czwartek, 1 maja 2014

Christmas Hot Chocolate Part 2

Paring: KaiBaek
Bohaterowie: Kim Jongin (Kai), Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kim Junmyeon (Suho), Wu Yifan (Kris), Huang Zitao (Tao), Yumi&Yuri (bohaterki stworzone na potrzeby opowiadania)
Typ: AU, romans, fluff, szkolne
Ostrzeżenia: czasami występują przekleństwa

Boże. W końcu druga część jest. Na prawdę. Mój nastrój na prawdę nie pozwala mi napisać jakieś normalnej przemowy, w której przeproszę was za 5 miesięcy nieobecności, ale mi wybaczycie. Miłego czytania. 
P.s. postanowiłam, że będzie jeszcze jedna część 

     ☮☮☮

     Nie spóźniłem się celowo do szkoły. To zupełnie nie jest moja wina, że zaspałem, a potem autobus mi uciekł. Okej, może jest to moja wina, ale mam bardzo dobre usprawiedliwienie. Razem z Yumi przerobiłem już podstawy, ale pomyślałem, że dobrze by było, gdyby dziewczyna swoją nowo zdobytą wiedzę wykorzystała w praktyce. Dlatego też do późna szukałem w internecie i w moich starych książkach jakichś odpowiednich i ciekawych zadań. Przez to właśnie zasnąłem o nieprzyzwoitej godzinie, a mój budzik nie zdołał obudzić mnie ze snu lub po prostu nie zadzwonił. Jednak gdybym wiedział, iż przez moją nieobecność wyniknie jakaś idiotyczna plotka, to szukanie tego zostawiłbym na następny dzień.
      Była już przerwa przed czwartą lekcją, kiedy w końcu dotarłem do szkoły. Wszyscy dziwnie na mnie patrzyli, ponieważ wyglądałem jak kupa nieszczęść w jednym. Rozwiane włosy, zaspana twarz, opóźniona reakcja. Tyle wystarczyło, aby zwrócić na siebie uwagę, jeszcze jak się wpada w takim stanie w połowie lekcji na korytarz szkolny. Szybko przebrałem buty, odwiesiłem kurtkę i podreptałem do sali chemicznej, w której mieliśmy mieć teraz lekcje. Nawet dobrze nie wszedłem do klasy, gdy w moją stronę rzucił się Chanyeol i Suho, wyciągając mnie ponownie na korytarz.
       - Co się dzieje? - jęknąłem, czując, że ciągną mnie za sobą w stronę wolnej ławki.
    - To raczej my powinniśmy się o to zapytać – powiedział Suho. – Dlaczego jesteś dopiero teraz w szkole?
     - Zaspałem – odparłem, patrząc na niego ze zdezorientowaniem. Nie wiedziałem odkąd muszę zdawać relację z mojego życia.
      Chłopaki spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.
      - Co w tym śmiesznego? - jęknąłem. – Chcę wrócić do klasy.
      - Po prostu – ChanYeol próbował uspokoić swój śmiech. – ktoś rozpuścił plotkę, że niby ty i Kai macie się dzisiaj po szkole bić. Nie było cię na początku dnia i wszyscy wywnioskowali, że nie przyszedłeś, bo stchórzyłeś.
     Wiecie jak to jest, kiedy nie chcecie wstać i ktoś wylewa na was wiadro zimnej wody? Właśnie tak poczułem się, gdy usłyszałem słowa wielkoluda. Otworzyłem szerzej oczy i wpatrywałem się w nich ze zdziwieniem.
       - Nie, nie, nie, nie – zacząłem jęczeć, wywołując zakłopotanie u dwójki kolegów.
    A co, jak to Jongin to rozpowiedział? A nawet jeśli nie on, to zawsze mógł pomyśleć, że to ja to zaproponowałem i naprawdę zaczeka po szkole, aby przerobić mnie na pasztet. Każda z tych wizji była przerażająca, a ja żałowałem, że nie zostałem już w domu, jeżeli aż tyle zaspałem. Już sobie wyobrażałem kółeczko wokół mnie i Kaia oraz jego sarkastyczny uśmieszek, kiedy ten zbliżał się w moją stronę, aby zadać mi ostateczny cios. Moje chyba zbyt bujne wyobrażenia przerwało głośnie wołanie: „Baekhyun? Baekhyun?!”, które niosło się echem przez cały korytarz
     - W coś ty się znów wpakował? – stanęła nade mną Yuri. – Na prawdę zamierzacie się bić? - zaczęła tuptać nogami w miejscu i nerwowo przykładać ręce do twarzy. – Co ja powiem twojej siostrze? „Mój kolega pobił twojego brata”?
      - Zapytaj się swojego kolegi – jęknąłem zrozpaczony. – Nawet nie wiem o co chodzi.
      - Myślisz, że nie pytałam? - popatrzyła na mnie z litością w oczach. – Nie moja wina, że ten sukinsyn się nie odzywa – zaczęła kopać nogą kosz na śmieci, który stał obok nas.
      - Ja nie zamierzam się z nim bić. Nie śpieszy mi się do grobu.
   - Aish! Zachowujecie się jak przedszkolaki! - Na szczęście jej wykład przerwał dzwonek, który informował o tym, aby powrócić do swoich klas. – Porozmawiam z Krisem. Nie rób nic głupiego Baekki.

