Paring: KaiBaek
Bohaterowie: Kim Jongin (Kai), Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kim Junmyeon (Suho), Wu Yifan (Kris), Huang Zitao (Tao), Yumi&Yuri (bohaterki stworzone na potrzeby opowiadania)
Typ: AU, romans, fluff, szkolne
Ostrzeżenia: czasami występują przekleństwa
No więc. Właśnie skończyłam sprawdzać całe opowiadanie i z radością zapraszam na poznanie zakończenia. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za to, że długą zwlekałam z jej dodaniem, jak zobaczycie jego długość. Trzecia część wyszła mi dwa razy dłuższa niż myślałam, że będzie, więc możecie nacieszyć oczy i wasze yaoistyczne serce dwudziestoma stronami perypetii Jongina i BaekHyuna. Jestem trochę zdenerwowana, bo nie będę ukrywać, ze jest to moje najmniej popularne ff, a brak komentarzy rzeczywiście trochę boli. Dodatkowo zdaje sobie sprawę z tego, że część druga nie była powalająca, więc boję się, że dużo osób się zniechęciło. Może kiedyś ją poprawię, ale teraz już zdecydowanie nie mam na nią siły, bo zawracała mi głowę przez ostatnie siedem miesięcy. Właśnie z tym postem chce ogłosić, że mam zakończone 5 projektów, dobiłam do ponad 70 obserwatorów i osiągnęłam 10 000 wyświetleń, więc chcę wam wszystkim gorąco podziękować!
Miłej zabawy z czytania!
☮☮☮
No więc. Właśnie skończyłam sprawdzać całe opowiadanie i z radością zapraszam na poznanie zakończenia. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za to, że długą zwlekałam z jej dodaniem, jak zobaczycie jego długość. Trzecia część wyszła mi dwa razy dłuższa niż myślałam, że będzie, więc możecie nacieszyć oczy i wasze yaoistyczne serce dwudziestoma stronami perypetii Jongina i BaekHyuna. Jestem trochę zdenerwowana, bo nie będę ukrywać, ze jest to moje najmniej popularne ff, a brak komentarzy rzeczywiście trochę boli. Dodatkowo zdaje sobie sprawę z tego, że część druga nie była powalająca, więc boję się, że dużo osób się zniechęciło. Może kiedyś ją poprawię, ale teraz już zdecydowanie nie mam na nią siły, bo zawracała mi głowę przez ostatnie siedem miesięcy. Właśnie z tym postem chce ogłosić, że mam zakończone 5 projektów, dobiłam do ponad 70 obserwatorów i osiągnęłam 10 000 wyświetleń, więc chcę wam wszystkim gorąco podziękować!
Miłej zabawy z czytania!
☮☮☮
Nie
było nic dziwnego w tym, że kolejka była tak długa jak do
największej atrakcji w parku rozrywki. Zbliżały się święta,
więc z każdym dniem coraz więcej ludzi wpadało w zakupowy szał,
a kilkugodzinne łażenie po sklepach kończyło się ogromnym
głodem.
Każdy
fast food bar był okupywany przez zmęczonych ludzi, którzy jak
najszybciej chcieli się dostać do kasy i zamówić to na co mieli
ochotę. Kai co chwile popychał mnie do przodu widząc, ze byłem
skupiony na całkowicie innej rzeczy niż trzymania się pleców
mężczyzny, który stał przede mną.
Nagle
z mojego wegetatywnego stanu wyrwał mnie pewien głos:
- Siema
BaekHyun ...
Zakręciło
mi się w głowie kiedy skojarzyłem kto jest jego właścicielem.
Lekko odwróciłem się do tyłu aby tylko potwierdzić moje
przypuszczenia. Za mną stał Park ChanYeol, a na jego twarzy
malowało się zdziwienie:
- Przecież
miałeś opiekować się siostrą
- Ah,
ChanYeol, wiesz, to było … - zacząłem nie mając pojęcia o co
mu chodzi, ale widziałem, że bolała go świadomość, że
prawdopodobnie w jakiś sposób go oszukałem
- Miał
się opiekować siostrą, ale zmienił swoje plany kiedy mnie spotkał
– Jongin objął mnie swoim ramieniem
- Co?
- wydukał chłopak patrząc z zaskoczeniem na osobę, która mi
towarzyszyła, bo byłem pewny, że Kaia przy moim boku spodziewał
się najmniej
- Na
trzy uciekamy – szepnął mi w ucho Kim wywołując zawrót głowy
- Raz.
Zerknąłem
na ChanYeola, który nadal patrzył się na nas w osłupieniu.
- Dwa.
Jego
usta przypomniały cienką linę, a oczy zdawały się puste.
- Trzy.
Olbrzym
ruszył w tym samym momencie, co Kai pociągnął mnie za rękę
przypominając tym gestem, że miałem zacząć biec. I chociaż nie
chciałem tego robić moje nogi same pociągnęły mnie za nim, a
moje serce zaczęło bić trochę mocniej. Ale do teraz nie wiem, czy
był to skutek nadmiernego wysiłku fizycznego, czy faktu, że Jongin
mocno ściskał moją dłoń.
Miałem
prawdziwe deja vu. Tylko teraz uciekałem razem z chłopakiem, który
poprzednio mnie gonił, a za nami podążał mój przyjaciel,
ChanYeol. Rano kiedy rzucałem w niego poduszkami nie spodziewałem
się, że skończę uciekając przed nim jak w romantycznym filmie,
na który chciał mnie dziś zabrać.
Przez
dziesięć minut naprawdę nie mogliśmy go zgubić. Jego wzrost
znowu działał na jego korzyść. Był wyższy od 90% ludzi, więc
nawet jak wmieszaliśmy się w tłum, ten bez problemu mógł za nami
podążać.
Jongin
widząc, że Park nie odczepi się od nas w galerii, popędził w
stronę najbliższych drzwi i przepychając się przez jakąś parę
wybiegł na zewnątrz skręcając w pierwszą lepszą uliczkę. Ani
ja, ani on nie wiemy kiedy zgubiliśmy ChanYeola. Zresztą przy
okazji gubiąc siebie.
- Gdzie
my jesteśmy? - zapytałem ledwo łapiąc oddech. Byłem pewny, że w
takim tępię do świąt wyrobię sobie niezłą kondycję.
- Skąd
mam wiedzieć? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie
- A
niby ja mam?
- Podobno
jesteś geniuszem.
- Ty
też jesteś obywatelem tego miasta, więc powinieneś wiedzieć
gdzie jesteśmy.
- No
właśnie. Więc dlaczego nie wiesz gdzie jesteśmy skoro też jesteś
obywatelem tego miasta?
- Ugh
– jęknąłem – gdybyś mnie tylko nie wyciągał z tego kina nie
musiałbym uciekać przed Parkiem. Nie spędziłbym z tobą
pierdolonej soboty i nie zgubiłbym się w ciągu tygodnia po raz
drugi przez Ciebie.
- Przeze
mnie? Niby kiedy zgubiłeś się przeze mnie?
- Dzisiaj
i kiedy uciekałem przed Tobą tydzień temu w piątek. Przez to
musiałem zadzwonić do Chanyeola i w ramach odszkodowania miałem
dzisiaj z nim iść do kina. Jak widzisz spowodowałeś wszystkie
moje problemy.
- Zamknij
się. Po prostu zadzwonię po Krisa.
Tak
jak powiedział tak też zrobił. Nie minęło dużo czasu zanim pod
naszymi nosami nie zatrzymał się czarny samochód. Jongin wepchnął
mnie na tylne siedzenia, a sam zajął miejsce z przodu obok swojego
przyjaciela.
- Nie
wiem jak to zrobiliście, Kai, ale jesteście prawdziwymi idiotami.
- Po
prostu bądź cicho Kris – warknął na niego brunet - Spotkaliśmy
niespodziewany problem.
- Zapewne
w postaci tego olbrzyma, który ostatnim razem powstrzymał Cię
przed zabiciem Byuna – sugestywnie podniósł brew do góry.
Kai
tylko odwrócił głowę w stronę okna niby zafascynowany obrazem,
który znajdował się za szybą. Jednak każdy wiedział, że ten
gest oznaczał, że Kim nie ma zamiaru kontynuować tej rozmowy.
- A
jeżeli chodzi o Ciebie, BaekHyun – odwrócił się do mnie zanim
jeszcze ruszył – Podaj mi swój adres abym …
- Wystarczy
jak wysadzisz mnie przy galerii – zacząłem niezbyt chętny do
podawania mu swojego adresu w obecności Jongina, bo przecież nie
wiadomo do jakich celów mógłby wykorzystać tą informację.
- Podaj
mi swój adres abym mógł cię bezpiecznie odstawić do domu –
westchnął Kris dokańczając zdanie, które mu przerwałem – Nie
wydaje mi się żeby powrót do galerii, w której najpewniej
znajduje się pełny złości Park był dobrym rozwiązaniem.
- Ugh,
okej – zacząłem wiedząc, że z nim nie wygram i wyrecytowałem
mu swój dokładny adres. Miałem nadzieję, że Kaiowi tylko na
chwilę wpadnie jednym uchem aby po chwili wypaść.
/Narrator
POV
Kiedy
BaekHyun wysiadał z samochodu Krisa, Kai zdążył mu jeszcze rzucić
jego telefon, który przetrzymywał w swojej kieszeni jako
zakładnika. Byun nie zapomniał parę razy podziękować malarzowi
za podwózkę zanim ostatecznie zamknął za sobą drzwi i ruszył w
stronę tych swojego domu. Oboje obserwowali jak chłopak wchodzi do
środka, lecz ku zdziwieniu Jongina samochód nie ruszył ani o
centymetr. Popatrzył się pytająco na Yifana, który poprawiał
swoją pozycję na siedzeniu:
- Nie
uważasz, że już wystarczy? - westchnął wbijając swój wzrok
najpierw w szybę, a po chwili przeniósł go na Kaia.
- Czego
wystarczy? - zapytał Kim nie mając pojęcia o co mu chodzi.
- Jongin,
przestań zachowywać się jak idiota, bo dobrze wiesz o czym mówię.
Chyba już wystarczy tej twojej zemsty na Byunie za tą wylaną
czekoladę. Wiesz, że nie lubię jak ktoś przesadza, a w Twoim
przypadku wręcz tego nienawidzę.
Kris
nie znał Kaia tylko tydzień i wiedział, że młodszy ma naturalne
skłonności do wyolbrzymiania niemal wszystkiego. On sam żył z
zasadą, że czym mniej problemów, tym lepiej, ale jego przyjaciel
najwyraźniej myślał nieco inaczej.
- Jesteś
jego adwokatem? - warknął w jego stronę Jongin chcąc uciąć
irytujący temat
- Dobrze
wiesz, że bardzo łatwo się zapomnieć i przekroczyć wystarczającą
granicę – widząc jego obojętny wzrok dodał – Po prostu ja
również nie lubię jak Yuri zawraca mi czymś głowę. Przez cały
czas załamuje swoje ręce nad tym co powie siostrze Baekhyuna jak w
końcu naprawdę coś mu zrobisz, przez co nie mogę skupić się na
mojej artystycznej karierze.
- Zasłużył
sobie – odpowiedział mu Kai niezbyt bardzo przejmując się tym co
mówił do niego prowadzący samochód.
- Kai.
Przez ostatni tydzień wydarzyło się więcej niż w całym jego
życiu. Jestem pewien, że jest już wykończony.
- Nagle
zacząłeś się przejmować losem innych? Zmiękłeś Kris.
- Po
prostu zostaw Byuna w spokoju. - jęknął wiedząc, że nie przemówi
młodszemu do rozumu
- A
co jeżeli nie chcę?
Kris
najwyraźniej niedosłyszał ze względu na przejeżdżający obok
samochód i poprosił go aby powtórzył to co wcześniej powiedział.
Jongin tym razem postanowił go zignorować i odwrócił swoją głowę
ponownie w stronę okna. Jego towarzysz tylko westchnął krytykując
jego głupotę i ruszył samochodem aby odwieźć kolejną osobę pod
próg jej domu.
/BaekHyun
POV
Wizja
mojego idealnego weekendu nie była jeszcze porzucona, ponieważ po
sobocie następowała niedziela, czyli kolejny wolny dzień.
Stwierdziłem, że po wczorajszym dniu przysługuje mi przeleżenie
do następnego ranka pod ciepłą pierzyną. Jednak ledwo co słońce
zawitało do mojego pokoju usłyszałem pukanie do drzwi, które nie
zapowiadało nic dobrego.
- Kochanie
– zaczęła moja mama ściągając kołdrę z mojej głowy –
Przyszedł do Ciebie kolega.
- Powiedz
mu, że nie ma mnie w domu.
Zaciągnąłem
ją z powrotem na siebie w nadziei, że moja mama zrobi tak jak jej
powiedziałem. Wczorajszy dzień wymęczył mnie całkowicie, więc
chyba naturalnym było to, że chciałem wypocząć. Chociaż jeden
dzień. Do tego wiedziałem, że muszę nabrać dużo siły, ponieważ
następnego dnia na pewno czekała mnie konfrontacja z ChanYeolem.
Niestety po chwili zamiast zamykanych drzwi usłyszałem:
- Jest
poranek. Jak nie miałoby być Ciebie w domu?
