środa, 9 lipca 2014

Chrismtas Hot Chocolate Part 3

Paring: KaiBaek
Bohaterowie: Kim Jongin (Kai), Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kim Junmyeon (Suho), Wu Yifan (Kris), Huang Zitao (Tao), Yumi&Yuri (bohaterki stworzone na potrzeby opowiadania)
Typ: AU, romans, fluff, szkolne
Ostrzeżenia: czasami występują przekleństwa

No więc. Właśnie skończyłam sprawdzać całe opowiadanie i z radością zapraszam na poznanie zakończenia. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za to, że długą zwlekałam z jej dodaniem, jak zobaczycie jego długość. Trzecia część wyszła mi dwa razy dłuższa niż myślałam, że będzie, więc możecie nacieszyć oczy i wasze yaoistyczne serce dwudziestoma stronami perypetii Jongina i BaekHyuna. Jestem trochę zdenerwowana, bo nie będę ukrywać, ze jest to moje najmniej popularne ff, a brak komentarzy rzeczywiście trochę boli. Dodatkowo zdaje sobie sprawę z tego, że część druga nie była powalająca, więc boję się, że dużo osób się zniechęciło. Może kiedyś ją poprawię, ale teraz już zdecydowanie nie mam na nią siły, bo zawracała mi głowę przez ostatnie siedem miesięcy. Właśnie z tym postem chce ogłosić, że mam zakończone 5 projektów, dobiłam do ponad 70 obserwatorów i osiągnęłam 10 000 wyświetleń, więc chcę wam wszystkim gorąco podziękować!
Miłej zabawy z czytania!

☮☮☮

Nie było nic dziwnego w tym, że kolejka była tak długa jak do największej atrakcji w parku rozrywki. Zbliżały się święta, więc z każdym dniem coraz więcej ludzi wpadało w zakupowy szał, a kilkugodzinne łażenie po sklepach kończyło się ogromnym głodem.
Każdy fast food bar był okupywany przez zmęczonych ludzi, którzy jak najszybciej chcieli się dostać do kasy i zamówić to na co mieli ochotę. Kai co chwile popychał mnie do przodu widząc, ze byłem skupiony na całkowicie innej rzeczy niż trzymania się pleców mężczyzny, który stał przede mną.
Nagle z mojego wegetatywnego stanu wyrwał mnie pewien głos:
- Siema BaekHyun ...
Zakręciło mi się w głowie kiedy skojarzyłem kto jest jego właścicielem. Lekko odwróciłem się do tyłu aby tylko potwierdzić moje przypuszczenia. Za mną stał Park ChanYeol, a na jego twarzy malowało się zdziwienie:
- Przecież miałeś opiekować się siostrą
- Ah, ChanYeol, wiesz, to było … - zacząłem nie mając pojęcia o co mu chodzi, ale widziałem, że bolała go świadomość, że prawdopodobnie w jakiś sposób go oszukałem
- Miał się opiekować siostrą, ale zmienił swoje plany kiedy mnie spotkał – Jongin objął mnie swoim ramieniem
- Co? - wydukał chłopak patrząc z zaskoczeniem na osobę, która mi towarzyszyła, bo byłem pewny, że Kaia przy moim boku spodziewał się najmniej
- Na trzy uciekamy – szepnął mi w ucho Kim wywołując zawrót głowy
- Raz.
Zerknąłem na ChanYeola, który nadal patrzył się na nas w osłupieniu.
- Dwa.
Jego usta przypomniały cienką linę, a oczy zdawały się puste.
- Trzy.
Olbrzym ruszył w tym samym momencie, co Kai pociągnął mnie za rękę przypominając tym gestem, że miałem zacząć biec. I chociaż nie chciałem tego robić moje nogi same pociągnęły mnie za nim, a moje serce zaczęło bić trochę mocniej. Ale do teraz nie wiem, czy był to skutek nadmiernego wysiłku fizycznego, czy faktu, że Jongin mocno ściskał moją dłoń.
Miałem prawdziwe deja vu. Tylko teraz uciekałem razem z chłopakiem, który poprzednio mnie gonił, a za nami podążał mój przyjaciel, ChanYeol. Rano kiedy rzucałem w niego poduszkami nie spodziewałem się, że skończę uciekając przed nim jak w romantycznym filmie, na który chciał mnie dziś zabrać.
Przez dziesięć minut naprawdę nie mogliśmy go zgubić. Jego wzrost znowu działał na jego korzyść. Był wyższy od 90% ludzi, więc nawet jak wmieszaliśmy się w tłum, ten bez problemu mógł za nami podążać.
Jongin widząc, że Park nie odczepi się od nas w galerii, popędził w stronę najbliższych drzwi i przepychając się przez jakąś parę wybiegł na zewnątrz skręcając w pierwszą lepszą uliczkę. Ani ja, ani on nie wiemy kiedy zgubiliśmy ChanYeola. Zresztą przy okazji gubiąc siebie.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałem ledwo łapiąc oddech. Byłem pewny, że w takim tępię do świąt wyrobię sobie niezłą kondycję.
- Skąd mam wiedzieć? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie
- A niby ja mam?
- Podobno jesteś geniuszem.
- Ty też jesteś obywatelem tego miasta, więc powinieneś wiedzieć gdzie jesteśmy.
- No właśnie. Więc dlaczego nie wiesz gdzie jesteśmy skoro też jesteś obywatelem tego miasta?
- Ugh – jęknąłem – gdybyś mnie tylko nie wyciągał z tego kina nie musiałbym uciekać przed Parkiem. Nie spędziłbym z tobą pierdolonej soboty i nie zgubiłbym się w ciągu tygodnia po raz drugi przez Ciebie.
- Przeze mnie? Niby kiedy zgubiłeś się przeze mnie?
- Dzisiaj i kiedy uciekałem przed Tobą tydzień temu w piątek. Przez to musiałem zadzwonić do Chanyeola i w ramach odszkodowania miałem dzisiaj z nim iść do kina. Jak widzisz spowodowałeś wszystkie moje problemy.
- Zamknij się. Po prostu zadzwonię po Krisa.
Tak jak powiedział tak też zrobił. Nie minęło dużo czasu zanim pod naszymi nosami nie zatrzymał się czarny samochód. Jongin wepchnął mnie na tylne siedzenia, a sam zajął miejsce z przodu obok swojego przyjaciela.
- Nie wiem jak to zrobiliście, Kai, ale jesteście prawdziwymi idiotami.
- Po prostu bądź cicho Kris – warknął na niego brunet - Spotkaliśmy niespodziewany problem.
- Zapewne w postaci tego olbrzyma, który ostatnim razem powstrzymał Cię przed zabiciem Byuna – sugestywnie podniósł brew do góry.
Kai tylko odwrócił głowę w stronę okna niby zafascynowany obrazem, który znajdował się za szybą. Jednak każdy wiedział, że ten gest oznaczał, że Kim nie ma zamiaru kontynuować tej rozmowy.
- A jeżeli chodzi o Ciebie, BaekHyun – odwrócił się do mnie zanim jeszcze ruszył – Podaj mi swój adres abym …
- Wystarczy jak wysadzisz mnie przy galerii – zacząłem niezbyt chętny do podawania mu swojego adresu w obecności Jongina, bo przecież nie wiadomo do jakich celów mógłby wykorzystać tą informację.
- Podaj mi swój adres abym mógł cię bezpiecznie odstawić do domu – westchnął Kris dokańczając zdanie, które mu przerwałem – Nie wydaje mi się żeby powrót do galerii, w której najpewniej znajduje się pełny złości Park był dobrym rozwiązaniem.
- Ugh, okej – zacząłem wiedząc, że z nim nie wygram i wyrecytowałem mu swój dokładny adres. Miałem nadzieję, że Kaiowi tylko na chwilę wpadnie jednym uchem aby po chwili wypaść.

/Narrator POV
Kiedy BaekHyun wysiadał z samochodu Krisa, Kai zdążył mu jeszcze rzucić jego telefon, który przetrzymywał w swojej kieszeni jako zakładnika. Byun nie zapomniał parę razy podziękować malarzowi za podwózkę zanim ostatecznie zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę tych swojego domu. Oboje obserwowali jak chłopak wchodzi do środka, lecz ku zdziwieniu Jongina samochód nie ruszył ani o centymetr. Popatrzył się pytająco na Yifana, który poprawiał swoją pozycję na siedzeniu:
- Nie uważasz, że już wystarczy? - westchnął wbijając swój wzrok najpierw w szybę, a po chwili przeniósł go na Kaia.
- Czego wystarczy? - zapytał Kim nie mając pojęcia o co mu chodzi.
- Jongin, przestań zachowywać się jak idiota, bo dobrze wiesz o czym mówię. Chyba już wystarczy tej twojej zemsty na Byunie za tą wylaną czekoladę. Wiesz, że nie lubię jak ktoś przesadza, a w Twoim przypadku wręcz tego nienawidzę.
Kris nie znał Kaia tylko tydzień i wiedział, że młodszy ma naturalne skłonności do wyolbrzymiania niemal wszystkiego. On sam żył z zasadą, że czym mniej problemów, tym lepiej, ale jego przyjaciel najwyraźniej myślał nieco inaczej.
- Jesteś jego adwokatem? - warknął w jego stronę Jongin chcąc uciąć irytujący temat
- Dobrze wiesz, że bardzo łatwo się zapomnieć i przekroczyć wystarczającą granicę – widząc jego obojętny wzrok dodał – Po prostu ja również nie lubię jak Yuri zawraca mi czymś głowę. Przez cały czas załamuje swoje ręce nad tym co powie siostrze Baekhyuna jak w końcu naprawdę coś mu zrobisz, przez co nie mogę skupić się na mojej artystycznej karierze.
- Zasłużył sobie – odpowiedział mu Kai niezbyt bardzo przejmując się tym co mówił do niego prowadzący samochód.
- Kai. Przez ostatni tydzień wydarzyło się więcej niż w całym jego życiu. Jestem pewien, że jest już wykończony.
- Nagle zacząłeś się przejmować losem innych? Zmiękłeś Kris.
- Po prostu zostaw Byuna w spokoju. - jęknął wiedząc, że nie przemówi młodszemu do rozumu
- A co jeżeli nie chcę?
Kris najwyraźniej niedosłyszał ze względu na przejeżdżający obok samochód i poprosił go aby powtórzył to co wcześniej powiedział. Jongin tym razem postanowił go zignorować i odwrócił swoją głowę ponownie w stronę okna. Jego towarzysz tylko westchnął krytykując jego głupotę i ruszył samochodem aby odwieźć kolejną osobę pod próg jej domu.