   Miałem wspaniały plan, którym było ewakuowanie się ze szkoły tylnym wyjściem. Jednak nie przewidziałem, że tyle osób ma ochotę zobaczyć, jak zostaję sprany na kwaśne jabłko i ustawi się przy każdym możliwym wyjściu, aby uniemożliwić mi opuszczenie budynku. Właśnie w taki sposób skończył się mój plan, który nawet się nie zaczął. Czym bardziej jęczałem, by mnie puścili, ci tym bardziej ciągnęli mnie w stronę wyjścia i placu przed szkołą. Po kilku nieudanych próbach ucieczki zrezygnowany zacząłem współpracować i maszerować za nimi. Po chwili już zostałem otoczony tłumem gapiów i obrzucony pytaniami typu „Chciałeś uciec, Baekhyun?”
    Od naszej ostatniej rozmowy nie widziałem Yuri przez resztę dnia, więc nie miałem pojęcia, czy cokolwiek zdziałała. Byłem jeszcze bardziej zdezorientowany niż rano, a osobę, która zaczęła tę plotkę, jeżeli cała sprawa nią była, miałem ochotę przerobić na piękny karmnik dla ptaków.
        Nagle pytania ustały. Myślałem, że to dlatego, iż na żadne nie odpowiadałem, ale po chwili zobaczyłem, że wszystkie głowy skierowane są w stronę wejścia do szkoły, w którym pojawił się Jongin w obstawie swoich przyjaciół i Yuri, która lekko uśmiechała się w moją stronę. Zdawało mi się, że jest to uśmiech współczucia, a moje dni jako Baekhyun-nie-pasztet są już policzone. Nigdy nie było tak cicho w tej szkole, jak podczas schodzenia po schodach Kaia.
        - Co wy robicie? - zapytał, kiedy zobaczył zbiorowisko wokół mnie.
       Nie czekając na odpowiedź, pociągnął mnie za rękaw w stronę bramy wyjściowej.
      - Nie myśl, że Ci pomagam – powiedział do mnie. – Po prostu nienawidzę, jak Yuri zawraca mi czymś tyłek – po czym po chwili dodał – plus nie pozwolę nikomu bawić się moją zabawką.
      Nie wiedziałem wtedy, czy mam dziękować Bogu za ten niespodziewany ratunek, czy wręcz przeciwnie - przeklinać go, iż nie zostawił mnie na pastwę losu niewyżytych licealistów.