- Nie
wiem – jęknąłem spod kołdry.
- Nie
wygłupiaj się i wstawaj – podchodząc do drzwi grzecznie zwróciła
się do kogoś – Nie martw się wczesną porą, możesz wejść,
jest jeszcze w łóżku, ale już nie śpi.
„Bardziej
kocha nieznajomych niż swojego własnego syna” pomyślałem kiedy
wiedząc, że jestem pokonany zacząłem dźwigać się do pozycji
siedzącej. Nie pozostałem w niej długo. Tak szybko jak tylko się
podniosłem, tak szybko znowu znalazłem się plackiem na łóżku
zakrywając się kołdrą, która stała się moim murem przeciwko
osobie, która złożyła mi poranne odwiedziny.
- Baekki,
przyszedłem porozmawiać o wczoraj – nie usłyszałem tego
dokładnie, ale nawet nie musiałem, bo bez problemu mogłem się
domyślić jaki jest cel wizyty ChanYeola w moim domu. A byłem
pewny, że nie przyszedł na śniadanie.
- Baekki.
Skoro umówiłeś się wczoraj z Jonginem, to mogłeś mi powiedzieć
normalnie, a nie wysyłać smsa o tym, że musisz się zaopiekować
siostrą.
- Nie
umówiłem się z nim ani nie wysyłałem Ci żadnego smsa –
odburknąłem spod kołdry nie troszcząc się o to, czy to słyszy,
czy nie.
Dlaczego
miałbym się spotkać z tym debilem? Pomińmy fakt, że jesteśmy
dwoma facetami i randka z drugim chłopakiem, jakby nie patrzeć,
brzmi dla mnie niezbyt przekonująco. Po drugie o czym on mówił?
Jestem pewny, że nie wybierałem jego numeru od czasu kiedy
zadzwoniłem po niego, kiedy uciekając przed Jonginem zgubiłem się.
Tak więc jestem też święcie przekonany, że nie wysyłałem mu
przelotnego smska.
- BaekHyun.
Przestań zaprzeczać oczywistym rzeczą, na które mam dowody.
- Niby
jakie – odburknąłem pewny, że olbrzym blefuje.
- Pierwszy.
Kiedy Cię spotkałem byłeś z Kaiem. Staliście w kolejce aby kupić
coś do jedzenia. To wygląda na randkę. Po drugie to – poczułem
jak jakiś przedmiot odbija się od łóżka.
Kiedy
po paru prośbach Chanyeola wygrzebałem się spod pierzyny
zauważyłem, że olbrzym rzucił mi swój telefon. Nie wiedząc o co
chodzi wziąłem go i odblokowałem znanym sobie kodem. Od razu
pokazała mi się treść pewnej wiadomości:
„Hej
Olbrzymie.
Zostałem
nagle wezwany przez rodziców aby zaopiekować się siostrą, bo oni
muszą gdzieś wyjść.
Sorki.
BaekHyun.”
- To, że jest podpisana, że jest
ode mnie nie znaczy, że tak jest.
- Możesz nawet sprawdzić numer, z
którego została wysłana i jestem pewien, że należy on do Ciebie.
Mając nadzieję, że chłopak robi
sobie ze mnie prawdziwe żarty kliknąłem w ikonkę kontaktu i
przejrzałem numer. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu numer był mój.
Zacisnąłem usta w wąską linię
głęboko się zamyślając. Kiedy Park zauważył mnie wczoraj z
Jonginem wspominał coś o tym, że miałem opiekować się siostrą.
Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, ponieważ byłem niezwykle
spanikowany faktem, że urwałem się z naszej małej wyprawy do kina
z chyba najbardziej znienawidzonym przez nas człowiekiem – Kaiem.
Uważnie przeczytałem wiadomość parę razy czując, że coś z nią
jest nie tak. Po chwili chwyciłem swój telefon i przejrzałem kilka
wiadomości, które wysłałem i wszystko było dla mnie oczywiste.
- Ona na pewno nie jest ode mnie. Ja
tak nie piszę. Nie piszę wstępów, pożegnań, a tym bardziej nie
podpisuje pod wiadomością wysłaną przez siebie ze swojego
własnego telefonu.
- Chyba, że … - zaczął olbrzym,
lecz to ja dokończyłem kiedy przewijając wiadomości wysłane w
oczy rzuciła mi się taka sama, którą pokazał mi Park.
- Ktoś chciał abyś uwierzył, że
nadawcą wiadomości jestem ja – ścisnąłem urządzenie mocno w
ręce zerkając na godzinę, o której wiadomość została wysłana.
To było wtedy jak ten pstrokaty debil Jongin wyciągnął mnie z
kina.
- Tak też może być – wzruszył
ramionami – Chciałem powiedzieć, że się podpisujesz jak
wysyłasz wiadomości z mojego telefonu.
Nawet go nie słuchałem, ponieważ
moje myśli wypełniło jedno zdanie: „Kai. Ty suko.”
No tak. Nagle wszystko zaczęło do
siebie pasować. Przecież Jongin wczoraj pozbawił mnie urządzenia,
kiedy chciałem napisać smsa do Parka. Podczas drogi do studia Krisa
widziałem, że czymś się bawi, ale byłem święcie przekonany, że
ten idiota ma w ręce swój własny telefon. Teraz wychodziło na to,
że wysyłał z niego wiadomości do ChanYeola. Już nawet nie
wspomnę o tym, że zajebał mi pomysł. Mógł już wymyślić coś
swojego jeżeli zabrał się za pisanie wymówek.
- Skoro doszliśmy do tego, że to
nie ty wysłałeś tą wiadomość, a wydaje mi się, że nie chcę
wiedzieć kto jest jej nadawcą przejdźmy do drugiej rzeczy. Czemu
nie powiedziałeś mi, że umówiłeś się z Jonginem na randkę?
- Powiedziałem Ci, że nie umówiłem
się z nim na żadną randkę, idioto.
- Chyba nie chcesz mi wmówić, że w
kolejce do McDonalda razem z Kim Jonginem stał twój klon? -
uśmiechnął się do mnie w ten swój głupkowaty sposób wiedząc,
że jest to rzecz, która niemiłosiernie mnie irytuje
Czasami ten chłopak był tak wolno
myślący. Każdą rzecz trzeba było podawać mu jak na talerzu, bo
on sam nie miał zamiaru ruszyć swoją głową i domyślić się
paru elementów całej układanki. Kompletnie nie potrafił czytać
między wersami, co w przypadku takich rozmów stawało się
irytujące. Nie wspominając już o tym, że wiadomości wpadały mu
jednym, a wylatywały drugim uchem, więc zawsze musiałem jedną
rzecz powtarzać po kilka razy.
- Zresztą nieważne – rzucił w
moją nie dostając po chwili odpowiedzi
Przewróciłem oczami. Nie dość,
że trudno do niego przegadać, to jest bardziej zmienny niż dziwka
spod latarni.
- Baek – zaczął – Czy ty
zakochałeś się w Kim Jonginie?
Przysięgam, że gdybym teraz pił
coś, to tak jak w tych wszystkich filmach w pięknym geście
wyplułbym napój, oczywiście z zaskoczenia, robiąc chwilową
fontannę. Nie będąc jednak w takiej sytuacji popatrzyłem mocno
otwartymi oczami w stronę przyjaciela nie dowierzając w jego
pytanie. To, że mógłbym obdarzać Kaia jakimkolwiek innym uczuciem
niż nienawiść jest nie do przyjęcia, a tym bardziej niemożliwe.
Może i był przystojny. Może i sprawiał, że moje serce czasem
zabiło szybciej. Ale kogo to obchodzi. Jego charakter był zepsuty,
on sam irytujący, to co robił nie miało zupełnie sensu. Jak
mógłbym poczuć do niego miłość? Odpukać. To jest rzecz, w
którą nigdy chyba nie uwierzę.
- Nie patrz się tak na mnie –
prychnął ChanYeol w moją stronę widząc minę, z której, w
normalnej sytuacji, na pewno by się roześmiał
- Nie – powiedziałem stanowczo –
Na pewno nie jestem zakochany w Kaiu – w tamtym momencie byłem
pewny moich słów.
☮☮☮
Poniedziałki
zawsze były trudnymi dniami. Dla wszystkich oprócz mnie. Ale to
zmieniło się od czasu kiedy wiedziałem, że w szkole znajduję się
Kim Jongin.
Nie
miałem pojęcia jak mam się zachowywać jak spotkam Kaia. Do tego
ChanYeol najwyraźniej nadal miał do mnie wąty o sobotę, więc na
jego szczególną pomoc w roli eskorty liczyć nie mogłem.
„Naważyłeś
sobie piwa, to teraz je wypij, BaekHyun” powiedziałem do siebie w
myślach, kiedy mocno owinięty szalikiem wychodziłem z własnego
domu. Chociaż pierwszy raz od dłuższego czasu nie padał śnieg,
to mróz już po minucie szczypał moje biedne zaczerwienione
policzki.
Starałem
się myśleć o jakże ciekawym krajobrazie zimowym jednak wszystko
potoczyło się w całkowicie innym kierunku. „Nie pozwolę nikomu
bawić się moją zabawką”. Czy te słowa oznaczały właśnie
taką katorgę? Czy zrobiłem mu coś kiedyś w przeszłości, że
teraz nie potrafi się ode mnie odwalić, a rozlana czekolada to
tylko pretekst do większych tortur? Pomyślmy racjonalnie. Ja
rozumiem, że mógł być o to zły, ale przeszło tydzień?!
Wszystko całkowicie nie sklejało się do kupy.
Jeszcze
dokładnie pamiętam zdziwienie Yuri kiedy Jongin przyprowadził mnie
do studia Krisa. Gdyby od początku chciała się ze mną spotkać,
to z pewnością jej reakcja byłaby inna. Nie wspominajmy już o
tym, że o wiele wygodniej byłoby jej się umówić ze mną poprzez
moją siostrę. W takim razie Kim z niewidomie jakich powodów
znalazł się w kinie i porwał mnie ze spotkania z ChanYeolem.
Po
trzecie. Skąd w ogóle wcześniej wspomnianemu głupkowi przyszło
do głowy, że mogłem zadurzyć się w Kaiu. Jak już dużo razy
mówiłem – był pusty bardziej niż plastic girls z naszej szkoły,
a takich typów chciałem unikać najbardziej. Posunąłbym się o
stwierdzenie, że jest max plastic boy. Jakiekolwiek inne uczucia niż
nienawiść wobec niego były niedopuszczalne.
Kolejną
kwestią moich porannych rozmyślań stało się obmyślanie jak
przetrwać ten dzień w szkole. Suho oczywiście z wielką chęcią
by mi pomógł. Jestem tego pewien, ponieważ chłopak zawsze był
skory do najmniejszej pomocy, nawet jeżeli nie był wtajemniczony.
Jednak nie chciałem narażać go na jakikolwiek kontakt z Jonginem i
jego bandą. ChanYeol odpadał ze znanego wszystkim powodu.
Wychodziło więc na to, że sam muszę o siebie zadbać. Jak poważny
i dorosły mężczyzna.
Chociaż
idea była szlachetna, jej wykonanie już nie. Bowiem poszedłem na
łatwiznę i postanowiłem, najnormalniej w świecie, unikać Kim
Jongina jak ognia.
Dzwonek
zadzwonił kiedy byłem w połowie przepisywania zadania domowego z
tablicy. Klasowe stado nagle zerwało się w stronę drzwi, przy
okazji zasłaniając mi treść zadania, którego oni z pewnością
nie przenieśli do swojego zeszytu. Nie minęło dużo czasu aż
ukończyłem pisanie i ceremonialnie zamknąłem zeszyt, odsuwając
go na skraj ławki i wygodnie rozsiadając się na swoim krześle.
Moja
klasa zawsze była najbardziej opustoszała podczas długich przerw.
Najprawdopodobniej przyczyną tego było to, że większość osób,
okej, wszyscy oprócz mnie, Suho i ChanYeola nie mieli zbyt bliskich
kontaktów ze sobą i po prostu udawali się na posiłek do sali
swoich przyjaciół. Niektórzy też przesiadywali ten czas na
korytarzu, stołówce lub chcieli coś ze szkolnych automatów.
Ze
mną w środku zostały tylko trzy osoby. Imienia wysokiego chłopaka
siedzącego na końcu sali nie pamiętałem. Nigdy z nim nie
rozmawiałem, a raczej to on nie miał zamiaru się do kogokolwiek
odzywać. Trafił do mojej szkoły jakiś miesiąc temu i jedyne co
robił na lekcjach to patrzył w okno. Lay robił to samo, ale pewnie
był po prostu znudzony. Jego z przyjaciel z równoległej klasy,
Chen, postanowił olać szkołę przed samymi świętami
stwierdzając, że i tak nie będą robić nic pożytecznego, więc
może bezkarnie przegrać tydzień na swojej nowej konsoli do gier.
Do wyjścia zbierała się SooHyun, która najwyraźniej tak jak ja
przepisywała do końca swoje zadanie. Przelotnie rzuciła do mnie,
albo też Laya, bo raczej do kolegi z tyłu klasy tego nie mówiła,
abym powiedział nauczycielowi, że jej już dzisiaj nie będzie, a
jej rodzice usprawiedliwią jej wyjście ze szkoły.