/BaekHyun POV

Wizja mojego idealnego weekendu nie była jeszcze porzucona, ponieważ po sobocie następowała niedziela, czyli kolejny wolny dzień. Stwierdziłem, że po wczorajszym dniu przysługuje mi przeleżenie do następnego ranka pod ciepłą pierzyną. Jednak ledwo co słońce zawitało do mojego pokoju usłyszałem pukanie do drzwi, które nie zapowiadało nic dobrego.
- Kochanie – zaczęła moja mama ściągając kołdrę z mojej głowy – Przyszedł do Ciebie kolega.
- Powiedz mu, że nie ma mnie w domu.
Zaciągnąłem ją z powrotem na siebie w nadziei, że moja mama zrobi tak jak jej powiedziałem. Wczorajszy dzień wymęczył mnie całkowicie, więc chyba naturalnym było to, że chciałem wypocząć. Chociaż jeden dzień. Do tego wiedziałem, że muszę nabrać dużo siły, ponieważ następnego dnia na pewno czekała mnie konfrontacja z ChanYeolem. Niestety po chwili zamiast zamykanych drzwi usłyszałem:
- Jest poranek. Jak nie miałoby być Ciebie w domu?
- Nie wiem – jęknąłem spod kołdry.
- Nie wygłupiaj się i wstawaj – podchodząc do drzwi grzecznie zwróciła się do kogoś – Nie martw się wczesną porą, możesz wejść, jest jeszcze w łóżku, ale już nie śpi.
„Bardziej kocha nieznajomych niż swojego własnego syna” pomyślałem kiedy wiedząc, że jestem pokonany zacząłem dźwigać się do pozycji siedzącej. Nie pozostałem w niej długo. Tak szybko jak tylko się podniosłem, tak szybko znowu znalazłem się plackiem na łóżku zakrywając się kołdrą, która stała się moim murem przeciwko osobie, która złożyła mi poranne odwiedziny.
- Baekki, przyszedłem porozmawiać o wczoraj – nie usłyszałem tego dokładnie, ale nawet nie musiałem, bo bez problemu mogłem się domyślić jaki jest cel wizyty ChanYeola w moim domu. A byłem pewny, że nie przyszedł na śniadanie.
- Baekki. Skoro umówiłeś się wczoraj z Jonginem, to mogłeś mi powiedzieć normalnie, a nie wysyłać smsa o tym, że musisz się zaopiekować siostrą.
- Nie umówiłem się z nim ani nie wysyłałem Ci żadnego smsa – odburknąłem spod kołdry nie troszcząc się o to, czy to słyszy, czy nie.
Dlaczego miałbym się spotkać z tym debilem? Pomińmy fakt, że jesteśmy dwoma facetami i randka z drugim chłopakiem, jakby nie patrzeć, brzmi dla mnie niezbyt przekonująco. Po drugie o czym on mówił? Jestem pewny, że nie wybierałem jego numeru od czasu kiedy zadzwoniłem po niego, kiedy uciekając przed Jonginem zgubiłem się. Tak więc jestem też święcie przekonany, że nie wysyłałem mu przelotnego smska.
- BaekHyun. Przestań zaprzeczać oczywistym rzeczą, na które mam dowody.
- Niby jakie – odburknąłem pewny, że olbrzym blefuje.
- Pierwszy. Kiedy Cię spotkałem byłeś z Kaiem. Staliście w kolejce aby kupić coś do jedzenia. To wygląda na randkę. Po drugie to – poczułem jak jakiś przedmiot odbija się od łóżka.
Kiedy po paru prośbach Chanyeola wygrzebałem się spod pierzyny zauważyłem, że olbrzym rzucił mi swój telefon. Nie wiedząc o co chodzi wziąłem go i odblokowałem znanym sobie kodem. Od razu pokazała mi się treść pewnej wiadomości:
Hej Olbrzymie.
Zostałem nagle wezwany przez rodziców aby zaopiekować się siostrą, bo oni muszą gdzieś wyjść.
Sorki.
BaekHyun.”
- To, że jest podpisana, że jest ode mnie nie znaczy, że tak jest.
- Możesz nawet sprawdzić numer, z którego została wysłana i jestem pewien, że należy on do Ciebie.
Mając nadzieję, że chłopak robi sobie ze mnie prawdziwe żarty kliknąłem w ikonkę kontaktu i przejrzałem numer. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu numer był mój.
Zacisnąłem usta w wąską linię głęboko się zamyślając. Kiedy Park zauważył mnie wczoraj z Jonginem wspominał coś o tym, że miałem opiekować się siostrą. Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, ponieważ byłem niezwykle spanikowany faktem, że urwałem się z naszej małej wyprawy do kina z chyba najbardziej znienawidzonym przez nas człowiekiem – Kaiem. Uważnie przeczytałem wiadomość parę razy czując, że coś z nią jest nie tak. Po chwili chwyciłem swój telefon i przejrzałem kilka wiadomości, które wysłałem i wszystko było dla mnie oczywiste.
- Ona na pewno nie jest ode mnie. Ja tak nie piszę. Nie piszę wstępów, pożegnań, a tym bardziej nie podpisuje pod wiadomością wysłaną przez siebie ze swojego własnego telefonu.
- Chyba, że … - zaczął olbrzym, lecz to ja dokończyłem kiedy przewijając wiadomości wysłane w oczy rzuciła mi się taka sama, którą pokazał mi Park.
- Ktoś chciał abyś uwierzył, że nadawcą wiadomości jestem ja – ścisnąłem urządzenie mocno w ręce zerkając na godzinę, o której wiadomość została wysłana. To było wtedy jak ten pstrokaty debil Jongin wyciągnął mnie z kina.
- Tak też może być – wzruszył ramionami – Chciałem powiedzieć, że się podpisujesz jak wysyłasz wiadomości z mojego telefonu.
Nawet go nie słuchałem, ponieważ moje myśli wypełniło jedno zdanie: „Kai. Ty suko.”
No tak. Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Przecież Jongin wczoraj pozbawił mnie urządzenia, kiedy chciałem napisać smsa do Parka. Podczas drogi do studia Krisa widziałem, że czymś się bawi, ale byłem święcie przekonany, że ten idiota ma w ręce swój własny telefon. Teraz wychodziło na to, że wysyłał z niego wiadomości do ChanYeola. Już nawet nie wspomnę o tym, że zajebał mi pomysł. Mógł już wymyślić coś swojego jeżeli zabrał się za pisanie wymówek.
- Skoro doszliśmy do tego, że to nie ty wysłałeś tą wiadomość, a wydaje mi się, że nie chcę wiedzieć kto jest jej nadawcą przejdźmy do drugiej rzeczy. Czemu nie powiedziałeś mi, że umówiłeś się z Jonginem na randkę?
- Powiedziałem Ci, że nie umówiłem się z nim na żadną randkę, idioto.
- Chyba nie chcesz mi wmówić, że w kolejce do McDonalda razem z Kim Jonginem stał twój klon? - uśmiechnął się do mnie w ten swój głupkowaty sposób wiedząc, że jest to rzecz, która niemiłosiernie mnie irytuje
Czasami ten chłopak był tak wolno myślący. Każdą rzecz trzeba było podawać mu jak na talerzu, bo on sam nie miał zamiaru ruszyć swoją głową i domyślić się paru elementów całej układanki. Kompletnie nie potrafił czytać między wersami, co w przypadku takich rozmów stawało się irytujące. Nie wspominając już o tym, że wiadomości wpadały mu jednym, a wylatywały drugim uchem, więc zawsze musiałem jedną rzecz powtarzać po kilka razy.
- Zresztą nieważne – rzucił w moją nie dostając po chwili odpowiedzi
Przewróciłem oczami. Nie dość, że trudno do niego przegadać, to jest bardziej zmienny niż dziwka spod latarni.
- Baek – zaczął – Czy ty zakochałeś się w Kim Jonginie?
Przysięgam, że gdybym teraz pił coś, to tak jak w tych wszystkich filmach w pięknym geście wyplułbym napój, oczywiście z zaskoczenia, robiąc chwilową fontannę. Nie będąc jednak w takiej sytuacji popatrzyłem mocno otwartymi oczami w stronę przyjaciela nie dowierzając w jego pytanie. To, że mógłbym obdarzać Kaia jakimkolwiek innym uczuciem niż nienawiść jest nie do przyjęcia, a tym bardziej niemożliwe. Może i był przystojny. Może i sprawiał, że moje serce czasem zabiło szybciej. Ale kogo to obchodzi. Jego charakter był zepsuty, on sam irytujący, to co robił nie miało zupełnie sensu. Jak mógłbym poczuć do niego miłość? Odpukać. To jest rzecz, w którą nigdy chyba nie uwierzę.
- Nie patrz się tak na mnie – prychnął ChanYeol w moją stronę widząc minę, z której, w normalnej sytuacji, na pewno by się roześmiał
- Nie – powiedziałem stanowczo – Na pewno nie jestem zakochany w Kaiu – w tamtym momencie byłem pewny moich słów.

☮☮☮

Poniedziałki zawsze były trudnymi dniami. Dla wszystkich oprócz mnie. Ale to zmieniło się od czasu kiedy wiedziałem, że w szkole znajduję się Kim Jongin.
Nie miałem pojęcia jak mam się zachowywać jak spotkam Kaia. Do tego ChanYeol najwyraźniej nadal miał do mnie wąty o sobotę, więc na jego szczególną pomoc w roli eskorty liczyć nie mogłem.
„Naważyłeś sobie piwa, to teraz je wypij, BaekHyun” powiedziałem do siebie w myślach, kiedy mocno owinięty szalikiem wychodziłem z własnego domu. Chociaż pierwszy raz od dłuższego czasu nie padał śnieg, to mróz już po minucie szczypał moje biedne zaczerwienione policzki.
Starałem się myśleć o jakże ciekawym krajobrazie zimowym jednak wszystko potoczyło się w całkowicie innym kierunku. „Nie pozwolę nikomu bawić się moją zabawką”. Czy te słowa oznaczały właśnie taką katorgę? Czy zrobiłem mu coś kiedyś w przeszłości, że teraz nie potrafi się ode mnie odwalić, a rozlana czekolada to tylko pretekst do większych tortur? Pomyślmy racjonalnie. Ja rozumiem, że mógł być o to zły, ale przeszło tydzień?! Wszystko całkowicie nie sklejało się do kupy.
Jeszcze dokładnie pamiętam zdziwienie Yuri kiedy Jongin przyprowadził mnie do studia Krisa. Gdyby od początku chciała się ze mną spotkać, to z pewnością jej reakcja byłaby inna. Nie wspominajmy już o tym, że o wiele wygodniej byłoby jej się umówić ze mną poprzez moją siostrę. W takim razie Kim z niewidomie jakich powodów znalazł się w kinie i porwał mnie ze spotkania z ChanYeolem.
Po trzecie. Skąd w ogóle wcześniej wspomnianemu głupkowi przyszło do głowy, że mogłem zadurzyć się w Kaiu. Jak już dużo razy mówiłem – był pusty bardziej niż plastic girls z naszej szkoły, a takich typów chciałem unikać najbardziej. Posunąłbym się o stwierdzenie, że jest max plastic boy. Jakiekolwiek inne uczucia niż nienawiść wobec niego były niedopuszczalne.
Kolejną kwestią moich porannych rozmyślań stało się obmyślanie jak przetrwać ten dzień w szkole. Suho oczywiście z wielką chęcią by mi pomógł. Jestem tego pewien, ponieważ chłopak zawsze był skory do najmniejszej pomocy, nawet jeżeli nie był wtajemniczony. Jednak nie chciałem narażać go na jakikolwiek kontakt z Jonginem i jego bandą. ChanYeol odpadał ze znanego wszystkim powodu. Wychodziło więc na to, że sam muszę o siebie zadbać. Jak poważny i dorosły mężczyzna.
Chociaż idea była szlachetna, jej wykonanie już nie. Bowiem poszedłem na łatwiznę i postanowiłem, najnormalniej w świecie, unikać Kim Jongina jak ognia.