     - Debil, debil, debil, debil, debil, debil, debil, debil, debil – powtarzałem cicho do siebie, przemierzając szkolny korytarz w towarzystwie Chanyeola i Suho.
      Przez ostatnie dwa dni starannie unikałem pana Kim. Był piątek, co oznaczało, że tylko parę lekcji dzieli mnie od wolności. Nie podobało mi się ogłoszenie Kaia, które mówiło, że jestem jego zabawką. Och, dokładniej mówiąc na samo wspomnienie jego słów moje nogi trzęsły się jak galareta, a z moich ust wypływał potok wyrazów obrażających Jongina.
      Kiedy z powrotem znaleźliśmy się w naszej sali z przykrością stwierdziłem, że zapomniałem kupić mleka truskawkowego, więc już samotnie, mimo sprzeciwów Happy Virusa, podążyłem w stronę automatów. Mój spokojny marsz nie potrwał długo, ponieważ po chwili ktoś wciągnął mnie w poboczny korytarzyk, a ja spanikowany zamknąłem oczy i czując, że opieram się o zimną ścianę, zacząłem mówić:
     - Jezusie, o Boże, Jezusie, Maryjo, wieczna dziewico. – Po chwili postanowiłem spojrzeć na osobę, która przypierała mnie do muru. – Ach, Kai to ty – mruknąłem cicho w jego stronę, zawiedziony faktem, że moje starania prysły niczym mydlana bańka. – Co chcesz?
      - Myślałem, że wiecznie będziesz chodził z to obstawą – poluźnił uścisk wiedząc, że nie ucieknę od niego. – To twoi ochroniarze? - prychnął w moją stronę.
        - Może – syknąłem i powtórzyłem moje pytanie. – Co chcesz?
        - Dzisiaj po lekcjach czekaj przy bramie.
        - Po co?
        - Nieważne.
      - A co, jeśli mnie nie będzie? - Z wyrazu jego oczu wyczytałem, że wolę nie wiedzieć co się ze mną stanie, jeżeli się nie pojawię przy wejściu.
        I czułem, że to jest coś gorszego niż przemiana na pasztet.

       Pogoda była dzisiejszego dnia dosyć ładna. Przez słowo "ładna" mam na myśli fakt, iż śnieg postanowił zrobić sobie przerwę od zaśnieżania ulic. Było parę stopni poniżej zera, więc mróz szczypał mnie w policzki, biorąc pod uwagę jeszcze to, że już kwadrans stałem pod szkolną bramą, kuląc się z zimna. Przeklinałem w myślach pana po-co-być-na-czas i wymyślałem piękne dialogi, jakimi sypnę mu w twarz niczym lawina, gdy tylko ten łaskawie pojawi się przede mną. „Myślisz, że jesteś taki fajny, bo każesz mi czekać już tyle na tym mrozie? Kim ty jesteś, Panie Jongin. Nie jesteś moim bogiem, że muszę cię słuchać.” albo „Pan królewicz wreszcie się pojawił? To w takim razie ja odchodzę.”
       - Ruszysz się w końcu? - Z zamyślenia wyrwał go głos Kaia.
       - O, Jongin, cześć – mruknąłem cicho, a nie była to żadna z wersji zachowania, którą wymyśliłem.
     Kim nic mi nie odpowiedział. Ruszył przed siebie, nie zawracając sobie głowy tym, czy idę za nim. Byłem zły. Na siebie i na niego. Po pierwsze znowu zachowałem się jak bezbronna dziewczynka. Po drugie Kai nawet nie przeprosił. Ugh! Zachowywał się tak, jakby to on czekał na mnie na mrozie.
     Byliśmy w centrum handlowym. Co. Dalej nie rozumiałem dlaczego w ogóle tam jestem. Na dodatek z Jonginem. Bycie jego zabawką nie podobało mi się. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nie podobało.
Maszerowałem jak pies za Kaiem, który dokładnie obserwował wystawy sklepowe. To dość normalne, bo przecież zbliżały się święta, a prezenty same się nie kupią. Tylko dlaczego zaciągnął mnie tam z nim?
      - Czego szukasz? - zapytałem jak zaczynaliśmy kolejne okrążenie.
      - Nie wiem.
     Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo irytujące to było. Zaciąga mnie po szkole na jakieś zakupy, a sam nie wiedział co chce kupić. Nie wspominając już o tym, że był piątek, a w domu czekała na mnie kolejna przyjemna niespodzianka w postaci wymyślania zadań dla Yumi. Po prostu nie mogłem się doczekać weekendu i tego, jak na całe dwa dni dam nura w cieplutką pościel, a tylko czubek głowy będzie mi spod niej wystawać.
    I nagle łażenie z Jonginem wydało się strasznie męczące. Nie zastanawiając się dłużej po prostu odłączyłem się od niego i zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Nie minęło długo czasu zanim poczułem silny ucisk na ramieniu.
       - Gdzie się wybierasz?
       - Do domu – odpowiedziałem tak, jakby było to oczywiste, a czy nie było?
       - Nie sądzę.
       - Dlaczego miałbym tu zostawać?
       - Potrzebuje znaleźć prezent dla dziewczyny.
       - I niby ja mam Ci doradzić? - popukałem się w głowę, aby pokazać mu, jak idiotyczny był to pomysł.
      -Och Baekki. Jestem niemal pewny, iż to, że jesteś chłopakiem to jakiś błąd genetyczny. Ale nie martw się, odprowadzę Cię do domu przed zmrokiem. – Uśmiechnął się szyderczo, widząc malujący się na mojej twarzy szok.
       I w taki oto sposób skończyłem na szukaniu prezentu dla dziewczyny Kaia jako Baek-błąd-genetyczny-hyun.