Suho
i ChanYeol wybiegli z klasy jako pierwsi. Rano przy szafkach uznali,
że jeżeli nie zacznie padać, to będzie można porzucać się
śnieżkami razem z innymi osobami, które wyjdą w tym celu na
zewnątrz. Chociaż bycie poza budynkiem szkoły podczas zimy było
zakazane, nauczyciele zawsze przymykali na to oko mówiąc, że to
ostatnie podrygi naszych młodzieńczych zabaw. Jednak nie wiem, czy
po prostu nie chciało im się wychodzić na mróz aby zawołać
nieposłusznych uczniów do środka.
Czując,
że mój brzuch domaga się swojego, wyciągnąłem z plecaka pudełko
śniadaniowe i zacząłem grzebać ręką w poszukiwaniu butelki
coli, która miała się tam znajdować. No właśnie. Miała, ale
jej nie było. Dokładnie sprawdziłem jeszcze raz, czy może nie
znajduje się w innej kieszeni, jednak widząc, że po prostu o niej
zapomniałem wyciągnąłem swój portfel. Już miałem podnosić się
do góry kiedy przypomniałem sobie, dlaczego odmówiłem wcześniej
śnieżkowej bitwy moim kolegą. Oczywiste jest to, że powiedziałem
im, że nie chcę wychodzić na mróz. Tak naprawdę chodziło o to,
że czym więcej razy opuszczę sale, tym większa będzie szansa na
wpadnięcie na Jongina, a wiedziałem, że źle by się to skończyło.
- Lay,
masz może coś do picia?- wyrwałem go z zapatrzenia w lepiących za
oknem śnieżki ludzi
- Ach,
nie, zapomniałeś kasy? Jak coś to Ci pożyczę i kupisz sobie coś
w automacie – uśmiechnął się do mnie ukazując jeden z uroczych
dołeczków.
- Nie
nie, mam. Po prostu … - urwałem myśląc o tym, że mówienie, że
nie chce iść do automatu, sprawi, że chłopak nie znając mojej
sytuacji pomyśli, że jestem leniem - … nie pomyślałem o tym
wcześniej. Zaraz wrócę – rzuciłem na pożegnanie nie oczekując
jakiejkolwiek odpowiedzi.
Na
szczęście automaty, w przeciwieństwie do wszystkich innych rzeczy
w mojej szkole, znajdowały się bardzo blisko mojej klasy. Również
było już grubo po dzwonku, więc byłem niemal pewny, że Jongin
tak jak większość albo został w swojej klasie, albo udał się na
śnieżkową bitwę, co jakby nie patrzeć było w jego stylu.
Robienie
niepotrzebnego szumu i branie udziału w takich rzeczach zdecydowanie
do niego pasowało. Nuda i brak zajęć nie były czymś w czym
widziałbym Kaia. Był też dość popularną osobą, ale nie wydaje
mi się aby jakoś zbytnio się tym obnosił. Potwierdza to też fakt
zainteresowania naszą rzekomą bójką. Schodząc z tematu, to nadal
nie wymyśliłem jaki chuj był pomysłodawcą tej plotki.
Miałem
do pokonania trzy zakręty, a one zazwyczaj są najbardziej
niebezpieczne, bo nie wiadomo kiedy wyłania się zza niego jakaś
osoba przyprawiając cię o palpitacji serca. Dochodziłem właśnie
do pierwszego i lekko przy nim przystanąłem wychylając głowę aby
sprawdzić, czy teren jest czysty. Upewniwszy się, że w moim polu
widzenia nie pojawia się postać Kim Jongina zacząłem zamierzać w
stronę następnego skrzyżowania szkolnych korytarzy. Kiedy
przystępowałem już do ostatniej takiej akcji, ktoś nagle puknął
mnie w ramie przez co odwróciłem się stając twarzą w twarz z
Kaiem.
- Huh,
czyżbyś starał się kogoś unikać? - pytanie to było czysto
retoryczne, ponieważ i ja i on dobrze wiedzieliśmy, że to właśnie
jego nie miałem zamiaru dziś spotkać.
Cofnąłem
się do tyłu, zapewne mając dziwną minę typu: jestem przerażony
i zaskoczony. Moja próba oddalenia się od niego jednak nie wyszła,
ponieważ nawet nie wiem kiedy chłopak przyparł mnie do ściany.
- Chyba
będziesz musiał podziękować Layowi, bo to dzięki niemu wiem
gdzie się wybrałeś, a ja Chenowi, bo gdyby przyszedł do szkoły,
to ten gościu wpatrujący się w okno na pewno nic by mi nie
powiedział.
Uśmiechnął
się. W ten swój typowy sposób. Jest jeszcze jedna rzecz, która do
niego pasowała. To aroganckie wykrzywienie ust, które sprawiło, że
przestałem przeciwstawiać się sile Jongina, którą trzymał mnie
przy murze abym mu nie uciekł, jak to miałem w zwyczaju.
W
korytarzu było słabe światło, więc jego ciemna karnacja jeszcze
bardziej zlewała się z czernią, a jedyne co dobrze widziałem, to
jego oczy wpatrzone w moją twarz. Mówią, że dzięki oczom pozna
się co człowiek czuję. Pan Kim Arogancki Jongin był bardzo
rozbawiony całą sytuacją. Przynajmniej tak mówiły jego oczy.
- Czego
chcesz? - warknąłem w jego stronę odwracając głowę w bok nie
chcąc widzieć jego twarzy
- Och,
Baekki, dlaczego mnie unikasz? - moje serce zabiło wtedy mocniej,
ponieważ ten cichy szept został wysłany prosto do mojego ucha.
Czując
nagły przypływ paniki, która ogarniała moje ciało od stóp do
głowy, odepchnąłem chłopaka z całą siłą. I ku mojemu
zdziwieniu, Jongin, znalazł się metr dalej niż był wcześniej.
Oczywiście chciał powrócić do wcześniejszej pozycji, ale ja nie
pozwoliłem mu na to.
- Czego
tak naprawdę chcesz? - nałożyłem nacisk na słowa „tak
naprawdę”. Chłopak tylko oparł rękę na swoim biodrze i nie mam
pojęcia, czy znaczyło to abym kontynuował dalej. Nawet mnie to nie
obchodziło. Po prostu reszta wyleciała ze mnie jak powietrze z
puszczonego balonika – Czemu, do cholery, dotykałeś mój telefon
i pisałeś z niego wiadomości do Parka? Huh?! W ogóle z jakiej
przyczyny zabrałeś mnie z tego kina? Co ty tam robiłeś?
- Przecież
to Yuri chciała Cię spo... - zaczął wymówkę, która na pewno
nie była prawdą, a ja bardzo grzecznie mu ją przerwałem.
- Jak
nie zamierzasz mi powiedzieć prawdy, to po prostu się ode mnie
odpierdol Kim – nadal wydaje mi się, że nie byłem świadomy tego
co mówię – Ile jeszcze zamierzasz mnie torturować o tą rozlaną
czekoladę?
Widocznie
Jongin zdawał się nie usłyszeć drugiej części, bo nawet jeszcze
nie skończyłem mówić kiedy to on zaczął agresywnie w moją
stronę:
- Oh,
naprawdę tego chcesz Byun?!
Roześmiałem
się po czym głęboko spojrzałem w jego oczy:
- Marzę
o tym od kiedy Cię poznałem.
Wszystko
co się wtedy wydarzyło było takie nagłe i aż do teraz mam to
zamglone we własnej pamięci. Kim zbliżył się do mnie na bardzo
bliską odległość, po czym, zupełnie niespodziewanie przycisnął
mnie mocno do ściany. Osunąłem się po niej w dół, ciężko
oddychając, słysząc jeszcze słowa: „Miłej zabawy w twoim
świecie, Byun” zanim chłopak zniknął całkowicie z mojego pola
widzenia.
I
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko powróciło
do normy. Nagły comeback normalności rozumiem jako brak widoczności
twarzy Kim Jongina, która zamierza w moją stronę, od razu po tym
jak przestąpię próg szkoły. Kai w końcu się ode mnie odwalił.
Gdybym wiedział wcześniej, że jedno: „Odpierdol się” podziała
tak bardzo, już dawno bym mu to powiedział. Czułem się jak nowo
narodzony. Poranek był cudowny przez fakt, że moje serce nie
wariowało ani nie czułem się podenerwowany tym, że gdzieś na
niego wpadnę. A zresztą nawet gdybym go spotkał, to ten i tak nie
odezwie się do mnie słowem. Fakt ten sprawiał, że emanowałem
innym uczuciem. Było ono chyba bardzo widoczne, bo nawet Park
Chanyeol, który towarzyszył mi w drodze do szkoły je zauważył:
- Środek
zimy, pada śnieg, zimno jak na Antarktydzie, a ty wyglądasz jakby
latały wokół Ciebie skowronki i rosły kwiaty.
- Ah,
Chanyeol, kiedyś zrozumiesz jak piękne jest życie – skwitowałem
i dalej dreptałem do szkoły rozlewając na prawo i lewo swoją
miłość.
Park
tylko dziwnie się na mnie popatrzył, myśląc pewnie, że odmroziło
mi mózg. Chyba nawet zaczął żałować, że w ramach gratulacji za
uwolnienie się od Kaia zabrał mnie razem z Suho na lody po
skończeniu wczorajszych lekcji.
„Mimo,
że minęła już długa chwila odkąd Jongin zostawił mnie samego,
moje serce nadal biło w przerażająco szybkim tępię. Byłem
niemal przekonany, że była to reakcja na szok, którego doznałem
kiedy ten mocno przycisnął mnie do lodowatej ściany. Nie miałem
pojęcia, w którym momencie stałem się totalną kupką gówna, bo
przecież jeszcze parę minut temu byłem w stanie stawić czoła
Kaiowi i powiedzieć mu aby spierdalał tam gdzie pieprz rośnie.
Dodatkowo złapałem się na tym, że czym dłużej myślałem o
zaistniałej sytuacji tym bardziej przed oczami miałem, wprawdzie
zamazany, obraz twarzy Jongina, która znajdowała się bardzo blisko
mojej. Narząd w klatce piersiowej znowu przyspieszył tępa, a ja aż
musiałem zasłonić usta dłonią aby mój jęk zaskoczenia nie
wydostał się na zewnątrz.
Parę
chwil później do moich uszów dobiegł dźwięk dziewczęcych
głosów i ich śmiechów. W parę sekund podniosłem się w górę
tak jakby ktoś poraził mnie prądem. Brakowało tylko aby jakieś
dziewczyny znalazły mnie półprzytomnego pod ścianą, a potem
nalegały bym poszedł do pielęgniarki. Płeć przeciwna w
większości przypadków zawsze była zbyt impulsywna i nie potrafiła
wyczuć kiedy należy przerwać, więc byłem niemal pewny, że nie
chciałyby mi dać spokoju, po prostu zaniepokojone tym, czy na pewno
dobrze się czuję i nie mam gorączki, bo pogoda, jak każdy mówił,
była teraz bardzo zdradliwa, a jakieś zapalenie gardła można było
złapać z łatwością. Zresztą kto nie zaciekawiłby się leżącym,
wyglądającym jak żul spod Lewiatana, chłopcem w szkole. Każdy z
chęcią leciałby do mnie z otwartymi rękami, bo przecież nikomu
na złe nie wyszłyby te pięć minut sławy, które uzyskałby z
tego, że mi pomógł. Zanim ruszyłem w stronę klasy poprawiłem
jeszcze swój mundurek abym wyglądał jak najbardziej naturalnie i
normalnie.
Kiedy
tylko otworzyłem drzwi zauważyłem, że parę osób wróciło już
do klasy i nie panowała w niej taka grobowa cisza jak wtedy gdy ją
opuszczałem. Yixing odwrócił swoją głowę od okna i od razu
palnął w moją stronę:
- Jongin
Cię znalazł?
Rzuciłem
tylko krótkie „Hmm...” ze skwaszoną miną i skierowałem się w
stronę mojej ławki aby położyć się na niej i mieć wszystko i
wszystkich głęboko gdzieś. Kątem oka widziałem jeszcze jak Lay
zamierza jeszcze coś powiedzieć, ale niedługo przed tym rezygnuje
(zapewne stwierdzając, że dalsza rozmowa ze mną nie ma sensu) i
odwraca się z powrotem w stronę szyby aby obserwować rzucających
się śnieżkami ludzi.
- Baek!!!
- zaczął mi stękać za uchem ChanYeol od razu po skończeniu
lekcji – Żałuj, że nie poszedłeś z nami. Było zabawnie!
Nawet
jeszcze nie zadzwonił dzwonek ogłaszający końca zajęć, a ten
człowiek potrafił już stać nade mną i moją ławką mówiąc o
jakichś pierdołach. Zachowywał się tak jakby poprzedniego dnia
wcale nie wbił mi z samego rana do domu zarzucając romans z Kim
Jonginem. Byłem pewny, że próba jakiegokolwiek tłumaczenia mu
całej sytuacji i tak nic nie pomoże, bo z tym człowiekiem jednak
nie da się normalnie obejść. Zawsze proponował abyśmy poszli do
kina lub na karaoke po szkole, a w końcu i tak od razu rozstawaliśmy
się i każdy wracał do swojego domu. Miałem cichą nadzieję, że
dzisiejszego dnia też tak będzie, bo miałem ochotę choć trochę
odpocząć zanim udam się dawać Yumi korepetycje.