Dzwonek zadzwonił kiedy byłem w połowie przepisywania zadania domowego z tablicy. Klasowe stado nagle zerwało się w stronę drzwi, przy okazji zasłaniając mi treść zadania, którego oni z pewnością nie przenieśli do swojego zeszytu. Nie minęło dużo czasu aż ukończyłem pisanie i ceremonialnie zamknąłem zeszyt, odsuwając go na skraj ławki i wygodnie rozsiadając się na swoim krześle.
Moja klasa zawsze była najbardziej opustoszała podczas długich przerw. Najprawdopodobniej przyczyną tego było to, że większość osób, okej, wszyscy oprócz mnie, Suho i ChanYeola nie mieli zbyt bliskich kontaktów ze sobą i po prostu udawali się na posiłek do sali swoich przyjaciół. Niektórzy też przesiadywali ten czas na korytarzu, stołówce lub chcieli coś ze szkolnych automatów.
Ze mną w środku zostały tylko trzy osoby. Imienia wysokiego chłopaka siedzącego na końcu sali nie pamiętałem. Nigdy z nim nie rozmawiałem, a raczej to on nie miał zamiaru się do kogokolwiek odzywać. Trafił do mojej szkoły jakiś miesiąc temu i jedyne co robił na lekcjach to patrzył w okno. Lay robił to samo, ale pewnie był po prostu znudzony. Jego z przyjaciel z równoległej klasy, Chen, postanowił olać szkołę przed samymi świętami stwierdzając, że i tak nie będą robić nic pożytecznego, więc może bezkarnie przegrać tydzień na swojej nowej konsoli do gier. Do wyjścia zbierała się SooHyun, która najwyraźniej tak jak ja przepisywała do końca swoje zadanie. Przelotnie rzuciła do mnie, albo też Laya, bo raczej do kolegi z tyłu klasy tego nie mówiła, abym powiedział nauczycielowi, że jej już dzisiaj nie będzie, a jej rodzice usprawiedliwią jej wyjście ze szkoły.
Suho i ChanYeol wybiegli z klasy jako pierwsi. Rano przy szafkach uznali, że jeżeli nie zacznie padać, to będzie można porzucać się śnieżkami razem z innymi osobami, które wyjdą w tym celu na zewnątrz. Chociaż bycie poza budynkiem szkoły podczas zimy było zakazane, nauczyciele zawsze przymykali na to oko mówiąc, że to ostatnie podrygi naszych młodzieńczych zabaw. Jednak nie wiem, czy po prostu nie chciało im się wychodzić na mróz aby zawołać nieposłusznych uczniów do środka.
Czując, że mój brzuch domaga się swojego, wyciągnąłem z plecaka pudełko śniadaniowe i zacząłem grzebać ręką w poszukiwaniu butelki coli, która miała się tam znajdować. No właśnie. Miała, ale jej nie było. Dokładnie sprawdziłem jeszcze raz, czy może nie znajduje się w innej kieszeni, jednak widząc, że po prostu o niej zapomniałem wyciągnąłem swój portfel. Już miałem podnosić się do góry kiedy przypomniałem sobie, dlaczego odmówiłem wcześniej śnieżkowej bitwy moim kolegą. Oczywiste jest to, że powiedziałem im, że nie chcę wychodzić na mróz. Tak naprawdę chodziło o to, że czym więcej razy opuszczę sale, tym większa będzie szansa na wpadnięcie na Jongina, a wiedziałem, że źle by się to skończyło.
- Lay, masz może coś do picia?- wyrwałem go z zapatrzenia w lepiących za oknem śnieżki ludzi
- Ach, nie, zapomniałeś kasy? Jak coś to Ci pożyczę i kupisz sobie coś w automacie – uśmiechnął się do mnie ukazując jeden z uroczych dołeczków.
- Nie nie, mam. Po prostu … - urwałem myśląc o tym, że mówienie, że nie chce iść do automatu, sprawi, że chłopak nie znając mojej sytuacji pomyśli, że jestem leniem - … nie pomyślałem o tym wcześniej. Zaraz wrócę – rzuciłem na pożegnanie nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
Na szczęście automaty, w przeciwieństwie do wszystkich innych rzeczy w mojej szkole, znajdowały się bardzo blisko mojej klasy. Również było już grubo po dzwonku, więc byłem niemal pewny, że Jongin tak jak większość albo został w swojej klasie, albo udał się na śnieżkową bitwę, co jakby nie patrzeć było w jego stylu.
Robienie niepotrzebnego szumu i branie udziału w takich rzeczach zdecydowanie do niego pasowało. Nuda i brak zajęć nie były czymś w czym widziałbym Kaia. Był też dość popularną osobą, ale nie wydaje mi się aby jakoś zbytnio się tym obnosił. Potwierdza to też fakt zainteresowania naszą rzekomą bójką. Schodząc z tematu, to nadal nie wymyśliłem jaki chuj był pomysłodawcą tej plotki.
Miałem do pokonania trzy zakręty, a one zazwyczaj są najbardziej niebezpieczne, bo nie wiadomo kiedy wyłania się zza niego jakaś osoba przyprawiając cię o palpitacji serca. Dochodziłem właśnie do pierwszego i lekko przy nim przystanąłem wychylając głowę aby sprawdzić, czy teren jest czysty. Upewniwszy się, że w moim polu widzenia nie pojawia się postać Kim Jongina zacząłem zamierzać w stronę następnego skrzyżowania szkolnych korytarzy. Kiedy przystępowałem już do ostatniej takiej akcji, ktoś nagle puknął mnie w ramie przez co odwróciłem się stając twarzą w twarz z Kaiem.
- Huh, czyżbyś starał się kogoś unikać? - pytanie to było czysto retoryczne, ponieważ i ja i on dobrze wiedzieliśmy, że to właśnie jego nie miałem zamiaru dziś spotkać.
Cofnąłem się do tyłu, zapewne mając dziwną minę typu: jestem przerażony i zaskoczony. Moja próba oddalenia się od niego jednak nie wyszła, ponieważ nawet nie wiem kiedy chłopak przyparł mnie do ściany.
- Chyba będziesz musiał podziękować Layowi, bo to dzięki niemu wiem gdzie się wybrałeś, a ja Chenowi, bo gdyby przyszedł do szkoły, to ten gościu wpatrujący się w okno na pewno nic by mi nie powiedział.
Uśmiechnął się. W ten swój typowy sposób. Jest jeszcze jedna rzecz, która do niego pasowała. To aroganckie wykrzywienie ust, które sprawiło, że przestałem przeciwstawiać się sile Jongina, którą trzymał mnie przy murze abym mu nie uciekł, jak to miałem w zwyczaju.
W korytarzu było słabe światło, więc jego ciemna karnacja jeszcze bardziej zlewała się z czernią, a jedyne co dobrze widziałem, to jego oczy wpatrzone w moją twarz. Mówią, że dzięki oczom pozna się co człowiek czuję. Pan Kim Arogancki Jongin był bardzo rozbawiony całą sytuacją. Przynajmniej tak mówiły jego oczy.
- Czego chcesz? - warknąłem w jego stronę odwracając głowę w bok nie chcąc widzieć jego twarzy
- Och, Baekki, dlaczego mnie unikasz? - moje serce zabiło wtedy mocniej, ponieważ ten cichy szept został wysłany prosto do mojego ucha.
Czując nagły przypływ paniki, która ogarniała moje ciało od stóp do głowy, odepchnąłem chłopaka z całą siłą. I ku mojemu zdziwieniu, Jongin, znalazł się metr dalej niż był wcześniej. Oczywiście chciał powrócić do wcześniejszej pozycji, ale ja nie pozwoliłem mu na to.
- Czego tak naprawdę chcesz? - nałożyłem nacisk na słowa „tak naprawdę”. Chłopak tylko oparł rękę na swoim biodrze i nie mam pojęcia, czy znaczyło to abym kontynuował dalej. Nawet mnie to nie obchodziło. Po prostu reszta wyleciała ze mnie jak powietrze z puszczonego balonika – Czemu, do cholery, dotykałeś mój telefon i pisałeś z niego wiadomości do Parka? Huh?! W ogóle z jakiej przyczyny zabrałeś mnie z tego kina? Co ty tam robiłeś?
- Przecież to Yuri chciała Cię spo... - zaczął wymówkę, która na pewno nie była prawdą, a ja bardzo grzecznie mu ją przerwałem.
- Jak nie zamierzasz mi powiedzieć prawdy, to po prostu się ode mnie odpierdol Kim – nadal wydaje mi się, że nie byłem świadomy tego co mówię – Ile jeszcze zamierzasz mnie torturować o tą rozlaną czekoladę?
Widocznie Jongin zdawał się nie usłyszeć drugiej części, bo nawet jeszcze nie skończyłem mówić kiedy to on zaczął agresywnie w moją stronę:
- Oh, naprawdę tego chcesz Byun?!
Roześmiałem się po czym głęboko spojrzałem w jego oczy:
- Marzę o tym od kiedy Cię poznałem.
Wszystko co się wtedy wydarzyło było takie nagłe i aż do teraz mam to zamglone we własnej pamięci. Kim zbliżył się do mnie na bardzo bliską odległość, po czym, zupełnie niespodziewanie przycisnął mnie mocno do ściany. Osunąłem się po niej w dół, ciężko oddychając, słysząc jeszcze słowa: „Miłej zabawy w twoim świecie, Byun” zanim chłopak zniknął całkowicie z mojego pola widzenia.

I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko powróciło do normy. Nagły comeback normalności rozumiem jako brak widoczności twarzy Kim Jongina, która zamierza w moją stronę, od razu po tym jak przestąpię próg szkoły. Kai w końcu się ode mnie odwalił. Gdybym wiedział wcześniej, że jedno: „Odpierdol się” podziała tak bardzo, już dawno bym mu to powiedział. Czułem się jak nowo narodzony. Poranek był cudowny przez fakt, że moje serce nie wariowało ani nie czułem się podenerwowany tym, że gdzieś na niego wpadnę. A zresztą nawet gdybym go spotkał, to ten i tak nie odezwie się do mnie słowem. Fakt ten sprawiał, że emanowałem innym uczuciem. Było ono chyba bardzo widoczne, bo nawet Park Chanyeol, który towarzyszył mi w drodze do szkoły je zauważył:
- Środek zimy, pada śnieg, zimno jak na Antarktydzie, a ty wyglądasz jakby latały wokół Ciebie skowronki i rosły kwiaty.
- Ah, Chanyeol, kiedyś zrozumiesz jak piękne jest życie – skwitowałem i dalej dreptałem do szkoły rozlewając na prawo i lewo swoją miłość.
Park tylko dziwnie się na mnie popatrzył, myśląc pewnie, że odmroziło mi mózg. Chyba nawet zaczął żałować, że w ramach gratulacji za uwolnienie się od Kaia zabrał mnie razem z Suho na lody po skończeniu wczorajszych lekcji.
Mimo, że minęła już długa chwila odkąd Jongin zostawił mnie samego, moje serce nadal biło w przerażająco szybkim tępię. Byłem niemal przekonany, że była to reakcja na szok, którego doznałem kiedy ten mocno przycisnął mnie do lodowatej ściany. Nie miałem pojęcia, w którym momencie stałem się totalną kupką gówna, bo przecież jeszcze parę minut temu byłem w stanie stawić czoła Kaiowi i powiedzieć mu aby spierdalał tam gdzie pieprz rośnie. Dodatkowo złapałem się na tym, że czym dłużej myślałem o zaistniałej sytuacji tym bardziej przed oczami miałem, wprawdzie zamazany, obraz twarzy Jongina, która znajdowała się bardzo blisko mojej. Narząd w klatce piersiowej znowu przyspieszył tępa, a ja aż musiałem zasłonić usta dłonią aby mój jęk zaskoczenia nie wydostał się na zewnątrz.
Parę chwil później do moich uszów dobiegł dźwięk dziewczęcych głosów i ich śmiechów. W parę sekund podniosłem się w górę tak jakby ktoś poraził mnie prądem. Brakowało tylko aby jakieś dziewczyny znalazły mnie półprzytomnego pod ścianą, a potem nalegały bym poszedł do pielęgniarki. Płeć przeciwna w większości przypadków zawsze była zbyt impulsywna i nie potrafiła wyczuć kiedy należy przerwać, więc byłem niemal pewny, że nie chciałyby mi dać spokoju, po prostu zaniepokojone tym, czy na pewno dobrze się czuję i nie mam gorączki, bo pogoda, jak każdy mówił, była teraz bardzo zdradliwa, a jakieś zapalenie gardła można było złapać z łatwością. Zresztą kto nie zaciekawiłby się leżącym, wyglądającym jak żul spod Lewiatana, chłopcem w szkole. Każdy z chęcią leciałby do mnie z otwartymi rękami, bo przecież nikomu na złe nie wyszłyby te pięć minut sławy, które uzyskałby z tego, że mi pomógł. Zanim ruszyłem w stronę klasy poprawiłem jeszcze swój mundurek abym wyglądał jak najbardziej naturalnie i normalnie.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi zauważyłem, że parę osób wróciło już do klasy i nie panowała w niej taka grobowa cisza jak wtedy gdy ją opuszczałem. Yixing odwrócił swoją głowę od okna i od razu palnął w moją stronę:
- Jongin Cię znalazł?
Rzuciłem tylko krótkie „Hmm...” ze skwaszoną miną i skierowałem się w stronę mojej ławki aby położyć się na niej i mieć wszystko i wszystkich głęboko gdzieś. Kątem oka widziałem jeszcze jak Lay zamierza jeszcze coś powiedzieć, ale niedługo przed tym rezygnuje (zapewne stwierdzając, że dalsza rozmowa ze mną nie ma sensu) i odwraca się z powrotem w stronę szyby aby obserwować rzucających się śnieżkami ludzi.

