondyn. Jakby tego dnia nie liczyło się kto jest kim, bo on jest najważniejszy. Potem, jakimś dziwnym trafem doszło do tego, że jest z nim dla samego seksu, a na końcu ni z gruszki ni z pietruszki chłopak, prawdopodobnie pod wpływem emocji, zerwał z nim. Przez kolejny tydzień postanowili snuć plany, w których obrali sobie na cel jak najlepiej omijać się w szkolę i życiu. I dość dobrze im to wychodziło. Dopóki coś poszło nie po myśli obu, a żaden z nich tego nie zaplanował. Dziwnym trafem musieli się spotkać, kiedy Jongin miał wracać z treningu do domu i nadal żyć swoim jakże beztroskim życiem. Niestety, widok swojego eks wywołał w nim niemałe poruszenie. W końcu po paru przygodach z przewróconymi koszami postanowił poszukać Sehuna, nie mając pojęcia gdzie ten się udał.
    Właśnie w tym momencie głęboko odetchnął zdając sobie sprawę, jaki jest głupi. Popukał się w czoło i zwolnił tempa, gdyż jego oddech stał się zdecydowanie za ciężki. Nad nim rozciągało się bezchmurne niebo, gdzie widać było wszystkie gwiazdy, które kiedyś pokazał mu jego eks. Świeciły mocno, oświetlając ciemną drogę, na której właśnie się znalazł. Sam nie był pewny, czy skręcił w dobrą alejkę, ale miał nadzieję, że nie trafił do miejsca, do którego mógł się dostać w najgorszym wypadku.
    Niestety jego najgorsze przypuszczenia spełniły się z chwilą, gdy nieznana postać stanęła przed nim nie pozwalając mu przejść dalej. Była to kobieta, która z pewnością zbliżała się lat trzydziestu, chociaż trudno było to stwierdzić w mroku i z tapetą ścienną, jaką miała na swojej twarzy. Oczywiście jej skąpy strój od razu skojarzył się Jonginowi z jednym… dziwka. Czarny koronkowy gorset opinał się wokół jej drobnego ciała i małych piersi. Najwyraźniej był trochę za duży, bo co chwila musiała go podnosić. Obrzydliwe czerwone, także koronkowe, stringi okazywały jej sflaczałą dupę, która doczekała się tego stanu od zbyt dużej ilości kutasów, które się kiedykolwiek tam znajdowały. Aby zapewnić sobie jeszcze lepszy wygląd założyła kabaretki i wysokie czarne szpilki, że prawie dosięgała wysokością jego osobie. Kai sam dziwił się, jak ona w nich stoi, a co dopiero chodzi. Istne samobójstwo, nawet dla najlepiej wyszkolonych w tym kobiet.
    Oczywiście, jak to każda dziwka chciała jednego. Aby kolejny facet włożył w jej dupę wartą całą stówę swojego przyjaciela, pogarszając stan i tak już obrzydliwych pośladków. Odgarnęła lekko włosy do tyłu próbując wyeksponować swoje marne piersi i powoli zaczęła przystawiać się do niego. Lekko przygryzła wargę i posłała mu wyćwiczony uwodzicielski uśmiech. Przybliżyła się do niego, opierając rękę o jego klatkę piersiową. Aby zachęcić go do jakiegokolwiek ruchu, przejechała swoim długimi paznokciami pod koszulką nastolatka, której miała się zamiar pozbyć w najbliższym czasie. Jednak na jej nieszczęście trafiła na Jongina, który nie zamierzał zniżać się do aż tak niskiego poziomu, aby przelecieć wykwalifikowaną dziwkę. Przybrał swój typowy wyraz twarzy i uśmiechnął się zadziornie przyciągając ją do siebie. Ta zareagowała na ten ruch wyraźnie ucieszona i zmieniła położenie swoich dłoni na tył pleców chłopaka zjeżdżając coraz niżej aż do pośladków. Kai nie chciał pozostać nic dłużny dziewczynie i szepnął jej coś na ucho wyraźnie ją oczarowując. Ta szybko ściągnęła z niego koszulkę, jakby najbardziej zależało jej na tym, aby brunet się z nią przespał. W świetle latarni, do której go pociągnęła było widać, jaki okropny, platynowy kolor ma nałożony na proste włosy, sięgające do połowy pleców. Chłopak zaczął lekko całować jej szyję, na co kobieta pod wpływem rozkoszy, odchyliła głowę do tyłu. W jej myślach zapaliła się jakaś lampka, bo wyraźnie chciała zaciągnąć go do jakiegoś budynku. Dopiero wtedy znudziła mu się ta zabawa i stanął w drzwiach, chociaż za rękę ciągnęła go napalona już dawno dziewczyna.
    - Dlaczego nie wchodzisz? – zapytała tonem pełnym podniecenia i niecierpliwości.
    - Nie chcę – uśmiechnął się w typowy dla niego sposób, uwalniając się z jej uścisku,
    Wykorzystując chwilę zdziwienia dziwki, odwrócił się na pięcie i pomaszerował w swoją stronę, zakładając w tym samym czasie koszulkę. Zadowolony ze swojego uczynku rzucił przez ramię.
     - Następnym razem postaraj się bardziej, inaczej dopadnie Cię konkurencja – zaśmiał się gorzko.