Lekcje
z nią w ogóle mnie nie niepokoiły, tak jak zakładałem, że
będzie na samym początku, ponieważ dziewczyna dawała z siebie
wszystko i z każdym kolejnym dniem rozwiązywała kolejne zadania
coraz sprawniej i szybciej. Zamiast tego na głowie siedział mi ktoś
inny, a mianowicie Kim Jongin. Jednak na tą myśl szybko się
zganiłem, bo przecież od przerwy śniadaniowej właśnie miał mi
już życia nie utrudniać. Ba. W ogóle miał z niego zniknąć jak
poranna mgła i nawet nie próbować przypominać o tym, że parę
dni w nim był i sporo namieszał.
ChanYeol
wciąż relacjonował mi przebieg całej bitwy. Szczerze to, że na
początku przegrywali, ale dzięki potajemnej produkcji kulek
snieżnych przez Sehuna wyszli na prowadzenie, było ostatnią
rzeczą, która interesowała mnie tego dnia. Jednak zdając sobie
sprawę z tego jak wrażliwe serce ma olbrzym rzuciłem:
- Tak,
tak, Yeol, widzę, że świetnie się bawiliście.
Suho
tak jak zawsze stał z boku i przyglądał się naszej rozmowie. Ja i
ChanYeol już dawno przywykliśmy do tego, że jego mottem było
przekazanie jak najwięcej za pomocą jak najmniejszej ilości słów.
Rzadko udzielał się w tematach naszych konwersacji, ponieważ jak
twierdził, były one z dupy wzięte i bezsensowne. Nie wiem, czy
zdaje sobie sprawę, że to przez niego Park natarczywie do mnie
gadał o wszystkim i nie dawał mi spokoju ze swoją paplaniną. To
co miały usłyszeć dwie osoby było przelewane na jedną – mnie.
Jego
prawdziwe imię to Kim Junmyeon. Sam nie wiem od kiedy zaczęliśmy
mówić na niego Suho. Po prostu gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę,
już od dawna wołaliśmy do niego przezwiskiem. Historii powstania
tego pseudonimu zresztą nie pamiętam, ale wydaje mi się, że to
jedna z rzeczy o której lepiej zapomnieć.
Chociaż
zdawał się nieobecny, bardziej niż my, skupiał się na naszej
rozmowie przez co później zawsze wydaje się jakby był jej biernym
uczestnikiem, a nie tylko stojącym z boku obserwatorem. Sztukę
pakowania się, w przeciwieństwie do mnie, opanował do perfekcji,
więc kiedy ja nadal grzebałem wśród swoich rzeczy, on już od
dawna opierał się o jedną z wolnych ławek i czekał na mnie i
ChanYeola. Tym razem odepchnął się od niej i podszedł do nas.
Jego bezszelestny i delikatny niczym piórko sposób chodzenia
całkowicie do niego pasował:
- Czy
podczas przerwy śniadaniowej stało się coś o czymś nie wiemy? -
zapytał wpatrując się we mnie swoim przenikliwym spojrzeniem, a ja
z szoku aż wypuściłem zeszyt, który miałem zamiar wpakować do
torby.
Jak
już wspominałem Suho był doskonałym obserwtorem, ale nie znaczył
to, że był nudny. Nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że potrafił
się lepiej zabawić niż ja i Park razem wzięci. Jego osoba sama ze
sobą kontrastowała, ale mimo wszystko pasowało to do niego.
- A
co miało się stać? - mruknąłem w jego stronę próbując udać,
że wszystko jest w porządku
- Po
prostu w przeciągu godziny zmieniłeś się w gówno, a parę osób
wspominało coś o tym, że Kim Jongin Cię szukał.
Ten
gość. Widział i słyszał wszystko. Nic mu nigdy nie umknęło, co
w tym przypadku wcale mi nie pomagało. Nie zdziwiłbym się gdyby
nagle okazało się, że zna dokładny przebieg całej mojej rozmowy
z Kaiem.
- Rozmawiałem
z Jonginem …
Chłopaka
chyba nie satysfakcjonowała moja odpowiedź, bo w przeciągu kilku
sekund usłyszałem dosadne:
- I?
Przygryzłem
mocno wargi i nerwowo zacisnąłem dłonie na pasku od torby. Nie
miałem pojęcia, dlaczego z taką niechęcią odnosiłem się do
powiedzenia im wszystkiego co się stało. Przecież powinienem
wiwatować i cieszyć się jak idiota z powodu odzyskanej wolności.
Ja natomiast zachowywałem się jak rzucona laska, która smęci po
kątach i roztacza wokół siebie aurę: „Życie jest do dupy”.
Zdecydowanie zachowywałem się dziwnie, ale zrzuciłem to na gorszy
dzień i ciężko wzdychając zasunąłem zamek i podniosłem z
krzesła:
- Po
prostu powiedziałem mu aby się ode mnie odpierdolił.
Wydaje
mi się, że nawet nie skończyłem mówić aż poczułem jak coś
wielkiego zwala się na mnie. Oczywiście był to Park ChanYeol,
który owinął wokół mnie swoje ręce i mocno ściskał:
- Yay!
Baekki! Musimy to oblać! Albo chodźmy na lody!
Ja
tylko ogłuszony pokiwałem głową. Mocny przytulas tego chłopaka
można było porównać do bomby atomowej rzuconej w twoją stronę.”
Powoli zbliżaliśmy się do bramy
szkoły. W pewnym momencie dołączył do nas Suho odrywając
przyssanego do mnie ChanYeola, który opowiadał mi kolejną historię
swojego życia. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i znowu
przysuwał się w moją stronę. Ten chłopak wyraźnie żył już
przerwą świąteczną i prawdziwym cudem był fakt, że jego
szanowny tyłek pojawiał się jeszcze w szkole. Jak na poranek miał
zdecydowanie za dużo energii i dobrego nastroju, który powoli
udzielał się mnie, a w późniejszym czasie nawet Suho zaczął
śmiać się z suchych żartów, które rzucał w naszą stronę.
Dzisiejszego dnia naprawdę nieźle mu to szło. Czasami ten
głupkowaty idiota się do czegoś przyda.
Korytarz był pełny ludzi i chyba
każdy czuł się dobrze. Nic dziwnego, ponieważ śnieg w końcu dał
sobie spokój i przestał sypać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Przebraliśmy buty i zawiesiliśmy kurtki aby potem udać się w
stronę klasy, w której miała odbyć się kolejna lekcja. Nie
śpieszyło nam się zbytnio, ponieważ do dzwonka zostało nie
lepiej jak dziesięć minut. Ślimaczym tempem przeciskaliśmy się
przez tłum witając się ze znajomymi z innych klas. Nawet
przystanęliśmy przy koledze Junmyeona z czasów gimnazjum i
podziwiałem żywą rozmową, którą prowadzi mój przyjaciel.
Oczywiście nadpobudliwy ChanYeol nie umiał podziwiać tego widoku i
co chwila wtrącał swoje trzy grosze. Po tym z każdą chwilą
rozkręcał się coraz bardziej przy okazji pobudzając również mój
humor:
- Nawet nie zdajecie sobie sprawy
jaki super kawał wymyśliłem! - zakrzyknął Chanyeol
niespodziewanie
Nie będę twierdzić, że nie
chciałem poznać jego treści, więc szybko pospieszyłem go aby
podzielił się nim z nami:
- Zgadnijcie co Jongin robi w nocy?
Czerwona lampka. ON.
- KIMA!
To wszystko stało się w tak
przeraźliwie szybkim tępię, że odzyskałem jakiekolwiek zmysły
dopiero gdy przed oczami mignęła mi twarz Kaia. Mój system
ostrzegawczy znowu mnie nie zawiódł. Kim Jongin i jego koledzy
stali oparci o ścianę jakieś dwa metry od nas, a donośny głos
Parka było na pewno jeszcze słychać na pietrze wyżej.
Przeklinałem się w duchu za to, że ich nie zauważyłem, ponieważ
zbyt bardzo skupiłem się kawałach ChanYeola. Nie było też
wątpliwości, że wszystko usłyszeli, ponieważ wpatrywali się w
nas z dziwnymi wyrazami twarzy. Wydaje mi się, że Kaiowi
towarzyszył jeszcze Tao i Kris, ale nie jestem tego pewny, ponieważ
mój wzrok, z niewiadomych przyczyn, powędrował od razu w stronę
Jongina.
Złapaliśmy ze sobą bardzo krótki
kontakt wzrokowy, ale był to jeden z najbardziej przerażających
momentów w moim życiu. Poczułem się jakby na moje ciało spadła
duża tafla wody, potem poraził mnie prąd, a na koniec oblała mnie
fala gorąca. Wzrok Kaia przeszywał mnie na wylot przez co czułem
się jak ser z dużymi dziurami. Dziwne porównanie, ale byłem
pewny, że Kim potrafiłby mnie bez problemu przejrzeć i poznać
wszystko co czuję. Nie mam pojęcia jak wyglądała moja twarz, ale
było to pewnie bardzo dziwne połączenie, z którego każdy w
normalnej sytuacji zacząłby się śmiać.
Byłem niemal pewny, że ten zaraz
coś powie aby zemścić się za ten kawał. Ten jednak zignorował
nas totalnie i powrócił do żywej rozmowy, którą najwyraźniej
prowadził zanim Chanyeol opowiedział swój kawał. Może się wam
wydawać, że cała sytuacja była bardzo dziwna i sztuczna, ale to
wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku sekund, więc tak
naprawdę większość ludzi nawet nie zauważyła tego co się
stało.
Nawet dobrze nie przystanęliśmy, a
już szliśmy dalej z Parkiem na karku, którego nawet nie przejęło
to, że Kai usłyszał jego suchara. Ja natomiast nagle straciłem
cały swój nastrój, który od samego rana budowany był przez
nadpobudliwego olbrzyma. Moje myśli zawędrowały na inny tor przez
co zupełnie się wyłączyłem i zmusiłem Suho aby tylko on słuchał
gadki ChanYeola. Przecież raz na jakiś czas mu to nie zaszkodzi.
Z jednej strony obstawiałem, że
cała osoba Kim Jongina wcale mnie nie obchodzi, a z drugiej jednak
moje serce niespokojnie kołatało na myśl że chłopak totalnie
mnie zignorował. Tą opcje próbowałem wytłumaczyć tym, że to
nowa sytuacja do której muszę się przyzwyczaić, ale do cholery,
jakim cudem jego docinki w tak krótkim czasie stały się dla mnie
codziennością? Do tego dzień wcześniej powiedziałem mu prosto w
twarz aby się ode mnie odpierdolił, więc powinienem srać
szczęściem na prawo i lewo, tak jak robiłem to rano. Normalnie już
dawno bym się tym nie przejmował, lecz to wszystko wcale nie
podchodziło pod taką zakładkę w moim sercu, a ja nie wiedziałem,
co zrobić, by Kai i wszystko co z nim związane w końcu wyszło z
mojej głowy raz na zawsze.
Zacisnąłem mocno pieści gdy
omijałem Kim Jongina, który nagle wynurzył się zza zakrętu
szkolnego korytarza. Ten znowu zagrał ze mną w tą swoją zabawę,
którą rozgrywał od wczorajszego porannego zajścia, za każdym
razem, gdy tylko mnie mijał. W pewnym momencie nachodziły mnie
myśli, że ten człowiek specjalnie robi mi na złość, ponieważ
nagle ni z gruszki ni z pietruszki normalne stało się to, że na
każdej przerwie wpadałem na niego przynajmniej dwa razy. Tak jakby
życie chciało nadrobić czas kiedy w ogóle się na niego nie
natykałem.
Kai łapał ze mną kontakt wzrokowy
na parę sekund, a potem dobitnie ignorował. Nie mam pojęcia jakim
cudem za każdym razem nabierałem się na to i automatycznie
patrzyłem się prosto w jego brązowe tęczówki. Zawsze byłem zbyt
bardzo zaskoczony, by dokładnie przyjrzeć się wyrazowi jego oczów,
bo kiedy już oprzytomniałem, ten dawno był za mną i zamierzał w
tylko sobie znanym kierunku. W odruchu naturalnym odwracałem się i
obserwowałem znikającą wśród ludzi postać chłopaka, co
całkowicie kłóciło się z tym o czym zadecydowałem dzisiejszego
rana.
Moje poranne postanowienie dotyczyło
wyrzucenia całej postaci Kim Jongina z moich myśli, co chyba było
zbyt dużym wyzwaniem jak na drugi dzień moich zmagań.
Nie będę ukrywał, że szło mi to
beznadziejnie, a nawet gorzej niż wczoraj. Za każdym razem gdy Kai
odwracał wzrok powstawała we mnie dziwna pustka, na którą sposobu
nie mogłem znaleźć. Miałem ochotę mocno uderzyć w ścianę albo
powiesić się na najbliższej lampię, lecz zwalałem to na
niezwykle duże zirytowanie jego osobą i grą, którą prowadził.
Moje serce nieprzyjemnie kołatało i sprawiało, że było mi
niesamowicie gorąco, a moja twarz robiła się czerwona. Oczywiście
przybierała taki kolor ze złości. Tak to sobie tłumaczyłem.