- Baek!!! - zaczął mi stękać za uchem ChanYeol od razu po skończeniu lekcji – Żałuj, że nie poszedłeś z nami. Było zabawnie!
Nawet jeszcze nie zadzwonił dzwonek ogłaszający końca zajęć, a ten człowiek potrafił już stać nade mną i moją ławką mówiąc o jakichś pierdołach. Zachowywał się tak jakby poprzedniego dnia wcale nie wbił mi z samego rana do domu zarzucając romans z Kim Jonginem. Byłem pewny, że próba jakiegokolwiek tłumaczenia mu całej sytuacji i tak nic nie pomoże, bo z tym człowiekiem jednak nie da się normalnie obejść. Zawsze proponował abyśmy poszli do kina lub na karaoke po szkole, a w końcu i tak od razu rozstawaliśmy się i każdy wracał do swojego domu. Miałem cichą nadzieję, że dzisiejszego dnia też tak będzie, bo miałem ochotę choć trochę odpocząć zanim udam się dawać Yumi korepetycje.
Lekcje z nią w ogóle mnie nie niepokoiły, tak jak zakładałem, że będzie na samym początku, ponieważ dziewczyna dawała z siebie wszystko i z każdym kolejnym dniem rozwiązywała kolejne zadania coraz sprawniej i szybciej. Zamiast tego na głowie siedział mi ktoś inny, a mianowicie Kim Jongin. Jednak na tą myśl szybko się zganiłem, bo przecież od przerwy śniadaniowej właśnie miał mi już życia nie utrudniać. Ba. W ogóle miał z niego zniknąć jak poranna mgła i nawet nie próbować przypominać o tym, że parę dni w nim był i sporo namieszał.
ChanYeol wciąż relacjonował mi przebieg całej bitwy. Szczerze to, że na początku przegrywali, ale dzięki potajemnej produkcji kulek snieżnych przez Sehuna wyszli na prowadzenie, było ostatnią rzeczą, która interesowała mnie tego dnia. Jednak zdając sobie sprawę z tego jak wrażliwe serce ma olbrzym rzuciłem:
- Tak, tak, Yeol, widzę, że świetnie się bawiliście.
Suho tak jak zawsze stał z boku i przyglądał się naszej rozmowie. Ja i ChanYeol już dawno przywykliśmy do tego, że jego mottem było przekazanie jak najwięcej za pomocą jak najmniejszej ilości słów. Rzadko udzielał się w tematach naszych konwersacji, ponieważ jak twierdził, były one z dupy wzięte i bezsensowne. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że to przez niego Park natarczywie do mnie gadał o wszystkim i nie dawał mi spokoju ze swoją paplaniną. To co miały usłyszeć dwie osoby było przelewane na jedną – mnie.
Jego prawdziwe imię to Kim Junmyeon. Sam nie wiem od kiedy zaczęliśmy mówić na niego Suho. Po prostu gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę, już od dawna wołaliśmy do niego przezwiskiem. Historii powstania tego pseudonimu zresztą nie pamiętam, ale wydaje mi się, że to jedna z rzeczy o której lepiej zapomnieć.
Chociaż zdawał się nieobecny, bardziej niż my, skupiał się na naszej rozmowie przez co później zawsze wydaje się jakby był jej biernym uczestnikiem, a nie tylko stojącym z boku obserwatorem. Sztukę pakowania się, w przeciwieństwie do mnie, opanował do perfekcji, więc kiedy ja nadal grzebałem wśród swoich rzeczy, on już od dawna opierał się o jedną z wolnych ławek i czekał na mnie i ChanYeola. Tym razem odepchnął się od niej i podszedł do nas. Jego bezszelestny i delikatny niczym piórko sposób chodzenia całkowicie do niego pasował:
- Czy podczas przerwy śniadaniowej stało się coś o czymś nie wiemy? - zapytał wpatrując się we mnie swoim przenikliwym spojrzeniem, a ja z szoku aż wypuściłem zeszyt, który miałem zamiar wpakować do torby.
Jak już wspominałem Suho był doskonałym obserwtorem, ale nie znaczył to, że był nudny. Nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że potrafił się lepiej zabawić niż ja i Park razem wzięci. Jego osoba sama ze sobą kontrastowała, ale mimo wszystko pasowało to do niego.
- A co miało się stać? - mruknąłem w jego stronę próbując udać, że wszystko jest w porządku
- Po prostu w przeciągu godziny zmieniłeś się w gówno, a parę osób wspominało coś o tym, że Kim Jongin Cię szukał.
Ten gość. Widział i słyszał wszystko. Nic mu nigdy nie umknęło, co w tym przypadku wcale mi nie pomagało. Nie zdziwiłbym się gdyby nagle okazało się, że zna dokładny przebieg całej mojej rozmowy z Kaiem.
- Rozmawiałem z Jonginem …
Chłopaka chyba nie satysfakcjonowała moja odpowiedź, bo w przeciągu kilku sekund usłyszałem dosadne:
- I?
Przygryzłem mocno wargi i nerwowo zacisnąłem dłonie na pasku od torby. Nie miałem pojęcia, dlaczego z taką niechęcią odnosiłem się do powiedzenia im wszystkiego co się stało. Przecież powinienem wiwatować i cieszyć się jak idiota z powodu odzyskanej wolności. Ja natomiast zachowywałem się jak rzucona laska, która smęci po kątach i roztacza wokół siebie aurę: „Życie jest do dupy”. Zdecydowanie zachowywałem się dziwnie, ale zrzuciłem to na gorszy dzień i ciężko wzdychając zasunąłem zamek i podniosłem z krzesła:
- Po prostu powiedziałem mu aby się ode mnie odpierdolił.
Wydaje mi się, że nawet nie skończyłem mówić aż poczułem jak coś wielkiego zwala się na mnie. Oczywiście był to Park ChanYeol, który owinął wokół mnie swoje ręce i mocno ściskał:
- Yay! Baekki! Musimy to oblać! Albo chodźmy na lody!
Ja tylko ogłuszony pokiwałem głową. Mocny przytulas tego chłopaka można było porównać do bomby atomowej rzuconej w twoją stronę.”
Powoli zbliżaliśmy się do bramy szkoły. W pewnym momencie dołączył do nas Suho odrywając przyssanego do mnie ChanYeola, który opowiadał mi kolejną historię swojego życia. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i znowu przysuwał się w moją stronę. Ten chłopak wyraźnie żył już przerwą świąteczną i prawdziwym cudem był fakt, że jego szanowny tyłek pojawiał się jeszcze w szkole. Jak na poranek miał zdecydowanie za dużo energii i dobrego nastroju, który powoli udzielał się mnie, a w późniejszym czasie nawet Suho zaczął śmiać się z suchych żartów, które rzucał w naszą stronę. Dzisiejszego dnia naprawdę nieźle mu to szło. Czasami ten głupkowaty idiota się do czegoś przyda.
Korytarz był pełny ludzi i chyba każdy czuł się dobrze. Nic dziwnego, ponieważ śnieg w końcu dał sobie spokój i przestał sypać dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przebraliśmy buty i zawiesiliśmy kurtki aby potem udać się w stronę klasy, w której miała odbyć się kolejna lekcja. Nie śpieszyło nam się zbytnio, ponieważ do dzwonka zostało nie lepiej jak dziesięć minut. Ślimaczym tempem przeciskaliśmy się przez tłum witając się ze znajomymi z innych klas. Nawet przystanęliśmy przy koledze Junmyeona z czasów gimnazjum i podziwiałem żywą rozmową, którą prowadzi mój przyjaciel. Oczywiście nadpobudliwy ChanYeol nie umiał podziwiać tego widoku i co chwila wtrącał swoje trzy grosze. Po tym z każdą chwilą rozkręcał się coraz bardziej przy okazji pobudzając również mój humor:
- Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki super kawał wymyśliłem! - zakrzyknął Chanyeol niespodziewanie
Nie będę twierdzić, że nie chciałem poznać jego treści, więc szybko pospieszyłem go aby podzielił się nim z nami:
- Zgadnijcie co Jongin robi w nocy?
Czerwona lampka. ON.
- KIMA!
To wszystko stało się w tak przeraźliwie szybkim tępię, że odzyskałem jakiekolwiek zmysły dopiero gdy przed oczami mignęła mi twarz Kaia. Mój system ostrzegawczy znowu mnie nie zawiódł. Kim Jongin i jego koledzy stali oparci o ścianę jakieś dwa metry od nas, a donośny głos Parka było na pewno jeszcze słychać na pietrze wyżej. Przeklinałem się w duchu za to, że ich nie zauważyłem, ponieważ zbyt bardzo skupiłem się kawałach ChanYeola. Nie było też wątpliwości, że wszystko usłyszeli, ponieważ wpatrywali się w nas z dziwnymi wyrazami twarzy. Wydaje mi się, że Kaiowi towarzyszył jeszcze Tao i Kris, ale nie jestem tego pewny, ponieważ mój wzrok, z niewiadomych przyczyn, powędrował od razu w stronę Jongina.
Złapaliśmy ze sobą bardzo krótki kontakt wzrokowy, ale był to jeden z najbardziej przerażających momentów w moim życiu. Poczułem się jakby na moje ciało spadła duża tafla wody, potem poraził mnie prąd, a na koniec oblała mnie fala gorąca. Wzrok Kaia przeszywał mnie na wylot przez co czułem się jak ser z dużymi dziurami. Dziwne porównanie, ale byłem pewny, że Kim potrafiłby mnie bez problemu przejrzeć i poznać wszystko co czuję. Nie mam pojęcia jak wyglądała moja twarz, ale było to pewnie bardzo dziwne połączenie, z którego każdy w normalnej sytuacji zacząłby się śmiać.
Byłem niemal pewny, że ten zaraz coś powie aby zemścić się za ten kawał. Ten jednak zignorował nas totalnie i powrócił do żywej rozmowy, którą najwyraźniej prowadził zanim Chanyeol opowiedział swój kawał. Może się wam wydawać, że cała sytuacja była bardzo dziwna i sztuczna, ale to wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku sekund, więc tak naprawdę większość ludzi nawet nie zauważyła tego co się stało.
Nawet dobrze nie przystanęliśmy, a już szliśmy dalej z Parkiem na karku, którego nawet nie przejęło to, że Kai usłyszał jego suchara. Ja natomiast nagle straciłem cały swój nastrój, który od samego rana budowany był przez nadpobudliwego olbrzyma. Moje myśli zawędrowały na inny tor przez co zupełnie się wyłączyłem i zmusiłem Suho aby tylko on słuchał gadki ChanYeola. Przecież raz na jakiś czas mu to nie zaszkodzi.
Z jednej strony obstawiałem, że cała osoba Kim Jongina wcale mnie nie obchodzi, a z drugiej jednak moje serce niespokojnie kołatało na myśl że chłopak totalnie mnie zignorował. Tą opcje próbowałem wytłumaczyć tym, że to nowa sytuacja do której muszę się przyzwyczaić, ale do cholery, jakim cudem jego docinki w tak krótkim czasie stały się dla mnie codziennością? Do tego dzień wcześniej powiedziałem mu prosto w twarz aby się ode mnie odpierdolił, więc powinienem srać szczęściem na prawo i lewo, tak jak robiłem to rano. Normalnie już dawno bym się tym nie przejmował, lecz to wszystko wcale nie podchodziło pod taką zakładkę w moim sercu, a ja nie wiedziałem, co zrobić, by Kai i wszystko co z nim związane w końcu wyszło z mojej głowy raz na zawsze.

Zacisnąłem mocno pieści gdy omijałem Kim Jongina, który nagle wynurzył się zza zakrętu szkolnego korytarza. Ten znowu zagrał ze mną w tą swoją zabawę, którą rozgrywał od wczorajszego porannego zajścia, za każdym razem, gdy tylko mnie mijał. W pewnym momencie nachodziły mnie myśli, że ten człowiek specjalnie robi mi na złość, ponieważ nagle ni z gruszki ni z pietruszki normalne stało się to, że na każdej przerwie wpadałem na niego przynajmniej dwa razy. Tak jakby życie chciało nadrobić czas kiedy w ogóle się na niego nie natykałem.
Kai łapał ze mną kontakt wzrokowy na parę sekund, a potem dobitnie ignorował. Nie mam pojęcia jakim cudem za każdym razem nabierałem się na to i automatycznie patrzyłem się prosto w jego brązowe tęczówki. Zawsze byłem zbyt bardzo zaskoczony, by dokładnie przyjrzeć się wyrazowi jego oczów, bo kiedy już oprzytomniałem, ten dawno był za mną i zamierzał w tylko sobie znanym kierunku. W odruchu naturalnym odwracałem się i obserwowałem znikającą wśród ludzi postać chłopaka, co całkowicie kłóciło się z tym o czym zadecydowałem dzisiejszego rana.
Moje poranne postanowienie dotyczyło wyrzucenia całej postaci Kim Jongina z moich myśli, co chyba było zbyt dużym wyzwaniem jak na drugi dzień moich zmagań.
Nie będę ukrywał, że szło mi to beznadziejnie, a nawet gorzej niż wczoraj. Za każdym razem gdy Kai odwracał wzrok powstawała we mnie dziwna pustka, na którą sposobu nie mogłem znaleźć. Miałem ochotę mocno uderzyć w ścianę albo powiesić się na najbliższej lampię, lecz zwalałem to na niezwykle duże zirytowanie jego osobą i grą, którą prowadził. Moje serce nieprzyjemnie kołatało i sprawiało, że było mi niesamowicie gorąco, a moja twarz robiła się czerwona. Oczywiście przybierała taki kolor ze złości. Tak to sobie tłumaczyłem.
Lecz kusiłem los myśląc, że to najgorsza rzecz jaka może się dziać w moim wnętrzu, ponieważ odegrał się na mnie jeszcze tego samego dnia. Na prawdę starałem się zachować wewnętrzny spokój i opanowanie ducha, ale Kim Jongin wyraźnie utrudniał mi wykonanie każdego planu, który wytoczyłem przeciwko niemu.