☮☮☮

       - Baekki, no nie daj się prosić
       Wspominałem już, jak ma wyglądać mój weekend? Tak. Moim marzeniem było spędzenie dwóch dni w schronie zwanym potocznie łóżkiem. A jak to się skończyło? Nad moim łóżkiem o godzinie czwartej popołudniu stał olbrzym o imieniu…
       -Park Chanyeol! Wydupczaj z mojego domu!
       -Baekki, ale obiecałeś.
     Olbrzym się nie poddawał i nadal próbował zedrzeć ze mnie kołdrę, którą próbowałem trzymać jak najmocniej. Niestety po jakiejś minucie moich starań ta część pościeli wylądowała na podłodze.
       - I tak nie wstaję! - zakryłem głowę poduszką i starałem się nie myśleć o tym okropnym uczuciu, które towarzyszy człowiekowi po tym, jak w końcu wstanie, a jego rozgrzane ciało owieje zimne powietrze.
        Jednak po chwili zostałem już zupełnie bezbronny, bo Chanyeol w magiczny sposób (czytaj zaczął mnie łaskotać) pozbył się też mojej ostatniej obrony przed nim.
       Zrezygnowany usiadłem na krawędzi łóżka, przeciągając się i trąc niby zaspane oczy. Miałem nadzieję, że w jakiś sposób wywołam u olbrzyma wielkie współczucie dla mojej osoby. Jednak ten nie przejął się tym nawet w najmniejszym stopniu, a w zamian rzucił w moją stronę kupkę ubrań, którą wygrzebał z mojej szafy.
       - Pośpiesz się, Baekki, albo sam cię umyję.
     - Ugh, już się ruszam, Park – jęknąłem, podnosząc swój szanowny tyłek i zacząłem go prowadzić w stronę łazienki. -Jak ja w ogóle się w to wpakowałem? - zacząłem mruczeć przed lustrem.
       „- Cześć. Potrzebuję pomocy.
        - Ooooo… Baekki, a mówiłeś, że już nigdy mnie o nią nie poprosisz.
        - Bo ty!… Ugh. Po prostu po mnie przyjedź.
      - A nagroda? - zapytał, a ja czułem, że ma ogromnego banana na twarzy. - Zrobię wszystko Park! Tylko po mnie przyjedź.”
       „Nigdy więcej nie prosić Chanyeola o pomoc”. Zanotowałem w swojej głowie, a następnie udałem się pod prysznic.
      Plany Chanyeola były zbyt szalone w porównaniu do moich. On miał ochotę iść do kina, a ja leżeć w łóżku. Czy on nie myślał, że zasnę w tym fotelu, oglądając świąteczną komedię romantyczną? Najwyraźniej nie, skoro miał ochotę mnie na nią zabrać.
       Park był uparty. Nawet za bardzo. Nie ważne jak dużo jęczałem mu za uchem, że nie chcę na to iść, ten tym bardziej ciągnął mnie w stronę kina. Przez chwilę przez głowę przeszła mi myśl, że wolałbym już wybierać kolejny prezent z Jonginem, ale szybko otrząsnąłem się z niej i starałem się nadal namówić olbrzyma na zmianę chociażby filmu. Jednak ten widocznie nakręcił się na to i nawet nie słuchał tego co do niego mówię, co było widać w jego oczach, które aż świeciły się z podekscytowania.
       Napalony palant.
       Taki właśnie był Park Chanyeol. Jego inteligencja była odwrotnie proporcjonalna do jego wzrostu. Ugh. Czy każdy, na kogo się natykam, musiał być wyższy? To irytujące być krasnalem, jak nie jest się przecież aż tak niskim. Troszczył się o mnie jak opiekunka, która otacza swoim ramieniem zagubione dziecko, czyli w tym wypadku mnie. Prawda jest smutna, ale jak ten olbrzym przyssał się do kogoś, to już nie potrafił odczepić. Chodził za tobą, nękał cię, czasami dbał, irytował, ale było to przyjemne. Dodawał kolorów temu szaremu życiu i chociaż mówię na niego same niepochlebne rzeczy, to nigdy nie chciałbym go oddać, ani zamienić na kogoś innego. Nawet jeżeli w zamian proponowalibyście mi Sashę Grey.
    - Baekki, pójdę kupić bilety i jedzenie, poczekaj tu na mnie – powiedział do mnie chłopak, kiedy znaleźliśmy się w budynku.
     Nawet nie zauważyłem, kiedy Park zaginął w tłumie ludzi, którzy, tak samo jak on, zamierzali obejrzeć najnowszy świąteczny hit. Naprawdę uważałem, że będziemy wyglądać tępo wśród wszystkich obściskujących się w sali par. Nie wspominając już o tym, że mój umysł pracował na bardzo powolnych obrotach i miałem pewność, że nie skończą się jeszcze reklamy, a ja będę słodko chrapać w koszulę chłopaka.