Lecz kusiłem los myśląc, że to
najgorsza rzecz jaka może się dziać w moim wnętrzu, ponieważ
odegrał się na mnie jeszcze tego samego dnia. Na prawdę starałem
się zachować wewnętrzny spokój i opanowanie ducha, ale Kim Jongin
wyraźnie utrudniał mi wykonanie każdego planu, który wytoczyłem
przeciwko niemu.
Chanyeol stał nade mną i nie
chciał dać mi spokoju:
- Baekki! Nie wziąłem drugiego
śniadania. Chodźmy na stołówkę.
Jestem pewny, że powiedziałem
„nie” przynajmniej ze sto razy, a i tak w jakiś magiczny sposób
znalazłem się w szkolnej jadalni przepychając się wśród ludzi w
poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika zgodnie z poleceniem olbrzyma.
Ja miałem znaleźć miejscówkę w czasie gdy on będzie wybierał
co smacznego sobie zje. Nie wydaje mi się abym przesadzał mówiąc,
że zawsze kończę z najgorszą robotą do wykonania. Po paru
minutach dorwałem stół, który parę sekund wcześniej opuściła
jakaś grupka szkolnych znajomych. Niedługo potem na horyzoncie
pojawił się Park, który dzięki swojemu wzrostowi miał oczy ponad
głowami wszystkich innych ludzi, więc z łatwością mógł mnie
odnaleźć w pomieszczeniu. Grzebałem pałeczkami w ryżu podczas
gdy Chanyeol zachwycał się wyborem dania głównego. Pokusiłbym
się o stwierdzenie, że ten specjalnie nie wziął swojego pudełka
śniadaniowego tylko po to by kupić trochę jedzenia w stołówce.
Nie wiadomo skąd dosiadł się do nas Suho, który niczym jak duch
bez słowa opuścił klasę od razu po usłyszeniu pierwszych
sygnałów dzwonka. Podnosiłem głowę w celu zapytania go co
takiego robił przez ten czas, lecz mój wzrok zatrzymał się na
stoliku, który znajdował się centralnie przed nami, a ja zapewne z
powodu tłoku nie zauważyłem siedzących tam Jonina, Tao, Krisa i
Yuri. Wszystko byłoby w porządku gdyby w okolicy Kaia nie kręciły
się dwie dziewczyny. A dokładnie nie siedziały na jego kolanach i
nie czekały aż je nakarmi.
Z szoku aż zakrztusiłem się
powietrzem, ponieważ wokół mnie działo się tyle rzeczy, że aż
nie tknąłem jeszcze własnego jedzenia. Moi przyjaciele widząc
moją reakcję od razu przenieśli wzrok w miejsce, w które
patrzyłem i bez słów mogliśmy się zgodzić, że Kim Jongin
postanowił zrobić sobie harem dziewczyn na szkolnej stołówce,
która na sto procent nie służyła do tego. Dałbym sobie uciąć
rękę, że gdyby miał więcej nóg, to zaprosiłby na nie kolejne
dziewczyn, które aż czekały aż Jongin się do nich odezwie z taką
propozycją.
Przyznajmy szczerze. Te dwie laski
wcale nie były ładne. Chyba, że kilo tapety na twarzy jest dla
kogoś atrakcyjne. Wcale nie mówię tego, ponieważ siedziały na
jego kolanach, a Kim Jongin karmił je świątecznymi ciasteczkami.
On i jego dziwki zdawali się być w całkowicie innym świecie niż
reszta stolika, która chyba uznała, że nie ma sensu zwracać na
nich uwagi, bo ja sam zdawałem sobie sprawę z tego, że jak Kai
sobie coś umyśli, to nie ma sposobu aby wybić mu to z głowy.
Naprawdę próbowałem to ignorować,
lecz z biegiem czasu mój wzrok coraz częściej wędrował w stronę
Jongina. Coraz bardziej zirytowany grzebałem w swoim jedzeniu,
którego wcale nie ubywało. Człowiek chce normalnie zjeść, a taki
Kim-Nie-Wspaniały-Jongin zachowuję się prosto przed Tobą jakby
zaczynał grę wstępną. Całkowicie mnie to obrzydzało, ale mimo
to zerkałem na niego i uważnie obserwowałem jego poczynania.
Kai delikatnie przesuwał swoją
ręką po udzie blondynki aby potem zatoczyć kółko na jej brzuchu.
Potem przenosił dłoń na jej ramię i kierował się w stronę szyi
aby ostatecznie zakończyć na jej rumianym policzku. Ponownie
starałem się skupić na jedzeniu, lecz mój wzrok i tak powracał i
obserwował jak Jongin co chwilę robi to samo raz z jedną, a raz z
drugą dziewczyną. Wydawało mi się, że jego zachowanie bardzo
rzuca się w oczy, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak naprawdę
tylko ja zwracałem na to większą uwagę, ponieważ to nie był
pierwszy raz kiedy Kim Jongin zaprosił jakieś dziewczyny do stoły.
Oczywiście ja nie miałem o tym pojęcia, bo na szkolnej stołówce
byłem dopiero trzeci raz w życiu, a wcześniej nawet nie zwracałem
uwagi na jego osobę, ale o tym dowiedziałem się później i jest
to już całkowicie inna i niezbyt ciekawa historia.
Miarka się przebrała kiedy Kai
zaczął karmić te dwie laski swoimi własnymi pałeczkami. Byłem
całkowicie zdania, że takie rzeczy można robić tylko z bardzo
bliskim osobami, a nie dopiero co poznanymi dziewczynami. Sam nie
rozumiem, dlaczego tak bardzo mnie to przejęło i zareagowałem w
taki sposób.
W przeciągu kilku sekund mocno
odepchnąłem się od stołu i gwałtownie wstając przewróciłem
krzesło, które wywołało duży huk w całym pomieszczeniu. Tą
właśnie czynnością na parę sekund zwróciłem uwagę wszystkich
ludzi na siebie. Wśród nich był też Jongin, który wyglądał
jakby był zdziwiony moim widokiem w tym miejscu. On też pewnie był
świadomy, że nie byłem tu częstym gościem.
Łapiąc rumieniec szybko chwyciłem
swoje pudełko i nawet nie poprawiając krzesła skierowałem się w
stronę wyjścia.
Liczby rozmazywały mi się przed
oczami, a czym bardziej próbowałem się nad nimi skupić tym mniej
uwagi im poświęcałem. Nie był to wynik zmęczenia ani braku snu.
Po prostu moje myśli przejęła jedna osoba i nie chciała z nich
wyjść. Kim Jongin potraktował moją głowę jak basen i z wielkim
nadmuchanym materacem wskoczył do niego, a dodatkowo nie miał
zamiaru go opuszczać. Ten igrał ze mną, bo gdy tylko próbowałem
przesunąć go na brzeg, ten wypływał coraz bardziej w dal. Głupia
cyfra dziewięć kojarzyła mi się tylko z pytaniami, których nie
mogłem się pozbyć, a nie z kolejnym równaniem, które
rozwiązywałem z Yumi.
Czy on zawsze tak robił? Zabawiał
się z laseczkami, tak jakby było to coś normalnego. Na dodatek
wszyscy ludzie wokoło najwyraźniej niezbyt przejmowali się jego
poczynaniami. Przecież takie zachowanie w szkole było
niedopuszczalne i cały czas myślałem, że jego osoba gości w
mojej głowie tylko i wyłącznie z tego powodu, ponieważ byłem
zdania, że niektórych rzeczy nie wypada robić w określonych
miejscach.
Dlaczego tak bardzo się tym
przejmowałem? Oczywiście ze względu na szkołę i mój szacunek do
niej. Nie widzę przecież innego powodu aby tak bardzo przejmować
się jego osobą i tym co robi. Nigdy się z nim nie przyjaźniłem,
a jego obecność w moim życiu to tylko bardzo krótki epizod, który
miał na celu pokazać mi, że nie zawsze wszystko idzie z górki.
Dlaczego moje serce biło tak mocno
za każdym razem, gdy tylko chłopak pojawiał się w zasięgu mojego
wzroku? To na pewno było spowodowane irytacją i zdenerwowaniem,
ponieważ Kim Jongin przynosił ludziom tylko kłopoty i nic innego.
Tylko raz pomyślałem o tym, że to jest lekkie kołatanie serca
przy którym moje gardło dostaje nagłego ścisku i różni się od
tego jak jestem wkurzony chociażby na Chanyeola. Było to takie samo
uderzanie tym narządem w klatkę piersiową oraz identyczne
zatracenie języka w swojej własnej gębie, ale jednocześnie było
inne i różniło się jakąś rzeczą, ale sam nie miałem pojęcia
o co dokładnie chodzi. I była to coś, co niemiłosiernie mnie
irytowało, więc kosztem całych swoich sił wypchnąłem to na sam
kraniec moich myśli:
- Baek, skończmy nasze lekcje jutro
– z zamyśleń wyrwał mnie głos Yumi, która mocno wpatrywała
się w moją twarz.
Dziewczyna podsuwała mi kolejne
rozwiązane równanie i intensywnie badała mnie swoim wzrokiem.
Podparła swoją brodę na dłoni i czekała aż przyswoję sobie do
głowy to, co przed chwilą powiedziała w moją stronę:
- Ah … okej … ale dlaczego? I
czemu mówisz o tym teraz? Zostało przecież jeszcze pół godziny.
Yumi wyprostowała się i bardziej
niż oczywistym tonem odparła:
- Zupełnie nie kontaktujesz z
otoczeniem, a taki nauczyciel na nic mi się nie przyda. Idź do
domu, wyśpij się i rozwiąż sprawy ze swoją dziewczyną czy kimś
tam, a jutro zostaniesz o te trzydzieści minut dłużej.
W tamtym momencie nie miałem
pojęcia, dlaczego akurat wysunęła tezę o mojej rzekomej
dziewczynie, ale kiedy parę tygodni później spotkałem ją przed
bramą od jej domu i zapytałem o to, odpowiedziała ze śmiechem, że
wyglądałem jak zakochany kundel, który kompletnie nie wie co ze
sobą zrobić i muszę przyznać jej rację, bo faktycznie tak było:
- W piątek mam urodziny i zamierzam
spotkać się z kimś wyjątkowym – dodała kiedy zaczynałem się
pakować, a kiedy poczuła, że lekko się rumieni, odwróciła głowę
w stronę okna.
Pożegnałem się z nią i od razu
jak wróciłem do domu rzuciłem się na swoje łóżko aby oddać
się w objęcia Morfeusza.
Była lekcja plastyki, a ja
niemiłosiernie ziewałem ze zmęczenia. Było koło godziny drugiej
po południu, więc normalnie powinienem być pełen energii, ale
dzisiejszego dnia wstałem o czwartej rano. Zapewne przez to, że
zasnąłem około dwudziestej, więc to nawet cud, że przespałem aż
osiem godzin. Najwyraźniej byłem już tym wszystkim zmęczony i
długi sen miał mi pomóc. Chyba ta poprawa nastroju posiadała
długi czas reakcji, bo to wcale nie pomogło, a wręcz czułem się
jak totalne gówno. Chciałem rzucić się ponownie na łóżko i
zamknąć oczy chociaż na chwilę, ale wiedziałem, że czeka mnie
ciężka, ostatnia lekcja z Yumi, na której chciałem dać z siebie
wszystko. Byłem z siebie zadowolony, ponieważ dziewczyna nabyła
umiejętność samo uczenia się tego przedmiotu, co było
największym problemem w jej przygodzie z matematyką.
Właśnie robiliśmy jakieś ozdoby,
które na czas świątecznych ferii miały udekorować naszą szkołę.
Człowieka, który był już w liceum takie rzeczy wcale nie bawiły.
Na szczęście w naszej grupie dostałem przydział smarowania
wszystkiego klejem, bo jestem pewny, że gdybym ciął papier, to
przy okazji straciłbym parę palców, a przy sklejaniu zupełnie
pomylił gdzie ma co być. Od mojego jakże trudnego zadania oderwał
mnie głos nauczycielki, która bardzo mnie lubiła, chociaż nie
byłem zbyt utalentowany w jej przedmiocie:
- BaekHyun, czy mógłbyś pójść
do pokoju nauczycielskiego i przynieść tu to pudło z watą, które
jest na tej wielkiej białej szafie?
Oczywiście zgodziłem się. Już
dawno przyzwyczaiłem się do tego, że nauczyciele często wysyłali
mnie po jakieś rzeczy. Po co sami mieli je nosić jak zawsze mogli
poprosić o to jakiegoś ucznia w czasie lekcji. Całkowite
wykorzystywanie uczniów było jednym z przywilejów nauczycieli, z
którego korzystali bardzo często. Nie mogę powiedzieć, że
przeszkadzało mi to jakoś bardzo, ponieważ dzięki temu dokładnie
wiedziałem jak wygląda pokój nauczycielski oraz nie bałem się
wizyty w nim. Bardzo często karcono uczniów za przychodzenie do
niego, co było jedną z rzeczy, która mnie zastanawiała. Sami każą
uczniom tam chodzić, a jak już jakiś przyjdzie, to wyskakują na
niego z mordą. Na szczęście ja już zdobyłem przywilej
odwiedzania go bez takich sytuacji. Z grzeczności zapytałem woźnej,
czy ktoś jest w środku, a gdy ta zaprzeczyła skierowałem się w
stronę drzwi.