Chanyeol stał nade mną i nie chciał dać mi spokoju:
- Baekki! Nie wziąłem drugiego śniadania. Chodźmy na stołówkę.
Jestem pewny, że powiedziałem „nie” przynajmniej ze sto razy, a i tak w jakiś magiczny sposób znalazłem się w szkolnej jadalni przepychając się wśród ludzi w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika zgodnie z poleceniem olbrzyma. Ja miałem znaleźć miejscówkę w czasie gdy on będzie wybierał co smacznego sobie zje. Nie wydaje mi się abym przesadzał mówiąc, że zawsze kończę z najgorszą robotą do wykonania. Po paru minutach dorwałem stół, który parę sekund wcześniej opuściła jakaś grupka szkolnych znajomych. Niedługo potem na horyzoncie pojawił się Park, który dzięki swojemu wzrostowi miał oczy ponad głowami wszystkich innych ludzi, więc z łatwością mógł mnie odnaleźć w pomieszczeniu. Grzebałem pałeczkami w ryżu podczas gdy Chanyeol zachwycał się wyborem dania głównego. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że ten specjalnie nie wziął swojego pudełka śniadaniowego tylko po to by kupić trochę jedzenia w stołówce. Nie wiadomo skąd dosiadł się do nas Suho, który niczym jak duch bez słowa opuścił klasę od razu po usłyszeniu pierwszych sygnałów dzwonka. Podnosiłem głowę w celu zapytania go co takiego robił przez ten czas, lecz mój wzrok zatrzymał się na stoliku, który znajdował się centralnie przed nami, a ja zapewne z powodu tłoku nie zauważyłem siedzących tam Jonina, Tao, Krisa i Yuri. Wszystko byłoby w porządku gdyby w okolicy Kaia nie kręciły się dwie dziewczyny. A dokładnie nie siedziały na jego kolanach i nie czekały aż je nakarmi.
Z szoku aż zakrztusiłem się powietrzem, ponieważ wokół mnie działo się tyle rzeczy, że aż nie tknąłem jeszcze własnego jedzenia. Moi przyjaciele widząc moją reakcję od razu przenieśli wzrok w miejsce, w które patrzyłem i bez słów mogliśmy się zgodzić, że Kim Jongin postanowił zrobić sobie harem dziewczyn na szkolnej stołówce, która na sto procent nie służyła do tego. Dałbym sobie uciąć rękę, że gdyby miał więcej nóg, to zaprosiłby na nie kolejne dziewczyn, które aż czekały aż Jongin się do nich odezwie z taką propozycją.
Przyznajmy szczerze. Te dwie laski wcale nie były ładne. Chyba, że kilo tapety na twarzy jest dla kogoś atrakcyjne. Wcale nie mówię tego, ponieważ siedziały na jego kolanach, a Kim Jongin karmił je świątecznymi ciasteczkami. On i jego dziwki zdawali się być w całkowicie innym świecie niż reszta stolika, która chyba uznała, że nie ma sensu zwracać na nich uwagi, bo ja sam zdawałem sobie sprawę z tego, że jak Kai sobie coś umyśli, to nie ma sposobu aby wybić mu to z głowy.
Naprawdę próbowałem to ignorować, lecz z biegiem czasu mój wzrok coraz częściej wędrował w stronę Jongina. Coraz bardziej zirytowany grzebałem w swoim jedzeniu, którego wcale nie ubywało. Człowiek chce normalnie zjeść, a taki Kim-Nie-Wspaniały-Jongin zachowuję się prosto przed Tobą jakby zaczynał grę wstępną. Całkowicie mnie to obrzydzało, ale mimo to zerkałem na niego i uważnie obserwowałem jego poczynania.
Kai delikatnie przesuwał swoją ręką po udzie blondynki aby potem zatoczyć kółko na jej brzuchu. Potem przenosił dłoń na jej ramię i kierował się w stronę szyi aby ostatecznie zakończyć na jej rumianym policzku. Ponownie starałem się skupić na jedzeniu, lecz mój wzrok i tak powracał i obserwował jak Jongin co chwilę robi to samo raz z jedną, a raz z drugą dziewczyną. Wydawało mi się, że jego zachowanie bardzo rzuca się w oczy, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak naprawdę tylko ja zwracałem na to większą uwagę, ponieważ to nie był pierwszy raz kiedy Kim Jongin zaprosił jakieś dziewczyny do stoły. Oczywiście ja nie miałem o tym pojęcia, bo na szkolnej stołówce byłem dopiero trzeci raz w życiu, a wcześniej nawet nie zwracałem uwagi na jego osobę, ale o tym dowiedziałem się później i jest to już całkowicie inna i niezbyt ciekawa historia.
Miarka się przebrała kiedy Kai zaczął karmić te dwie laski swoimi własnymi pałeczkami. Byłem całkowicie zdania, że takie rzeczy można robić tylko z bardzo bliskim osobami, a nie dopiero co poznanymi dziewczynami. Sam nie rozumiem, dlaczego tak bardzo mnie to przejęło i zareagowałem w taki sposób.
W przeciągu kilku sekund mocno odepchnąłem się od stołu i gwałtownie wstając przewróciłem krzesło, które wywołało duży huk w całym pomieszczeniu. Tą właśnie czynnością na parę sekund zwróciłem uwagę wszystkich ludzi na siebie. Wśród nich był też Jongin, który wyglądał jakby był zdziwiony moim widokiem w tym miejscu. On też pewnie był świadomy, że nie byłem tu częstym gościem.
Łapiąc rumieniec szybko chwyciłem swoje pudełko i nawet nie poprawiając krzesła skierowałem się w stronę wyjścia.

Liczby rozmazywały mi się przed oczami, a czym bardziej próbowałem się nad nimi skupić tym mniej uwagi im poświęcałem. Nie był to wynik zmęczenia ani braku snu. Po prostu moje myśli przejęła jedna osoba i nie chciała z nich wyjść. Kim Jongin potraktował moją głowę jak basen i z wielkim nadmuchanym materacem wskoczył do niego, a dodatkowo nie miał zamiaru go opuszczać. Ten igrał ze mną, bo gdy tylko próbowałem przesunąć go na brzeg, ten wypływał coraz bardziej w dal. Głupia cyfra dziewięć kojarzyła mi się tylko z pytaniami, których nie mogłem się pozbyć, a nie z kolejnym równaniem, które rozwiązywałem z Yumi.
Czy on zawsze tak robił? Zabawiał się z laseczkami, tak jakby było to coś normalnego. Na dodatek wszyscy ludzie wokoło najwyraźniej niezbyt przejmowali się jego poczynaniami. Przecież takie zachowanie w szkole było niedopuszczalne i cały czas myślałem, że jego osoba gości w mojej głowie tylko i wyłącznie z tego powodu, ponieważ byłem zdania, że niektórych rzeczy nie wypada robić w określonych miejscach.
Dlaczego tak bardzo się tym przejmowałem? Oczywiście ze względu na szkołę i mój szacunek do niej. Nie widzę przecież innego powodu aby tak bardzo przejmować się jego osobą i tym co robi. Nigdy się z nim nie przyjaźniłem, a jego obecność w moim życiu to tylko bardzo krótki epizod, który miał na celu pokazać mi, że nie zawsze wszystko idzie z górki.
Dlaczego moje serce biło tak mocno za każdym razem, gdy tylko chłopak pojawiał się w zasięgu mojego wzroku? To na pewno było spowodowane irytacją i zdenerwowaniem, ponieważ Kim Jongin przynosił ludziom tylko kłopoty i nic innego. Tylko raz pomyślałem o tym, że to jest lekkie kołatanie serca przy którym moje gardło dostaje nagłego ścisku i różni się od tego jak jestem wkurzony chociażby na Chanyeola. Było to takie samo uderzanie tym narządem w klatkę piersiową oraz identyczne zatracenie języka w swojej własnej gębie, ale jednocześnie było inne i różniło się jakąś rzeczą, ale sam nie miałem pojęcia o co dokładnie chodzi. I była to coś, co niemiłosiernie mnie irytowało, więc kosztem całych swoich sił wypchnąłem to na sam kraniec moich myśli:
- Baek, skończmy nasze lekcje jutro – z zamyśleń wyrwał mnie głos Yumi, która mocno wpatrywała się w moją twarz.
Dziewczyna podsuwała mi kolejne rozwiązane równanie i intensywnie badała mnie swoim wzrokiem. Podparła swoją brodę na dłoni i czekała aż przyswoję sobie do głowy to, co przed chwilą powiedziała w moją stronę:
- Ah … okej … ale dlaczego? I czemu mówisz o tym teraz? Zostało przecież jeszcze pół godziny.
Yumi wyprostowała się i bardziej niż oczywistym tonem odparła:
- Zupełnie nie kontaktujesz z otoczeniem, a taki nauczyciel na nic mi się nie przyda. Idź do domu, wyśpij się i rozwiąż sprawy ze swoją dziewczyną czy kimś tam, a jutro zostaniesz o te trzydzieści minut dłużej.
W tamtym momencie nie miałem pojęcia, dlaczego akurat wysunęła tezę o mojej rzekomej dziewczynie, ale kiedy parę tygodni później spotkałem ją przed bramą od jej domu i zapytałem o to, odpowiedziała ze śmiechem, że wyglądałem jak zakochany kundel, który kompletnie nie wie co ze sobą zrobić i muszę przyznać jej rację, bo faktycznie tak było:
- W piątek mam urodziny i zamierzam spotkać się z kimś wyjątkowym – dodała kiedy zaczynałem się pakować, a kiedy poczuła, że lekko się rumieni, odwróciła głowę w stronę okna.
Pożegnałem się z nią i od razu jak wróciłem do domu rzuciłem się na swoje łóżko aby oddać się w objęcia Morfeusza.