    Po chwili pałętania się po znienawidzonej ulicy, Kai wyszedł na drogę, z której już widział świecące się światła centrum. Włożył dłonie do kieszeni swoich czarnych spodni i pomaszerował w ich stronę. Z każdym kolejnym krokiem tracił swój cały zapał i chęci, oraz coraz bardziej uświadamiał sobie głupotę. W najgorszym wypadku całą noc będzie się samotnie szwendał między różnymi stoiskami, jak głupek szukając Sehuna. Już mógł zadzwonić po Tao, aby ten towarzyszył mu w poszukiwaniach. Lecz nie miał pewności, czy wymyślony na szybko pomysł byłby dobry. Kolejne kazania chłopaka nie były tym, czego Jongin chciał teraz słuchać. Zapewne cały czas by mu mówił, że jeżeli poszedł szukać blondyna, to niech z nim porozmawia. On sam nie będzie zaczynał, bo to jednak nie on z nim zerwał i to nie on najwyraźniej uważa go za dziwkę, która była w związku z nim tylko dla seksu.
    Kai miał ochotę zawrócić. Jednak on sam wiedział, że nawet jeśli wróciłby do domu to i tak nie mógłby zasnąć, oraz, że wtedy bez sensu przeszedł całą drogę. Był niemiłosiernie zirytowany faktem, jak bardzo martwi się o Sehuna, a ten pewnie w ogóle nim się nie przejmuje. Bo po co? Aby nie stracić całkowicie panowania nad sobą, chłopak zarzucił energicznie grzywką w tył i postanowił wybrać się na dalsze poszukiwania.
    Zaczął od różnych stoisk z jedzeniem. Kai dobrze pamiętał, że były to miejsca, w  których spędzali razem najwięcej czasu. Chociaż na to nie wyglądało, to Oh był strasznym łakomczuchem. Jongin przekonał się już nie raz, iż dobrym sposobem na stracenie całej zawartości portfela, to stawianie mu różnorodnych potraw. Dobrze pamięta, jak to udali się tu na pierwszą randkę…
    „Zdenerwowanie aż wypływało z Jongina. Jego ręce pociły się niemiłosiernie na samą myśl o spotkaniu z Sehunem, który od tak dawna go pociągał. Wiedział, że było to zwykłe wyjście na wyrwanie jakichś panienek, ale sam fakt, że mieli być tylko we dwójkę sprawiał, iż on sam nazywał go fanką chociaż wiedział, iż blondyn woli dziewczyny, jak każdy normalny chłopak. No cóż, on myślał tak samo dopóki go nie spotkał. Mieli się spotkać po jego skończonym treningu o dziewiętnastej przed drzwiami. Brunet co chwilę sprawdzał godzinę na telefonie i strasznie przejął się faktem, że jego towarzysz spóźnia się o całe 32 sekundy. Włożył urządzenie z powrotem do kieszeni i odchylił głowę do tyłu, próbując uspokoić bicie serca i zaczerpnąć świeżego powietrza. To był pierwszy raz, kiedy dowiedział się, jak Sehun na niego działał i było to, jak dotąd najgorsze przeżycie tego typu.
    Po paru następnych sekundach za rogiem pojawił się blondyn i przeprosił za swoje krótkie, lecz wyczuwalne dla Jongina, spóźnienie. Plan był całkiem prosty. Idą na miasto i szukają ładnych dup, aby potem trochę się z nimi zabawić… W ten czy inny sposób… Wszystko pięknie i ładnie, ale bruneta zdecydowanie bardziej od dup cieszył fakt, że spędzi czas z Sehunem, a to, co miało nadejść, zawsze może trochę opóźnić. Chociaż byli z tego samego roku, to Kai urodził się wcześniej, co czyniło go automatycznie starszym od swojego kolegi. Poznali się stosunkowo przez znajomego z klubu Jongina, który chodził z Oh do klasy. Jednego popołudnia w większej grupie postanowili pójść na jakiś podryw, lecz w końcu przez niewyjaśnione okoliczności z całej piątki zostali tylko oni. Nie zaprzeczajmy. Jongin był bardzo zadowolony z tego obrotu sytuacji.
    Jednak towarzyska atmosfera aż kipiała z Sehuna. Widocznie było widać, że chłopak już jest napalony na wyrwanie jakiejś niezłej sztuki, a problemu z tym nie powinno być. Koszulka, którą miał na sobie wyraźnie odsłaniała obojczyki, na których widok brunet tylko oblizał usta. Wyglądał niesfornie i słodko w taki sposób, że każda dziewczyna chciałaby się nim zaopiekować. Do tego to, jak w swoim nawyku seksownie wyciągał język, aby nawilżyć swoje wargi. Tak, ta rzecz była jedyną, jaka od razu rzucała się w oczy i już dawno stała się cechą rozpoznawalną dla Sehuna. Byli mniej więcej tacy sami, więc bez problemu mogli utrzymać kontakt wzrokowy podczas rozmowy.
    - To gdzie idziemy na początku? – zapytał blondyn, znowu wykonując charakterystyczny dla siebie ruch.
    - Wszędzie można znaleźć jakieś fajne dziewczyny – Kai uśmiechnął się do niego zadziorne.
    - Jonginnn – specjalnie przedłużył ostatnia literę jego imienia, aby wyrazić swoje niezadowolenia – Wiem, że często tu bywasz, więc musisz się choć trochę bardziej tu orientować. Na pewno lepiej ode mnie – zaczął ciągnąć go za rękaw koszulki.
    - Dobrze dobrze – znów się uśmiechnął - Najwięcej ludzi jest zawsze w zakątku z jedzeniem. Jestem niemal pewny, że kogoś tam znajdziemy.
    - To dlaczego nadal tu stoimy? – wskazał na rozwidlenie drogi, jednocześnie przekazując Kaiowi informację, że to on ma prowadzić.
    Brunet tylko westchnął i wsadził dłonie do kieszeni. Poszedł ścieżką po prawej stronie. Rozmawiali o szkole, rodzinie, ich zainteresowaniach i planach. Normalna rozmowa o wszystkim i o niczym. Jednak, chociaż Jongin wydawał się spokojny na zewnątrz, to w środku był tak samo zdenerwowany, jak wtedy, gdy czekał na blondyna przed szatnią. Stres wyjadał go od środka, więc kiedy znaleźli się przy stoiskach, a do jego nozdrzy dostała się mieszanka zapachów, jego brzuch zaczął się domagać nakarmienia go.
    - Zjadłbym coś. Może się tu zatrzymamy? – wskazał na stoisko, gdzie podawano różne smakołyki z grilla.
    Na tą propozycję Sehun tylko przytaknął i obaj zabrali się za wybieranie sobie tego, na co najbardziej mają ochotę. I chociaż Kai był głodny, to przy koledze nie mógł nic przełknąć. Po meczącej walce w końcu zjadł swoją porcję i oboje ruszyli po obrany sobie cel. Było to nieuniknione, więc zaczęli krzątać się po stoiskach szukając dwóch dziewczyn, które przyszły same, a nuda powoli zaczęła im doskwierać. Przekopywali się przez najróżniejsze miejsca, ale chociaż bardzo chcieli, to nie mogli znaleźć nikogo. Tak jakby nagle wszystkie samotne dziewczyny wyparowały. Zrezygnowani usiedli na ławce obok fontanny. Patrzyli się w niebo i próbowali wymyślić gdzie pójdą dalej.
    - Jongin. Zdecydowanie przynosisz pecha – mruknął pod nosem Sehun, wyraźnie niezadowolony z obrotu sytuacji
    - Że ja? – prychnął w stronę towarzysza – Zawsze, gdy tu jestem co krok wiją się obok mnie jakieś laski, ale dziwnym trafem gdy przyszedłem tu z Tobą wszystkie nagle wyparowały.
    - Nie uwierzę dopóki nie zobaczę - posłał Jonginowi słodki uśmiech.
    - Uważaj, bo jeszcze pożałujesz – Kai chlapnął w niego wodą nie zauważając, że po chwili blondyn był w połowie mokry. Ten tylko spojrzał na niego z ukosa, mierząc upiornym spojrzeniem.
    - Uważaj, abyś to ty zaraz cały w tej fontannie nie wylądował – syknął. Po chwili popchnął chłopaka w tył, a ten zamoczył się aż po głowę w lodowatej wodzie.
    - Spokojnie – wstał, udając strach i zaczął się śmiać.
    - Co niby jest takie śmie…? – nie dokończył, bo po chwili zauważył, że woda spadła na jego spodnie tak, że wyglądał jakby się zesikał. Trudno było stwierdzić, czy jego twarz zrobiła się czerwona z gniewu, czy ze wstydu. Na chwilę nastała cisza przerywana co chwilę niepohamowanym śmiechem bruneta. – Kim Jongin. Zabiję Cię – po tych słowach zaczęli biegać wokół, a raczej Kai zaczął uciekać przed Sehunem, który w tej chwili był gotowy wykopać chłopaka w kosmos na księżyc, aby dzieci opowiadały sobie o nim legendy, jak o Panu Twardowskim.
    Po ponad półgodzinnej bieganinie, obaj niemiłosiernie zmęczeni i zrezygnowani opadli ciężko na najbliższą ławkę.
    - J-ongi-n – mówił Oh, ledwie łapiąc oddech  – Kied-y t-yl-ko wypo-czn-e t-o ni-e ż-yje-sz!
    Chłopak jedynie się zaśmiał.
    - I tak już wyschłeś, siusiu-majtku.
    - Uważaj na słowa – syknął w jego stronę.
    I w końcu wyjście na podryw skończyło się zabawą w berka wokół fontanny. Naprawdę nic nie mogło wyjść tak, jak planował. A właściwie nie z nim, kiedy od środka był jak sflaczały balon. Sama obecność blondyna sprawiała, że wypływało z niego powietrze. Po paru chwilach Oh oświadczył, że idzie po coś do picia i do jedzenia. Była to dla bruneta idealna chwila, aby mógł przyjrzeć się od tyłu ciału chłopaka. Jego włosy nawet po tak długim bieganiu układały się idealnie. Koszulka opinała się wokół jego dobrze zbudowanych pleców, a obcisłe spodnie podobne do jego własnych idealnie eksponowały tyłek, który najdłużej obserwował Jongin. Na nogi starał się już nie zwracać uwagi, bo wybuchłby niczym fajerwerki. ‘Przeklinam Cię, Oh Sehun. Co ty takiego w sobie masz, że musisz tak na mnie działać’ To była jedyna normalna myśli, która w kółko i w kółko przechodziła po jego głowie. Nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś takim. Czymś, co jednocześnie kochał i nienawidził.
    Długo nie trzeba było czekać na powrót blondyna. Wrócił na ławkę z dużą butelką wody i paczką Pocky.
      - Masz – rzucił piciem w jego stronę – Wyglądasz jak mops.
    - Ta, dzięki. Ty o wiele lepiej ode mnie nie wyglądasz. Sflaczała piłka wcale nie jest lepsza od mopsa.
    - Jest – odpowiedział wkładając jeden czekoladowy paluszek prosto do swoich ust, przedtem dokładnie je nawilżając – Też weź – wyciągnął opakowanie w jego stronę.
    Jedli i popijali w spokoju, prawie co chwilę zerkając na siebie z rozbawieniem. Dopiero po chwili Sehun zauważył pewną rzecz.
    - Został ostatni – popatrzył ze smutkiem do środka pudełka.
    - Możesz go zjeść.
    - Mam lepszy pomysł – uśmiechnął się, wyciągając paluszek – Możemy zjeść go razem.
    Zanim Jongin zdołał zaprotestować, to jeden koniec znalazł się w jego ustach, a drugi w ustach blondyna. Kai chciał spróbować urwać swój kawałek, ale blondyn nie pozwolił na to i szybko zjadł słodycz zatrzymując się parę milimetrów przed ustami bruneta. Popatrzył mu głęboko w oczy i lekko musnął jego usta, zagarniając resztkę paluszka. Kai oszołomiony tym, co zdarzyło się chwile wcześniej, szeroko otworzył oczy i przyłożył dłoń do ust. Sehun oparł się tylko o ławkę, jakby nic się nie stało i z szyderczym uśmiechem powiedział:
     - Nie zachowuj się jak dziewica, której skradziono pierwszy pocałunek.”
    Kai tylko uśmiechnął się do siebie na same wspomnienie. Właśnie kończył przeszukiwanie straganów z jedzeniem. Niestety, czym dłużej szukał, tym bardziej tracił nadzieję, że go tu znajdzie. Może nawet nigdzie nie zamierzał iść? Dopiero zaczął poszukiwania, a czuł się, tak jakby przebiegł całe miasto. Dlaczego on się tak szybko poddaje? To nie było podobne do niego. Podciągnął swoje spodnie i ruszył w kierunku kolejnych zakamarków. Każde miejsce miało swoją własną historię, swoje własne wspomnienia. W każdym z nich wydarzyło się coś, czego Jongin nie miał zamiaru nigdy zapomnieć. Nawet, jeśli już nigdy nie mieliby być razem. Był pewny, że tylko Sehun tak na niego działa. Że choćby poznał każdego człowieka na ziemi, to i tak żaden nie wywołałby u niego tego uczucia, jakie wywoływał blondyn. Z sali gier przeszedł do fontanny, z fontanny na strzelnicę, ze strzelnicy do maszyn losujących. Czasami nawet wracał do miejsc, w których już był i coraz bardziej myślał, że sobie coś ubzdurał. Pytał się również pracowników i przechodni, czy może widzieli blondyna ze zdjęcia, które miał w telefonie. Jednak za każdym razem odpowiedź brzmiała tak samo, krótkie nie. To będzie ostatnia osoba, którą teraz zapyta. Brunetka właśnie szła z naprzeciwka, więc pomyślał, że może będzie coś wiedzieć.
    - Przepraszam. Widziałaś gdzieś może tego chłopaka? – zapytał, pokazując zdjęcie w telefonie.
    - Chyba nie. Ale... – wpatrywała się w zdjęcie jeszcze przez chwilę – Nie jestem pewna... Wydaje mi się, że szedł z kimś w kierunku diabelskiego młyna – szczery i szeroki uśmiech zawitał na jej twarzy.
    - Dziękuję Ci bardzo! – niemal wykrzyknął, nisko ukłonił się dziewczynie i pobiegł w kierunku wielkiego świecącego koła.
    Jakież było jego zdziwienie, gdy każdy, kogo zapytał powiedział, że nikogo takiego nie widział, a pracownicy, że nie wchodził na wielką karuzele. Zrezygnowany usiadł na pobliskiej ławce, patrząc się pustym wzrokiem przed siebie. Był zły, zmartwiony na śmierć i zrezygnowany. Miał zamiar siedzieć tak do rana. Było to lepsze, niż robienie sobie sztucznej nadziei. Przynajmniej myślał, że jego eks już sobie smacznie śpi w swoim łóżku i bardzo słodko przewraca się z boku na bok.
    Lecz nagle pod długim upływie czasu (minęło dziesięć minut) brunetowi wydało się, iż słyszy głos Sehuna. Energicznie zaczął obracać się i patrzeć wokoło, jednak nic nie zobaczył. Musiał się przesłyszeć. W jego stanie było to bardzo możliwe. Wtem znów usłyszał śmiech chłopaka. Potrafił zlokalizować miejsce, skąd dochodził. Ze strzelnicy. Z mocno bijącym sercem podszedł do tkaniny i zacisnął usta w wąską linię. I co on teraz zrobi, jeżeli tam będzie? Przecież nie zaciągnie go do domu. Do tego nie wiedział, czego ma się spodziewać, kiedy lekko uchyli namiot aby zajrzeć do środka. Nie chce się zdradzić. Jeszcze by wyszło na to, że go śledził. A Oh w zbiegi okoliczności nie wierzył.
    Wstrzymał oddech i zamknąwszy oczy lekko podniósł kawałek materiału. Dopiero, jak odliczył w głowie trzy sekundy uchylił lekko jedno oko, a potem drugie. To co zobaczył wstrząsnęło nim tak, że od razu pożałował tego, że w ogóle wytknął swój nos poza progi domu. Jakby gdyby nigdy nic Sehun strzelał sobie do celu na strzelnicy… Z jego, jak najbardziej szanownym kolegą Luhanem. Oh stał za Jelonkiem i razem trzymali pistolet.
    Jedyne, co mógł zrobić Kai, to mocniej zacisnąć rękę na czerwono-białym materiale. Jego oczy wyrażały smutek. Ukłucie zazdrości to zbyt małe określenie na to, co właśnie czuł Kai. Była to bardzo cholerna zazdrość. Pierwsze, co miał ochotę zrobić to rozjechanie Luhana walcem. Na pewno nie będzie w pełni szczęśliwy dopóki nie zobaczy go, jako plamy na asfalcie. Drugie, to jak najszybsze zabranie go od faceta, który wyglądał o wiele za młodo, jak na swój wiek. No proszę was. Osoba, którą delikatnie nazywano Jelonkiem miała dwadzieścia trzy lata, a wyglądał jeszcze młodziej niż Oh. Lecz co miał zrobić? Wlecieć tam niczym supermen i powiedzieć: „Opryszku zła zostaw go, bo on jest mój!”. Jedynie dostałby za to po mordzie od Sehuna.
    Już miał się odwrócić, kiedy jego telefon dał o sobie znać.