      To było nie do zaprzeczenia, że on i ja byliśmy ze sobą bardzo zżyci, ale nadal zastanawiał mnie fakt, co Chanyeol lubił tak bardzo w moim towarzystwie. Starał się zabrać mnie wszędzie ze sobą, a nawet za jakąś przysługę, którą mi oddał, żądał, abym gdzieś z nim wyszedł. A jego pomysły potrafiły być chore tak bardzo, iż jestem pewny, że trudno byłoby wam to sobie wyobrazić.
     Jak przeczuwałem mój mózg już tylko odbierał półprzytomnie bodźce, napływające do mnie ze strony świata. Poczułem, jak ręka olbrzyma wślizguje się w moją i ciągnie mnie za sobą prawdopodobnie do kontroli biletów. Jednak ku mojemu zdziwieniu po chwili owiało mnie zimne powietrze, co oznaczało, że chłopak wyprowadził nas z budynku.
   - Chanyeol, dlaczego wychodzimy? - zapytałem, próbując przywrócić się do normalnego stanu świadomości.
      - Nie jestem Chanyeolem.
     Te trzy słowa sprawiły, iż mógłbym przysiąc, że moje serce zatrzymało się na kilka sekund, a potem jak poparzony prądem, odzyskałem wszystkie zmysły, wyrywając przy okazję moją rękę z uścisku.
    - Kai – syknąłem w jego stronę, nawet nie zastanawiając się już nad tym co on tutaj robił i dlaczego wyciągnął mnie na zewnątrz. – Jestem zajęty – odwróciłem się z zamiarem powrotu do środka.
     - Och Baekki, gdzie ty się wybierasz? - Owinął rękę wokół mnie, sprawiając, że ponownie odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni.
     - Wracam do Parka – jęknąłem, próbując wyrwać się z jego uścisku.
     - Nigdzie nie wracasz – stwierdził i zaczął popychać mnie w sobie tylko znanym kierunku.
     - Tak, wracam.
     Kiedy nie uzyskałem odpowiedzi, westchnąłem:
   - Pozwól mi chociaż do niego zadzwonić z informacją, że nagle musiałem wrócić do domu, aby zaopiekować się siostrą.
    Jongin chyba nie uwierzył, że nie zamierzam robić z telefonem tego co mu zapowiedziałem, więc gdy tylko wyciągnąłem go z kieszeni, chłopak wyrwał mi go i wrzucił do własnych spodni.
    - Kai. Oddaj mi mój telefon.
   „Odezwij się jeszcze raz, a przerobię Cię na pasztet”. Ta wiadomość dotarła do mnie gdy tylko spotkałem jego spojrzenie i pozwoliłem mu ciągnąć mnie dalej za sobą, chociaż miałem świadomość, że Park będzie się martwić moim nagłym zniknięciem. Boże. Ten olbrzym jest w stanie zadzwonić na policję i mówić, że zostałem porwany! Chociaż tak bardzo by się nie mylił.
     „Jebany Kai. Jesteś źródłem wszystkich moich problemów.”
    Przez chwilę zastanawiałem się, dlaczego się zatrzymał. Trochę czasu zajęło mi zdanie sobie sprawy, że powiedziałem to na głos.
     - Ciekawe – warknął. – Może mam ci przypomnieć opowieść o gorącej czekoladzie?
     - Och, gdzie my to szliśmy ?– zignorowałem jego pytanie i zacząłem udawać wielki entuzjazm
   Przez Jongina musiałem dzwonić do Chanyeola. Przez to musiałem dzisiaj z nim wyjść. I to teraz przez Kaia będę mieć problemy u Parka. Idealna sobota, którą, jak przypomnę, miałem spędzić pod pierzyną.
   - Daleko jeszcze? - zacząłem jęczeć, kiedy od zbyt szybkiego tępa moje nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa.
     Murzyn zignorował mnie.
     - Daleko jeszcze?
     Znowu to samo.
     - Daleko jeszcze?
     - Tak, kurwa. A czy teraz zamkniesz swoje usta, czy ja mam to zrobić?
     - Niby jak?
     On tylko popatrzył na mnie z ukosa i zaśmiał się cicho:
     - Uwierz, nie chcesz wiedzieć.
    I mimo mojej skłonności do zaprzeczania wszystkiemu co mówi, tym razem musiałem się zgodzić. Nie miałem najmniejszej ochoty poznawać jego sposobu na uciszenie mnie, bo czułem, że nie zostałbym fanem.
   