Była lekcja plastyki, a ja niemiłosiernie ziewałem ze zmęczenia. Było koło godziny drugiej po południu, więc normalnie powinienem być pełen energii, ale dzisiejszego dnia wstałem o czwartej rano. Zapewne przez to, że zasnąłem około dwudziestej, więc to nawet cud, że przespałem aż osiem godzin. Najwyraźniej byłem już tym wszystkim zmęczony i długi sen miał mi pomóc. Chyba ta poprawa nastroju posiadała długi czas reakcji, bo to wcale nie pomogło, a wręcz czułem się jak totalne gówno. Chciałem rzucić się ponownie na łóżko i zamknąć oczy chociaż na chwilę, ale wiedziałem, że czeka mnie ciężka, ostatnia lekcja z Yumi, na której chciałem dać z siebie wszystko. Byłem z siebie zadowolony, ponieważ dziewczyna nabyła umiejętność samo uczenia się tego przedmiotu, co było największym problemem w jej przygodzie z matematyką.
Właśnie robiliśmy jakieś ozdoby, które na czas świątecznych ferii miały udekorować naszą szkołę. Człowieka, który był już w liceum takie rzeczy wcale nie bawiły. Na szczęście w naszej grupie dostałem przydział smarowania wszystkiego klejem, bo jestem pewny, że gdybym ciął papier, to przy okazji straciłbym parę palców, a przy sklejaniu zupełnie pomylił gdzie ma co być. Od mojego jakże trudnego zadania oderwał mnie głos nauczycielki, która bardzo mnie lubiła, chociaż nie byłem zbyt utalentowany w jej przedmiocie:
- BaekHyun, czy mógłbyś pójść do pokoju nauczycielskiego i przynieść tu to pudło z watą, które jest na tej wielkiej białej szafie?
Oczywiście zgodziłem się. Już dawno przyzwyczaiłem się do tego, że nauczyciele często wysyłali mnie po jakieś rzeczy. Po co sami mieli je nosić jak zawsze mogli poprosić o to jakiegoś ucznia w czasie lekcji. Całkowite wykorzystywanie uczniów było jednym z przywilejów nauczycieli, z którego korzystali bardzo często. Nie mogę powiedzieć, że przeszkadzało mi to jakoś bardzo, ponieważ dzięki temu dokładnie wiedziałem jak wygląda pokój nauczycielski oraz nie bałem się wizyty w nim. Bardzo często karcono uczniów za przychodzenie do niego, co było jedną z rzeczy, która mnie zastanawiała. Sami każą uczniom tam chodzić, a jak już jakiś przyjdzie, to wyskakują na niego z mordą. Na szczęście ja już zdobyłem przywilej odwiedzania go bez takich sytuacji. Z grzeczności zapytałem woźnej, czy ktoś jest w środku, a gdy ta zaprzeczyła skierowałem się w stronę drzwi.
Dopiero gdy stanąłem przed szafą przypomniałem sobie, że jest ona bardzo wielka, a ja niezbyt wysoki, co stawiało mnie w przegranej pozycji. Byłem niemal zrozpaczony gdy okazało się, że nawet jak stanę na palcach na krześle, to i tak jestem kilka centymetrów od krańca pudełka. Wiedząc, że nie mam innego wyjścia postawiłem na nim kolejny mebel i niezbyt przekonany o stabilności konstrukcji wdrapałem na nią. Byłem bardzo szczęśliwy, gdy bez problemu złapałem karton w obie ręce i nieco przerażony faktem, że tylko parę centymetrów dzieliło mnie od spotkania z sufitem. Po fali szczęścia nadeszła fala rozpaczy, bo nie miałem bladego pojęcia jak zejść z chwiejącej się budowli. Czym bardziej skupiałem się na wymyśleniu sposobu zejścia, tym bardziej zapominałem o tym, że cała konstrukcja nieco się gibie i sam nie wiem kiedy poleciałem do tyłu.
Spadanie trwało tak krótko, że nawet nie zdążyłem zacząć krzyczeć. Byłem pewny, że jestem już w drugim świecie wśród białych aniołków, gdy poczułem, że na kimś leżę, a ta osoba warknęła w moją stronę:
- Mógłbyś podnieść ze mnie swój tyłek?
Ten głos. Nie mogłem się mylić. Osobą, która mnie uratowała był Kim Jongin. Moje policzki momentalnie się zaczerwieniły i miałem ochotę uciec z powrotem do sali zapominając o wacie z kartonu, która leżała wokół nas. Szybko zacząłem się podnosić, lecz pewnie wyglądało to bardzo niezdarnie, ponieważ wciąż byłem w szoku. Z zawstydzenia miałem spuszczoną głowę i nie chciałem spojrzeć na twarz Kaia. Byłem pewny, że ten albo znowu mnie zignoruje i uda, że nic się nie stało albo zacznie się ze mnie śmiać i tyrać bekę z tego, że jestem taką fajtłapą. Natomiast usłyszałem jak ten z niedowierzaniem wymawia moje imię, a kiedy tylko lekko obróciłem się w jego stronę pociągnął mnie za krawat i zetknął nasze usta razem.
Pocałunek był nieśmiały i delikatny. Totalnie kojarzył mi się z tymi z mang shoujo, które tonami czytała moja siostra, a potem w jakichś emocjonujących momentach przylatywała do mnie i wszystko opowiadała ze szczegółami. Nie było to zresztą nic niezwykłego. Bardziej przypominało to buziak na dzień dobry i dowidzenia, który dawały sobie przyjaciółki.
Po paru sekundach Kai oderwał się ode mnie i myślałem, że był to zwykły przypadek, a to przez moją niezdarność trafiłem swoimi ustami na te jego, ale Kim Jongin skutecznie rozmył tą teorie kiedy ponownie wbił się w nie trochę mocniej niż poprzednio sprawiając, że moje serce chciało wylecieć z orbit. Byłem tak rozkojarzony, że mimowolnie przymknąłem oczy i w zupełności oddałem się temu lekkiemu ocieraniu warg. Możecie mi nie wierzyć, ale był to najbardziej emocjonujący pocałunek w całym moim życiu, a na jego wspomnienie pojawiają mi się rumieńce na twarzy.
Nie jestem pewien co wtedy czułem. Było to zmieszanie szczęścia, irytacji, złości, radości i innych uczuć, które przez ostatnie dni nie chciały mnie opuścić. W zamian za nie pojawiły się te, których istnienia nie dopuszczałem wcześniej do świadomości, a uderzyły do mnie dopiero tego samego dnia, wieczorem, w łóżku, gdzie do trzeciej nad ranem płakałem uświadomiwszy sobie, że ja, Byun BaekHyun, po uszy zakochałem się w Kim Jonginie.

Możecie mnie uznać za największego mięczaka, ale po tym wszystkim pozbierałem watę z powrotem do kartonu i tak po prostu bez słowa spieprzyłem do sali. Byłem też pewny, że nie było mnie o wiele więcej czasu niż przeciętny człowiek potrzebuje na przyniesienie jakiegoś pudełka. Miałem wrażenie, że każdy słyszy jak szybko bije mi serce i widzi moją zaczerwienioną twarz, ale tylko Chanyeol zapytał się, dlaczego przybrała taki kolor. Odpowiedziałem mu wtedy szybko, że biegłem do klasy i zapewne to jest tego powodem, a w duchu miałem nadzieję, że Park to kupił.

Był piątek. Ostatni dzień przed przerwą świąteczną, a ja właśnie zmierzałem do szkoły. Z każdym krokiem moje serce biło coraz mocniej, bo byłem pewny, że czeka mnie konfrontacja z Kaiem, a czułem, że przy nim zapomnę języka w gębie. I kiedy coraz bardziej myślałem o tym, co mnie czeka, postanowiłem, że pierwszy raz w życiu urwę się z lekcji i od razu zmieniłem kierunek, w którym zamierzałem.
Podczas spaceru po centrum miasta wciąż rozmyślałem o wszystkim i coraz bardziej miałem dość. Może dłuższa przerwa zanim ponownie spotkam Jongina trochę mnie uspokoi, a ja będę mieć czas aby zastanowić się nad tym co mu powiedzieć. Chociaż z drugiej strony wiedziałem, że czym bardziej będę się ociągał, tym bardziej będę się bał ponownie stanąć z nim twarzą w twarz. Pocieszyłem się myślami, że jest to może chwilowe i zaraz mi przejdzie. Zupełnie jak jakaś choroba, którą krótki pobyt w domu wyleczy i odeśle do zakładki pod tytułem: „stare i zapomniane”. Ale wtedy też przypominałem sobie, że nie raz próbowałem włożyć tam Kaia, a zawsze kończyło się to tak samo. Dobrze wiedziałem, że najlepiej byłoby się spotkać z nim dzisiaj i wszystko wyjaśnić, ale byłem zbyt przestraszony całą sytuacją i wizją rozmowy, którą byśmy przeprowadzili.
Nie miałem pojęcia, czy ten pocałunek coś znaczył. Może Jongin tylko sobie ze mnie żartował, a ja tak naprawdę nadal tkwiłem w jego planie zemsty nade mną za tą rozlaną gorącą czekoladę. A co jeżeli on również coś do mnie czuł? Na tą myśl szybko pokiwałem głową przecząco. Dziewczyny nigdy zbytnio się mną nie interesowały, a co dopiero miałby to zrobić ten mega przystojny Kai, który pewnie zajmował pierwsze pozycje w rankingach popularności. Mógł mieć każdego, więc czemu miałby wybrać kogoś tak przeciętnego i niezdarnego ja jak ja? No właśnie. To wszystko nie trzymało się kupy, więc jakiekolwiek myślenie o tym, że być może Kim odwzajemnia moje uczucia było głupie.
Był już wieczór, a ja nadal nie miałem ochoty wracać do domu. Świerze i zimne powietrze pobudzało moją głowę do myślenia, a ciągłe unikanie tego tematu sprawiłoby, że nigdy nie uporządkowałbym sprawy Jongina w swojej głowie. Czasem naprawdę trzeba poświęcić te parę godzin, bo potem tylko pojedyncze myśli atakują nas w najmniej oczekiwanych momentach i nie dość, że zabierają więcej czasu niż to wszystko warte, to całkowicie niszczą humor. A na dodatek nie uśmiechało mi się spędzenie całego wolnego czasu na myśleniu o Kaiu i o tym jak perfekcyjny i zarazem beznadziejny był dla mnie w każdym calu.
Jego skóra wyróżniała się spośród innych i mimo że była jak mleczna czekolada, a nie jak mleko, wydawała mi się najpiękniejsza pod słońcem. Te wszystkie aroganckie ruchy jego ust irytowały mnie niemiłosiernie, ale zarazem kochałem podziwiać ich ruch i to jak stykały się z tymi moimi. Chociaż tylko raz się całowaliśmy byłem pewny, że jest w tym prawdziwym mistrzem. Było tyle rzeczy, których o nim nie wiedziałem. Na przykład kiedy się urodził? Jaki jest jego ulubiony kolor? Co najbardziej lubi jeść? Czy ma na coś uczulenie? Niby takie banały, ale właśnie tego chciałem się dowiedzieć. Z każdej kolejnej informacji o nim cieszyłbym się jak małe dziecko z nowej zabawki, ponieważ przybliżała by mnie ona do poznania jakim człowiekiem dokładnie jest Kim Jongin. A wszystko stawało się jeszcze bardziej niezwykłe, ponieważ tylko o nim chciałem tyle wiedzieć. Byłem podekscytowany na myśl poznania jakiejś części jego duszy. Wiedziałem jednak, że coś takiego nigdy nie nastąpi, bo jest to nieodwzajemniona miłość, która pojawiła się w najmniej spodziewanym momencie i nie mógłbym wyjaśnić dlaczego właśnie czuję to do niego. Tak naprawdę nigdy nie będziemy świadomi, dlaczego właśnie zakochaliśmy się w tej, a nie innej osobie, ponieważ jest to jak zakręcenie kołem fortuny. Nigdy nie wiemy na kim się zatrzyma.
Zrobiło się już ciemno, a na zewnątrz było bardzo przyjemnie, dlatego też wciąż nie chciałem wracać do siebie. Pogodynki zapowiadały też kolejne śnieżyce, więc należało skorzystać z tej dość spokojnej pogody. Zauważyłem, że byłem w pobliżu mojego ulubionego zimowego miejsca, czyli automatu z gorącą czekoladą. Skusiłem się na tą małą przyjemność, chociaż mój portfel był prawie pusty. Stwierdziłem, że wolę napić się tego pysznego napoju bogów niż zjeść coś całkowicie ziemskiego i zwykłego. Jakby czekolada wcale taka nie była, ale przecież możemy to pominąć. Z mamą Yumi umówiłem się, że zapłaci mi zaraz po świętach. Jutro z samego rana wyjeżdżała do rodziny, a chciała załatwić to ze mną na spokojnie. I tak nic nie zrobiłbym teraz z tymi pieniędzmi, a może nawet lepiej jeżeli rozliczymy się po całym tym szale.
To tylko parę monet, ale jak zakupiona przez nie czekolada cieszy. Maszerowałem wśród ludzi ogrzewając napojem swoje ręce i popijając go od czasu do czasu. Starałem się uważać aby na nikogo nie wpaść, ponieważ ludzie jak oszalałe mrówki biegali z siatkami spiesząc się w jakieś miejsce. Sam nie wiem dlaczego wpakowałem się w taki harmider, ale wtedy czułem się w nim przyjemnie. Fakt, że było się otoczonym taką ilością ludzi napawało mnie radością i odwagą, której ostatnio mi brakowało. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień skończy się pozytywnie aż nie usłyszałem:
- Jongin …
Słowa te poprzedził dziewczęcy śmiech. Jej głos skądś kojarzyłem, ale był naładowany taką ilością szczęścia, że nie miałem pojęcia kim jest jego posiadaczka. Obróciłem się w stronę, z której doszło mnie imię Kaia tak jakby poraził mnie prąd. Mój wzrok chwilę wędrował między ludźmi, a ja miałem nadzieję, że tylko się przesłyszałem. Niestety tym razem nie był to wybryk mojej wyobraźni i po kilku sekundach zauważyłem wśród tłumu Jongina.
Jego włosy był zwichrzone przez wiatr, przez co widać było kawałek jego czoła, które zawsze było przykryte grzywką. To był pierwszy raz kiedy widziałem go w tak dobrym nastroju oraz jak usłyszałem jego śmiech. Nie ten sarkastyczny, który często posyłał w moją stronę. Ten był przepełniony tymi pozytywnymi emocjami, które wbrew moim obawom jednak posiadał. Aż zakuło mnie w serce z zazdrości, że to nie ja jestem odbiorcą tego miłego dla uszów dźwięku.
Tak bardzo skupiłem się na postaci Kaia, że zupełnie zapomniałem o osobie, która mu towarzyszyła. Bojąc się, że stracę ich z oczu zacząłem iść za nimi i kiedy na chwile przystanęli zobaczyłem, że była to Yumi. Ten jeden mały obraz sprawił, że powiązałem ze sobą wszystkie fakty i rzeczy, które ostatnio mi się przytrafiły i stwierdziłem, że Jongin po prostu mnie wykorzystał.
Dzisiaj były urodziny dziewczyny. Dobrze pamiętam jak się zarumieniła wspominając mi o tym, że zamierza spotkać się z kimś specjalnym. Przecież zdarzyło się to dwa dni temu, więc jak mógłbym tak szybko zapomnieć. Dodatkowo przypomniałem sobie o czymś co zagrzebałem w swoich wspomnieniach. Przecież Kai zmusił mnie kiedyś do tego abym pomógł mu wybrać prezent dla swojej dziewczyny. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak oczywistym? Z napływu tych wszystkich emocji, które doszły do mnie kiedy zrozumiałem, że zakochałem się w tym dzieciaku, chyba zapomniałem racjonalnie myśleć. Kim Jongin był normalnym chłopakiem, a normalni chłopcy lecą na okrągłe cycuszki, a nie na chuje innych chłopaków.
Scena, którą zobaczyłem wszystko negowała. Te dziewczyny w stołówce były tylko rozrywką. Niczym wyjątkowym. Tylko ja byłem na tyle głupi, by być zazdrosnym o coś, co tak naprawdę nic nie znaczyło i było zwykłą zabawą. Pocałunek też nic nie znaczył. Teraz każdy z każdym się całuje i jakby miało to oznaczać coś więcej, to niektórzy byliby w kilkunastu związkach. Byłem wtedy niemal pewny, że Kai po prostu wykorzystał sytuację i pocałował mnie dla zwykłego treningu aby jak najbardziej zadowolić Yumi jej urodzinowym całusem. Lubiłem tą dziewczynę, ale fakt, że była razem z Jonginem niesamowicie mnie bolał.
Czułem, że więcej nie wytrzymam. Te ich śmiechy, radość i szczęście, które wylewało się z nich przyprawiało mnie o ból głowy. Wcześniej cieszyłem się z tego, że otaczała mnie taka ilość ludzi. Teraz wydawało mi się jakbym nie miał gdzie uciec, a każdy wiedział co przeżywam, gdy w rzeczywistości nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czas jakby zwolnił kiedy ostatni raz rzuciłem okiem na tą dwójkę. Wpadłem na kogoś kiedy zacząłem biec w nieznanym sobie kierunku. Zderzenie to poskutkowało tym, że po raz drugi w ostatnim czasie rozlałem mój ulubiony napój. Jak się później dowiedziałem była to ta sama ulica i prawie to samo miejsce, gdzie dwa tygodnie wcześniej zderzyłem się Kaiem i to na nim wylądowała moja czekolada. Zaplątałem się w wir swoich myśli i nawet nie słyszałem jak jakiś koleś w eleganckim ubraniu woła za mną pełen frustracji i złości.