Od: Tao
Nie wiem, czy dobrze, że Ci to mówię… Ale jutro nie wyładowuj się na mnie! Ale Kris słyszał od Baekhyuna, że ten słyszał od Chanyeola, że ten słyszał od Kyungsoo, a ten natomiast słyszał od Suho, że ten słyszał od Xiumina, że słyszał od Chena, że ten słyszał od Laya, że Luhan mu mówił, że jak Sehun z nim [Tobą Jongin] zerwał, to zamierza wykorzystać te szanse!


Ps. Od razu pierdolnij sobie w kosz czy ścianę abyś nie był jutro na mnie zły.

    Kai zastygł w miejscu. Kiedy już po długiej chwili zdał sobie sprawę co przeczytał, zły wrzucił telefon do kieszeni i głośno syknął:
    - Ja pierdole.
    Pożałował tego, zanim jeszcze skończył wyrażać swoje niezadowolenie w bardzo wyraźny sposób. Zanim zaczął szukać wzrokiem jakiejś kryjówki usłyszał tylko:
    - Sehunnie, coś się stało?
    - Czekaj… Wydaje mi się, że coś słyszałem.
    W tym momencie chyba Jongin pobił rekord świata w sprincie na 10 metrów, bo w niecałe 2 sekundy znalazł się przy drzewie i w momencie kiedy Sehun wyjrzał zza namiotu, to ten idealnie ukrył się za grubym pniem, trzymając ręce na brzuchu i starając się uspokoić ciężki oddech.
    - Wszystko w porządku Sehun-ah? – zapytał Jelonek ze zmartwieniem kładąc mu dłoń na ramieniu.
    - Tak… - popatrzył jeszcze raz w ciemność, zanim odwrócił się do swojego towarzysza – Wydawało mi się, że naprawdę coś słyszałem.
    Jakimś dziwnym trafem miał dzisiaj zwidy. Wydawało mu się, że widzi plecy Jongina między stoiskami z jedzeniem i pod diabelskim młynem. Teraz był niemal pewny, że to właśnie jego eks wypowiedział słowo „Ja pierdole”. Na te myśli chłopak pokiwał przecząco głową, jakby próbował je z niej wyrzucić. ‘Chyba mi coś odpierdala od kiedy go dzisiaj zobaczyłem.’
    Był tu teraz razem z Luhanem hyung. Nigdy wcześniej dużo ze sobą nie rozmawiali, a dzisiaj na przerwie na lunch ten zagadał do niego, czy ma wolny wieczór. On natomiast to potwierdził i tak się tu znalazł. Lepsze to, niż kolejne zamulanie do przestarzałych romantycznych filmów z popcornem i rzuceniem nim w telewizor, kiedy owa produkcja zakończy się szczęśliwie. Najczęściej wtedy rzucał tekstami typu: „I tak chce się z Tobą tylko pieprzyć” albo „I tak Cię zdradzi” do niczemu winnego telewizora.
    Jednak za nic nie chciał przyznać się Suho, jak ten wypytywał się go, czy na pewno wszystko z nim dobrze i nie tęskni za Kaiem. On ma pierwszy do niego przyjść. Sam nie zrobił nic złego, to Jongin źle się zachował i nawet nie obchodzi go to, co teraz robi. Może sobie spać, jeść, a nawet pieprzyć swoją dmuchaną lalkę ze strychu, którą on sam mu kazał wynieść w to miejsce.
    - Wszystko dobrze Sehunnie? – zaczął Xiao Lu, machając mu ręką przed oczami, na co ten mocno je przymrużył.
    - A, tak. Przepraszam Lu hyung. Odpłynąłem – zrobił przepraszającą minę i poszli w kierunku domu.
    Było już koło drugiej w nocy, kiedy Sehun zmęczony zostawił buty w korytarzu swojego domu. Na ścianach wisiały fotografie całej rodziny. Chłopak uśmiechnął się tylko do zdjęcia zrobionego na wycieczce do Egiptu. On kochał wycieczki. Tak samo, jak cała jego rodzina. Nawet kilkudniowe wyjazdy były dla niego niesamowitym przeżyciem, które bardzo dokładnie pamiętał.
    Wyjście było udane. Luhan okazał się świetnym kolegą! Bawili się razem świetnie. Nie spodziewał się, że wróci dopiero o tej godzinie. Jednak dziwne uczucie ciążyło mu na sercu. Czuł, jakby dzień nie mógł być dokładnie zaliczony. Pomińmy już sam fakt, iż Sehun źle się czuł wracając samemu do domu. Zawsze to Jongin odprowadzał go pod same drzwi i dawał mu lekkiego całusa w usta na dobranoc. Po prostu czuł, jakby o czymś zapomniał.
    Oczy kleiły mu się już tak bardzo, że gdyby je zamknął teraz, to nie otworzyłby ich aż do rana. Dlatego też szybko ściągnął z siebie wszystko i wskoczył pod ciepłą kołdrę. Był gotowy oddać się w opiekę Morfeusza, lecz ten na złość nawet nie myślał, aby zaszczycić go swoją obecnością. Zrezygnowany po godzinie liczenia baranów, wyciągnął swój telefon. Postanowił wysłać do Suho wiadomość. Jako, że musiał minąć w liście kontaktów imię swojego byłego, dla zabicia czasu wszedł w wiadomości z nim w roli głównej. Ponad dziewięć tysięcy smsów. Nigdy ich nie usuwał, bo było mu ich szkoda. „A może to właśnie czas na to aby to zrobić” mruknął do siebie w myślach. Czym szybciej pozbędzie się rzeczy z nim związanych, tym szybciej o nim zapomni.
    Opcje >  Zaznacz wszystko > Usu…
    W momencie, gdy miał zamiar kliknąć ten ostatni krok, zobaczył rozwiązanie jego problemów z bezsennością.



     Kai ze złością wpatrywał się w biały sufit. W jego umyśle krążyło tylko parę zdań, które były skierowane w stronę Luhana. Nie były to zbyt grzeczne wypowiedzi… W drodze do domu ulżył sobie fizycznie, wywracając ponownie postawiony kosz sąsiadki. Teraz był czas na samotne wyżalenie się obdarzenie Jelonka wszelkimi "miłymi" dla ucha epitetami, jakie tylko przyszły chłopakowi na myśl. Miał pewność, że jego dupa była jeszcze bardziej sflaczała niż dziwki, której spotkał wcześniej. Nie było też dziwne to, że następnego dnia miał zamiar załatwić jakoś walec, którym by przejechał tego anielskiego chuja. Był on osobą, której chyba najbardziej trzeba było nauczyć znaczenia słowa mój. Bo Sehun był tylko jego i nikt nie miał prawa się do niego dobierać, kiedy byli w chwilowej separacji. Tak, on nadal uważał, że nie zerwali. Tylko mieli od siebie krótka przerwę. Każde słowo oprócz „koniec” i „zerwanie” było używane przez Jongina do przedstawienia ich sytuacji. Jednak nie zamierzał też jako pierwszy się poddać i postanowił poczekać, aż dupa Sehuna sama przyjdzie do niego błagając o wybaczenie. Nie ważne jak bardzo działał na niego Oh, to jednak normalny Kai zawsze miał prawo głosu.
    Jego rozważania przerwał radosny dzwonek: „Dostałeś SMSa!”. Nawet nie spojrzał kto do niego napisał, tylko zły od razu sprawdził wiadomość, która momentalnie odsunęła na dalszy plan myśl o rozjechaniu Luhana.

Od: Sehunnie

Już jestem w domu… Śpij dobrze~



     Lekcje na basenie to najgłupsza rzecz, jaką ktokolwiek mógł wymyślić. Do tego myśl, aby wymieszać w niej klasy i roczniki była jeszcze głupsza, niż sama nauka pływania. Gratulację dla szkolnictwa, że dopiero teraz wzięli się za to. Nie uwzględnili tego faktu, że jednak już wszyscy potrafią pływać, więc koncepcja z zamienieniem dodatkowych lekcji wychowania fizycznego na naukę tego nie była zbyt mądra. A jednak… Była jedna osoba, która nie potrafiła się za nic odnaleźć w wodzie. I chyba domyślacie się, że tą osobą był sam Oh Sehun.
    Kai siedział na ławce okryty ręcznikiem i zawzięcie z czymś o nim dyskutował. Tylko chyba on, jako jedyny nie zamierzał prawić mu kazań i nakłaniać do bardzo szybkiej rozmowy. „Swatką nie jestem” jak sam powiedział, kiedy to podczas przerwy Tao próbował go przekonać, aby w końcu powiedział coś Jonginowi, bo tylko jego posłucha. Ta sprawa go nie dotyczyła i nie zamierzał się w nią mieszać, jak dziewięćdziesiąt procent znajomych dwójki rozwodników.
    W tym samym czasie nauczyciel cały czas próbował nauczyć kalekę Oh chociażby utrzymania się na wodzie i stylu pieska. Kiedy już do końca lekcji pozostało pięć minut, poddał się i zebrał wszystkich w rzędzie.
    - Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zadowoleni z tego, że wasze dodatkowe lekcje w tym tygodniu zostały zamienione na lekcje pływania!
    - Taaaaak… - odparł mu mało entuzjastycznie tłum nastolatków.
    - Nie słyszałem was.
    - Taaaaak…
    - Nie możecie chociaż udawać?
    - Taaaak!!!
    - No więc wszyscy poradzili sobie bardzo dobrze, oprócz … - z wyrzutem popatrzył w stronę Sehuna – Dobrze by było, gdyby ktoś z nim został i pomógł poćwiczyć – dokładnie zaczął przeskakiwać swoim wzrokiem z jednego na drugiego. Dopiero po dwóch minutach odezwał się z uśmieszkiem na ustach – Kim Jongin. Liczę na Ciebie.
    Słowa nauczyciela rozniosły się po całym basenie, pozostawiając po sobie długą ciszę. Każdy patrzył na siebie porozumiewawczo, jakby zapowiadało się na jakąś bójkę. Wszyscy bali się cokolwiek powiedzieć, bo chyba wszyscy, oprócz nauczyciela, wiedzieli co się stało. Głuchą ciszę przerwał tylko śmiech, którego nie mógł stłumić Chen. Łamał się w połowie, jego twarz była cała czerwona, a z oczu prawie leciały łzy.     
    - A Tobie to co tak do śmiechu? – zagrzmiał wuefista – Jonginowi przyda się pomoc. Więc zostajesz z nimi! – syknął.
    Teraz Kai już kompletnie nienawidził zamieniania dodatkowych godzin na lekcje w basenie. Jakim cudem z ponad trzydziestu ludzi musiał wybrać właśnie jego? Jeszcze sama perspektywa tego, że miał mu pomóc Chen… Jeżeli mu nie przypierdoli dzisiejszego dnia, to będzie na prawdę dobrze. Od samego rana nie chciał się odczepić. Wsadził mu do szafki liścik, niby od Sehuna. Nie pomyślał tylko, że Jongin doskonale zna pismo blondyna. Dlatego też po krótkim wywiadzie cała prawda wyszła na jaw. Do tego chodził za nim powtarzając imię „Luhan”. Właśnie wtedy stwierdził, iż nie będzie mu nawet przykro, gdy podczas robienia placka z Jelonka rozjedzie przy okazji tego upierdliwego człowieka. Jakby tego było mało zaczął odgrywać scenki przed nim na lunchu. Nie, on nie był normalny. No kurwa. Jak można nazwać normalnym człowieka, który przyniósł do szkoły perukę i zaczął udawać jego związek z Sehunem…
    - Sehunnie jak możesz mnie zdradzać z Luhanem?! – powiedział grubym głosem.
    - Jongin-ahhhhhhh! To nie prawda! Kto Ci naopowiadał takich bzdur – zapiszczał, nakładając na głowę blond perukę.
     - Jesteś tylko mój!
    - Ahhhhhhh! JONGIN-AHHHH! MOCNIEJ!!
    Wtedy Chen Chen oberwał od niego butelką, bo zabijanie ludzi w miejscu publicznym pozostawiłoby za dużo świadków.
    Teraz jedyne co robił, to z nienawiścią patrzył w stronę bruneta i z niechęcią w stronę blondyna. Zastanawiał się co on takiego zrobił, że teraz musi przeżywać takie katusze. Przewrócił oczami, głęboko westchnął i od niechcenia podniósł się z krzesła:
      - Czym szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy…
    - Jongin… Jeżeli nie chcesz, to nie musisz… - szepnął Sehun, ale ten, do którego było to skierowane najwyraźniej nie usłyszał.

    - No co tak czekacie? – syknął – Przecież nie mamy dużo czasu.
    Chen i Sehun weszli do wody jak na zawołanie i stanęli przed nim, czekając na polecenia. Ten tylko popatrzył na dwójkę z żalem i dodał:
    - Naprawdę. Jak nie można nie dać rady utrzymać się na wodzie? Żałosne.
    Osoba, do której było to skierowane próbowała nie trzasnąć w twarz Jonginowi. Mocno zacisnął dłonie w pięści i niezauważalnie wypuścił powietrze z ust. Przecież nie tylko on nie ma ochoty być tu i to w towarzystwie drugiego. Gdyby tylko mógł, to wyleciałby stąd pędem i nigdy nie wracał. Z pewnością. Ale perspektywa nie zaliczenia tego była jeszcze gorsza, niż spotkanie ze swoim eks.
    - Odezwał się ten utalentowany – szepnął ze złością.
    Usta Kaia zamieniły się w prostą linię. Jeżeli Sehun miał zamiar go denerwować, to znalazł sobie na to nieodpowiednią chwilę. Nie zapominajmy też o tym, jaki rozłam przeżywał ów człowiek. Dałby sobie uciąć głowę, że w poniedziałek Oh przyjdzie do niego i go przeprosi. Jednak tak nie zrobił. Po jakiego więc chuja wysyłał mu tego sms… A może jednak go zobaczył… I chciał mu to w ten sposób przekazać…
    - Bo zaraz się pogryziecie chłopaki – przerwał tą wymianę zdań Chen, który najwyraźniej nie miał zamiaru słuchać tego, do czego to zamierzało – Kładź się na nas – zwrócił się w stronę blondyna i wziął ręce Kaia, robiąc z nich koszyczek – Na plecach powinno Ci być łatwiej…
    Serce Jongina biło bardzo szybko. I nie było to spowodowane tym, że chłopak był zły. Od niecałych dwóch tygodni nie był tak blisko z Sehunem. Oboje nie mieli żadnego kontaktu fizycznego. Nic więc dziwnego, że Kai z trudem skupiał uwagę na podtrzymywaniu blondyna, a jego ręce trzęsły się niemiłosiernie. Głośno przełykał ślinę i wydawało mu się, że wszyscy to słyszeli. I jakby pozostała dwójka dobrze wiedziała w jakim jest teraz stanie. Dotykanie gołych pleców chłopaka był bardzo podniecające. Kai dobrze wiedział, jak były zbudowane i jak delikatna wydawała się jego skóra, gdy przejechało się po niej palcem. Trudno było mu się powstrzymać przed chociaż trochę mocniejszym dotykiem miejsc, na których trzymał dłonie. Do tego miał doskonały widok na obojczyki chłopaka i jego tors. Właśnie teraz, w tym momencie miał ochotę zostawić na odstającej kości czerwony znak, który oznaczałby przynależność blondyna do niego. Jego włosy były całkiem mokre, a twarz wyraźnie zmęczona. Pewnie co noc szlaja się z Luhanem… Wypluj i odpukaj! Oczywiste też było, iż Oh kusił bruneta swoim językiem, który praktycznie co chwilę wyłaził na wierzch, aby zwilżyć wargi. Sam otumaniony tym Kai zastanawiał się, czy nie robi tego specjalnie, aby jeszcze bardziej ugięły się pod nim nogi. Aby chociaż na chwilę oderwać się od podziwiania swojego eks, spojrzał w stronę Chena, który dokładnie mówił Sehunowi co ma robić, ale myśli Kaia był tak zafascynowane ciałem blondyna, że nawet jego mózg nie potrafił rozpoznać zdań, które wypowiadał brunet.
    Sehun próbował się skupić na tym co mówił do niego Chen. Cały czas miał utkwiony wzrok w chłopaku, lecz to, co próbował zapisać w swoim mózgu wlatywało jednym, a wylatywało drugim uchem. Dlaczego właśnie akurat brunet miał go douczać po godzinach. Był pewny, że gdyby to sam Chen go podtrzymywał, to już by byli w szatni i przebierali się w normalne ubrania. Bowiem Kim Jongin był powodem, dla którego Oh nie mógł się w pełni skupić na nauce pływania. Bardziej niż to pochłaniało go dokładne analizowanie dotyku chłopaka, który czuł na swoich plecach. Jak stawał się czasem mocniejszy, a czasem wręcz odwrotnie - prawie niewyczuwalny. Już potrafił sobie wyobrazić, jak jego smukłe palce jeżdżą delikatnie po jego torsie, wywołując u niego przyjemne dreszcze. Na tą myśl na parę sekund przymknął swoje oczy, lecz dość szybko przypomniał sobie gdzie teraz jest i co ma robić. Zacisnął usta, próbując jak najmocniej skupić się na postaci Chena, która zdawała się odlatywać w tył.
     - A teraz machaj nogami.
    Tylko to zdołał usłyszeć po swoim ciężkim wysiłku. Zrezygnowany zaczął wykonywać polecenie chłopaka, a kiedy już jego umysł zakodował co ma robić, postanowił w pełni skupić się na tym, co go najbardziej interesowało, czyli na Jonginie. Jego ciało było jak zawsze idealne. Każdy centymetr był doskonale wyrzeźbiony, a widok spływających po nim kropel wody wywoływał u niego lekkie wzdrygnięcia. Twarz nastolatka była wyraźnie skupiona na Chenie. Lekko ukłuło go w sercu na myśl, że to nie na niego zwraca uwagę. Przecież zawsze to on dostawał jej dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Do tego czuł się bardzo niezręcznie. Jeszcze bardziej, niż jak jedli Pocky i musnął jego usta. Bo przecież, kiedy nie są ze sobą, on potrafił wysłać mu takiego smsa. Myślał, że jak go zobaczy, to chociaż trochę zmięknie mu serce i przyjdzie go przeprosić. Jednak tak się nie stało. Może wydawało mu się to żenujące i ten już dawno o nim zapomniał. Szybko postanowił skupić się na ponętnych ustach Jongina. Gdyby tylko mógł, to połączyłby je ze swoimi w długim i namiętnym pocałunku. Miał ochotę zaplątać palce w lekko mokre, brązowe włosy i słyszeć, jak szepcze mu do ucha jego własne imię. Lekko mrużył oczy, gdy próbował przyjrzeć się rozbudowanym ramionom chłopaka, które zawsze tak czule go obejmowały. Sama obecność Kaia i fakt, że trzymał na jego plechach dłonie sprawiał, że brunet strasznie go pociągał.
    I chyba nie trudno się domyślić do czego by tu doszło, gdyby razem z nimi nie było Chena…


<sondtrack – Cofee Shop – B.A.P>

     Wyobraźcie sobie krzyżówkę zdziwienia, radości, strachu i zwątpienia. Tak właśnie wyglądała mina Tao. Ale przyznajcie. Nie bylibyście taką krzyżówką, kiedy po raz pierwszy usłyszelibyście od Kaia, tak, tego nieugiętego i zawsze trzymającego się swoich wcześniejszych decyzji Jongina, który zmienia odpowiedź na „tak”. No, ale może zacznijmy od początku.
    Zbliżał się termin oddania pracy Kaia dla tej obrzydliwej nauczycielki biologi. Szukała najmniejszej rzeczy, aby go tylko udupić w tej samej klasie na kolejny rok, a kiedy już nie mogła, to zadawała mu do napisania jakiś referat. Tak też było i w tym wypadku. W poszukiwaniu jakichś materiałów postanowił wybrać się do biblioteki, a Chińczyk sam postanowił, że będzie mu towarzyszyć. Jongin głęboko w poważaniu miał referat o zagrożonych gatunkach, ale nie miał zamiaru zostawać w tej szkole więcej niż potrzeba. A dodatkowy rok tym nie jest. Oczywiście nie mogło się obyć bez kolejnej przemowy chłopaka.
    - Jonginnn… jesteś żałosny. Chen opowiadał mi o wczorajszym dniu. Boże. Co za wstyd. Jesteście jeszcze gorsi niż dzieci. I to nie tyczy się tylko Ciebie, ale też tego dzieciaka Sehuna. Czy aż tak trudno jest powiedzieć sobie: „Porozmawiajmy o tym wszystkim na spokojnie?”. Nie musicie się schodzić. Chodzi mi tylko o to, abyście zdecydowali, czy w końcu jesteście razem, czy to koniec waszego związku. Przecież nie możecie zachowywać się tak zawsze, jak tylko na siebie wpadniecie. Nie jesteście jakimiś pieprzonymi księciuniami. Nie myślisz, że po dwóch tygodniach czas na jakieś poważniejsze kroki, niż snucie planów pod tytułem: „Jak na niego nie wpaść?” Przecież to zachowanie dla dzieci z podstawówki, a chyba dwunastu lat nie macie. A może jednak zatrzymaliście się na tym etapie rozwojowym. Patrzę na was i aż zastanawiam się nad tym, czy wy w ogóle myślicie. Jesteście tak leniwi i uparci, że żaden z was nie ma zamiaru ruszyć dupy do tego drugiego. Zdasz sobie sprawę dopiero z tego, kiedy już będzie za późno! Czy ty w ogóle kiedyś zamierzasz z nim to wyjaśnić?
    Gdyby nawet nie chciał to i tak trajkotanie Tao dotarłoby do jego uszu. Jak nie za pierwszym razem, to na pewno za drugim, jak i trzecim. Jedno było pewne. Dopóki on sam nie zmieni swojego nastawienia, to Chińczyk nie przestanie go maltretować. Czułby się w jakiś sposób oczyszczony. Po wczorajszej nauce pływania miał wrażenie, iż mógł wybaczyć już wszystko blondynowi. Można to porównać do idealnego zrozumienia się bez pomocy słów. Kai przez tak krótki moment zrozumiał, jak ważny jest dla niego Sehun, lecz trudno było mu to przyznać. Ta upartość na pewno kiedyś go zabije.
     - Chyba masz rację… Musze z nim pogadać – przeczesał swoją grzywkę trochę zestresowany.
    No i właśnie teraz znajdujemy się w punkcie wyjścia. Kiedy to mina Tao wyglądała tak, jakby zobaczył UFO lub potwora z Loch Ness.
    - Co? Jak? Kim jesteś i co zrobiłeś z Jonginem? – spanikowany Tao zaczął klepać go po policzkach.
    - Człowieku… - zerknął na niego z ukosa – Mam Cię dopisać do listy do przejechania przez walec?
    - Okej, to jednak ty…  - odsunął się od niego – Czekaj, wróć, CO? Jaki walec?
    - Nieważne – syknął w jego stronę – Zapomnij o tym, co mówiłem. Ja nic złego nie zrobiłem i czekam aż ten debil przyjdzie pierwszy do mnie.
     - Jonginnnn! Nie utrudniaj tego! Mógłbyś chociaż raz nie być tak uparty!
    Chłopak przewrócił tylko oczami i pomaszerował dalej w stronę biblioteki. Chyba jednak powinien się dokładnie zastanowić, czy jak już weźmie ten walec, to naprawdę nie przejedzie przy okazji kilku innych osób, a w tym samego Chińczyka, który bawi się w swatkę.

    Biblioteka szkolna była cichym miejscem, po którym zawsze ktoś się pałętał. Albo to mole książkowe, albo ludzie na gwałt poszukujący informacji, albo po prostu przyszli tutaj dla zwykłego zabicia czasu. Przy wejściu siedziała tylko stara recepcjonistka pokazując każdemu wchodzącemu regulamin, który i tak wszyscy znali. Później pozostawało tylko jakże przyjemne grzebanie po stertach książek, z których do tego kurzyło się niesamowicie. Nie jest to dziwne w przypadku, kiedy to jakiś atlas o zwierzętach jest otwierany raz na pięć lat. Po chwili wałęsania się między półkami znaleźli dział z jakże bardzo interesującymi go książkami. Dla Kaia zwierzęta stanowiły tylko małe pluszowe zabawki, które wałęsały się pod nogami. Dlatego też pisanie jakiejkolwiek pracy na ten temat po prostu go przerażało. Jednak na pomoc ruszył mu Tao, który po paru chwilach znalazł tytuły, w których mogą się znaleźć potrzebne informacje.
    - Wiesz Jongin. To nie jest nic trudnego – zaczął odpowiadać na jego krzywy wzrok skierowany w kierunku Chińczyka – Wystarczy tylko, że znajdziesz tytuły, które pasują do słów „Zagrożone gatunki”. Po prostu musisz użyć oczów i mózgu w tym samym momencie – dodał czując, że ten jeszcze bardziej się krzywi.
    - Tak, tak, tak – machnął na niego ręką odbierając przy tym parę książek.
    Najgorszą rzeczą, która na niego czekała, było przekartkowanie tych wszystkich dzieł. Chyba nie było dziwne to, że była to rzecz, którą Jongin chciał jak najbardziej odwlec, lecz jednak kiedy miał już potrzebne materiały, to nie pozostało nic innego, jak udać się w stronę niewygodnych stolików i krzeseł. I wszystko poszło by dobrze, gdyby prawie nagle zza zakrętu nie wpadł na niego pewien blondyn.
    - Jongin? – szepnął przestraszonym głosem, rozszerzając automatycznie swoje oczy.
    - S-S-Sehun? – ten też odpowiedział retorycznym pytaniem, bo oboje dobrze wiedzieli, kto tak naprawdę przed nimi stoi.
    Nagła fala gorąca uderzyła w Kaia. Dobrze pamięta, że mocno przełknął ślinę, kiedy ich spojrzenia się spotkały, a ten od razu zatonął w oczach blondyna. Książki stały się nagle zbyt ciężkie tym samym sprawiając, że jego kolana powoli zbliżały się w stronę podłogi. On sam dobrze wiedział, że chwila ta nie będzie trwać wiecznie, a na lepsze wyszłoby mu, gdyby w milczeniu ominął ową osobę. Niestety urok Sehuna totalnie zahipnotyzował bruneta. Oh pewnie sam o tym nie wiedział, ale każdy, chociażby najmniejszy ruch sprawiał, iż wydawał się jeszcze słodszy, niż był w rzeczywistości. Natomiast każde poruszenie jego ciała Kai wyczuwał nawet na nie nie patrząc. To, jak lekko oddala się do tyłu najwyraźniej stwierdzając, że jest zbyt blisko. Jak zaciska dłonie w pięści i chowa je za siebie. Widać było, że nie tylko Kim był zdenerwowany tym spotkaniem. I nagle pomyślał, że lepszego momentu na to nie będzie. Mocno zacisnął nadgarstki i zbierając wszystkie porozrzucane po całym ciele kawałeczki duszy i pewnie zaczął.
    - Se-Sehun- ah… - popatrzył mu jeszcze głębiej w oczy, próbując wywrzeć na nim podobne wrażenie, jakie to on wywarł na nim – Moż…
    - Sehunnie! Mam tą książkę!
    Scena praktycznie wyrwana żywcem z filmu. Zawsze wtedy, kiedy główny bohater w końcu zdobędzie się na coś, co powtarza odbiorca podczas seansu musi się pojawić pewien problem. Teraz tym problemem nie był kto inny jak Xi Luhan. Przeklęty dwudziesto trzy latek, który planował zagarnąć blondyna tylko i wyłącznie dla siebie. Kai szybko poskładał ze sobą fakty, które choćby tego nie chciał brzmiały jednogłośnie. Sehun przyszedł do biblioteki z Luhanem w poszukiwaniu jakichś książek. Zdenerwowanie zaraz zastąpiła długa pozioma kreska uformowana z ust bruneta. Dokładnie jeszcze raz przyjrzał się Jelonkowi, zanim furia nie ogarnęła go całkowicie od wewnątrz.
    - Oooo! Gdzie ona była? No ale to powiesz mi później. Coś zacząłeś mówić – uśmiechnął się w jego stronę zachęcająco, jakby wiedział, co miał zamiar powiedzieć.
    On tylko uśmiechnął sarkastycznie i syknął.
    - Widzę, że dobrze się bawicie – przeszedł obok niego, szturchając go swoim ramieniem i zamierzył w stronę stolików, zostawiając zdezorientowanego blondyna za sobą.
    Niedługo potem za jego plecami pojawił się Chińczyk, a Kai dobrze wiedział co to oznaczało. Kolejny wykład i przedstawienie, jak to bardzo jest nim rozczarowany. Jednak nie potrafił zrozumieć uczuć Jongina, które wyraźnie mówiły, jak bardzo go boli fakt, że to akurat z Jelonkiem musi tu być. Nie z Krisem, czy Chenem, tylko z obrzydliwym Luhanem.
     - Kim Jongin – zajął miejsce naprzeciw niego – Jesteś największym, skończonych, powalonym i chorym psychicznie dupkiem. Bo inaczej tego nie da się opisać.
    Dopiero gdy Kai zobaczył znikającą za regałami sylwetkę Sehuna, obejmowaną przez Jelonka, zdał sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił. Wiedział też, że ma dwie rzeczy do zrobienia. Musiał jak najszybciej zamówić walec i musiał naprawić swoje błędy. O ile nie zmarnował ostatniej szansy.

<koniec soundtracku>


    Przez zawiłe uliczki chodziła pewna postać. Wydawałoby się, że nie wiedziała, jak ma dojść do miejsca, które było jej celem. Jednak owy człowiek, którym był Kim Jongin doskonale wiedział, gdzie zmierzał. Powodem, dla którego wciąż wracał w jedno miejsce było zdenerwowanie. Wiedział, że jak wejdzie w ulicę Rozkoszy i skręci w drugą ulicę po lewej stronie, to znajdzie się naprzeciwko domu Sehuna. Nadal jednak zastanawiał się, czy nie lepiej będzie, jak zawróci do domu. Chyba wiecie jak to jest, gdy czujecie mocne pompowanie krwi przez serce tym samym sprawiając, że wydaje się, jakby miało nagle wyskoczyć z piersi. Właśnie tak pracowało teraz to Kaia. Jego nogi nie wiadomo jak chodziły, chociaż ich właściciel myślał, że już dawno leży, niczym plama na asfalcie, która nigdy nie będzie mogła się podnieść. Chociaż nie było strasznego upału, to jego ręce nadmiernie się pociły. Głośno przełykał ślinę, gdy do jego głowy wciąż nachodziły te same pytania: „A co, jeśli już mi nie wybaczy?”, „Może jest za późno?”, „ A co, jak już chodzi z Luhanem?”. Był tak bardzo przejęty tymi przeprosinami, że wspomnienie imiona starszego nie wywoływało u niego najmniejszych emocji. Jego dusza i tak już była zbyt połamana i porozrzucana po całym ciele. Zacisnął dłonie w pięści i wypuścił powietrze: „Raz się żyje… YOLO Jongin.”
    Decyzję, jaką podjął, żałował najbardziej wtedy, gdy stał przed drzwiami domu o numerze 369. Po minucie wpatrywania się w dzwonek, drżącą ręką nacisnął przycisk. Nie wiedział, czy jest szczęśliwy, czy wręcz odwrotnie, jak nikt nie otworzył. Rodzice chłopaka wracali późno, a on sam pewnie jeszcze był w szkole. I teraz narodziło się kolejne pytanie: „Wrócić do domu, czy poczekać, aż Oh przyjdzie?” Dobrze wiedział, że jak teraz pójdzie z powrotem, to już nie zdobędzie się na odwagę, aby wrócić ponownie. Usiadł więc na murku i postanowił na niego poczekać.

    Po jakichś trzydziestu minutach przed jego oczami pojawiła się blond czupryna.
    - Sehun! – powiedział to tak głośno jakby bał się, że chłopak zaraz zniknie.
    Jak tylko młodszy usłyszał swoje imię, energiczne odwrócił głowę, a jego oczy na ujrzany obraz momentalnie się powiększyły.
    - Czego chcesz? – syknął w jego stronę.
    - Porozmawiajmy – zbliżył się do Sehuna.
    - Nie chcę! – wykrztusił i rzucił się biegiem przed siebie.
    - Zaczekaj! – Jongin rzucił się w pogoń za nim.
    Miejscem schronienia, które upatrzył sobie blondyn, była dość duża niebieska trampolina.
    - Nie podchodź tu. Wracaj tam, skąd przyszedłeś!
    - Uspokój się – Kim podszedł powoli do "kryjówki".
    Miał już zamiar chwycić się drabinki i wejść na górę do Sehuna, gdy ten przewidując co zamierza zrobić chwycił ją wciągając do góry przy okazji uderzając Jongina w to miejsce. Twarz obu chłopaków przybrała kamienny wyraz. Osłabiony Kai uśmiechnął się sarkastycznie iż zagrzmiał.
    - Pieprzony dupek. Myślisz, że jakaś chujowa drabina mnie powstrzyma?
    Dla blondyna nie było już ratunku. Jedyne, co mógł zrobić, to czekanie, aż zły Kim w wielkich cierpieniach wdrapie się na wysoką trampolinę. Po dwóch minutach już stał przed nim z miną, która była jeszcze gorsza, niż przystawienie lufy od pistoletu do głowy.
    - Oh Sehun. Czy ty myślisz, że przede mną uciekniesz?
    - Myślałem, że oboje chcemy od siebie uciec – syknął.
    - Nie zachowuj się jak jakiś debil! – spróbował tupnąć nogą, co spowodowało drganie trampoliny i oboje niebezpiecznie się zachwiali.
    - Że niby ja zachowuje się tak zachowuję? – otworzył szeroko oczy i zaczął wymachiwać rękami w akcje desperacji.
    - No, a czy ktoś inny tu jest? – prychnął Kai.
    - Otóż Kim Jongin, właśnie Cię uświadamiam, że to ty jesteś największym debilem, jaki stąpał kiedykolwiek po ziemi! – krzyknął i odepchnął go od siebie, wywołując kolejne ruchy w górę i w dół.
    - Ja?! – wykrzyczał.
    - A kto inny!? Mam Ci wszystko wymienić?! Nie dość, że w tak chłodny sposób odrzuciłeś mój pomysł, nad którym tak długo siedziałem, to jeszcze zacząłeś ten głupi temat, że niby jesteś ze mną tylko dla seksu! – w jego oczach pojawiły się łzy – Jeszcze ta akcja na basenie! Nie tylko ty królewiczu nie chciałeś mnie uczyć! A do tego dzisiaj w bibliotece? Czy Ciebie kompletnie powaliło? – i jedna słona kropla spłynęła mu po policzku.
    Nie udawajmy, że na ten widok serce Kaia już do końca się roztopiło. Starł mu łzę z policzka i miękkim głosem, całkowicie nie podobnym do jego normalnego powiedział.
    - Sehunnie… Wybaczysz mi?
    W niecałym ułamku sekundy ręce blondyna oplotły się wokół szyi Jongina, a jego kuszące usta mocno naparły na jego. Nie trzeba było być wielkim filozofem, że gest młodszego oznaczało słowo „tak”. Jako, że Jongin ciągle był oszołomiony obrotem sytuacji i dotykiem chłopaka, którego tak dawno nie czuł, Sehun postanowił wykorzystać tą sytuację. Przybliżył się do niego tak, że nic nie zmieściłoby się między nimi i mocno wplótł palce w jego włosy. Na krótką chwilę oderwał się od ust Jongina, aby zaczerpnąć choć trochę powietrza, po chwili zaczął przygryzać i naciągać swoimi zębami dolną wargę bruneta. Ten po momencie, w którym uświadomił sobie, że to jednak nie sen, wsunął swoją dłoń pod koszulkę blondyna i zachłannie zaczął jeździć opuszkami palców po już rozpalonej skórze. Na ten gest otrzymał tylko cichy jęk prosto w jego własne usta, co tylko bardziej go zmotywowało do dalszego działania. Już miał zamiar zdjąć, a raczej zedrzeć ją z blondyna, gdy ten wyprzedził ten ruch i lekko popchnął do tyłu. Kai wylądował plecami na środku trampoliny i lekko odbił się od jej powierzchni. Zaraz nad nim pojawił się Sehun, który od razu powrócił do dalszego wymieniania się śliną ze swoim chłopakiem.
    - A sąsiedzi? – zapytał na jednym wdechu, zanim Oh nie zaatakował go kolejną serią pocałunków.
    - Sąsiedzi? Jebać sąsiadów – odpowiedział mu, niechętnie się od niego odrywając.
    Kiedy Sehun zaczął jeździć językiem po ustach bruneta, ten od razu wyczuł chytry plan blondyna. Wykorzystując całą swoją siłę, zepchnął go na plecy i wdrapał na niego.
    - To ja będę Cię pieprzyć. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
    Tym razem to on naparł na usta chłopaka i bez problemu wślizgnął się do środka. Ten natomiast przyciągnął go jeszcze bardziej do siebie, prosząc o większą dawkę pieszczot. Kai postanowił nie być obojętnym na jego prośby i od razu zaczął jeździć rękami po jego torsie, zahaczając o sutki. Jednak nie zamierzał tak szybko pożegnać się z ustami blondyna i lekko ocierając się o niego, wywołał u nastolatka cichy pomruk, co pozwoliło Jonginowi lepiej zbadać jego jamę ustną. Swoim językiem zaczął dokładnie zwiedzać wszystkie zakamarki. Parę razy przejechał po jego podniebieniu, lecz nie zapomniał też o innych miejscach. Na koniec czubkiem języka oblizał usta Sehuna i składając lekkie pocałunki na skórze, kierował się w stronę jego szyi. Kiedy usta Kaia znalazły się u celu, blondyn wsunął swoje ręce pod jego koszulkę i zaczął gładzić idealnie wyrzeźbione plecy. Brunet schodził coraz niżej całując, przygryzając i lekko ssąc jego miękką skórę dopóki nie napotkał przeszkody, którą był kolorowy materiał. Zdecydowanym ruchem zdjął go z niego i dobrał się do wystających obojczyków Sehuna. Po chwili lizania i przygryzania ich zostawił na jego skórze czerwony ślad, po czym zjechał do sutków. Zaczął okrążać je językiem. W odstępie między prawym, a lewym pozwolił blondynowi ściągnąć jego t-shirt. Począł łapczywie jeździć dłońmi po jego torsie i plecach, lekko wbijając w nie paznokcie, kiedy brunet zaczął schodzić coraz niżej.
    - Mmmm, Jongin-ah. Pozwól teraz mi – mruknął i powoli zaczął go z siebie zrzucać.
    Leniwie się na niego wdrapał i zaczął jeździć językiem po jego szyi, szukając na niej czułych punktów bruneta. Po paru minutach niezadowolony z rezultatów, musnął go przy uchu, na co ten lekko zadrżał. Sehun uśmiechnął się chytrze i przygryzł ucho Jongina, za co w zamian dostał serię niepohamowanych jęków. Jak to zrobił wcześniej Kai, blondyn postanowił zabawić się jego obojczykami. Przez parę minut jeździł po nich językiem, a do dalszego działania motywowały go coraz głośniejsze jęki bruneta. Na zakończenie zostawił w prawie identycznym miejscu malinkę.
    Po tym, jak tylko blondyn oderwał się od jego klatki piersiowej został zaatakowany przez Jongina lekkimi pocałunkami w usta. Ręce Kaia mocno trzymały w objęciach chudą sylwetkę Sehuna. Dalej nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Tak bardzo tęsknił za jego delikatnym dotykiem. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy poczuł go z powrotem na sobie. W tym momencie nie mógł sobie wyobrazić jakim cudem wytrzymał bez niego te dwa tygodnie. Tak mało, a jednak tak dużo czasu, że chociażby najmniejsze muśnięcie jego skóry wywoływało w nim same przyjemne dreszcze i z każdą kolejną sekundą pragnął ich coraz bardziej. Jego zaćmiony umysł mógł tylko myśleć o blondynie i tym, jak jeszcze bardziej działa na niego po tej rozłące. Pomyślał, że dla tak niebiańskich przeżyć można było pocierpieć i powywalać parę śmietników. Jeżdżąc językiem po jego ustach nawet nie czuł, jak trampolina lekko drga pod wpływem ich ruchów. Teraz był w stanie wybaczyć blondynowi wszystko. Nawet mógł się zgodzić na pomysł, od którego wszystko się zaczęło. Byle by tylko nie przeżywał tych minionych dwóch tygodni jeszcze raz w swoim całym życiu.
    - Tak bardzo za Tobą tęskniłem – szepnął, nie otwierając oczu i dalej zatapiając się w rozkosznych ustach chłopaka.
    Ten tylko objął go mocniej, jeżdżąc dłońmi po jego nagich plecach.
    - Mmmmm… Też za tobą tęskniłem... Jongin-ah! – krzyknął, gdy poczuł jego dłonie na swoich pośladkach, które dokładnie badał, aby przypomnieć sobie ich kształt.
    Kai mocno go z siebie zepchnął sprawiając, że drgania trampoliny na chwilę przywróciły go do świata żywych. Jednak jego umysł szybko powrócił do wcześniejszego stanu, gdy tylko zobaczył leżącego pod nim rozpalonego do granic możliwości Sehuna. Szybko pozbył się dolnej części garderoby chłopaka i zaczął gładzić wolną ręką wypukłość, która pojawiła się na bokserkach. Ten tylko zaczął się pod nim wić, co chwilę wyrzucając z siebie rozkoszne jęki. Chwilę później pozbył się również swoich i poczuł, jak ręce blondyna zaczynają delikatnie gładzić jego pośladki. Palce młodszego delikatnie krążyły po materiale, lecz Jongin czuł to bardzo dobrze. Nawet się nie zorientował, gdy jego bielizna leżała gdzieś obok, a Sehun nieśmiałe zaczął gładzić jego członka. Wydając parę głośniejszych jęków, pozbył się ostatniego skrawka materiału, który zakrywał penisa blondyna. Nie zastanawiając się dwa razy przejechał lekko językiem po jego czubku, wywołując falę jęków od strony właściciela. Po tym od razu wsunął go całego do ust i zaczął pieścić go językiem, czasem lekko przygryzając.
    Oh czuł się jak w niebie. Już dawno nie było mu tak dobrze. Jego umysł totalnie rozpływał się, kiedy Kai delikatnie zajmował się jego członkiem. Nie przeszkadzało mu to, że pod wpływem ruchów, wynikających z odczuwalnej dla Sehuna rozkoszy trampolina zaczęła lekko poruszać się w górę i dół. Myśli chłopaka zajmowały się tylko Jonginem. On był teraz najważniejszy i to, co mu teraz robił. Bo o tej rzeczy brunet nie dawał tak łatwo zapomnieć swojemu chłopakowi. Z każdym kolejnym przygryzieniem blondyn czuł, jakby odpływał coraz bardziej. Jakby udawał się do krainy, gdzie byli tylko oni. Wiedział, że nigdy mu się to nie znudzi. To było zbyt fantastycznie, a raczej sam Kai był zbyt fantastyczny w tym, aby mógł tak po prostu kiedyś to porzucić. Nagle poczuł, jak dużo stracił przez dwa tygodnie, kiedy dotyk Jongina był taki znikomy. Prawie w ogóle go nie było. Dlatego też od lekcji na basenie był strasznie napalony, kiedy tylko zobaczył sylwetkę bruneta. Jednak jeszcze wczoraj nie myślał, że tak szybko dostanie taką dużą dawkę rozkoszy, sprezentowaną od swojego chłopaka. Kiedy już czuł, że powoli traci siły, szybko odciągnął go od siebie i zaczął bawić się jego niezbyt małym przyjacielem. Zamierzał podrażnić się z Kaiem. Dlatego też nie włożył całego członka do swoich ust tylko zaczął go delikatnie lizać samym językiem. Przeszedł on przez całą długość penisa bruneta i zatrzymał się na jego czubku, powoli i nigdzie się nie spiesząc zaczął go pieścić.
    - Sehun-ah… błagam.
    Jongin również powoli rozpływał się od ruchów blondyna. Coraz bardziej się wykrzywiał i jęczał, kiedy ten od nowa zaczynał z nim swoje igraszki. Z każdą sekunda zdawał sobie coraz lepiej sprawę, że Sehun nie ma zamiaru przestać się z nim bawić i gdy tylko odzyskał oddech, od razu go z siebie zepchnął. Już powoli nie mógł wytrzymać. Trzy palce jednej dłoni włożył blondynowi do ust, a ten od razu zaczął je lizać. Natomiast drugą zaczął bawić się końcem penisa chłopaka, wywołując u niego lekkie wzdrygnięcia. Kiedy wiedział, że Oh odpowiednio zrobił to, co do niego należało wyciągnął palce z ust chłopaka i jeden powoli włożył do jego dziurki, na co ten zapiszczał i wywołał dość duże drgania trampoliny. Po chwili dołożył kolejny, aby przygotować go na to, co go czekało, zaczął wykonywać ruchy nożyc. W odpowiedzi na to, Sehun zaczął głośno oddychać i jęczeć, co jeszcze bardziej podnieciło bruneta. Szybko dołożył na jeszcze małą chwilę trzeci palec, żeby po chwili samemu wejść w chłopaka.
    Z obu gardeł wyszły dwa długie jęki. Ich serca powoli zaczęły łapać wspólny rytm. Oh sam zaczął ruszać biodrami, kiedy nie doczekał się po paru sekundach żadnego ruchu ze strony bruneta. Ten również począł pracować, tym samym wywołując i u siebie serie jęków.
    - Jongin–ah… - wymruczał między jękami wychodzącymi z jego ust – Mocniej…
    Kim postanowił spełnić jego prośbę i coraz bardziej energicznie poruszał się we wnętrzu Sehuna. W nagrodę otrzymał jeszcze parę razy głośno wymówione jego imię, zanim głos zaczął prosić znowu.
    - Jongin-ahhhhh… SZYBCIEJ!!
    Kai wcale nie był zły za to, że tak posłusznie je wykonywał. Wręcz przeciwnie - uwielbiał je spełniać. Po kolejnych paru pchnięciach jego towarzysz doszedł, dzięki pomocy swojej ręki, a po kolejnych sekundach brunet spuścił się w niego.
    Zmęczony i cały spocony opadł obok Sehuna czując jeszcze, jak trampolina energicznie porusza się i w dół i w górę dzięki ich wcześniejszym ruchom. Blondyn wtulił się w klatkę piersiową swojego ukochanego próbując uspokoić oddech, który był nierówny także w jego przypadku. Po paru minutach wdrapał się na niego znowu i lekko obdarzył usta pocałunkiem.
    - Jongin-ah… Kocham cię.
    Kai tylko lekko się uśmiechnął
    - Ja ciebie też kocham, Sehunnie.
    - A zgodzisz się na ten wyjazd na wakacje? – Sehun zrobił minę słodkiego psiaka.
    - Oh Sehun! – na te dwa słowa chłopak lekko zadrżał – Jak ty na mnie działasz – ponownie się uśmiechnął w jego stronę.
    Na chwilę spojrzał na podjazdu, a jego mina stała się kamienna.
    - Ale dopiero, jak wytłumaczymy twoim rodzicom, dlaczego leżymy na sobie nadzy na trampolinie.


Sekretna konwersacja Tao z Layem:

Od: Tao
Ej, Luhan naprawdę tak powiedział?

Od: Lay
Przecież Kris Ci powiedział… Nie mówiłbym, jakby tak nie było.

Od: Tao
Odkąd Luhan leci na Sehuna? O.O

Od: Lay
EKHEM, CO?

Od: Tao
No przecież mówiłeś, że powiedział, że jak Sehun zerwał z Jonginem to ma zamiar wykorzystać szansę!

Od: Lay
…TAO DO KURWY NĘDZY, COŚ TY ZNOWU BRAŁ. Luhan powiedział: „Wyjdę gdzieś z Sehunem, aby po tym zerwaniu poczuł się lepiej” !!!

Od: Tao
… nie bij!