    Nie odzywałem się aż do czasu, gdy zatrzymaliśmy się przed jakąś kamienicą. Chyba każdy z was wie, jak wygląda kamienica. Parę pięter, stara architektura, szare ściany w tym przypadku, co znaczyło, że nikt jej nie zamierzał jak narazie odnawiać. Staliśmy chwilę przed budynkiem, tak jakby Kai zastanawiał się, czy naprawdę mamy do niego wchodzić, albo, czy powinien mnie tam zabrać. Kiedy już najwyraźniej skończył wewnętrzną szarpaninę, zwrócił się do mnie:
     - Pamiętasz tego wysokiego chłopaka, Krisa?
     - No tak.
   Kris. Jakbym mógł zapomnieć wysokiego blondyna? Nie zapominając o stylu, w jakim chodzi i promieniującej od niego aurze spokoju i opanowania. Widziałem go tylko kilka razy, ale jego postać bardzo mocno przyczepiła się do mojej głowy. Jest jedną z tych osób, które pamięta się po jednym zobaczeniu na ulicy.
     - W środku jest jego studio.
     - I po co my tam idziemy?
    Oczywiście jak to Kai miał w zwyczaju, zignorował moje pytanie.
    - Po prostu nie śmiej się ani nie mów negatywnych komentarzy.
    - Dlaczego?
  Na to pytanie również mi nie odpowiedział, ale nie minęło dużo czasu, zanim przekonałem się o co mu wtedy chodziło.
    - Kai znowu się spó… Baekhyun, co ty tu robisz? - zaczęła Yuri, a za nią do góry poderwały się jeszcze dwie głowy.
    - Ach, hej – rzuciłem, kiedy w tył pleców walnął mnie Kai
    - Jestem Tao. – Nie wiem kiedy przed moją twarzą pojawił się drugi blondyn i wyraźnie mi się przyglądał. – Jongin – rzucił po chwili za mnie. – Miałeś lepsze zabawki.
    „Miałeś lepsze zabawki”. „Miałeś lepsze zabawki”. „Miałeś lepsze zabawki”. To było kolejne trzy słowa tego dnia, które sprawiły, że moje serce się zatrzymało, a w tym przypadku jeszcze najprawdopodobniej cała twarz zrobiła czerwona. To było niesamowicie irytujące, że nawet znajomi Jongina uważali mnie za zabawkę. Dodatkowo nie byłem nudnym człowiekiem. Przynajmniej tak mi się wydawało…
    - Hej, Byun! - Yuri zaczęła skupiać moją uwagę na niej. – Ten ostatni prezent, który pomogłeś wybrać Jonginowi był naprawdę super! Poprosiłam go, aby cię tu przyprowadził, bo chcę cię zabrać na zakupy!
Wszystko okej, super, ale czy ona przed chwilą nie zapytała się mnie co ja tu robię?
     - Chodźmy! - dokończyła, podchodząc do mnie i popychając delikatnie.
     - Poczekajcie. – Nie wiem, czy tylko mi się wydawało, ale stojący za mną Kai nagle się napiął na dźwięk słów Krisa. – Jak tu już jesteś, Baekhyun, to mógłbyś mi oddać przysługę? 
     Pytająco popatrzyłem na Jongina, który znowu uderzył mnie w ramię.
     - Tak?
     - Mógłbyś ocenić moją sztukę?
   - Och, nie ma problemu. - Poczułem, jak Jongin pcha mnie do przodu. Tak jakbym sam nie umiał się ruszyć.
    - Jak Ci się podoba? - Uśmiechnął się Kris, odwracając sztalugę w moją stronę.
   W tym momencie byłem niemal pewny, że chłopak robi sobie ze mnie żarty tak jak cała jego brygada. Słysząc, że jest artystą myślałem, że jego obrazy będą naprawdę dobre, ale to…
    - To jest Tao, to Yuri, to ja, a to…
   - Jongin – dokończyłem za niego, próbując nie zacząć się śmiać, patrząc na ostatniego patyczaka, który był wymalowany na czarno. – Ten obraz jest świetny – rzuciłem, kiedy jeszcze byłem w stanie coś powiedzieć.