/Kai POV

Przedświąteczny czas zawsze kojarzył mu się ze spędzaniem urodzin Yumi. Jego matka już od początku grudnia tłukła mu za uchem żeby nie zapomniał kupić jej prezentu. W ten oto sposób nawet dwa tygodnie wcześniej miał już w domu mały podarunek dla niej aby jego rodzicielka zostawiła go wreszcie w spokoju, bo tylko o to mu chodziło.
Nie znaczyło to też, że Kai kupował jej byle co. Oczywiście zazwyczaj jak to mają w naturze chłopacy, Jongin, zupełnie nie wiedział co takiego mogłoby się spodobać jego przyjaciółce z dzieciństwa. Byli kiedyś sąsiadami, ale kiedy Yumi chodziła do podstawówki przeprowadziła się do nowo wybudowanego domu, a tamten sprzedała. Jak widać ich kontakt się nie załamał, ponieważ mimo wszystko chłopak lubił jej towarzystwo. W tym roku w wyborze prezentu pomógł mu BaekHyun, ale był on jedyną osobą jaką miał wtedy pod ręką. Dodatkowo wydawało mu się jakby dziewczyna przez przypadek urodziła się w ciele chłopaka, dlatego też był niemal pewny, ze Byun znajdzie coś fajnego. Zazwyczaj robiła to Yuri, ale ta stwierdziła, że woli spędzić czas ze swoim chłopakiem. Kiedy natomiast Jongin prychnął na nią ze stwierdzeniem, że poprosi jakąś inną lasie, ta zganiła go słowami, które chyba zapamięta do końca życia:
Chyba jesteś głupi jeżeli zamierzasz poprosić o pomoc w wybraniu prezentu dla dziewczyny jakąś laskę, której najprawdopodobniej się podobasz. Skończysz z czerwonym policzkiem, jak nie dwoma w najgorszym wypadku. A skąd to wiem? Bo już widzę jak dziewczyna, która się Tobą nie interesuje leci spędzić z Tobą cały wieczór.”
Kai wciąż nie rozumiał o co jej wtedy chodziło, ale on zupełnie nie znał się na dziewczynach i nie posiadał poczucia, co można im powiedzieć, a czego nie, a przynajmniej tak sądziła Yuri. Jednak w tej kwestii posłuchał jej, bo chociaż na to nie wyglądało, była ona jedną z przedstawicielek płci pięknej, więc jednak musiała coś o nich wiedzieć. Wyjątkowo Kris mógłby mu jeszcze pomóc, ponieważ jego artystyczna dusza potrafiła się wczuć w każdą osobę. Jednak właśnie ta jego artystyczna dusza czuła potrzebę naszkicowania po lekcjach nagiego Zitao, a Jongin wolał wiedzieć i słyszeć o tym jak najmniej. Właśnie przez taki splot wydarzeń musiał zmusić Byuna aby poszedł z nim.
- Nawet nie wiesz jak mnie zaskoczyłeś – zaśmiała się Yumi, która tak samo jak on była w dość dobrym nastroju
- Przecież co roku świętuje z Tobą Twoje urodziny chociaż przez chwilę – odparł jej Jongin, który sądził, że stało się to już tak naturalne jak oddychanie
- Ale i tak co roku jestem zaskoczona – odparła naburmuszona dziewczyna, a Kai wiedział, że chce mu po prostu podziękować.
Kim wiedział, że dalsze wałkowanie tego nie przyniesie niczego dobrego, więc tylko poczochrał jej długie włosy. Nie zwrócił uwagi na jej narzekania na to, że zniszczy mu fryzurę, którą długo układała i zapytał:
- A jak Ci poszło z tym chłopakiem?
Jongin wprost uwielbiał się z nią drażnić i uważnie obserwował jak ta rumieni się i odwraca wzrok. W międzyczasie mruknęła w jego stronę, że było okej i nie powinno go to zbytnio interesować.
Szli dość ruchliwą ulicą i Kai cały czas się starał aby Yumi nie wpadła na kogoś, bo sam miał już doświadczenie z tym, ze takie wypadki nie kończą się zbyt super. Oboje ucichli, ale nie była to niezręczna cisza. Przecież nie można też cały czas rozmawiać. Chwile spokoju też są potrzebne, bo wtedy ma się czas na przemyślenie kilku spraw.
Właśnie w taki czasie Kim Jongin zauważył rozlany na chodniku napój. Na początku zdawało mu się, że jest to kawa, ale po chwili skojarzył to z czekoladą. Śmieszne było też dla niego to, że kałuża znajdowała się prawie w tym samym miejscu, w którym dwa tygodnie wcześniej Baek wylał na niego taki sam napój.
A jeżeli chodziło o Byun Baekhyuna … Ten dzieciak … Kai naprawdę starał się o nim nie myśleć w tym momencie, ale wspomnienie o sytuacji, w której się poznali jeszcze bardziej poprowadziło go w tę stronę. Wczorajszy pocałunek. Jongin sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo poniosły go wtedy uczucia, że aż wymusił ten kontakt fizyczny na nim. Wymusił. Tego Kai też nie był zbyt pewny, ponieważ zdawało mu się jakby Byun odwzajemnił to krótkie zetknięcie się ich ust. Wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane, ponieważ ten po całym zdarzeniu od razu uciekł. Kim miał nadzieję, że może dzisiaj uda mu się z nim porozmawiać, jak ten zdecydowanie ochłonie po całej sytuacji, lecz ku jego wielkiemu zdziwieniu ten mały gnojek stchórzył też obecnego dnia. Kai mógł się tylko załamywać nad tym, że zainteresował się taką osobą, ale jednocześnie cieszył go fakt, że Baek był nieprzewidywalny. Sam dobrze wiedział, że nuda do niego nie pasowała, a Byun zdecydowanie nie należał do takiego rodzaju ludzi. Pojawiał się w najmniej oczekiwanych miejscach w najmniej oczekiwanym czasie i czasami Kai miał wrażenie jakby ten robił to wszystko specjalnie.
Zainteresował się nim.
Te słowa budziły w nim pewną ekscytację. BaekHyun nie był pierwszą osobą, która tak na niego wpłynęła, ale działał na niego zupełnie inaczej niż tak jak działo się to w przypadku jego wcześniejszych zauroczeń. Do poniedziałku był pewien, że Byun jest jednym z nich, ale to jak wyjechał do niego z tekstem: „Odpierdol się ode mnie” wpłynęło na niego zupełnie inaczej niż zdawało mu się, że zadziała. Był on naburmuszony i bardzo łatwo było go zdenerwować. Nawet zabawa z jakimiś dziewczynami nie potrafiła go rozluźnić. Chyba właśnie to spięcie było powodem tego, że bez żadnego powodu nagle pocałował Byuna. Gdyby racjonalnie myślał na pewno nie zrobiłby tego na podłodze w pokoju nauczycielskim. Nawet bez większego wyczucia zdawał sobie sprawę, że na pewno wywołało to na BaekHyunie duże zdziwienie. Do tego nie miał pojęcia jak ten odbierze całe to zajście, bo mimo że nie znał go zbyt długo, miał wrażenie, że ten chłopak zdecydowanie zbyt dużo myśli. A z czegoś takiego tylko wyciąga się błędne wnioski.
Z każdą kolejną minutą Jongin zdawał sobie sprawę, że będzie musiał skontaktować się z nim w najbliższym czasie, ponieważ chłopak jest jak bomba z krótkim czasem wybuchu i kiedy szybko się jej nie wyłączy, to wybuchnie.
Sam fakt, że Byun mu się spodobał niczego nie ułatwiał. Kai miał wrażenie, że w momencie kiedy zdał sobie sprawę, że znęca się nad nim nie z powodu rozlanej czekolady, wszystko stało się o wiele trudniejsze niż było na początku.
- Kai. Słuchasz mnie? - z toku rozmyślań wyrwał go głos dziewczyny, z którą świętował jej urodziny
- Wybacz Yumi. Powtórzysz?
- Ah, Jongin. Ile razy mam Ci powtarzać, że z takim zachowaniem Twoje związki od razu będą się rozlatywać? Ktoś będzie musiał Cię naprawdę kochać jeżeli zajmie się Twoim wychowaniem. Do tego mógłbyś się pozbyć tego okropnego nawyku spóźniania się, bo nawet jeżeli sam do mnie zadzwoniłeś i zaproponowałeś wyjście, to i tak byłeś dwadzieścia minut za późno.
Kim tylko przekręcił oczami i rzucił jej jakieś „okej”, które wcale nie znaczyło, że miał zamiar coś zmieniać. Aż do końca dnia starał się czerpać radość ze wspólnego przebywania z dziewczyną i nie powracać w swoich myślach do tematu Byun BaekHyuna.