Dopiero gdy stanąłem przed szafą
przypomniałem sobie, że jest ona bardzo wielka, a ja niezbyt
wysoki, co stawiało mnie w przegranej pozycji. Byłem niemal
zrozpaczony gdy okazało się, że nawet jak stanę na palcach na
krześle, to i tak jestem kilka centymetrów od krańca pudełka.
Wiedząc, że nie mam innego wyjścia postawiłem na nim kolejny
mebel i niezbyt przekonany o stabilności konstrukcji wdrapałem na
nią. Byłem bardzo szczęśliwy, gdy bez problemu złapałem karton
w obie ręce i nieco przerażony faktem, że tylko parę centymetrów
dzieliło mnie od spotkania z sufitem. Po fali szczęścia nadeszła
fala rozpaczy, bo nie miałem bladego pojęcia jak zejść z
chwiejącej się budowli. Czym bardziej skupiałem się na wymyśleniu
sposobu zejścia, tym bardziej zapominałem o tym, że cała
konstrukcja nieco się gibie i sam nie wiem kiedy poleciałem do
tyłu.
Spadanie trwało tak krótko, że
nawet nie zdążyłem zacząć krzyczeć. Byłem pewny, że jestem
już w drugim świecie wśród białych aniołków, gdy poczułem, że
na kimś leżę, a ta osoba warknęła w moją stronę:
- Mógłbyś podnieść ze mnie swój
tyłek?
Ten głos. Nie mogłem się mylić.
Osobą, która mnie uratowała był Kim Jongin. Moje policzki
momentalnie się zaczerwieniły i miałem ochotę uciec z powrotem do
sali zapominając o wacie z kartonu, która leżała wokół nas.
Szybko zacząłem się podnosić, lecz pewnie wyglądało to bardzo
niezdarnie, ponieważ wciąż byłem w szoku. Z zawstydzenia miałem
spuszczoną głowę i nie chciałem spojrzeć na twarz Kaia. Byłem
pewny, że ten albo znowu mnie zignoruje i uda, że nic się nie
stało albo zacznie się ze mnie śmiać i tyrać bekę z tego, że
jestem taką fajtłapą. Natomiast usłyszałem jak ten z
niedowierzaniem wymawia moje imię, a kiedy tylko lekko obróciłem
się w jego stronę pociągnął mnie za krawat i zetknął nasze
usta razem.
Pocałunek był nieśmiały i
delikatny. Totalnie kojarzył mi się z tymi z mang shoujo, które
tonami czytała moja siostra, a potem w jakichś emocjonujących
momentach przylatywała do mnie i wszystko opowiadała ze
szczegółami. Nie było to zresztą nic niezwykłego. Bardziej
przypominało to buziak na dzień dobry i dowidzenia, który dawały
sobie przyjaciółki.
Po paru sekundach Kai oderwał się
ode mnie i myślałem, że był to zwykły przypadek, a to przez moją
niezdarność trafiłem swoimi ustami na te jego, ale Kim Jongin
skutecznie rozmył tą teorie kiedy ponownie wbił się w nie trochę
mocniej niż poprzednio sprawiając, że moje serce chciało wylecieć
z orbit. Byłem tak rozkojarzony, że mimowolnie przymknąłem oczy i
w zupełności oddałem się temu lekkiemu ocieraniu warg. Możecie
mi nie wierzyć, ale był to najbardziej emocjonujący pocałunek w
całym moim życiu, a na jego wspomnienie pojawiają mi się rumieńce
na twarzy.
Nie jestem pewien co wtedy czułem.
Było to zmieszanie szczęścia, irytacji, złości, radości i
innych uczuć, które przez ostatnie dni nie chciały mnie opuścić.
W zamian za nie pojawiły się te, których istnienia nie
dopuszczałem wcześniej do świadomości, a uderzyły do mnie
dopiero tego samego dnia, wieczorem, w łóżku, gdzie do trzeciej
nad ranem płakałem uświadomiwszy sobie, że ja, Byun BaekHyun, po
uszy zakochałem się w Kim Jonginie.
Możecie mnie uznać za największego
mięczaka, ale po tym wszystkim pozbierałem watę z powrotem do
kartonu i tak po prostu bez słowa spieprzyłem do sali. Byłem też
pewny, że nie było mnie o wiele więcej czasu niż przeciętny
człowiek potrzebuje na przyniesienie jakiegoś pudełka. Miałem
wrażenie, że każdy słyszy jak szybko bije mi serce i widzi moją
zaczerwienioną twarz, ale tylko Chanyeol zapytał się, dlaczego
przybrała taki kolor. Odpowiedziałem mu wtedy szybko, że biegłem
do klasy i zapewne to jest tego powodem, a w duchu miałem nadzieję,
że Park to kupił.
Był piątek. Ostatni dzień przed
przerwą świąteczną, a ja właśnie zmierzałem do szkoły. Z
każdym krokiem moje serce biło coraz mocniej, bo byłem pewny, że
czeka mnie konfrontacja z Kaiem, a czułem, że przy nim zapomnę
języka w gębie. I kiedy coraz bardziej myślałem o tym, co mnie
czeka, postanowiłem, że pierwszy raz w życiu urwę się z lekcji i
od razu zmieniłem kierunek, w którym zamierzałem.
Podczas spaceru po centrum miasta
wciąż rozmyślałem o wszystkim i coraz bardziej miałem dość.
Może dłuższa przerwa zanim ponownie spotkam Jongina trochę mnie
uspokoi, a ja będę mieć czas aby zastanowić się nad tym co mu
powiedzieć. Chociaż z drugiej strony wiedziałem, że czym bardziej
będę się ociągał, tym bardziej będę się bał ponownie stanąć
z nim twarzą w twarz. Pocieszyłem się myślami, że jest to może
chwilowe i zaraz mi przejdzie. Zupełnie jak jakaś choroba, którą
krótki pobyt w domu wyleczy i odeśle do zakładki pod tytułem:
„stare i zapomniane”. Ale wtedy też przypominałem sobie, że
nie raz próbowałem włożyć tam Kaia, a zawsze kończyło się to
tak samo. Dobrze wiedziałem, że najlepiej byłoby się spotkać z
nim dzisiaj i wszystko wyjaśnić, ale byłem zbyt przestraszony całą
sytuacją i wizją rozmowy, którą byśmy przeprowadzili.
Nie miałem pojęcia, czy ten
pocałunek coś znaczył. Może Jongin tylko sobie ze mnie żartował,
a ja tak naprawdę nadal tkwiłem w jego planie zemsty nade mną za
tą rozlaną gorącą czekoladę. A co jeżeli on również coś do
mnie czuł? Na tą myśl szybko pokiwałem głową przecząco.
Dziewczyny nigdy zbytnio się mną nie interesowały, a co dopiero
miałby to zrobić ten mega przystojny Kai, który pewnie zajmował
pierwsze pozycje w rankingach popularności. Mógł mieć każdego,
więc czemu miałby wybrać kogoś tak przeciętnego i niezdarnego ja
jak ja? No właśnie. To wszystko nie trzymało się kupy, więc
jakiekolwiek myślenie o tym, że być może Kim odwzajemnia moje
uczucia było głupie.
Był już wieczór, a ja nadal nie
miałem ochoty wracać do domu. Świerze i zimne powietrze pobudzało
moją głowę do myślenia, a ciągłe unikanie tego tematu
sprawiłoby, że nigdy nie uporządkowałbym sprawy Jongina w swojej
głowie. Czasem naprawdę trzeba poświęcić te parę godzin, bo
potem tylko pojedyncze myśli atakują nas w najmniej oczekiwanych
momentach i nie dość, że zabierają więcej czasu niż to wszystko
warte, to całkowicie niszczą humor. A na dodatek nie uśmiechało
mi się spędzenie całego wolnego czasu na myśleniu o Kaiu i o tym
jak perfekcyjny i zarazem beznadziejny był dla mnie w każdym calu.
Jego skóra wyróżniała się
spośród innych i mimo że była jak mleczna czekolada, a nie jak
mleko, wydawała mi się najpiękniejsza pod słońcem. Te wszystkie
aroganckie ruchy jego ust irytowały mnie niemiłosiernie, ale
zarazem kochałem podziwiać ich ruch i to jak stykały się z tymi
moimi. Chociaż tylko raz się całowaliśmy byłem pewny, że jest w
tym prawdziwym mistrzem. Było tyle rzeczy, których o nim nie
wiedziałem. Na przykład kiedy się urodził? Jaki jest jego
ulubiony kolor? Co najbardziej lubi jeść? Czy ma na coś uczulenie?
Niby takie banały, ale właśnie tego chciałem się dowiedzieć. Z
każdej kolejnej informacji o nim cieszyłbym się jak małe dziecko
z nowej zabawki, ponieważ przybliżała by mnie ona do poznania
jakim człowiekiem dokładnie jest Kim Jongin. A wszystko stawało
się jeszcze bardziej niezwykłe, ponieważ tylko o nim chciałem
tyle wiedzieć. Byłem podekscytowany na myśl poznania jakiejś
części jego duszy. Wiedziałem jednak, że coś takiego nigdy nie
nastąpi, bo jest to nieodwzajemniona miłość, która pojawiła się
w najmniej spodziewanym momencie i nie mógłbym wyjaśnić dlaczego
właśnie czuję to do niego. Tak naprawdę nigdy nie będziemy
świadomi, dlaczego właśnie zakochaliśmy się w tej, a nie innej
osobie, ponieważ jest to jak zakręcenie kołem fortuny. Nigdy nie
wiemy na kim się zatrzyma.
Zrobiło się już ciemno, a na
zewnątrz było bardzo przyjemnie, dlatego też wciąż nie chciałem
wracać do siebie. Pogodynki zapowiadały też kolejne śnieżyce,
więc należało skorzystać z tej dość spokojnej pogody.
Zauważyłem, że byłem w pobliżu mojego ulubionego zimowego
miejsca, czyli automatu z gorącą czekoladą. Skusiłem się na tą
małą przyjemność, chociaż mój portfel był prawie pusty.
Stwierdziłem, że wolę napić się tego pysznego napoju bogów niż
zjeść coś całkowicie ziemskiego i zwykłego. Jakby czekolada
wcale taka nie była, ale przecież możemy to pominąć. Z mamą
Yumi umówiłem się, że zapłaci mi zaraz po świętach. Jutro z
samego rana wyjeżdżała do rodziny, a chciała załatwić to ze mną
na spokojnie. I tak nic nie zrobiłbym teraz z tymi pieniędzmi, a
może nawet lepiej jeżeli rozliczymy się po całym tym szale.
To tylko parę monet, ale jak
zakupiona przez nie czekolada cieszy. Maszerowałem wśród ludzi
ogrzewając napojem swoje ręce i popijając go od czasu do czasu.
Starałem się uważać aby na nikogo nie wpaść, ponieważ ludzie
jak oszalałe mrówki biegali z siatkami spiesząc się w jakieś
miejsce. Sam nie wiem dlaczego wpakowałem się w taki harmider, ale
wtedy czułem się w nim przyjemnie. Fakt, że było się otoczonym
taką ilością ludzi napawało mnie radością i odwagą, której
ostatnio mi brakowało. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień
skończy się pozytywnie aż nie usłyszałem:
- Jongin …
Słowa te poprzedził dziewczęcy
śmiech. Jej głos skądś kojarzyłem, ale był naładowany taką
ilością szczęścia, że nie miałem pojęcia kim jest jego
posiadaczka. Obróciłem się w stronę, z której doszło mnie imię
Kaia tak jakby poraził mnie prąd. Mój wzrok chwilę wędrował
między ludźmi, a ja miałem nadzieję, że tylko się
przesłyszałem. Niestety tym razem nie był to wybryk mojej
wyobraźni i po kilku sekundach zauważyłem wśród tłumu Jongina.
Jego włosy był zwichrzone przez
wiatr, przez co widać było kawałek jego czoła, które zawsze było
przykryte grzywką. To był pierwszy raz kiedy widziałem go w tak
dobrym nastroju oraz jak usłyszałem jego śmiech. Nie ten
sarkastyczny, który często posyłał w moją stronę. Ten był
przepełniony tymi pozytywnymi emocjami, które wbrew moim obawom
jednak posiadał. Aż zakuło mnie w serce z zazdrości, że to nie
ja jestem odbiorcą tego miłego dla uszów dźwięku.
Tak bardzo skupiłem się na postaci
Kaia, że zupełnie zapomniałem o osobie, która mu towarzyszyła.
Bojąc się, że stracę ich z oczu zacząłem iść za nimi i kiedy
na chwile przystanęli zobaczyłem, że była to Yumi. Ten jeden mały
obraz sprawił, że powiązałem ze sobą wszystkie fakty i rzeczy,
które ostatnio mi się przytrafiły i stwierdziłem, że Jongin po
prostu mnie wykorzystał.
Dzisiaj były urodziny dziewczyny.
Dobrze pamiętam jak się zarumieniła wspominając mi o tym, że
zamierza spotkać się z kimś specjalnym. Przecież zdarzyło się
to dwa dni temu, więc jak mógłbym tak szybko zapomnieć. Dodatkowo
przypomniałem sobie o czymś co zagrzebałem w swoich wspomnieniach.
Przecież Kai zmusił mnie kiedyś do tego abym pomógł mu wybrać
prezent dla swojej dziewczyny. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak
oczywistym? Z napływu tych wszystkich emocji, które doszły do mnie
kiedy zrozumiałem, że zakochałem się w tym dzieciaku, chyba
zapomniałem racjonalnie myśleć. Kim Jongin był normalnym
chłopakiem, a normalni chłopcy lecą na okrągłe cycuszki, a nie
na chuje innych chłopaków.
Scena, którą zobaczyłem wszystko
negowała. Te dziewczyny w stołówce były tylko rozrywką. Niczym
wyjątkowym. Tylko ja byłem na tyle głupi, by być zazdrosnym o
coś, co tak naprawdę nic nie znaczyło i było zwykłą zabawą.
Pocałunek też nic nie znaczył. Teraz każdy z każdym się całuje
i jakby miało to oznaczać coś więcej, to niektórzy byliby w
kilkunastu związkach. Byłem wtedy niemal pewny, że Kai po prostu
wykorzystał sytuację i pocałował mnie dla zwykłego treningu aby
jak najbardziej zadowolić Yumi jej urodzinowym całusem. Lubiłem tą
dziewczynę, ale fakt, że była razem z Jonginem niesamowicie mnie
bolał.
Czułem, że więcej nie wytrzymam.
Te ich śmiechy, radość i szczęście, które wylewało się z nich
przyprawiało mnie o ból głowy. Wcześniej cieszyłem się z tego,
że otaczała mnie taka ilość ludzi. Teraz wydawało mi się jakbym
nie miał gdzie uciec, a każdy wiedział co przeżywam, gdy w
rzeczywistości nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czas jakby zwolnił
kiedy ostatni raz rzuciłem okiem na tą dwójkę. Wpadłem na kogoś
kiedy zacząłem biec w nieznanym sobie kierunku. Zderzenie to
poskutkowało tym, że po raz drugi w ostatnim czasie rozlałem mój
ulubiony napój. Jak się później dowiedziałem była to ta sama
ulica i prawie to samo miejsce, gdzie dwa tygodnie wcześniej
zderzyłem się Kaiem i to na nim wylądowała moja czekolada.
Zaplątałem się w wir swoich myśli i nawet nie słyszałem jak
jakiś koleś w eleganckim ubraniu woła za mną pełen frustracji i
złości.
/Kai POV
Przedświąteczny czas zawsze
kojarzył mu się ze spędzaniem urodzin Yumi. Jego matka już od
początku grudnia tłukła mu za uchem żeby nie zapomniał kupić
jej prezentu. W ten oto sposób nawet dwa tygodnie wcześniej miał
już w domu mały podarunek dla niej aby jego rodzicielka zostawiła
go wreszcie w spokoju, bo tylko o to mu chodziło.
Nie znaczyło to też, że Kai
kupował jej byle co. Oczywiście zazwyczaj jak to mają w naturze
chłopacy, Jongin, zupełnie nie wiedział co takiego mogłoby się
spodobać jego przyjaciółce z dzieciństwa. Byli kiedyś sąsiadami,
ale kiedy Yumi chodziła do podstawówki przeprowadziła się do nowo
wybudowanego domu, a tamten sprzedała. Jak widać ich kontakt się
nie załamał, ponieważ mimo wszystko chłopak lubił jej
towarzystwo. W tym roku w wyborze prezentu pomógł mu BaekHyun, ale
był on jedyną osobą jaką miał wtedy pod ręką. Dodatkowo
wydawało mu się jakby dziewczyna przez przypadek urodziła się w
ciele chłopaka, dlatego też był niemal pewny, ze Byun znajdzie coś
fajnego. Zazwyczaj robiła to Yuri, ale ta stwierdziła, że woli
spędzić czas ze swoim chłopakiem. Kiedy natomiast Jongin prychnął
na nią ze stwierdzeniem, że poprosi jakąś inną lasie, ta zganiła
go słowami, które chyba zapamięta do końca życia:
„Chyba
jesteś głupi jeżeli zamierzasz poprosić o pomoc w wybraniu
prezentu dla dziewczyny jakąś laskę, której najprawdopodobniej
się podobasz. Skończysz z czerwonym policzkiem, jak nie dwoma w
najgorszym wypadku. A skąd to wiem? Bo już widzę jak dziewczyna,
która się Tobą nie interesuje leci spędzić z Tobą cały
wieczór.”
Kai wciąż nie rozumiał o co jej
wtedy chodziło, ale on zupełnie nie znał się na dziewczynach i
nie posiadał poczucia, co można im powiedzieć, a czego nie, a
przynajmniej tak sądziła Yuri. Jednak w tej kwestii posłuchał
jej, bo chociaż na to nie wyglądało, była ona jedną z
przedstawicielek płci pięknej, więc jednak musiała coś o nich
wiedzieć. Wyjątkowo Kris mógłby mu jeszcze pomóc, ponieważ jego
artystyczna dusza potrafiła się wczuć w każdą osobę. Jednak
właśnie ta jego artystyczna dusza czuła potrzebę naszkicowania po
lekcjach nagiego Zitao, a Jongin wolał wiedzieć i słyszeć o tym
jak najmniej. Właśnie przez taki splot wydarzeń musiał zmusić
Byuna aby poszedł z nim.
- Nawet nie wiesz jak mnie
zaskoczyłeś – zaśmiała się Yumi, która tak samo jak on była
w dość dobrym nastroju
- Przecież co roku świętuje z Tobą
Twoje urodziny chociaż przez chwilę – odparł jej Jongin, który
sądził, że stało się to już tak naturalne jak oddychanie
- Ale i tak co roku jestem zaskoczona
– odparła naburmuszona dziewczyna, a Kai wiedział, że chce mu po
prostu podziękować.
Kim wiedział, że dalsze wałkowanie
tego nie przyniesie niczego dobrego, więc tylko poczochrał jej
długie włosy. Nie zwrócił uwagi na jej narzekania na to, że
zniszczy mu fryzurę, którą długo układała i zapytał:
- A jak Ci poszło z tym chłopakiem?
Jongin wprost uwielbiał się z nią
drażnić i uważnie obserwował jak ta rumieni się i odwraca wzrok.
W międzyczasie mruknęła w jego stronę, że było okej i nie
powinno go to zbytnio interesować.
Szli
dość ruchliwą ulicą i Kai cały czas się starał aby Yumi nie
wpadła na kogoś, bo sam miał już doświadczenie z tym, ze takie
wypadki nie kończą się zbyt super. Oboje ucichli, ale nie była to
niezręczna cisza. Przecież nie można też cały czas rozmawiać.
Chwile spokoju też są potrzebne, bo wtedy ma się czas na
przemyślenie kilku spraw.
Właśnie w taki czasie Kim Jongin
zauważył rozlany na chodniku napój. Na początku zdawało mu się,
że jest to kawa, ale po chwili skojarzył to z czekoladą. Śmieszne
było też dla niego to, że kałuża znajdowała się prawie w tym
samym miejscu, w którym dwa tygodnie wcześniej Baek wylał na niego
taki sam napój.
A jeżeli chodziło o Byun Baekhyuna
… Ten dzieciak … Kai naprawdę starał się o nim nie myśleć w
tym momencie, ale wspomnienie o sytuacji, w której się poznali
jeszcze bardziej poprowadziło go w tę stronę. Wczorajszy
pocałunek. Jongin sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo poniosły
go wtedy uczucia, że aż wymusił ten kontakt fizyczny na nim.
Wymusił. Tego Kai też nie był zbyt pewny, ponieważ zdawało mu
się jakby Byun odwzajemnił to krótkie zetknięcie się ich ust.
Wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane, ponieważ ten po
całym zdarzeniu od razu uciekł. Kim miał nadzieję, że może
dzisiaj uda mu się z nim porozmawiać, jak ten zdecydowanie ochłonie
po całej sytuacji, lecz ku jego wielkiemu zdziwieniu ten mały
gnojek stchórzył też obecnego dnia. Kai mógł się tylko
załamywać nad tym, że zainteresował się taką osobą, ale
jednocześnie cieszył go fakt, że Baek był nieprzewidywalny. Sam
dobrze wiedział, że nuda do niego nie pasowała, a Byun
zdecydowanie nie należał do takiego rodzaju ludzi. Pojawiał się w
najmniej oczekiwanych miejscach w najmniej oczekiwanym czasie i
czasami Kai miał wrażenie jakby ten robił to wszystko specjalnie.
Zainteresował się nim.
Te słowa budziły w nim pewną
ekscytację. BaekHyun nie był pierwszą osobą, która tak na niego
wpłynęła, ale działał na niego zupełnie inaczej niż tak jak
działo się to w przypadku jego wcześniejszych zauroczeń. Do
poniedziałku był pewien, że Byun jest jednym z nich, ale to jak
wyjechał do niego z tekstem: „Odpierdol się ode mnie” wpłynęło
na niego zupełnie inaczej niż zdawało mu się, że zadziała. Był
on naburmuszony i bardzo łatwo było go zdenerwować. Nawet zabawa z
jakimiś dziewczynami nie potrafiła go rozluźnić. Chyba właśnie
to spięcie było powodem tego, że bez żadnego powodu nagle
pocałował Byuna. Gdyby racjonalnie myślał na pewno nie zrobiłby
tego na podłodze w pokoju nauczycielskim. Nawet bez większego
wyczucia zdawał sobie sprawę, że na pewno wywołało to na
BaekHyunie duże zdziwienie. Do tego nie miał pojęcia jak ten
odbierze całe to zajście, bo mimo że nie znał go zbyt długo,
miał wrażenie, że ten chłopak zdecydowanie zbyt dużo myśli. A z
czegoś takiego tylko wyciąga się błędne wnioski.
Z każdą kolejną minutą Jongin
zdawał sobie sprawę, że będzie musiał skontaktować się z nim w
najbliższym czasie, ponieważ chłopak jest jak bomba z krótkim
czasem wybuchu i kiedy szybko się jej nie wyłączy, to wybuchnie.
Sam fakt, że Byun mu się spodobał
niczego nie ułatwiał. Kai miał wrażenie, że w momencie kiedy
zdał sobie sprawę, że znęca się nad nim nie z powodu rozlanej
czekolady, wszystko stało się o wiele trudniejsze niż było na
początku.
- Kai. Słuchasz mnie? - z toku
rozmyślań wyrwał go głos dziewczyny, z którą świętował jej
urodziny
- Wybacz Yumi. Powtórzysz?
- Ah, Jongin. Ile razy mam Ci
powtarzać, że z takim zachowaniem Twoje związki od razu będą się
rozlatywać? Ktoś będzie musiał Cię naprawdę kochać jeżeli
zajmie się Twoim wychowaniem. Do tego mógłbyś się pozbyć tego
okropnego nawyku spóźniania się, bo nawet jeżeli sam do mnie
zadzwoniłeś i zaproponowałeś wyjście, to i tak byłeś
dwadzieścia minut za późno.
Kim tylko przekręcił oczami i
rzucił jej jakieś „okej”, które wcale nie znaczyło, że miał
zamiar coś zmieniać. Aż do końca dnia starał się czerpać
radość ze wspólnego przebywania z dziewczyną i nie powracać w
swoich myślach do tematu Byun BaekHyuna.
/BaekHyun POV
Następne trzy dni były dla mnie
istną katorgą. Nie mogłem spać i jeść. Po prostu byłem
bezużytecznym gównem, które kołysało się tak jak wiatr mu
zagrał. Cały czas w kółko wałkowałem jeden i ten sam temat,
który brzmiał: „Jak mogłem liczyć na cokolwiek z jego strony?”.
Chociaż wcześniej zdawałem sobie sprawę tego, że nic z tego nie
wyjdzie i jest to jednostronne uczucie, to i tak byłem niesamowicie
zawiedziony, ponieważ nadal miałem małą nadzieję na to, że
wszystko potoczy się tak jakbym tego chciał. Niestety życie nie
jest piękną bajką i nie zawsze kończy się szczęśliwymi
zakończeniami. I teraz wiedziałem, że tak samo będzie w moim
wypadku.
Moje serce dosłownie w jednej
chwili spadło na ziemie i roztłukło na tysiące, a nawet miliony
małych kawałeczków, których samemu zebrać i posklejać nie jest
tak łatwo i może to zając nawet bardzo dużo czasu. Mimo wszystko
ten narząd z każdym ruchem bolał mnie coraz bardziej. Ale nie było
to coś, co może wyleczyć lekarz. Chyba, że znacie kogoś kto
skutecznie leczy chorobę zwaną miłością.
Bolało to, że się w nim
zakochałem. Bolała mnie świadomość, że ktoś taki jak on
istnieje na tym świecie. Bolało mnie to, że nie mogę z nim być.
Bolało mnie to, że to nie ja sprawiałem, że jego ustaw
wykrzywiały się w piękny uśmiech. Bolało mnie to, że nie mogę
się z tym wszystkim pogodzić. Bolało mnie wszystko, co był
związane z jego osobą, a każda rzecz na tym świecie kojarzyła mi
się z nim.
Nie mam pojęcia, czy to właśnie
ludzie nazywają nieszczęśliwą miłością, ale jeżeli tak, to
już nigdy nie zamierzałem nie zwracać uwagi na kogoś kto będzie
w podobnej sytuacji jak ja teraz. Człowiek nigdy nie wie jak czuję
się ktoś inny dopóki sam tego nie przeżyję.
Najbardziej w tym bawiło mnie to,
że miłość to tak naprawdę bardzo szerokie pojęcie i mogą jej
towarzyszyć wszystkie uczucia jakie człowiek może posiadać. Może
to być miłość do kochanka, idola, siostry lub brata, a nawet do
przyjaciela. Można być zakochanym w jakichś roślinach lub
samochodach. Własne zwierze też obdarzamy tym uczuciem. Każda z
tych miłości jest inna, ale nazywamy je tym samym słowem, a
odróżnianie ich zazwyczaj nie sprawia nam kłopotu. Miłość
powoduje też, że jesteśmy szczęśliwi i pełni życia. Ma ona
jednak też drugą stronę i niektórzy odczuwają ból i smutek z
jej powodu.
Nie chciałem już o nim myśleć,
ale on nie chciał dać mi o sobie zapomnieć. Cały czas po głowie
krążył mi obraz jego i Yumi, kiedy spotkałem ich w piątek. Ona
była ładna, on przystojny. Idealnie do siebie pasowali i widać
było, ze tworzyli zgraną parę. Przecież Kai był chłopakiem,
więc to normalne, że kręcą go takie dziewczyny jak ona. Na prawdę
zdawało mi się, że jestem dziwny skoro poczułem coś do osoby tej
samej płci, ale przecież w tym wszystkim płeć jest najmniej
ważna, bo to nie za nią kochamy człowieka tylko za to kim jest. W
wirze tego wszystkiego stwierdziłem, że jest jeszcze jedna rzecz,
która całkowicie nie pasuje do rozrywkowego Kim Jongina. Byłem nią
ja przy jego boku.
Wydawało mi się, że najgorsza
fala już minęła i starałem się pomagać mamie przy
przygotowaniach do Wigilii. Ona sama zaczęła się o mnie martwić,
lecz wcisnąłem jej kit, że po prostu jestem przeziębiony. Nagle w
mojej kieszeni zapiszczał dźwięk, który ogłaszał, że dostałem
nową wiadomość tekstową. Szybko wyjąłem urządzenie i gdy tylko
zobaczyłem, kto jest nadawcą smsa popędziłem do swojego pokoju.
„Od:
Dupek Kai
Spotkajmy
się jutro o dwudziestej pod fontanną w tym parku niedaleko naszej
szkoły.
Będę
czekać.
Jongin.”
Nie mam pojęcia kiedy z ręki
wypadł mi telefon, a ja zacząłem mocno płakać przytłoczony tym
wszystkim co czułem.
Nie
zamierzałem nigdzie iść. Wychodzenie tylko po to by usłyszeć to
o czym doskonale się wiedziało było dla mnie śmieszne, głupie i
niepotrzebne. Najbardziej jednak śmieszyło mnie to, że Kim Jongin
jednak poczuł trochę wyrzutów sumienia i ma zamiar mi wszystko
wyjaśnić. Mógł się już na samym początku ode mnie odwalić i
nigdy bym się w nim nie zakochał. Tak. Doszedłem do wniosku, że
to wszystko było jego winą, ponieważ wpieprzył się swoimi
brudnymi buciorami w moje życie, chociaż nie dałem mu na to
żadnego pozwolenia. Nie myślałem jednak wtedy o tym, że miłość
sama sobie wysyła zaproszenia, a Twoje zdanie na ten temat najmniej
ją obchodzi.
Nie chciałem marnować przerwy
świątecznej. Z samego ranka dostałem niespodziewanego poweru i
niczym nowo narodzony stąpałem po schodach domu prowadzących na
dół. Od samego początku dnia pomagałem mamie w dekorowaniu domu i
przygotowaniu pokojów dla gości, którzy mieli się zjawić i
świętować razem z nami.
Kiedy dostałem chwilkę wolnego
czasu i usiadłem na chwilę, moje myśli znowu powędrowały w
stronę spotkania, z którym wysunął się wczorajszego dnia Jongin.
A co jeśli on naprawdę będzie tam czekał? Cały przemarznie, a
na dodatek pewnie się pochoruje. Dodatkowo ma padać śnieg, więc
będzie cały przemoczony. Ale po co miałbym iść i słuchać tego
o czym doskonale wiem? Miałem dziwne wrażenie, że ten zdaje sobie
sprawę z moich uczuć i od razu jak tylko mnie zobaczy zacznie się
ze mnie śmiać. On był takim człowiekiem, który wydawał się
całkowicie nie myśleć o innych i ich uczuciach. To chyba było w
tym wszystkim najgorsze. Fakt, że Jongin nie posiadał tej właśnie
delikatności najbardziej mnie bolał.
Nie wiem co mnie natchnęło do
pomysłu aby napisać mu smsa. Przez chwilę zastanawiałem się nad
jego treścią, a potem od razu wystukałem wszystko na dotykowej
klawiaturze. Już miałem go wysłać kiedy napadły mnie kolejne
wątpliwości i usunąłem całą wiadomość rzucając telefon
gdzieś na bok. Czy na pewno wypada mu to wysłać? Nie Baek –
powtarzałem sobie w myślach – Ciebie już nie powinno obchodzić
co takiego robi.
Moja rodzina od zawsze była bardzo
rozśpiewana i po kolacji wigilijnej nadchodziła pora na kolędy.
Niestety jednak ku wielkiemu rozczarowaniu wszystkich, po włączeniu
radia zamiast muzyki usłyszeliśmy wiadomości. Nie mam pojęcia,
dlaczego nikt nie zmienił kanału, ale teraz jestem im za to
ogromnie wdzięczny. Prezenter powiedział coś czego kompletnie nie
słuchałem, a po chwili moja mama zapytała się mnie:
- Czy to nie jest przypadkiem Twoja
szkoła?
- Tak. A czemu pytasz? - zapytałem
ciekawy źródła tego pytania
- Bo właśnie mówili, że koło
tego parku niedaleko niej samochód potrącił jakiegoś chłopaka.
Moje oczy rozszerzyły się w ciągu
kilku sekund i zaczęły szukać najbliższego zegara na ścianie.
Niestety tak jak myślałem było kilka minut do dwudziestej. Bez
słowa nagle wstałem od stołu i wybiegłem z domu ubierając byle
jakie buty i kurtkę. Przedzierałem się przez śnieżycę, a do
moich oczów cisnęły się łzy. Nie mogłem go tak po prostu
stracić. Przecież jak nie mogłem z nim być, to pozostawało mi
uwielbianie go z boku do czasu aż natknę się na następną osobę,
która poruszy moje serce w taki sposób jak on. Przecież zdawałem
sobie sprawę z tego, że niepielęgnowane uczucie kiedyż zaniknie i
pozwoli mi odżyć na nowo. Nie chciałem przeżywać straty tej
samej osoby po raz drugi, a miałem wrażenie, że pociągnąłby on
mnie razem ze sobą na dno. Nie byłem pewny, czy potrafiłbym bez
niego żyć. Ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę jego
czekoladowej skóry albo figlarnych oczów. Zacząłem przeklinać
się w myślach za to, że nie wysłałem mu tego smsa. Może wtedy
wszystko potoczyłoby się inaczej i nie trafiłby on pod koła tego
samochodu. Czasami za takie głupie rzeczy cierpimy tak bardzo. To
jest strasznie niesprawiedliwe, że mały błąd może mieć fatalne
skutki.
Minęło
jakieś dwadzieścia minut niż półbiegiem dostałem się do parku,
a moje oczy zaatakowały lampy karetek i policji. I wtedy nogi
odmówiły mi posłuszeństwa, a ja wiedziałem, że panicznie boję
się dowiedzieć kto został potracony. Wiedziałem, że służby nie
ustąpią mi tak łatwo, ale miałem nadzieję, że w ten świąteczny
nastrój zlitują się trochę nade mną jak ich pomęczę. Jednak
nie mogłem tego zrobić dopóki nie znalazłbym się w dobrze znanym
sobie miejscu. Na przejściu przez które prawie codziennie
przechodziłem. Z frustracji łzy zaczęły płynąć mi po
policzkach i mogłem tylko patrzeć jak karetka odjeżdża
najprawdopodobniej razem z miłością mojego życia. Zaczęło
kręcić mi się w głowie i nie kontaktowałem z otoczeniem. Miałem
bardzo złe przeczucie, że już nigdy nie zobaczę twarzy Jongina.
Łzy nadal spływały mi po policzkach i czułem jak zimno od razu je
atakuje.
Nagle z tego wszystkiego wyrwał
mnie głos, który z niedowierzaniem wymawiał moje imię.
Odwróciłem się w stronę, z
której dochodził i zauważyłem tam dobrze znaną mi postać.
Kilkanaście metrów ode mnie stał cały i zdrowy Kim Jongin. Z
radości zacząłem płakać jeszcze mocniej i jestem pewny, że o
mało nie odwodniłem się w ciągu tych kilku dni, w których potoki
łez wypływały ze mnie jak nigdy dotąd. Nie mam pojęcia kiedy
dobiegłem do niego i mocno chwyciłem jego ubranie na piersi
spuszczając przy okazji głowę. Było tyle rzeczy, które chciałem
w tamtej chwili powiedzieć, ale jedyne co zdołałem wykrztusić z
siebie było:
- Kocham Cię.
Natychmiastowo dostałem odpowiedź:
- Ja też Cię kocham.
Poczułem jak ten mocno otula mnie
ramionami, a moje łzy szczęścia toną w jego kurtce. Po mojej
głowie krążyła wtedy jedna rzecz, o której w napływie
wszystkich emocji kompletnie zapomniałem. Przecież Kim Jongin
zawsze się spóźniał.
☮☮☮
Jako, że to ostatnia część chciałabym poprosić o skomentowanie po przeczytaniu, bo motywuje to do dalszego tworzenia!
huhuhu.. widzę że będę miała co czytać wieczorem do poduszki C:
OdpowiedzUsuńKomentarze to się chce, a nic nowego wstawić nie łaska! Spinaj dupę i pisz coś, bo tak to komentarza nie dostaniesz~
OdpowiedzUsuńi po drugie - pisz coś, bo skończyły mi się rzeczy do czytania po polsku i powoli zaczynam myśleć po angielsku~
♥ buziaczki!
Komentuję, nie umiem się rozpisać. Kocham ten ff, pisz więcej, albo Ci skopię dupsko. *:
OdpowiedzUsuńSkończyło się tak uroczo, że mam ochotę rzucić brokatem. Aw. Ogólnie ff bardzo mi się spodobał, piszesz naprawdę dobrze, Bakełku!
OdpowiedzUsuńJeju to opowiadanie było boskie <3 Co z tego, że jest środek wakacji a tutaj jest zimowo-świąteczny klimat? Co z tego, skoro to tak cholernie mi się podobało ^-^ Tyle cukru i w ogóle. Trochę brakuję mi czegoś (sama nie wiem czego) na samym końcu, ale ogólnie jest pięknie. Kto by pomyślał, że takie romansidło wyniknie z powodu jednego kubka czekolady :3 A właśnie, odnośnie tamtej sytuacji, to musiałoby wyglądać na prawdę komicznie jak by na serio Kasi gonił Baek'a po całym Seulu z czekoladą na jajkach xD Ta wizja mnie przerażała xD Doskonale rozumiem jak to jest być sierotą, Byun moja bratnia dusza normalnie. Chociaż i tak moje serce zdobył tutaj Kris i jego rysunki, po prostu jebłam, czarne patyczaki i goły Tao, ale nie wnikam w jego inwencje twórczą, w końcu artysta :D
OdpowiedzUsuńI mnie zmyliłaś, bo na początku myślałam, że Chanyeol coś ten tego do Byuna i było mi tak go szkoda jak Kai o porwał i zostawił Channie'go samego z biletami na jakiś denny film :C Ale na szczęście nic takiego nie było, uff ^^"
Twoje opisy sytuacji są mega genialne, sama chciałabym tak pisać, serio! Była ironia, był sarkazm, seksowny Kai, ciapowaty Baekkie czego chcieć więcej? Taaakie fellsy miałam jak Jongin przyparł Byuna do ściany ( i generalnie myślałam, że go zjem za to "Odpierdol się" -.- ) I ta akcja w pokoju nauczycielskim, ja myślałam, że Kai będzie bohaterem i pomoże mu ten karton ściągnąć a tu proszę taki cudowny Ksissik <333 Rozpływałam się *Q* do czasu aż Baek nie spierniczył. W ogóle co to miało być za mizianie jakiś zdzir na stołówce, aż miałam ochotę podejść tam do Jongina i przemówić mu do rozsądku, jak on mógł?
A ta karetka na końcu? Już myślałam, że happy endu nie będzie, ale był i jestem Ci za to wdzięczna, bo nie wiem co by się z moim życiem stało, gdybyś mi rozwaliła na koniec ich związek >.< Zdechłabym chyba :c
Nie no dzięki za to, bo serio poprawiło mi humor! Hwaiting!