    - Boże. Baekki, już myślałam, że jest po tobie – zaczęła Yuri, gdy zamierzaliśmy w stronę galerii.
    - Dlaczego? - przymrużyłem oczy, kiedy blask świateł ulicznych do nich dotarł.
    - My sami nie wiemy, co stało się z osobami, które powiedziały, że nie podobają im się jego obrazy.
   - Ale na pewno nie skończyły dobrze – jęknął Tao, trzepiąc głową w lewo i prawo, jakby pozbywał się jakichś złych myśli z głowy.
    Jeżeli Kai nie powiedziałby mi przed wejściem, abym zachował spokój, to jestem pewien, że wisiałbym już powieszony na drzewie albo bez głowy w lesie. No cóż. Nie można ufać pozorom. Kris był przyjacielem Jongina, on nie mógł być normalny.

    Yuri była wytrwałym zakupoholikiem. To musiałem przyznać. Dziewczyna tragała mnie z jednego sklepu do drugiego z prędkością światła i prosiła mnie, abym wybierał jej jakieś ubrania do przymierzenia. Kai i Tao tylko suwali za nami niczym duchy, często zostając przed witryną i czekając, aż po kilku minutach zostanę pociągnięty do kolejnego butiku.
    - Zróbmy przerwę - zaczął lekko Tao, gdy Yuri nieco zwolniła, zastanawiając się, do którego sklepu ma teraz ochotę wejść.
     Ku jej zaskoczeniu podchwyciłem pomysł:
     - Jestem głodny.
   - Okej… - odparła z przestudzonym zapałem, ale nagle do jej głowy wpadł kolejny pomysł. – Kai! Zabierz Byuna i idźcie kupić szejki!
    - Sama sobie i... - zaczął chłopak, ale pociągnąłem go za kurtkę wiedząc, że i tak skończymy stojąc w kolejce w Mc Donaldzie
    - Widzimy się za piętnaście minut – pomachała do nas dziewczyna i usiadła razem z Tao na ławce.
    - Gratuluje Baekki. Teraz możesz iść sam stać w kolejce – uśmiechnął się do mnie sztucznie Jongin.
   - Idziemy razem – nacisnąłem na słowo "razem", a ten tylko na gest, że się poddaje, włożył ręce do kieszeni swojej kurtki.
     - Ale ty płacisz.
    - Oczywiście – jęknąłem, czując, że nie powinienem zaprzeczać, skoro już jakimś cudem ten gościu idzie ze mną.

    - Siema, Baekhyun – usłyszałem za sobą, kiedy stałem w kolejce i poczułem nagły zawrót w głowie.

3/3