/BaekHyun POV
Następne trzy dni były dla mnie istną katorgą. Nie mogłem spać i jeść. Po prostu byłem bezużytecznym gównem, które kołysało się tak jak wiatr mu zagrał. Cały czas w kółko wałkowałem jeden i ten sam temat, który brzmiał: „Jak mogłem liczyć na cokolwiek z jego strony?”. Chociaż wcześniej zdawałem sobie sprawę tego, że nic z tego nie wyjdzie i jest to jednostronne uczucie, to i tak byłem niesamowicie zawiedziony, ponieważ nadal miałem małą nadzieję na to, że wszystko potoczy się tak jakbym tego chciał. Niestety życie nie jest piękną bajką i nie zawsze kończy się szczęśliwymi zakończeniami. I teraz wiedziałem, że tak samo będzie w moim wypadku.
Moje serce dosłownie w jednej chwili spadło na ziemie i roztłukło na tysiące, a nawet miliony małych kawałeczków, których samemu zebrać i posklejać nie jest tak łatwo i może to zając nawet bardzo dużo czasu. Mimo wszystko ten narząd z każdym ruchem bolał mnie coraz bardziej. Ale nie było to coś, co może wyleczyć lekarz. Chyba, że znacie kogoś kto skutecznie leczy chorobę zwaną miłością.
Bolało to, że się w nim zakochałem. Bolała mnie świadomość, że ktoś taki jak on istnieje na tym świecie. Bolało mnie to, że nie mogę z nim być. Bolało mnie to, że to nie ja sprawiałem, że jego ustaw wykrzywiały się w piękny uśmiech. Bolało mnie to, że nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Bolało mnie wszystko, co był związane z jego osobą, a każda rzecz na tym świecie kojarzyła mi się z nim.
Nie mam pojęcia, czy to właśnie ludzie nazywają nieszczęśliwą miłością, ale jeżeli tak, to już nigdy nie zamierzałem nie zwracać uwagi na kogoś kto będzie w podobnej sytuacji jak ja teraz. Człowiek nigdy nie wie jak czuję się ktoś inny dopóki sam tego nie przeżyję.
Najbardziej w tym bawiło mnie to, że miłość to tak naprawdę bardzo szerokie pojęcie i mogą jej towarzyszyć wszystkie uczucia jakie człowiek może posiadać. Może to być miłość do kochanka, idola, siostry lub brata, a nawet do przyjaciela. Można być zakochanym w jakichś roślinach lub samochodach. Własne zwierze też obdarzamy tym uczuciem. Każda z tych miłości jest inna, ale nazywamy je tym samym słowem, a odróżnianie ich zazwyczaj nie sprawia nam kłopotu. Miłość powoduje też, że jesteśmy szczęśliwi i pełni życia. Ma ona jednak też drugą stronę i niektórzy odczuwają ból i smutek z jej powodu.
Nie chciałem już o nim myśleć, ale on nie chciał dać mi o sobie zapomnieć. Cały czas po głowie krążył mi obraz jego i Yumi, kiedy spotkałem ich w piątek. Ona była ładna, on przystojny. Idealnie do siebie pasowali i widać było, ze tworzyli zgraną parę. Przecież Kai był chłopakiem, więc to normalne, że kręcą go takie dziewczyny jak ona. Na prawdę zdawało mi się, że jestem dziwny skoro poczułem coś do osoby tej samej płci, ale przecież w tym wszystkim płeć jest najmniej ważna, bo to nie za nią kochamy człowieka tylko za to kim jest. W wirze tego wszystkiego stwierdziłem, że jest jeszcze jedna rzecz, która całkowicie nie pasuje do rozrywkowego Kim Jongina. Byłem nią ja przy jego boku.
Wydawało mi się, że najgorsza fala już minęła i starałem się pomagać mamie przy przygotowaniach do Wigilii. Ona sama zaczęła się o mnie martwić, lecz wcisnąłem jej kit, że po prostu jestem przeziębiony. Nagle w mojej kieszeni zapiszczał dźwięk, który ogłaszał, że dostałem nową wiadomość tekstową. Szybko wyjąłem urządzenie i gdy tylko zobaczyłem, kto jest nadawcą smsa popędziłem do swojego pokoju.
Od: Dupek Kai
Spotkajmy się jutro o dwudziestej pod fontanną w tym parku niedaleko naszej szkoły.
Będę czekać.
Jongin.”
Nie mam pojęcia kiedy z ręki wypadł mi telefon, a ja zacząłem mocno płakać przytłoczony tym wszystkim co czułem.

Nie zamierzałem nigdzie iść. Wychodzenie tylko po to by usłyszeć to o czym doskonale się wiedziało było dla mnie śmieszne, głupie i niepotrzebne. Najbardziej jednak śmieszyło mnie to, że Kim Jongin jednak poczuł trochę wyrzutów sumienia i ma zamiar mi wszystko wyjaśnić. Mógł się już na samym początku ode mnie odwalić i nigdy bym się w nim nie zakochał. Tak. Doszedłem do wniosku, że to wszystko było jego winą, ponieważ wpieprzył się swoimi brudnymi buciorami w moje życie, chociaż nie dałem mu na to żadnego pozwolenia. Nie myślałem jednak wtedy o tym, że miłość sama sobie wysyła zaproszenia, a Twoje zdanie na ten temat najmniej ją obchodzi.
Nie chciałem marnować przerwy świątecznej. Z samego ranka dostałem niespodziewanego poweru i niczym nowo narodzony stąpałem po schodach domu prowadzących na dół. Od samego początku dnia pomagałem mamie w dekorowaniu domu i przygotowaniu pokojów dla gości, którzy mieli się zjawić i świętować razem z nami.
Kiedy dostałem chwilkę wolnego czasu i usiadłem na chwilę, moje myśli znowu powędrowały w stronę spotkania, z którym wysunął się wczorajszego dnia Jongin. A co jeśli on naprawdę będzie tam czekał? Cały przemarznie, a na dodatek pewnie się pochoruje. Dodatkowo ma padać śnieg, więc będzie cały przemoczony. Ale po co miałbym iść i słuchać tego o czym doskonale wiem? Miałem dziwne wrażenie, że ten zdaje sobie sprawę z moich uczuć i od razu jak tylko mnie zobaczy zacznie się ze mnie śmiać. On był takim człowiekiem, który wydawał się całkowicie nie myśleć o innych i ich uczuciach. To chyba było w tym wszystkim najgorsze. Fakt, że Jongin nie posiadał tej właśnie delikatności najbardziej mnie bolał.
Nie wiem co mnie natchnęło do pomysłu aby napisać mu smsa. Przez chwilę zastanawiałem się nad jego treścią, a potem od razu wystukałem wszystko na dotykowej klawiaturze. Już miałem go wysłać kiedy napadły mnie kolejne wątpliwości i usunąłem całą wiadomość rzucając telefon gdzieś na bok. Czy na pewno wypada mu to wysłać? Nie Baek – powtarzałem sobie w myślach – Ciebie już nie powinno obchodzić co takiego robi.

Moja rodzina od zawsze była bardzo rozśpiewana i po kolacji wigilijnej nadchodziła pora na kolędy. Niestety jednak ku wielkiemu rozczarowaniu wszystkich, po włączeniu radia zamiast muzyki usłyszeliśmy wiadomości. Nie mam pojęcia, dlaczego nikt nie zmienił kanału, ale teraz jestem im za to ogromnie wdzięczny. Prezenter powiedział coś czego kompletnie nie słuchałem, a po chwili moja mama zapytała się mnie:
- Czy to nie jest przypadkiem Twoja szkoła?
- Tak. A czemu pytasz? - zapytałem ciekawy źródła tego pytania
- Bo właśnie mówili, że koło tego parku niedaleko niej samochód potrącił jakiegoś chłopaka.
Moje oczy rozszerzyły się w ciągu kilku sekund i zaczęły szukać najbliższego zegara na ścianie. Niestety tak jak myślałem było kilka minut do dwudziestej. Bez słowa nagle wstałem od stołu i wybiegłem z domu ubierając byle jakie buty i kurtkę. Przedzierałem się przez śnieżycę, a do moich oczów cisnęły się łzy. Nie mogłem go tak po prostu stracić. Przecież jak nie mogłem z nim być, to pozostawało mi uwielbianie go z boku do czasu aż natknę się na następną osobę, która poruszy moje serce w taki sposób jak on. Przecież zdawałem sobie sprawę z tego, że niepielęgnowane uczucie kiedyż zaniknie i pozwoli mi odżyć na nowo. Nie chciałem przeżywać straty tej samej osoby po raz drugi, a miałem wrażenie, że pociągnąłby on mnie razem ze sobą na dno. Nie byłem pewny, czy potrafiłbym bez niego żyć. Ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę jego czekoladowej skóry albo figlarnych oczów. Zacząłem przeklinać się w myślach za to, że nie wysłałem mu tego smsa. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej i nie trafiłby on pod koła tego samochodu. Czasami za takie głupie rzeczy cierpimy tak bardzo. To jest strasznie niesprawiedliwe, że mały błąd może mieć fatalne skutki.
Minęło jakieś dwadzieścia minut niż półbiegiem dostałem się do parku, a moje oczy zaatakowały lampy karetek i policji. I wtedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a ja wiedziałem, że panicznie boję się dowiedzieć kto został potracony. Wiedziałem, że służby nie ustąpią mi tak łatwo, ale miałem nadzieję, że w ten świąteczny nastrój zlitują się trochę nade mną jak ich pomęczę. Jednak nie mogłem tego zrobić dopóki nie znalazłbym się w dobrze znanym sobie miejscu. Na przejściu przez które prawie codziennie przechodziłem. Z frustracji łzy zaczęły płynąć mi po policzkach i mogłem tylko patrzeć jak karetka odjeżdża najprawdopodobniej razem z miłością mojego życia. Zaczęło kręcić mi się w głowie i nie kontaktowałem z otoczeniem. Miałem bardzo złe przeczucie, że już nigdy nie zobaczę twarzy Jongina. Łzy nadal spływały mi po policzkach i czułem jak zimno od razu je atakuje.
Nagle z tego wszystkiego wyrwał mnie głos, który z niedowierzaniem wymawiał moje imię.
Odwróciłem się w stronę, z której dochodził i zauważyłem tam dobrze znaną mi postać. Kilkanaście metrów ode mnie stał cały i zdrowy Kim Jongin. Z radości zacząłem płakać jeszcze mocniej i jestem pewny, że o mało nie odwodniłem się w ciągu tych kilku dni, w których potoki łez wypływały ze mnie jak nigdy dotąd. Nie mam pojęcia kiedy dobiegłem do niego i mocno chwyciłem jego ubranie na piersi spuszczając przy okazji głowę. Było tyle rzeczy, które chciałem w tamtej chwili powiedzieć, ale jedyne co zdołałem wykrztusić z siebie było:
- Kocham Cię.
Natychmiastowo dostałem odpowiedź:
- Ja też Cię kocham.

Poczułem jak ten mocno otula mnie ramionami, a moje łzy szczęścia toną w jego kurtce. Po mojej głowie krążyła wtedy jedna rzecz, o której w napływie wszystkich emocji kompletnie zapomniałem. Przecież Kim Jongin zawsze się spóźniał. 

☮☮☮

Jako, że to ostatnia część chciałabym poprosić o skomentowanie po przeczytaniu, bo motywuje to do dalszego tworzenia!

5 komentarzy:

  1. huhuhu.. widzę że będę miała co czytać wieczorem do poduszki C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarze to się chce, a nic nowego wstawić nie łaska! Spinaj dupę i pisz coś, bo tak to komentarza nie dostaniesz~
    i po drugie - pisz coś, bo skończyły mi się rzeczy do czytania po polsku i powoli zaczynam myśleć po angielsku~
    ♥ buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuję, nie umiem się rozpisać. Kocham ten ff, pisz więcej, albo Ci skopię dupsko. *:

    OdpowiedzUsuń
  4. Skończyło się tak uroczo, że mam ochotę rzucić brokatem. Aw. Ogólnie ff bardzo mi się spodobał, piszesz naprawdę dobrze, Bakełku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju to opowiadanie było boskie <3 Co z tego, że jest środek wakacji a tutaj jest zimowo-świąteczny klimat? Co z tego, skoro to tak cholernie mi się podobało ^-^ Tyle cukru i w ogóle. Trochę brakuję mi czegoś (sama nie wiem czego) na samym końcu, ale ogólnie jest pięknie. Kto by pomyślał, że takie romansidło wyniknie z powodu jednego kubka czekolady :3 A właśnie, odnośnie tamtej sytuacji, to musiałoby wyglądać na prawdę komicznie jak by na serio Kasi gonił Baek'a po całym Seulu z czekoladą na jajkach xD Ta wizja mnie przerażała xD Doskonale rozumiem jak to jest być sierotą, Byun moja bratnia dusza normalnie. Chociaż i tak moje serce zdobył tutaj Kris i jego rysunki, po prostu jebłam, czarne patyczaki i goły Tao, ale nie wnikam w jego inwencje twórczą, w końcu artysta :D
    I mnie zmyliłaś, bo na początku myślałam, że Chanyeol coś ten tego do Byuna i było mi tak go szkoda jak Kai o porwał i zostawił Channie'go samego z biletami na jakiś denny film :C Ale na szczęście nic takiego nie było, uff ^^"
    Twoje opisy sytuacji są mega genialne, sama chciałabym tak pisać, serio! Była ironia, był sarkazm, seksowny Kai, ciapowaty Baekkie czego chcieć więcej? Taaakie fellsy miałam jak Jongin przyparł Byuna do ściany ( i generalnie myślałam, że go zjem za to "Odpierdol się" -.- ) I ta akcja w pokoju nauczycielskim, ja myślałam, że Kai będzie bohaterem i pomoże mu ten karton ściągnąć a tu proszę taki cudowny Ksissik <333 Rozpływałam się *Q* do czasu aż Baek nie spierniczył. W ogóle co to miało być za mizianie jakiś zdzir na stołówce, aż miałam ochotę podejść tam do Jongina i przemówić mu do rozsądku, jak on mógł?
    A ta karetka na końcu? Już myślałam, że happy endu nie będzie, ale był i jestem Ci za to wdzięczna, bo nie wiem co by się z moim życiem stało, gdybyś mi rozwaliła na koniec ich związek >.< Zdechłabym chyba :c
    Nie no dzięki za to, bo serio poprawiło mi humor! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń